piątek, 27 stycznia 2017

#14 Polaroid (V)

Najmniejsza rzecz





Mila po raz piąty tego dnia wylogowała się z portalu sprzedażowego i po raz piąty tego dnia wypuściła powietrze z ust z rezygnacją. Nikt nie widział siebie w domu, w którym rok po roku wyczarowywało się jej dzieciństwo. Pomyślała, że to pewnie wina nieprzemalowanych na biało ścian – taki zabieg podobno ułatwia potencjalnym kupcom wyobrazić sobie siebie w danej posiadłości – i postanowiła, że jeśli znajdzie siłę, podejmie się tego w przyszłym tygodniu. Nadal miała bowiem zaległy urlop do wykorzystania.
Nastała jesień; bardzo dżdżysta i wietrzna, zimna i nieprzyjemna. W drodze do pracy jedynym pocieszeniem dla Elin była myśl o sprawnej (wreszcie) klimatyzacji w biurze i oderwaniu się od dylematów, które ścigały ją od miesiąca, nie pozwalając prędko zasypiać wieczorami. Nie lubiła ich; wzbudzały w niej poczucie winy, niepokój i niemal niepohamowaną potrzebę wybrania w komórce numeru, który potrafiła wyrecytować choćby obudzona w środku nocy. Nie miała go w kontaktach, bo wcale nie musiała.
Kiedy myśli zaczynały burzyć jej z wolna budowany ład, pojawiały się w jej głowie argumenty „za” podjętą decyzją: że on pewnie już o niej zapomniał, że to był idealny „ostatni akt” ich znajomości, że przecież on naprawdę nie mógł jej wybaczyć, bo to przeczyło jakimkolwiek zasadom logiki, a Peter był cały zbudowany z racjonalizmu i logiczności. Egoistyczna jednak część jej charakteru – ta, która była winowajczynią całego zamieszania – podpowiadała jej, że gdyby nie uciekła starym zwyczajem z hotelu, teraz na jej palcu błyszczałby znowu pierścionek.
Tylko czy to byłoby dobre dla niego? Męczyć się ze świadomością, że jego narzeczona zrobiła mu takie świństwo?
Mila spojrzała na swój palec serdeczny, by po chwili zacisnąć lewą dłoń w pięść.
Nie, i nawet nie waż się myśleć inaczej, skarciła się w duchu.
Być może takie właśnie były profity niewyznania tej małej rzeczy. Bo wtedy mogłyby dojść niepotrzebne komplikacje, wątpliwości... Bez nich ich sytuacja była pozornie czysta. To mózg kusił ją samolubnymi wizjami. Zagłuszała je więc wyuczonymi historyjkami i pracą.
– Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość! – Wielki stos wydruków wylądował z hukiem na jej biurku, a Mila cała podskoczyła.
Spojrzała na swoją szefową, która znowu była w wyśmienitym nastroju. Kiedy ostatni raz ją taką widziała, ogłaszała bankiet. Elin nie miała więc pewności, czy nadchodzący news był taki cudowny, jakim go Jelar reklamowała.
Wspomnienia z tamtej nocy błysnęły jej przed oczami, więc intuicyjnie zacisnęła powieki.
Oderwała dłonie od klawiatury. Jelar usiadła na niewielkim skrawku jej biurka, wyraźnie zadowolona z siebie. A Elin czuła się tylko bardziej zagrożona.
– Jestem dobroduszna i cię lubię, bo nie jesteś tam żadna pierwsza lepsza – zakomunikowała szefowa. Choć powinna była się poczuć doceniona, młodsza redaktorka wywołała w sobie tylko większe poczucie strachu. – A nasze przychody pozwoliły nam ostatnio na większą szarżę... Spieszę wyjaśnić, że jakiś miesiąc temu otworzyłam filię w Londynie. Tłumaczymy nasze słoweńskie dzieła na angielski i muszę przyznać, że mają popyt. Oczywiście, nie tylko naukowe, literatura popularna stanowi tam podstawę funkcjonowania, ale... ten oddział pilnie potrzebuje porządnej pani redaktor.
Serce w piersi Mili zamarło na chwilę.
W najśmielszych snach nie wyobrażała sobie, że mogłaby kiedykolwiek dostać taką szansę. Zadowoliłaby się posadą zastępczej redaktor do końca życia, jeśli tylko miałaby służyć u boku Jelar, więc kiedy ta przyszła do niej z taką bombą, Elin poczuła, że jej kolana miękną. Całe szczęście, że tak czy siak siedziała. Nie mogła jednak wydusić słowa.
Taka propozycja wstrząsnęłaby jej życiem dwa razy mocniej niż szkolenie w Japonii. Wyjechałaby do Anglii na stałe. Być może odwiedzałaby Słowenię raz na jakiś czas, a może i wcale – w końcu nie miałaby kogo odwiedzać.
Chyba że...
Przecież sprawa była zamknięta. Przecież postanowiła, twardo i nieodwołalnie. Dlaczego więc ostatnie dwie noce spędziła niemal bezsennie, wpatrując się w telefon, gotowa wpisać tych dziewięć liczb w każdym momencie? Kciuk wahał się, to blokował, to odblokowywał ekran, ale mętlik pozostawał. Koniec końców nie zdecydowała się na żaden gwałtowny ruch, a mimo to nie mogła znieść myśli, że miałaby być tysiące kilometrów od niego. Znowu. Dopóki siedziała w Celje, czuła, że wszystko jest na swoim miejscu – co stało jej na przeszkodzie, żeby wsiąść w samochód i pognać dziesiątki kilometrów do Kranja? A w Anglii nie byłoby to już takie proste. Będąc tam, oddalona o niemal całą rozciągłość kontynentu, na zawsze straciłaby szansę.
Głupia! GŁUPIA! Żadnej szansy! Daj mu spokój! Mało krzywd mu wyrządziłaś?, zganiła samą siebie.
– ...więc generalnie, wiesz, chciałam je zapisać tobie. – Głos ględzącej już przy swoim biurku Jelar wybudził ją z półsnu, w który zapadła, skoro tylko ponownie pojawił się w jej myślach Prevc. Spojrzała na szefową, ściągając lekko brwi w niezrozumieniu. Ta z kolei wywróciła oczami. – Nasze biuro.
Jeśli to wciąż było możliwe, Elin zdębiała jeszcze bardziej.
– Ale nie mogę – ciągnęła z westchnieniem, porządkując papiery na swoim stanowisku pracy. – Obiecałam to synowi ciotki. Wiesz, tej z Niemiec, co niedawno u mnie była. Ona dała mi pieniądze na rozwój, więc... Zresztą mądra jesteś, Elin, umiesz przeprowadzić prostą dedukcję.
Mila przytaknęła półświadomie.
Przeniosła wciąż jeszcze niezupełnie opanowany, pełen przerażenia wzrok na monitor, ale nie widziała liter i kolorowych ikonek. Próbowała wyłapać sensowne zdania z szumu w swojej głowie, ale jedynym, co miało jakikolwiek sens, było nazwisko Prevc. Jak natrętna mucha krążyło wokół jej głowy, nie chcąc odpuścić, mimo wielokrotnego odganiania.
– Aaa, masz tydzień na zastanowienie – dodała niemal beztrosko Jelar, pakując torebkę do wyjścia. – Potem daję szansę Mai.
Za szefową zatrzasnęły się szklane drzwi.
Mila wiedziała, że musi zapomnieć.


Kolejne dni wypełnione były napięciem i oczekiwaniem. I raczej nieciekawym samopoczuciem. Nie minęła taka godzina, której Elin choć w małej części nie poświęciłaby na zastanawianie się, co powinna zrobić. Sprzedaż domu mogłaby zwalić na karb kogoś dalszego z rodziny – ciotki, kuzynek, a może nawet samej Jelar. Ona na pewno zadbałaby o dobrego kupca. Choć, rzecz jasna, optymalnie byłoby sprzedać posiadłość przed wyjazdem, żeby uzbierać więcej funduszy na rozpoczęcie życia w Wielkiej Brytanii, ale Mila byłaby w stanie przyjąć i skromniejsze warunki.
Sama nie mogła sobie uwierzyć, że jedyną przeszkodą w wyjeździe był Peter. Ten Peter, któremu obiecała spokój i wolność. Dlaczego nie potrafiła się przemóc? Czy zakorzeniony w niej egoizm sięgał tak głęboko, że nie mogła przestać w kółko wyrządzać krzywdę osobie, którą szczerze kochała? Powinna w milczeniu patrzeć, jak układa sobie życie z kimś, kto nie zniszczyłby go tak, jak ona. Zasługiwała na zaledwie tyle – obserwowanie go z dystansu, zza szyby.
Wszystko wskazywało na to, że najrozsądniej byłoby wyjechać.
Zaczęła załatwiać ostatnie sprawy – badania lekarskie, konta w banku, szukanie walizek. Ale kiedy segregowała kolejne rzeczy, starając się oddzielić te niezbędne od niepotrzebnych, zapytała samej siebie, czy to nie kolejna z jej ucieczek. Mila Elin, jak nikt inny w jej otoczeniu, doskonale wiedziała, że uwielbia unikać problemów, oddalając się od nich na wiele kilometrów. Tak było w przypadku Japonii i tak też było z Anglią.
Usiadła na łóżku, wpatrując się w białą okleinę okazałej szafy. Sięgnęła do stolika nocnego po zdjęcie w ramce. Przetarła szybkę palcami i uśmiechnęła się do siebie. Co by powiedzieli jej oni, gdyby powiedziała im, co zamierza?
– Może by tak przestać wreszcie uciekać? – wyszeptała, niemal słysząc we własnym głosie ciepły baryton ojca i widząc jego łagodny uśmiech.
Ale pokusa była tak wielka... Ostatni raz, obiecuję, poprzysięgła sobie w duchu, wracając do systematycznego segregowania ubrań i zapełniania walizek. Postanowiła uczynić z Londynu ostatni przystanek swojej wiecznej tułaczki.
Zawahała się tylko na sekundę, gdy przyszło jej spakować pozostałe zdjęcia. Odciąć się czy cierpieć, ale mieć blisko?, pytała, przyglądając się tym dwóm pogodnym, uśmiechniętym twarzom – twarzom, które nie stanęłyby już obok siebie za nic w świecie. Bo nie wolno im było. Westchnęła, ale wepchnęła ramkę do walizki gdzieś na samo dno, mając nadzieję, że o niej zapomni. Chyba nie mogła bardziej się łudzić.
I wtedy zadzwonił telefon.
Być może to lepiej, że zdążyła schować zdjęcie, bo teraz na pewno wypadłoby jej z rąk, roztrzaskując szybkę w drobny mak.


* * *

Obserwował, jak próbowała zabić myśli, poprawiając zaległe teksty. Dzierżąca czerwony długopis ręka trzęsła się nieznacznie, okulary zsuwały z nosa, którego pociąganie roznosiło się po małym mieszkaniu raz za razem. Jej dolna warga także drżała, ale Mila starała się to zatuszować, przygryzając ją. Peter wiedział, że jego narzeczona, choćby prosił ją na kolanach, nie pokazałaby, jak bardzo czuła się zniszczona. Zachowywała pozory starego życia, ale on, jak nikt inny, przejrzał, że w środku Elin bezustannie próbowała się pozbierać, skleić potłuczone kawałki porcelany.
Przyczajony za framugą ościeżnicy, westchnął cicho i przeszedł do kuchni.
Nie miał pomysłu, jak do niej dotrzeć. Czuł osuwający się grunt spod swoich nóg, taki jak nie raz na treningu. A wtedy przecież się nie poddawał, tylko walczył z rozpędzonymi nartami aż do końca. To samo zamierzał uczynić z wymykającą mu się z rąk Milą. Zebrawszy więc w sobie siły, sięgnął po dwa kubki i zaparzył w nich herbatę.
Gdy zjawił się z nimi w salonie, Mila nie zareagowała. Ciszę przerywało jedynie pociąganie nosem. Peter postanowił wypróbować i nagiąć nową barierę. Przysiadł tuż obok, początkowo w milczeniu patrząc na niemające dla niego sensu znaki na wydruku, a po chwili wymruczał jej wprost do ucha:
– Nie wciągaj glutów, glonojadzie.
Po upływie dwóch sekund poczuł coś, czego najmniej się spodziewał – łagodne wibracje jej ciała, wywołane cichym śmiechem. Oderwała wzrok od kartek i spojrzała na niego tak, jak od kilku miesięcy tego nie robiła. W smutnych oczach wysychały łzy, policzki lekko się różowiły, ale przede wszystkim – wreszcie go widziała. Patrzyła na niego, w końcu go zauważając.
– Bo co? – spytała zaczepnie.
Peter wciąż nie mógł uwierzyć, że tym prostym zdaniem odczarował to, czego nie udało mu się złamać przez ostatnie tygodnie. Prędko jednak zebrał myśli, nie chcąc burzyć tego, co do tej pory udało mu się zbudować.
– Bo zabronię ci czekolady – zachichotał. – To będzie twoja kara za niezdrowe nawyki.
Mila ponownie zaśmiała się perliście, po czym odłożyła papiery i podwinęła nogi, odwrócona bokiem do niego. Wyglądała jak własna wersja sprzed wypadku rodziców, jak Mila, w której się zakochał. Miał wrażenie, że właśnie wróciła z długiej podróży, bo poczuł, jakby ktoś w jednej chwili ukoił wszystkie jego tęsknoty.
Elin, wciąż uśmiechnięta, powolnie zbliżyła swoją twarz do jego i, począwszy od muśnięcia, zaczęła wpijać się w jego usta, a w Peterze wszystko odżyło na nowo. Przez tę jedną noc, kiedy znów byli razem, zdawało mu się, że odzyskał to, co utracił.
Ale usłyszał, jak w nocy wymknęła się chyłkiem z łóżka. Słyszał też jej cichy szloch w kuchni.
Wtedy zrozumiał, że Mila nosiła w sobie ranę, która nigdy się nie zagoi. A on nie będzie w stanie jej pomóc.

Prevc rozejrzał się po zielonym zboczu, siedząc na jego igelitowym wypłaszczeniu. Nad nim zbierały się ciężkie, szare chmury. Trener z pewnością to przewidział, dlatego przesunął trening o kilka godzin. Reszta kolegów Petera zajmowała prysznice, ale on nie miał ochoty wracać między ludzi, jakby uciążliwe stało się dla niego ich towarzystwo. I nie to, żeby nie znosił kumpli z drużyny – przygniatała go świadomość, że musi wreszcie podjąć decyzję.
Mila uciekła od niego z hotelu, nie zostawiwszy nawet jednej wiadomości. Uciekła, bo taka była jej płochliwa natura. A może uznała, że między nimi wszystko skończone i nie chciała mu robić nadziei? Że tamtej nocy dokonał się ich „ostatni akt”? Jakikolwiek nie byłby powód dla jej ucieczki, nie tak Peter wyobrażał sobie tamten poranek. Nie pobudkę w zimnej pościeli, nie pustkę i niedowierzanie, ale rozmowę. Szczerą, ciepłą. On by jej wyjaśnił, co go gryzło, ona by mu opowiedziała, jak jej uczucie do niego nie zgasło przez tyle czasu. Nie wiadomo, jak by się to skończyło, ale na pewno nie aż tak źle.
Zamiast tego Prevc wrócił do domu z poczuciem ogromnego zawodu. Nie mógł jednak tak zostawić sprawy – potrzebował tego ostatniego rozmówienia. Potrzebował – dla własnego spokoju. Chociaż od miesiąca znów nie miał od niej znaku życia, czuł, że temu rozdziałowi w jego życiorysie brakowało zakończenia.
Wstał, zerkając na ciemniejące niebo.
I postanowił, że stworzy sobie to zakończenie, choćby miało go zranić. Niezależnie od tego, co miał usłyszeć, chciał to mieć za sobą. W tamtym momencie wiedział, że był gotowy znieść wszystko, cokolwiek miało dla niego nadejść.


* * *


Słońce zaszło i znów wzeszło kilka razy, ale ona nieomal tego nie zauważyła. Od ponad tygodnia nie zmieniła przyszerokiej błękitnej koszuli i dresowych szortów. Niewiele pamiętała z minionych dób – zaledwie przebłyski, jak konieczne wyjście, picie wody, pełnię w bezsenną noc i miękkość kołdry. Pewnie gdyby nie płyny, byłaby w stanie się odwodnić.
Głos ze słuchawki odbijał się echem w jej głowie. Nie mogła się go pozbyć. Zasiał ogromne ognisko zapaleniowe w jej głowie, a potem zaczął infekować pozostałe organy. Nie mogła uwierzyć, że w tak istotnym momencie pojawiła się kolejna przeszkoda, tym razem wcale nie prowizoryczna, ale prawdziwa, niemal namacalna.
Rzeczywistość uderzyła w nią ze zdwojoną siłą. Nie miała złudzeń. Nadszedł kres jej życia, kres wszystkiego, co znała.
Czy po takim ciosie można się podnieść? Mila szczerze w to wątpiła. Anglia, nowa posada, nowe życie – to wszystko przepadło przez kilkusekundowe oświadczenie głosu ze słuchawki. Jakże kruche jest ludzkie życie, myślała, wpatrując się w swoje palce, by się nie rozpłakać. Ale ta metoda zawiodła, bo po chwili wybuchła jeszcze głośniejszym płaczem. Kilkanaście sekund przekreśliło wszystko, na co pracowała całe życie. Miała dostać prestiżową posadę, zmienić środowisko... Zamiast tego kolejną dobę płakała, błąkając się po mieszkaniu w wymiętych, nieświeżych ubraniach.
Liczyła, że metodą wypierania cofnie przeszłość, ale im mocniej starała się wyprzeć prawdę, tym mocniej ona ponownie w nią uderzała. To niemożliwe, myślała, zamierając, wpatrzona w odległy, nieokreślony punkt, to w ogóle niemożliwe. Racjonalna część natury podpowiadała jej jednak, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że to w stu procentach możliwe i jak najbardziej prawdopodobne.
– Gdzie popełniłam błąd? – szeptała, mierzwiąc włosy w rozpaczy. – Wszędzie.
Nie mogła sobie wybaczyć. Po prostu wiedziała już, że nigdy się z sobą nie pogodzi. Do końca życia będzie siebie nienawidzić za sieć, w którą się wplątała. Czuła, jak niszczeje, jak powoli staje się kawałkami układanki, której w całość nie poskłada już nikt.
Prawie nikt.
Piastowała w dłoniach pogniecioną kopertę, przebiegała myślami po wspomnieniach z ostatnich dni i kolejnych oświadczeniach, które, każde z osobna, były kolejnymi gwoźdźmi do jej trumny. Nie tak sobie wszystko wyobrażała, nie taka miała być jej przyszłość. Nie tak zaskakująco krótka i nieciekawa. A już najmniej wyobrażała sobie to zagmatwanie, ten mętlik, który kotłował się w jej głowie. Czuła, jakby każdy szew na jej skórze pękał i rozrywał jej ciało, sprawiając przy tym niewyobrażalny ból.
Miała inną opcję, ale nie potrafiła o niej myśleć.
Siedziała w przysiadzie, oparta głową o lustro za jej plecami, kiedy usłyszała stukanie do drzwi. Pospiesznie wytarła zapuchnięte oczy w koszulę, odłożyła kopertę do sypialni, pociągnęła nosem, po czym machinalnie poprawiła ubranie. Bez spoglądania przez judasza otworzyła drzwi. I zupełnie zdębiała.
Przez chwilę stali w milczeniu. Gdyby nie starsza sąsiadka z dołu, która próbowała zachęcić swojego psa do wspinaczki po schodach, można by uznać, że spowiła ich gęsta cisza.
– Wszystko w porządku? – spytał cicho, z bruzdą zmartwienia na czole.
To proste na pozór pytanie sprawiło, że Mila wybuchnęła łzami. Peter bez słowa podszedł do niej i zamknął ją w swoich ramionach, przyjemnie znajomych i miękkich. Elin nie miała siły protestować, nie miała siły więcej udawać, więc nie kryła się z tym, że uścisk Prevca był dla niej prawdziwym ukojeniem. Odpoczynkiem. Wytęsknionym domem.
Peter powoli zamknął za sobą drzwi i, obejmując Milę ramieniem, odprowadził ją na rozłożoną na wzór łóżka kanapę. Domyślił się, że to na niej, mimo posiadanej sypialni, Elin spędziła ostatnią noc. O ile w ogóle zasnęła.
Miała spuchnięte i przekrwione oczy, bladą skórę, wyschnięte usta, drżące ręce, trzęsła się cała. Prevc jeszcze nie wiedział, co się stało, ale nie potrzebował teraz tej wiedzy. To ona potrzebowała jego obecności, jego siły, i zamierzał jej to dać.
– Czy możesz... – zaczęła chwiejnym głosem, starając się unikać kontaktu wzrokowego. – Czy możesz mnie przytulić? – Spojrzała na niego wreszcie błyszczącymi od łez oczami, pełnymi niewysłowionego smutku. Peter poczuł ścisk w sercu. – Proszę – dodała błagalnym szeptem.
Wykonał jej prośbę bez zawahania.



Nie liczyli czasu, jaki spędzili w tej pozycji, ale musiało minąć co najmniej pół godziny, bo ich mięśnie zdążyły porządnie zastygnąć. Najwyraźniej tyle właśnie potrzebowali, bo Peter czuł, jak Mila rozluźnia się i uspokaja, nabiera ciepła i stabilizacji. Nie wiedział, co będzie potem, ale nie chciał o tym myśleć. Zapomniał niemal całkowicie o swoim „zakończeniu”. Najważniejsza była ona.
– Nie wciągaj glutów, glonojadzie – powiedział cicho, słysząc ciągłe pociąganie nosem.
Elin zachichotała cicho, po czym podniosła się i odsunęła się od Petera, wyglądając przy tym, jak obudzona ze snu. Poprosiła go o zajęcie miejsca na pufie naprzeciw niej.
– Dlaczego do mnie przyszedłeś? – W tym głosie było już o wiele więcej spokoju niż jeszcze przed godziną.
– Chciałem porozmawiać – odparł szczerze. – O tym, dlaczego uciekłaś i o niedokończonym zdaniu z tarasu.
Mila wbiła wzrok w podłogę, nie od razu reagując na odpowiedź Petera, mimo że jej serce momentalnie przyspieszyło. Wiedziała, że teraz tego nie uniknie i zdziwiła się, że sama nie wpadła na cel wizyty Prevca.
Dlaczego uciekła? Bo na niego nie zasługiwała. Czy to nie oczywiste? Nie takim było dla niego, więc Elin z trudem przełknęła ślinę. Zwilżyła językiem spierzchnięte wargi, ale odwaga nadal nie nadchodziła. Smutek w jej organizmie zastąpiło zdenerwowanie. Wciąż była na tyle dzielna, by podnieść oczy na wyczekującego ze spokojem dalszego ciągu Petera.
– Uciekłam, bo wyjazdem do Japonii, a zwłaszcza tym, co mnie do niego skłoniło, udowodniłam, że nie jestem dla ciebie – odezwała się wreszcie drżącym głosem. – Zasługujesz na kogoś, kto nigdy cię nie skrzywdzi. Tamto nigdy nie powinno się zdarzyć. Ale... jestem tylko człowiekiem. Na dodatek wyjątkowo słabym. Popełniłam błąd.
Wreszcie zdołała spojrzeć w jego zielone oczy, które ze stoickim spokojem, a może nawet nutą zmartwienia, przyglądały się jej próbom wytłumaczenia. Szarawe światło jesiennego południa oświetlało prawy profil jego twarzy, sprawiając, że wydawał się jeszcze bledszy niż zwykle. Mila poczuła palącą pokusę, żeby dotknąć jej faktury, przypomnieć sobie jej miękkość. Jak niczego innego w świecie potrzebowała teraz czułości. Jego czułości.
Zrobiło jej się zimno. Peter nadal milczał.
– I naprawdę wierzysz, że to możliwe? – spytał w końcu bez krztyny ironii. – Spotkać kogoś, kto nigdy nas nie skrzywdzi?
Mila zamrugała, nie mając w głowie żadnej dobrej odpowiedzi. Wiedziała, że Prevc miał rację, ale przyznanie tego na głos obaliłoby jej argument. A tego nie chciała.
– Są takie krzywdy, których się nie wybacza – odparła w końcu. – A już na pewno nie zapomina.
Peter przytaknął głową w milczeniu. Takie samo spowiło mieszkanie na kilkanaście sekund, zanim Prevc zadał kolejne pytanie:
– A co z niedokończoną rozmową?
Mila jeszcze mocniej poczuła w sobie bijące serce. Musiała nieświadomie przybrać nieco przestraszony wyraz twarzy, bo zmarszczka zaniepokojenia wróciła na czoło Petera. W odpowiedzi Elin natychmiast starała się zobojętnieć, więc uciekając wzrokiem na podłogę, wzruszyła ramionami i wymamrotała:
– To już i tak nie ma znaczenia.
Nie zamierzała wprowadzać jeszcze większego mętliku do jego głowy. Nosił z sobą wystarczająco ciężkie brzemię, by nie musieć tego usłyszeć. Miała się odciąć, jakim cudem więc wyznanie mu tego miałoby jej to ułatwić?
Ale czy teraz taka opcja w ogóle wchodziła w grę? Świadoma narastającego szumu w swojej głowie, zapragnęła ponownie uciec. Schować się w odległej Japonii, przeczekać burzę i wrócić, gdy głosy zamilkną. Chociaż bardzo chciała, już nie mogła tego zrobić. Ani w Japonii, ani w Anglii. Tylko tutaj, w Celje.
Peter milczał dobry kwadrans, wpatrzony w ciemniejące światło słoneczne. Deszczowe chmury zbijały się w większą gęstwinę, gotowe lunąć w każdym momencie. Prevc jednak uparcie milczał, z firmowym opanowaniem przeżywając wewnętrzne rozterki. Mila starała się nie odpływać myślami, ale miewała momenty, kiedy chciała znów zacząć płakać – wstrzymywała ją wyłącznie obecność byłego narzeczonego. Z jednej strony modliła się, żeby już wyszedł – potrzebowała jeszcze kilku dni, żeby oswoić się z nowymi myślami – z drugiej niczego bardziej jej nie brakowało niż tego uścisku, który jeszcze niedawno czuła.
Może naprawdę należało przestać uciekać, zyskać wreszcie grunt pod nogami, przyjemne poczucie bezpieczeństwa. Pozwolić, by ktoś zajrzał do środka, pozwolić się sobą zaopiekować. Na zawsze utracić część siebie, ale w zamian zyskać coś znacznie cenniejszego.
Stała na ogromnym rozdrożu. Przyszło wiele spraw, które musiała rozwiązać, a u jej boku nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Jedyna taka osoba siedziała naprzeciw niej, z zamyśloną twarzą skierowaną do okna. Ale Mila nie śmiała prosić jej o jakąkolwiek przysługę; sama sobie wybrała taki los i powinna się trzymać wyznaczonego sobie kursu. Zawsze pozostawała alternatywna opcja. Wątpliwe było jednak, by Elin umiała podołać jej konsekwencjom.
– Wiem, że nie powinienem ci wybaczać – oświadczył po upływie czasu, zwracając ku niej oczy.
– Nie powinieneś – przyznała twardo.
Udało jej się nie pokazać, że z tymi słowami wokół starej rany ponownie pojawiło zaognienie.
– Ale chcę.
Mila przymknęła oczy.
Tyle starań. Tyle prób. Tyle rozłąki. Tyle stąpania na palcach, by dwa słowa mogły obrócić wszystkie wysiłki wniwecz. A była tak pewna, że dokona alternatywnego wyboru i upora się z jego konsekwencjami. Miała wrażenie, że stanęła w kręgu ognia, w jednym z dziewięciu kręgów piekielnych.
– Nie rób tego – poprosiła, nie uchylając powiek ani na chwilę.
Kiedy je podniosła, zobaczyła Petera, spokojnego, a jednocześnie przepełnionego determinacją i uczuciem. Wydało jej się, że widzi w jego oczach blask, za którym tęskniła. Podsycała w sobie to wrażenie, a po chwili spychała je na kraniec świadomości, balansując na cienkiej granicy egoizmu. Wiedziała, że był bardzo zdecydowany i czekała ją ciężka batalia z uporem Prevca. Ta cecha była w ich rodzinie dziedziczna. Chociaż w jednym wywiadzie wszyscy trzej bracia zgodnie wskazali Cenego jako tego najbardziej upartego, nie zmieniło to faktu, że pozostała dwójka niełatwo dawała się do czegokolwiek nakłonić.
Gdzieś w duszy uśmiechnęła się na wspomnienie domu rodzinnego Prevców. Czy nie o tym zawsze marzyła? Być może tak naprawdę nigdy nie chciała uciekać? Może przenosiła się z miejsca na miejsce z nadzieją, że tym razem uda jej się znaleźć oparcie w ziemi? A tymczasem okazało się, że miała je tuż pod nosem. Tu, w rodzimej Słowenii, zielonym sercu Europy. Nie w Kraju Kwitnącej Wiśni, nie w krainie deszczu i ekscentrycznych, melancholijnych poetów – Wielkiej Brytanii. Dlaczego pozwoliła się zdominować żałobie i ulec fałszywej pokusie serca? Gdyby nie ten jeden rok...
– Nie ma ludzi, którzy cię nie zranią – przemówił Peter, próbując uparcie ściągnąć na siebie wzrok Mili. – Życie polega na wybieraniu tych, których przewinienia będziemy im ciągle wybaczać. Ale to zawsze działa w obie strony.
Mila spojrzała na Petera z rosnącym przerażeniem.
– Jeśli zamierzasz powiedzieć, że czymkolwiek zawiniłeś...
– Być może tak było – przerwał jej prędko. – Sami tego nie rozstrzygniemy. Nikt nie jest w stanie tego obiektywnie rozstrzygnąć. Tego i wielu innych kwestii. – Zamilkł na chwilę. – Dlatego rozum nie zawsze wybiera dobrze. Do pewnych spraw konieczne jest serce po właściwej stronie. I ty je masz. Wiem o tym. Żadna ucieczka do Japonii nie jest w stanie zmienić mojego zdania w tej kwestii. – Posłał jej przelotny, blady uśmiech, po którym znów zapadła chwilowa cisza. – Miłość jest sztuką wyboru, Mila. Każdego ranka człowiek wstaje i mówi sobie: „To ją, to jego wybieram sobie do końca życia”. To ta sama decyzja każdego dnia. Bo nie ma ludzi idealnych, nie łudź się. Wiem, jaka jesteś; wiem, że mimo twardej skorupy masz... płochliwą naturę. Przykro mi, że nie pozwoliłaś mi rozbić swojego pancerza, to jasne. Przykro mi, że mnie okłamałaś, że złamałaś mi serce. Ale nie robiłaś mi tego na złość – próbowałaś się ratować. Wymyśliłaś sobie strategie radzenia z trudnościami, które w większości zasadzają się na ucieczce. W porządku, rozumiem to. W pewnym momencie zorientowałem się, że jestem zdecydowany na taką właśnie ciebie, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Zrozumiałem, że jesteś warta walki do samego końca. Przez cały nasz czas osobno starałem się zapomnieć, ale każdego ranka brakowało mi decyzji, którą powinienem był w tamtym momencie podejmować. Nie chcę kogokolwiek innego przyjmować w ten sposób. Tylko ciebie chcę ratować. Bo wierzę, że jesteś w moim życiu osobą, którą warto wybierać każdego dnia.
Paradoksalnie słowa Petera utwierdziły Milę w przekonaniu, że nie zasługiwała nawet na nędzne ochłapy z jego strony, a on zaprosił ją na prawdziwą ucztę. W najśmielszych snach nie marzyła, że ktokolwiek będzie w stanie zrozumieć ją taką, jaka jest. Myślała, że to, co wcześniej otrzymywała od Petera, wystarczy, ale było zbyt powierzchowne; Prevc przestudiował ją jednak na wylot, jak jeden ze swoich skoków, po których obejrzeniu natychmiast wiedział, co musi naprawić.
Wybaczył jej najgorsze decyzje, porzucenie i kłamstwo. Tak po prostu. W imię wyboru, który pokochał. A czy ona potrafiłaby codziennie podejmować taki wybór? Przyjmować Petera takim, jakim jest, spłacać niekończący się dług? Nie powinna ulegać pokusie. Prevc udowodnił dobitnie, jak bardzo Mila na niego nie zasługiwała.
– Obiecaj, że nie zapomnisz tego, co ci zrobiłam – powiedziała cicho, czując drżącą na powrót wargę.
– Nie zapomnę – zapewnił. – Ale nie licz, że każdego dnia będę ci to wypominał w ramach pokuty.
Z coraz większym trudem powstrzymywała falę łez. W ciągu ostatniej godziny spotkało ją tyle niezasłużonego dobra, że nie mieściło się to w granicach jej percepcji.
– Od przeszłości należy się odciąć raz na zawsze – ciągnął. – Nic dobrego jeszcze nikomu nie przyszło z rozpamiętywania tego, co było, a co być mogło. To już za mną. Nie chcę tego z powrotem. Niech sobie jest gdzieś za mną, ale niech nie mąci mi spokoju teraz, kiedy już się zdezaktualizowało.
Drugi raz w ciągu tej wizyty przywdział uśmiech na twarz – tym razem serdeczniejszy, pewniejszy. Pragnął zobaczyć to samo u niej, ale ona wciąż jakby się chowała, jakby to, co właśnie usłyszała, nie wystarczało jej do otwarcia. Jakby stała przed nim jeszcze jedna brama do sforsowania.
– Kocham cię, Mila – powiedział wreszcie w nadziei, że tym samym skończy tę trudną batalię. – Ale wystarczy, że powiesz, że tego nie odwzajemniasz, a wyjdę stąd i już nie wrócę.
Elin spiesznie ścisnęła jego dłonie, kurczowo, jak gdyby obawiała się, że Peter rozpłynie się w powietrzu lada chwila. Trudno o bardziej irracjonalną obawę, ale nie mogła oprzeć się przekonaniu, że brak jakiejkolwiek reakcji spowodowałby, że Prevc dotrzymałby danego słowa.
– Nie odchodź – wyszeptała gorączkowo.
– Nigdzie nie idę – odszepnął.
Ich głowy były znów tak blisko, że Mila była w stanie policzyć jego rzęsy, niemal zobaczyć drobną fakturę twarzy, poczuć ciepły oddech. Odżywała w niej z wolna część, którą uważała za obumarłą, nie do odzyskania. Czuła, jak nowa roślina w niej kiełkuje i wyrasta młodymi pędami, skutecznie kojąc zapalenie wokół ran – nowe, świeże życie. Życie, którego przez tyle lat nie miała, a które mogła mieć, gdyby nie szereg nieprzemyślanych decyzji.
– Kochasz mnie, Mila?
Nie wiedziała, czy była to kwestia zaciemnienia za oknem, ale źrenice Petera, otoczone zieloną tęczówką, rozszerzyły się. Wtedy Elin odwróciła oczy, niby to zainteresowana układem chmur na niebie. Prevc potoczył za nią wzrokiem, w napięciu czekając na dalszy ciąg. A tymczasem ona, wieloletnia redaktorka, szukała słów, w które mogłaby ubrać swoje myśli. I żadne nie wydawały się odpowiednie.
– W takich chwilach dziękuję Bogu, że dziś nie jest ostatni dzień świata – zaczęła, po czym wreszcie obdarzyła go spojrzeniem, ciekawa jego reakcji – bo inaczej nie miałabym szansy powtarzać ci od dziś codziennie, jak cholernie żałuję każdej krzywdy, którą ci wyrządziłam przez własny egoizm, i jak bardzo tęskniłam przez wszystkie dni bycia osobno. Z jednej strony cieszę się, że nie zdążyłam ci tego powiedzieć na tarasie, z drugiej – myślę, że w głębi duszy żałuję. Liczyłam... – Znów spuściła oczy, przyglądając się swoim splecionym w koszyczek dłoniom. – Liczyłam, że być może... Zresztą, to nieważne. – Zachichotała nerwowo. – Wciąż czuję, że popełniasz błąd i altruistyczna część mnie chce cię od niego ustrzec, ale ta egoistyczna, ta sama, która cię zraniła – ciągle nakłania, żebym pozwoliła ci na wybaczenie, bo chcę tego. Bo o niczym innym nie marzę.
Przygryzała wargę, wpatrując się w Petera, który w skupieniu i małym niepokoju czekał na to, co wyjdzie z jej ust.
– Mniej więcej to właśnie chciałam ci powiedzieć wtedy na tarasie – ciągnęła. – Że tak, kocham cię, Peter. Kochałam cię nawet wtedy, kiedy spotykałam się z Luką, licząc, że taki układ da mi choć namiastkę tego, co utraciłam wraz z tobą. Tylko że to uczucie powinno być za karę, nie w nagrodę. Po prostu... powinnam odpokutować swoje. Bo co, jeśli znowu ucieknę? Nie boisz się tego?
– Byłbym głupi, gdybym się nie bał, ale wierzę w ciebie. W nas.
Patrzył na nią uważnie.
– Nie wydaje mi się, żeby związek z kimś, kto wyrządził ci tyle zła, był dobrym rozwiązaniem. Być może powinieneś... rozpatrzyć inne opcje...
Spazmatyczny oddech nie pozwolił jej dalej mówić. Peter bez słowa przesiadł się obok niej, zamykając ją na powrót w swoich ramionach. Nie pomogło to jej powstrzymać łez, nie od razu w każdym razie, ale ten dotyk sprawił, że poczuła, że wreszcie może być sobą. Pozwoliła łzom zalać swoją twarz, nie miała siły dłużej się wstrzymywać, zbyt długo dusiła ten kocioł. Kiedyś w końcu musiał wykipieć.
T-shirt Prevca robił się coraz bardziej mokry, oczy Mili na nowo zapuchnięte i czerwone. Ale o nic nie dbała, chciała, żeby cały ból, wszystkie uczucia, z jednym przypływem zostały wypchnięte na brzeg. Potrzebowała katharsis. A gdzie indziej, jeśli nie w rękach Petera, miałoby się ono dokonać?



W końcu jednak spazmy ustały, oddech się unormował, ciało wyszło z drgań. Leżeli na kanapie od dobrej godziny w milczeniu, wtuleni, wpatrując się w zapadającą powoli noc. Wzajemna obecność wystarczała za wszelką rozmowę. Mila wiedziała, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, nie będzie już w stanie oddać tych ramion. Wyznaczały granicę sensu jej świata. I chociaż miłość nigdy nie była jedynym czynnikiem wyznaczającym szczęście w jej życiu, sprawiała, że wszystko łatwiej potrafiła znosić. Teraz miała dodatkowo otwarte drzwi, przez które stopniowo wpuszczała światło do środka. Przyjemne ciepło rozchodziło się po jej organizmie, docierając tam, gdzie dotąd nie mogło. Młoda łodyga co rusz wypuszczała nowe liście, tworząc z ciała Mili swoje królestwo. Zrodziło się w niej nowe życie.
Miała kogoś, kto gotów był stanąć za nią murem.
Dlaczego to nie było takie oczywiste dwa lata temu?
Ziarnko niepokoju pojawiło się jednak w jej sercu. Wszystko zatem było je darowane? Ale czy to znaczyło, że znów mogli tytułować się parą? Co ich teraz łączyło? Czy miało być w związku z tym łatwiej...?
Przygryzła wargę. Postanowiła zaryzykować. Ostatecznie nie mógł jej porzucić po tym prostym, acz sugestywnym pytaniu, które zamierzała zadać, skoro kilka godzin wcześniej deklarował, że pomoże jej znów się stać integralną całością, wspierając ją przy całym tym (długotrwałym zapewne) procesie.
– Pierścionek już pewnie wyrzuciłeś, prawda?
Zerknęła nieśmiało w górę. Peter wpatrzony był w sufit, ale uśmiechał się nieznacznie.
– Skąd – odparł. – Nie potrafiłem.
Mila przez moment znów stanęła nad przepaścią. Nie daj się zwariować, zrugała samą siebie w myślach.
– Liczyłeś, że kiedyś będziesz mógł go oddać innej?
– Liczyłem, że jeszcze kiedyś dam go znowu tobie.
Elin zdjęła rękę z żeber Prevca, które obejmowała i odwróciła się na plecy, głowę jednak zwracając w jego kierunku. Peter instynktownie uczynił to samo, więc po chwili złączyli spojrzenia, a on posłał jej ciepły uśmiech.
Roślina żyjąca wewnątrz niej zaczęła wypuszczać pąki kwiatów.
– A pamiętasz, o czym rozmawialiśmy, kiedy mi go dawałeś?
Tym razem jednak Peter powiódł wzrokiem w bliżej nieokreślony punkt, a jego uśmiech wydał się kierowany do niego samego, do wspomnienia tamtego dnia w Slivnie, gdy leżeli na zwisającym z drzewa łóżku. Mila zadała wtedy najtrafniejsze pytanie na świecie, a on udzielił na nie najmniej spodziewanej odpowiedzi.
– Jak mógłbym zapomnieć – odmruknął z cichym śmiechem, ale wciąż bardziej do siebie.
Milczeli chwilę. Mila zacięcie pozbywała się zębami skóry na wardze.
– Spytałaś mnie o najmniejszą rzecz, która jest w stanie diametralnie zmienić życie człowieka – dodał.
– I nie znałam odpowiedzi – dopowiedziała Elin.
Coraz mocniej czuła bijące w sobie serce. Peter poruszył się niespokojnie, zaalarmowany jej tonem, i spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem. A ona podniosła na niego pełen niepewności wzrok. Nie masz nic do stracenia, pokrzepiła samą siebie.
– Ale już znam.
Wstała i wyszła do innego pokoju. Peter usiadł na kanapie i w napięciu czekał na jej powrót. Niepokój, który go ogarnął, nie był z niczym porównywalny; miał wrażenie, że zaraz dostanie ataku paniki. Starym zwyczajem postanowił jednak nie wyciągać pochopnych wniosków i poczekać, co przyniesie los.
Mila wyłoniła się ze swojej sypialni nadal niepewnie przygryzająca wargę, ale tym razem z lekkim uśmiechem. W dłoni trzymała mały, czarno-biało-szary, kwadratowy kartonik. Podała go Peterowi i usiadła obok niego.
Z nieprzeniknionej ciemności polaroidowej fotografii wyłaniał się maleńki, szary kształt. Prevc próbował coś z tego zrozumieć, ale szum na zdjęciu i ten narastający w jego głowie nie pozwoliły mu skoncentrować się na tyle, by chociaż próbować coś z tego odczytać. Jeszcze do tego na białym obramowaniu polaroidu zostały nakreślone czarnym markerem małe znaczki – wywnioskował prędko, że japońskie.
Coś w nim zamarło na chwilę.
– To szczęście – podpowiedziała drżącym głosem Mila, widząc, gdzie powędrował jego wzrok. – Po japońsku. Moja lekarka była kiedyś w Japonii i tylko tyle się nauczyła, ale... to chyba dobry znak.
Nie odrywała od niego wzroku, a on nie odrywał swojego od zdjęcia. Kiedy wreszcie poczuł się na siłach, by podnieść oczy, było w nich jeszcze sporo zmieszania. Rewolucyjny news dopiero docierał do jego świadomości. Rozumiejąc jego walkę, Mila zachichotała tylko cicho.
– Dobrze chyba, że nie wyrzuciłeś jednak tego pierścionka – mruknęła rozbawiona. – I że dom rodziców nadal się nie sprzedał.
Potem stało się coś, czego Mila najmniej się spodziewała – Peter objął jej twarz dłońmi i powoli, rozkoszując się każdym momentem, złożył na jej ustach pocałunek. Początkowo delikatny jak muśnięcie, z czasem jednak przybrał na sile i smakował dawno niezaspokajanym pragnieniem. Nieco zaskoczona Mila chciała zaprotestować, ale była rozerwana między uderzającą falą przyjemności a niepewnością co do znaczenia tej reakcji. Uważał, że to żart? Cieszył się? A może żegnał?
W tej samej chwili Peter odsunął od niej swoje usta, pozostawiając zetknięte ich czoła. Spojrzał jej w oczy z tak szerokim uśmiechem, że od razu ją zaraził, po czym powiedział:
– To najpiękniejsza fotografia, jaką widziałem.





Okej, to teraz czekam na reakcje, przemyślenia, komentarze ogółem. Trochę wyszło, jak wyszło, ale jakże bym śmiała Was zostawiać bez zakończenia?!
Mam nadzieję, że polubiliście historię Petera i Mili, a mój debiut „poważny” nie wypadł aż tak tragicznie.

Co bym jeszcze chciała dodać? Dla niezorientowanych: Bez-senni czekają na komentarz i głosy w ankiecie na samym dole. Tutaj zresztą na dole też jest fajna ankieta.

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i wymienione ze mną tweety. Mam nadzieję, że aż tak Was nie zawiodłam.


Jesteście najleeeepsi.

EDIT: Znalazłam to i od razu pomyślałam o Mili. Chyba nie ma lepszego gifa...


12 komentarzy:

  1. Po spędzeniu około godziny na nadrabianiu wszystkich rozdziałów, stwierdziłam, że nigdy tak nie wczułam się w jakąkolwiek historię. Piszesz świetnie, lubię twoje wstawki poligraficzne (możliwe, że to że względu na pojęcia których sama muszę się uczyć) a twoje postacie są z krwi i kości.
    Jakbym miała możliwość to bym Cię wycałowała po policzkach jak jakaś ciotka.
    Masz jakiś fanklub? Chcę wstąpić.
    O i tak btw, właśnie w tym momencie płacze (a nawet rycze) więc przepraszam za zdania które nie mają sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, dziękuję za tyyyyle ciepłych słów! Ale całować mnie odradzam, skórę mam strasznie suchą. :P
      Co do fanklubu, to nie mam, ale myślę, że mogę się pochwalić sporym gronem stałych czytelniczek.
      Nie przepraszaj, zdania mają sens, a łzy, mam nadzieję, że z radości, nie z rozpaczy. ;)

      Usuń
  2. Wzruszyłam się. Cholera, wzruszyłam się. A ja to nie z tych co ryczą na "Titanicu". Co to, to nie. Peter jest tak przegenialną postacią, że aż mnie skręca. I moja romantyczna dusza ucieszyła się bardzo na nawiązanie do "Dumy i uprzedzenia". "Jedno twoje słowo wystarczy, aby uciszyć mnie na zawsze". To tak było u Austen? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Co ciekawe, ostatnio czytałam i oglądałam "Dumę...", ale same słowa Petera były napisane na długo przed. Ale muszę przyznać, że cały czas miałam pana Darcy'ego przed oczami, zwłaszcza tego z 2005 roku...
      W każdym razie dziękuję za słowa uznania (jak myślę) i komentarz. :)

      PS. Ja też nie z tych, co płaczą na "Titaniku", ale na "Dzięki tobie, Winn-Dixie" już tak.

      Usuń
  3. Brak mi słów w tym momencie... Historia Petera i Mili bardzo mną wstrząsnęła, to fakt. Jednak do końca im kibicowałam, liczyłam na to, że znów do siebie wrócą. Nie wyobrażałam sobie innego zakończenia, bo oni po prostu są dla siebie stworzeni 💕
    Pomimo tylu krzywd ze strony Mili, Peter potrafił jej wybaczyć. To mnie najbardziej poruszyło 😍 W ogóle to, jak go przedstawiłaś w tym opowiadaniu sprawiło, że zmieniłam zdanie o nim, jako człowieku( w rzeczywistości). Wcześniej bowiem nie wyrażałam się o nim w pochlebnych słowach, wprost przeciwnie. Ale dzięki Tobie nastąpiła pozytywna zmiana mojego nastawienia , kochać i wrócić do siebie, mimo wszystko. Czytałam wiele opowiadań o podobnej tematyce, jedne banalne, inne nieprawdopodobne, jeszcze inne bez konkretnego przekazu. Twoje zaś należy do grona tych niezwykłych, najlepszych, takich, do których linki zapisuje się kilka razy, by kiedyś do niego powrócić. Jesteś niesamowita w tym, co robisz, naprawdę. Byłaś reżyserem takiego przedstawienia, jakiego nawet nie mogłabym sobie wyobrazić. Ogromnie miłym zaskoczeniem jest właśnie ten szczęśliwy koniec ❤
    Cóż jeszcze mogę dodać... Bardzo zżyłam się z bohaterami, będę za nimi tęsknić. Wiem jednak, że nas tak nie zostawisz i szykujesz coś równie dobrego, albo jeszcze lepszego (o ile coś takiego jeszcze może być) 😄
    Bardzo, bardzo dziękuję za to opowiadanie! 💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za tak nieskładny komentarz, coś tam się niepotrzebnie skopiowało i powstało zamieszanie 😞 I jeszcze raz DZIĘKUJĘ ❤

      Usuń
    2. Muszę przyznać, że długo się zastanawiałam, czy "prawdziwy" Peter wybaczyłby takiej Mili i... doszłam do wniosku, że to nieistotne, bo nie znam prawdziwego Prevca. Chcę przez to powiedzieć, że przedstawiony tu przeze mnie Pero to w gruncie rzeczy tylko moja postać, ubrana w ciało prawdziwego człowieka. Cieszę się, że zmieniłaś zdanie, ale musisz pamiętać, że być może polubiłaś pewne wyobrażenie o nim, nie samego skoczka.
      Co do reszty - bardzo dziękuję! Jest mi niezmiernie miło, że tak mnie cenisz. Co do bomb - cóż, na razie niczego nie przygotowuję, bo mam sesję, a potem idę do szpitala (jeśli Bóg da w tej kolejności), ale fakt, mam co najmniej trzy teksty w planach. Link do jednego jest pod tą częścią. ;)
      Nie masz za co przepraszać, komentarz mi się podobał! :)

      Usuń
  4. Naprawdę nie mam siły pisać nic więcej ponad to, że to najładniejszy, najprzyjemniejszy tekst, jaki czytałam w tym roku, piękne połączenie treści z tytułem.
    A co tam, dodam jeszcze, że grozę to Ty umiesz budować! Myślałam, że Mila dostała wyniki badań na raka czy coś! Gałganiara!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam ciekawa, czy ktoś da się złapać i widać poskutkowało. :P Ale szalenie mi miło, baaaaardzo dziękuję!

      Usuń
  5. Popłakałam się. No kurde popłakałam się. Spodziewałam się wszystkiego oprócz happy endu. No cóż, tu nie ma happy endu, ale jest jakiś possitive/neutral end. I ryczę. Ty zła kobieto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, czy neutral? Według mnie to raczej jasne, że to "hepi end". Ciesz sie, że własnego pierwszego planu nie wcieliłam w życie, to by dopiero było. :P I dziękuję, bo rozumiem, że łzy to komplement. :D

      Usuń
  6. Ciężko się zaczyna komentarze po takiej przerwie, ale jakoś się postaram. Nie mogę przecież zostawić ostatniej części Precli bez choćby słowa z mojej strony, a i tak czekali na mnie zbyt długo. Ale w końcu jestem i mam nadzieję, że już nigdy więcej nie zostanę zmuszona do porzucenia moich ulubionych blogów na tak długo. Bo musisz wiedzieć, że historia Petera i Mili to moje numer one jeżeli chodzi o Prevca i zdecydowanie podium jeżeli chodzi w ogóle o skoki. Także zaczynam i mam nadzieję, że pomimo tej przerwy nie pogubię się w fabule (koniecznie muszę przeczytać Precle od początku, ale to po tym jak już domknę sobie ich historię).
    Mila sprzedaje dom i mam odczucie, że dobrze jej to zrobi. To taki pierwszy krok, żeby pozamykać niektóre rozdziały jej życia i wziąć się za jego porządkowanie. Bo według mnie właśnie tego potrzebuje. Zbyt długo już pozwalała, żeby jej życiem rządziła żałoba. Śmierć jej rodziców odcisnęła na niej swoje piętno i w pewien sposób ukształtowała na nowo, ale jednak warto trochę zawalczyć o tą starą siebie. No i może przy okazji wyprostować w końcu sprawy z Peterem. Z jednej strony rozumiem przekonanie Mili, że Prevc tak logiczny i racjonalny (umieram wręcz z ciekawości czy Peter naprawdę jest taki, jaki nam się wydaje) nie może jej wybaczyć. Z drugiej, czy mówiąc o miłości nie należałoby jednak stwierdzić, że Peter jest skory trochę od tej swojej racjonalności odejść? Już wiele razy udowadniał, że dla Mili jest w stanie w pewien sposób postąpić wbrew sobie. Zabrzmiało to trochę twardo, ale myślę, że wiesz o co mi chodzi.
    Propozycja Jelar, choć przedstawia przed Milą świetlaną przyszłość, budzi we mnie tylko jedno odczucie. OPAMIĘTAJ SIĘ DZIEWCZYNO I ZASTANÓW DOBRZE CO ROBISZ. No to tyle. Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno. Jako osoba, która sama często ma ochotę wybrać opcję z ucieczką (Mila, I feel you, bro) jednak stanowczo odradzam. Po prostu NOPE. ” Mila wiedziała, że musi zapomnieć.” Zapomnieć o tej propozycji, jak najbardziej.
    Retrospekcja Petera po prostu rozdziera serce. Tak bardzo mi ich szkoda. Obojga. Tyle musieli wycierpieć i nie zaznali jeszcze ukojenia. Nadal cierpią i boli mnie to, że nie dostrzegają (a raczej Mila bardziej nie dostrzega), że gdy byli razem było im łatwiej. To wszystko nadal bolało, ale jednak świadomość, że obok jest ktoś kto pragnie ci ulżyć w bólu, pomaga. Te chwile szczęścia we wspomnieniach Petera utwierdzają mnie w przekonaniu, że powinnam kibicować i trzymać za nich kciuki aż do końca. GO Precle!
    Ale to się potem szybko potoczyło. Czytałam z zapartym tchem i otwartą buzią. Najpierw dość tajemniczy fragment Mili, o którym za bardzo nie wiedziałam co myśleć i nawet nie starałam się domyślać o co w nim chodzi, bo już czekał na punkt kulminacyjny całego Polaroidu. Ostateczna rozmowa Petera i Mili i ostateczne pojednanie. Tyle rozmyślań o uporze braci Prevc, a jednak Mila momentami ma go więcej niż wszyscy oni razem wzięci. To jak długo się broniła przed Peterem mnie dobijało. Ale jednocześnie pokazało jak wielkie jest łączące ich uczucie. I pomimo tego co przeżyli i jak bardzo nawzajem poranili, myślę, że są nawzajem przekonani o swojej miłości. I zarówno obawa Mili przed ponownym zranieniem Prevca jak i gotowość Petera do wybaczenia, i jakby pogodzenie się z tym, że doznajemy krzywdy nawet od tych najbliższych naszemu sercu, po prostu wzrusza.
    Sama końcówka jest doskonała. Jak dla mnie cudowne domknięcie ich historii. Nawiązanie do tytułu i początków poprzedniego rozdziału. Jestem zachwycona i szczęśliwa, że podzieliłaś się z nami tą historią. Cudownie było do niej wrócić po ponad roku i zostawić pod nią s1)ój ślad.
    Z najlepszymi życzeniami w Nowym Roku,
    Adrawa

    OdpowiedzUsuń