Najmniejsza rzecz
Mila
po raz piąty tego dnia wylogowała się z portalu sprzedażowego i
po raz piąty tego dnia wypuściła powietrze z ust z rezygnacją.
Nikt nie widział siebie w domu, w którym rok po roku wyczarowywało
się jej dzieciństwo. Pomyślała, że to pewnie wina
nieprzemalowanych na biało ścian – taki zabieg podobno ułatwia
potencjalnym kupcom wyobrazić sobie siebie w danej posiadłości –
i postanowiła, że jeśli znajdzie siłę, podejmie się tego w
przyszłym tygodniu. Nadal miała bowiem zaległy urlop do
wykorzystania.
Nastała
jesień; bardzo dżdżysta i wietrzna, zimna i nieprzyjemna. W drodze
do pracy jedynym pocieszeniem dla Elin była myśl o sprawnej
(wreszcie) klimatyzacji w biurze i oderwaniu się od dylematów,
które ścigały ją od miesiąca, nie pozwalając prędko zasypiać
wieczorami. Nie lubiła ich; wzbudzały w niej poczucie winy,
niepokój i niemal niepohamowaną potrzebę wybrania w komórce
numeru, który potrafiła wyrecytować choćby obudzona w środku
nocy. Nie miała go w kontaktach, bo wcale nie musiała.
Kiedy
myśli zaczynały burzyć jej z wolna budowany ład, pojawiały się
w jej głowie argumenty „za” podjętą decyzją: że on pewnie
już o niej zapomniał, że to był idealny „ostatni akt” ich
znajomości, że przecież on naprawdę nie mógł jej wybaczyć, bo
to przeczyło jakimkolwiek zasadom logiki, a Peter był cały
zbudowany z racjonalizmu i logiczności. Egoistyczna jednak część
jej charakteru – ta, która była winowajczynią całego
zamieszania – podpowiadała jej, że gdyby nie uciekła starym
zwyczajem z hotelu, teraz na jej palcu błyszczałby znowu
pierścionek.
Tylko
czy to byłoby dobre dla niego? Męczyć się ze świadomością, że
jego narzeczona zrobiła mu takie świństwo?
Mila
spojrzała na swój palec serdeczny, by po chwili zacisnąć lewą
dłoń w pięść.
Nie,
i nawet nie waż się myśleć inaczej, skarciła się w duchu.
Być
może takie właśnie były profity niewyznania tej małej rzeczy.
Bo wtedy mogłyby dojść niepotrzebne komplikacje, wątpliwości...
Bez nich ich sytuacja była pozornie czysta. To mózg kusił ją
samolubnymi wizjami. Zagłuszała je więc wyuczonymi historyjkami i
pracą.
–
Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość! – Wielki stos wydruków
wylądował z hukiem na jej biurku, a Mila cała podskoczyła.
Spojrzała
na swoją szefową, która znowu była w wyśmienitym nastroju. Kiedy
ostatni raz ją taką widziała, ogłaszała bankiet. Elin nie miała
więc pewności, czy nadchodzący news był taki cudowny, jakim go
Jelar reklamowała.
Wspomnienia
z tamtej nocy błysnęły jej przed oczami, więc intuicyjnie
zacisnęła powieki.
Oderwała
dłonie od klawiatury. Jelar usiadła na niewielkim skrawku jej
biurka, wyraźnie zadowolona z siebie. A Elin czuła się tylko
bardziej zagrożona.
–
Jestem dobroduszna i cię lubię, bo nie jesteś tam żadna pierwsza
lepsza – zakomunikowała szefowa. Choć powinna była się poczuć
doceniona, młodsza redaktorka wywołała w sobie tylko większe
poczucie strachu. – A nasze przychody pozwoliły nam ostatnio na
większą szarżę... Spieszę wyjaśnić, że jakiś miesiąc temu
otworzyłam filię w Londynie. Tłumaczymy nasze słoweńskie dzieła
na angielski i muszę przyznać, że mają popyt. Oczywiście, nie
tylko naukowe, literatura popularna stanowi tam podstawę
funkcjonowania, ale... ten oddział pilnie potrzebuje porządnej pani
redaktor.
Serce
w piersi Mili zamarło na chwilę.
W
najśmielszych snach nie wyobrażała sobie, że mogłaby
kiedykolwiek dostać taką szansę. Zadowoliłaby się posadą
zastępczej redaktor do końca życia, jeśli tylko miałaby służyć
u boku Jelar, więc kiedy ta przyszła do niej z taką bombą, Elin
poczuła, że jej kolana miękną. Całe szczęście, że tak czy
siak siedziała. Nie mogła jednak wydusić słowa.
Taka
propozycja wstrząsnęłaby jej życiem dwa razy mocniej niż
szkolenie w Japonii. Wyjechałaby do Anglii na stałe. Być może
odwiedzałaby Słowenię raz na jakiś czas, a może i wcale – w
końcu nie miałaby kogo odwiedzać.
Chyba
że...
Przecież
sprawa była zamknięta. Przecież postanowiła, twardo i
nieodwołalnie. Dlaczego więc ostatnie dwie noce spędziła niemal
bezsennie, wpatrując się w telefon, gotowa wpisać tych dziewięć
liczb w każdym momencie? Kciuk wahał się, to blokował, to
odblokowywał ekran, ale mętlik pozostawał. Koniec końców nie
zdecydowała się na żaden gwałtowny ruch, a mimo to nie mogła
znieść myśli, że miałaby być tysiące kilometrów od niego.
Znowu. Dopóki siedziała w Celje, czuła, że wszystko jest
na swoim miejscu – co stało jej na przeszkodzie, żeby wsiąść w
samochód i pognać dziesiątki kilometrów do Kranja? A w Anglii nie
byłoby to już takie proste. Będąc tam, oddalona o niemal całą
rozciągłość kontynentu, na zawsze straciłaby szansę.
Głupia!
GŁUPIA! Żadnej szansy! Daj mu spokój! Mało krzywd mu
wyrządziłaś?, zganiła samą siebie.
–
...więc generalnie, wiesz, chciałam je zapisać tobie. – Głos
ględzącej już przy swoim biurku Jelar wybudził ją z półsnu, w
który zapadła, skoro tylko ponownie pojawił się w jej myślach
Prevc. Spojrzała na szefową, ściągając lekko brwi w
niezrozumieniu. Ta z kolei wywróciła oczami. – Nasze biuro.
Jeśli
to wciąż było możliwe, Elin zdębiała jeszcze bardziej.
–
Ale nie mogę – ciągnęła z westchnieniem, porządkując papiery
na swoim stanowisku pracy. – Obiecałam to synowi ciotki. Wiesz,
tej z Niemiec, co niedawno u mnie była. Ona dała mi pieniądze na
rozwój, więc... Zresztą mądra jesteś, Elin, umiesz przeprowadzić
prostą dedukcję.
Mila
przytaknęła półświadomie.
Przeniosła
wciąż jeszcze niezupełnie opanowany, pełen przerażenia wzrok na
monitor, ale nie widziała liter i kolorowych ikonek. Próbowała
wyłapać sensowne zdania z szumu w swojej głowie, ale jedynym, co
miało jakikolwiek sens, było nazwisko Prevc. Jak natrętna
mucha krążyło wokół jej głowy, nie chcąc odpuścić, mimo
wielokrotnego odganiania.
–
Aaa, masz tydzień na zastanowienie – dodała niemal beztrosko
Jelar, pakując torebkę do wyjścia. – Potem daję szansę Mai.
Za
szefową zatrzasnęły się szklane drzwi.
Mila
wiedziała, że musi zapomnieć.
Kolejne
dni wypełnione były napięciem i oczekiwaniem. I raczej nieciekawym
samopoczuciem. Nie minęła taka godzina, której Elin choć w małej
części nie poświęciłaby na zastanawianie się, co powinna
zrobić. Sprzedaż domu mogłaby zwalić na karb kogoś dalszego z
rodziny – ciotki, kuzynek, a może nawet samej Jelar. Ona na pewno
zadbałaby o dobrego kupca. Choć, rzecz jasna, optymalnie byłoby
sprzedać posiadłość przed wyjazdem, żeby uzbierać więcej
funduszy na rozpoczęcie życia w Wielkiej Brytanii, ale Mila byłaby
w stanie przyjąć i skromniejsze warunki.
Sama
nie mogła sobie uwierzyć, że jedyną przeszkodą w wyjeździe był
Peter. Ten Peter, któremu obiecała spokój i wolność. Dlaczego
nie potrafiła się przemóc? Czy zakorzeniony w niej egoizm sięgał
tak głęboko, że nie mogła przestać w kółko wyrządzać krzywdę
osobie, którą szczerze kochała? Powinna w milczeniu patrzeć, jak
układa sobie życie z kimś, kto nie zniszczyłby go tak, jak ona.
Zasługiwała na zaledwie tyle – obserwowanie go z dystansu, zza
szyby.
Wszystko
wskazywało na to, że najrozsądniej byłoby wyjechać.
Zaczęła
załatwiać ostatnie sprawy – badania lekarskie, konta w banku,
szukanie walizek. Ale kiedy segregowała kolejne rzeczy, starając
się oddzielić te niezbędne od niepotrzebnych, zapytała samej
siebie, czy to nie kolejna z jej ucieczek. Mila Elin, jak nikt inny w
jej otoczeniu, doskonale wiedziała, że uwielbia unikać problemów,
oddalając się od nich na wiele kilometrów. Tak było w przypadku
Japonii i tak też było z Anglią.
Usiadła
na łóżku, wpatrując się w białą okleinę okazałej szafy.
Sięgnęła do stolika nocnego po zdjęcie w ramce. Przetarła szybkę
palcami i uśmiechnęła się do siebie. Co by powiedzieli jej oni,
gdyby powiedziała im, co zamierza?
–
Może by tak przestać wreszcie uciekać? – wyszeptała, niemal
słysząc we własnym głosie ciepły baryton ojca i widząc jego
łagodny uśmiech.
Ale
pokusa była tak wielka... Ostatni raz, obiecuję,
poprzysięgła sobie w duchu, wracając do systematycznego
segregowania ubrań i zapełniania walizek. Postanowiła uczynić z
Londynu ostatni przystanek swojej wiecznej tułaczki.
Zawahała
się tylko na sekundę, gdy przyszło jej spakować pozostałe
zdjęcia. Odciąć się czy cierpieć, ale mieć blisko?,
pytała, przyglądając się tym dwóm pogodnym, uśmiechniętym
twarzom – twarzom, które nie stanęłyby już obok siebie za nic w
świecie. Bo nie wolno im było. Westchnęła, ale wepchnęła ramkę
do walizki gdzieś na samo dno, mając nadzieję, że o niej zapomni.
Chyba nie mogła bardziej się łudzić.
I
wtedy zadzwonił telefon.
Być
może to lepiej, że zdążyła schować zdjęcie, bo teraz na pewno
wypadłoby jej z rąk, roztrzaskując szybkę w drobny mak.
* * *
Obserwował,
jak próbowała zabić myśli, poprawiając zaległe teksty.
Dzierżąca czerwony długopis ręka trzęsła się nieznacznie,
okulary zsuwały z nosa, którego pociąganie roznosiło się po
małym mieszkaniu raz za razem. Jej dolna warga także drżała, ale
Mila starała się to zatuszować, przygryzając ją. Peter wiedział,
że jego narzeczona, choćby prosił ją na kolanach, nie pokazałaby,
jak bardzo czuła się zniszczona. Zachowywała pozory starego życia,
ale on, jak nikt inny, przejrzał, że w środku Elin bezustannie
próbowała się pozbierać, skleić potłuczone kawałki porcelany.
Przyczajony
za framugą ościeżnicy, westchnął cicho i przeszedł do kuchni.
Nie
miał pomysłu, jak do niej dotrzeć. Czuł osuwający się grunt
spod swoich nóg, taki jak nie raz na treningu. A wtedy przecież się
nie poddawał, tylko walczył z rozpędzonymi nartami aż do końca.
To samo zamierzał uczynić z wymykającą mu się z rąk Milą.
Zebrawszy więc w sobie siły, sięgnął po dwa kubki i zaparzył w
nich herbatę.
Gdy
zjawił się z nimi w salonie, Mila nie zareagowała. Ciszę
przerywało jedynie pociąganie nosem. Peter postanowił wypróbować
i nagiąć nową barierę. Przysiadł tuż obok, początkowo w
milczeniu patrząc na niemające dla niego sensu znaki na wydruku, a
po chwili wymruczał jej wprost do ucha:
–
Nie wciągaj glutów, glonojadzie.
Po
upływie dwóch sekund poczuł coś, czego najmniej się spodziewał
– łagodne wibracje jej ciała, wywołane cichym śmiechem.
Oderwała wzrok od kartek i spojrzała na niego tak, jak od kilku
miesięcy tego nie robiła. W smutnych oczach wysychały łzy,
policzki lekko się różowiły, ale przede wszystkim – wreszcie go
widziała. Patrzyła na niego, w końcu go zauważając.
–
Bo co? – spytała zaczepnie.
Peter
wciąż nie mógł uwierzyć, że tym prostym zdaniem odczarował to,
czego nie udało mu się złamać przez ostatnie tygodnie. Prędko
jednak zebrał myśli, nie chcąc burzyć tego, co do tej pory udało
mu się zbudować.
–
Bo zabronię ci czekolady – zachichotał. – To będzie twoja kara
za niezdrowe nawyki.
Mila
ponownie zaśmiała się perliście, po czym odłożyła papiery i
podwinęła nogi, odwrócona bokiem do niego. Wyglądała jak własna
wersja sprzed wypadku rodziców, jak Mila, w której się zakochał.
Miał wrażenie, że właśnie wróciła z długiej podróży, bo
poczuł, jakby ktoś w jednej chwili ukoił wszystkie jego tęsknoty.
Elin,
wciąż uśmiechnięta, powolnie zbliżyła swoją twarz do jego i,
począwszy od muśnięcia, zaczęła wpijać się w jego usta, a w
Peterze wszystko odżyło na nowo. Przez tę jedną noc, kiedy znów
byli razem, zdawało mu się, że odzyskał to, co utracił.
Ale
usłyszał, jak w nocy wymknęła się chyłkiem z łóżka. Słyszał
też jej cichy szloch w kuchni.
Wtedy
zrozumiał, że Mila nosiła w sobie ranę, która nigdy się nie
zagoi. A on nie będzie w stanie jej pomóc.
Prevc
rozejrzał się po zielonym zboczu, siedząc na jego igelitowym
wypłaszczeniu. Nad nim zbierały się ciężkie, szare chmury.
Trener z pewnością to przewidział, dlatego przesunął trening o
kilka godzin. Reszta kolegów Petera zajmowała prysznice, ale on nie
miał ochoty wracać między ludzi, jakby uciążliwe stało się dla
niego ich towarzystwo. I nie to, żeby nie znosił kumpli z drużyny
– przygniatała go świadomość, że musi wreszcie podjąć
decyzję.
Mila
uciekła od niego z hotelu, nie zostawiwszy nawet jednej wiadomości.
Uciekła, bo taka była jej płochliwa natura. A może uznała, że
między nimi wszystko skończone i nie chciała mu robić nadziei? Że
tamtej nocy dokonał się ich „ostatni akt”? Jakikolwiek nie
byłby powód dla jej ucieczki, nie tak Peter wyobrażał sobie
tamten poranek. Nie pobudkę w zimnej pościeli, nie pustkę i
niedowierzanie, ale rozmowę. Szczerą, ciepłą. On by jej wyjaśnił,
co go gryzło, ona by mu opowiedziała, jak jej uczucie do niego nie
zgasło przez tyle czasu. Nie wiadomo, jak by się to skończyło,
ale na pewno nie aż tak źle.
Zamiast
tego Prevc wrócił do domu z poczuciem ogromnego zawodu. Nie mógł
jednak tak zostawić sprawy – potrzebował tego ostatniego
rozmówienia. Potrzebował – dla własnego spokoju. Chociaż od
miesiąca znów nie miał od niej znaku życia, czuł, że temu
rozdziałowi w jego życiorysie brakowało zakończenia.
Wstał,
zerkając na ciemniejące niebo.
I
postanowił, że stworzy sobie to zakończenie, choćby miało go
zranić. Niezależnie od tego, co miał usłyszeć, chciał to mieć
za sobą. W tamtym momencie wiedział, że był gotowy znieść
wszystko, cokolwiek miało dla niego nadejść.
* * *
Słońce
zaszło i znów wzeszło kilka razy, ale ona nieomal tego nie
zauważyła. Od ponad tygodnia nie zmieniła przyszerokiej błękitnej
koszuli i dresowych szortów. Niewiele pamiętała z minionych dób –
zaledwie przebłyski, jak konieczne wyjście, picie wody, pełnię w
bezsenną noc i miękkość kołdry. Pewnie gdyby nie płyny, byłaby
w stanie się odwodnić.
Głos
ze słuchawki odbijał się echem w jej głowie. Nie mogła się go
pozbyć. Zasiał ogromne ognisko zapaleniowe w jej głowie, a potem
zaczął infekować pozostałe organy. Nie mogła uwierzyć, że w
tak istotnym momencie pojawiła się kolejna przeszkoda, tym razem
wcale nie prowizoryczna, ale prawdziwa, niemal namacalna.
Rzeczywistość
uderzyła w nią ze zdwojoną siłą. Nie miała złudzeń. Nadszedł
kres jej życia, kres wszystkiego, co znała.
Czy
po takim ciosie można się podnieść? Mila szczerze w to wątpiła.
Anglia, nowa posada, nowe życie – to wszystko przepadło przez
kilkusekundowe oświadczenie głosu ze słuchawki. Jakże kruche
jest ludzkie życie, myślała, wpatrując się w swoje palce, by
się nie rozpłakać. Ale ta metoda zawiodła, bo po chwili wybuchła
jeszcze głośniejszym płaczem. Kilkanaście sekund przekreśliło
wszystko, na co pracowała całe życie. Miała dostać prestiżową
posadę, zmienić środowisko... Zamiast tego kolejną dobę płakała,
błąkając się po mieszkaniu w wymiętych, nieświeżych ubraniach.
Liczyła,
że metodą wypierania cofnie przeszłość, ale im mocniej starała
się wyprzeć prawdę, tym mocniej ona ponownie w nią uderzała. To
niemożliwe, myślała, zamierając, wpatrzona w odległy,
nieokreślony punkt, to w ogóle niemożliwe. Racjonalna część
natury podpowiadała jej jednak, że wszystkie znaki na niebie i
ziemi wskazywały na to, że to w stu procentach możliwe i jak
najbardziej prawdopodobne.
–
Gdzie popełniłam błąd? – szeptała, mierzwiąc włosy w
rozpaczy. – Wszędzie.
Nie
mogła sobie wybaczyć. Po prostu wiedziała już, że nigdy się z
sobą nie pogodzi. Do końca życia będzie siebie nienawidzić za
sieć, w którą się wplątała. Czuła, jak niszczeje, jak powoli
staje się kawałkami układanki, której w całość nie poskłada
już nikt.
Prawie
nikt.
Piastowała
w dłoniach pogniecioną kopertę, przebiegała myślami po
wspomnieniach z ostatnich dni i kolejnych oświadczeniach, które,
każde z osobna, były kolejnymi gwoźdźmi do jej trumny. Nie tak
sobie wszystko wyobrażała, nie taka miała być jej przyszłość.
Nie tak zaskakująco krótka i nieciekawa. A już najmniej wyobrażała
sobie to zagmatwanie, ten mętlik, który kotłował się w jej
głowie. Czuła, jakby każdy szew na jej skórze pękał i rozrywał
jej ciało, sprawiając przy tym niewyobrażalny ból.
Miała
inną opcję, ale nie potrafiła o niej myśleć.
Siedziała
w przysiadzie, oparta głową o lustro za jej plecami, kiedy
usłyszała stukanie do drzwi. Pospiesznie wytarła zapuchnięte oczy
w koszulę, odłożyła kopertę do sypialni, pociągnęła nosem, po
czym machinalnie poprawiła ubranie. Bez spoglądania przez judasza
otworzyła drzwi. I zupełnie zdębiała.
Przez
chwilę stali w milczeniu. Gdyby nie starsza sąsiadka z dołu, która
próbowała zachęcić swojego psa do wspinaczki po schodach, można
by uznać, że spowiła ich gęsta cisza.
–
Wszystko w porządku? – spytał cicho, z bruzdą zmartwienia na
czole.
To
proste na pozór pytanie sprawiło, że Mila wybuchnęła łzami.
Peter bez słowa podszedł do niej i zamknął ją w swoich
ramionach, przyjemnie znajomych i miękkich. Elin nie miała siły
protestować, nie miała siły więcej udawać, więc nie kryła się
z tym, że uścisk Prevca był dla niej prawdziwym ukojeniem.
Odpoczynkiem. Wytęsknionym domem.
Peter
powoli zamknął za sobą drzwi i, obejmując Milę ramieniem,
odprowadził ją na rozłożoną na wzór łóżka kanapę. Domyślił
się, że to na niej, mimo posiadanej sypialni, Elin spędziła
ostatnią noc. O ile w ogóle zasnęła.
Miała
spuchnięte i przekrwione oczy, bladą skórę, wyschnięte usta,
drżące ręce, trzęsła się cała. Prevc jeszcze nie wiedział, co
się stało, ale nie potrzebował teraz tej wiedzy. To ona
potrzebowała jego obecności, jego siły, i zamierzał jej to dać.
–
Czy możesz... – zaczęła chwiejnym głosem, starając się unikać
kontaktu wzrokowego. – Czy możesz mnie przytulić? – Spojrzała
na niego wreszcie błyszczącymi od łez oczami, pełnymi
niewysłowionego smutku. Peter poczuł ścisk w sercu. – Proszę –
dodała błagalnym szeptem.
Wykonał
jej prośbę bez zawahania.
Nie
liczyli czasu, jaki spędzili w tej pozycji, ale musiało minąć co
najmniej pół godziny, bo ich mięśnie zdążyły porządnie
zastygnąć. Najwyraźniej tyle właśnie potrzebowali, bo Peter
czuł, jak Mila rozluźnia się i uspokaja, nabiera ciepła i
stabilizacji. Nie wiedział, co będzie potem, ale nie chciał o tym
myśleć. Zapomniał niemal całkowicie o swoim „zakończeniu”.
Najważniejsza była ona.
–
Nie wciągaj glutów, glonojadzie – powiedział cicho, słysząc
ciągłe pociąganie nosem.
Elin
zachichotała cicho, po czym podniosła się i odsunęła się od
Petera, wyglądając przy tym, jak obudzona ze snu. Poprosiła go o
zajęcie miejsca na pufie naprzeciw niej.
–
Dlaczego do mnie przyszedłeś? – W tym głosie było już o wiele
więcej spokoju niż jeszcze przed godziną.
–
Chciałem porozmawiać – odparł szczerze. – O tym, dlaczego
uciekłaś i o niedokończonym zdaniu z tarasu.
Mila
wbiła wzrok w podłogę, nie od razu reagując na odpowiedź Petera,
mimo że jej serce momentalnie przyspieszyło. Wiedziała, że teraz
tego nie uniknie i zdziwiła się, że sama nie wpadła na cel wizyty
Prevca.
Dlaczego
uciekła? Bo na niego nie zasługiwała. Czy to nie oczywiste? Nie
takim było dla niego, więc Elin z trudem przełknęła ślinę.
Zwilżyła językiem spierzchnięte wargi, ale odwaga nadal nie
nadchodziła. Smutek w jej organizmie zastąpiło zdenerwowanie.
Wciąż była na tyle dzielna, by podnieść oczy na wyczekującego
ze spokojem dalszego ciągu Petera.
–
Uciekłam, bo wyjazdem do Japonii, a zwłaszcza tym, co mnie do niego
skłoniło, udowodniłam, że nie jestem dla ciebie – odezwała się
wreszcie drżącym głosem. – Zasługujesz na kogoś, kto nigdy cię
nie skrzywdzi. Tamto
nigdy nie powinno się zdarzyć. Ale... jestem tylko człowiekiem. Na
dodatek wyjątkowo słabym. Popełniłam błąd.
Wreszcie
zdołała spojrzeć w jego zielone oczy, które ze stoickim spokojem,
a może nawet nutą zmartwienia, przyglądały się jej próbom
wytłumaczenia. Szarawe światło jesiennego południa oświetlało
prawy profil jego twarzy, sprawiając, że wydawał się jeszcze
bledszy niż zwykle. Mila poczuła palącą pokusę, żeby dotknąć
jej faktury, przypomnieć sobie jej miękkość. Jak niczego innego w
świecie potrzebowała teraz czułości. Jego czułości.
Zrobiło
jej się zimno. Peter nadal milczał.
– I
naprawdę wierzysz, że to możliwe? – spytał w końcu bez krztyny
ironii. – Spotkać kogoś, kto nigdy nas nie skrzywdzi?
Mila
zamrugała, nie mając w głowie żadnej dobrej odpowiedzi.
Wiedziała, że Prevc miał rację, ale przyznanie tego na głos
obaliłoby jej argument. A tego nie chciała.
–
Są takie krzywdy, których się nie wybacza – odparła w końcu. –
A już na pewno nie zapomina.
Peter
przytaknął głową w milczeniu. Takie samo spowiło mieszkanie na
kilkanaście sekund, zanim Prevc zadał kolejne pytanie:
– A
co z niedokończoną rozmową?
Mila
jeszcze mocniej poczuła w sobie bijące serce. Musiała nieświadomie
przybrać nieco przestraszony wyraz twarzy, bo zmarszczka
zaniepokojenia wróciła na czoło Petera. W odpowiedzi Elin
natychmiast starała się zobojętnieć, więc uciekając wzrokiem na
podłogę, wzruszyła ramionami i wymamrotała:
–
To już i tak nie ma znaczenia.
Nie
zamierzała wprowadzać jeszcze większego mętliku do jego głowy.
Nosił z sobą wystarczająco ciężkie brzemię, by nie musieć tego
usłyszeć. Miała się odciąć, jakim cudem więc wyznanie mu tego
miałoby jej to ułatwić?
Ale
czy teraz taka opcja w ogóle wchodziła w grę? Świadoma
narastającego szumu w swojej głowie, zapragnęła ponownie uciec.
Schować się w odległej Japonii, przeczekać burzę i wrócić, gdy
głosy zamilkną. Chociaż bardzo chciała, już nie mogła tego
zrobić. Ani w Japonii, ani w Anglii. Tylko tutaj, w Celje.
Peter
milczał dobry kwadrans, wpatrzony w ciemniejące światło
słoneczne. Deszczowe chmury zbijały się w większą gęstwinę,
gotowe lunąć w każdym momencie. Prevc jednak uparcie milczał, z
firmowym opanowaniem przeżywając wewnętrzne rozterki. Mila starała
się nie odpływać myślami, ale miewała momenty, kiedy chciała
znów zacząć płakać – wstrzymywała ją wyłącznie obecność
byłego narzeczonego. Z jednej strony modliła się, żeby już
wyszedł – potrzebowała jeszcze kilku dni, żeby oswoić się z
nowymi myślami – z drugiej niczego bardziej jej nie brakowało niż
tego uścisku, który jeszcze niedawno czuła.
Może
naprawdę należało przestać uciekać, zyskać wreszcie grunt pod
nogami, przyjemne poczucie bezpieczeństwa. Pozwolić, by ktoś
zajrzał do środka, pozwolić się sobą zaopiekować. Na zawsze
utracić część siebie, ale w zamian zyskać coś znacznie
cenniejszego.
Stała
na ogromnym rozdrożu. Przyszło wiele spraw, które musiała
rozwiązać, a u jej boku nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc.
Jedyna taka osoba siedziała naprzeciw niej, z zamyśloną twarzą
skierowaną do okna. Ale Mila nie śmiała prosić jej o jakąkolwiek
przysługę; sama sobie wybrała taki los i powinna się trzymać
wyznaczonego sobie kursu. Zawsze pozostawała alternatywna opcja.
Wątpliwe było jednak, by Elin umiała podołać jej konsekwencjom.
–
Wiem, że nie powinienem ci wybaczać – oświadczył po upływie
czasu, zwracając ku niej oczy.
–
Nie powinieneś – przyznała twardo.
Udało
jej się nie pokazać, że z tymi słowami wokół starej rany
ponownie pojawiło zaognienie.
–
Ale chcę.
Mila
przymknęła oczy.
Tyle
starań. Tyle prób. Tyle rozłąki. Tyle stąpania na palcach, by
dwa słowa mogły obrócić wszystkie wysiłki wniwecz. A była tak
pewna, że dokona alternatywnego wyboru i upora się z jego
konsekwencjami. Miała wrażenie, że stanęła w kręgu ognia, w
jednym z dziewięciu kręgów piekielnych.
–
Nie rób tego – poprosiła, nie uchylając powiek ani na chwilę.
Kiedy
je podniosła, zobaczyła Petera, spokojnego, a jednocześnie
przepełnionego determinacją i uczuciem. Wydało jej się, że widzi
w jego oczach blask, za którym tęskniła. Podsycała w sobie to
wrażenie, a po chwili spychała je na kraniec świadomości,
balansując na cienkiej granicy egoizmu. Wiedziała, że był bardzo
zdecydowany i czekała ją ciężka batalia z uporem Prevca. Ta cecha
była w ich rodzinie dziedziczna. Chociaż w jednym wywiadzie wszyscy
trzej bracia zgodnie wskazali Cenego jako tego najbardziej upartego,
nie zmieniło to faktu, że pozostała dwójka niełatwo dawała się
do czegokolwiek nakłonić.
Gdzieś
w duszy uśmiechnęła się na wspomnienie domu rodzinnego Prevców.
Czy nie o tym zawsze marzyła? Być może tak naprawdę nigdy nie
chciała uciekać? Może przenosiła się z miejsca na miejsce z
nadzieją, że tym razem uda jej się znaleźć oparcie w ziemi? A
tymczasem okazało się, że miała je tuż pod nosem. Tu, w rodzimej
Słowenii, zielonym sercu Europy. Nie w Kraju Kwitnącej Wiśni, nie
w krainie deszczu i ekscentrycznych, melancholijnych poetów –
Wielkiej Brytanii. Dlaczego pozwoliła się zdominować żałobie i
ulec fałszywej pokusie serca? Gdyby nie ten jeden rok...
–
Nie ma ludzi, którzy cię nie zranią – przemówił Peter,
próbując uparcie ściągnąć na siebie wzrok Mili. – Życie
polega na wybieraniu tych, których przewinienia będziemy im ciągle
wybaczać. Ale to zawsze działa w obie strony.
Mila
spojrzała na Petera z rosnącym przerażeniem.
–
Jeśli zamierzasz powiedzieć, że czymkolwiek zawiniłeś...
–
Być może tak było – przerwał jej prędko. – Sami tego nie
rozstrzygniemy. Nikt nie jest w stanie tego obiektywnie rozstrzygnąć.
Tego i wielu innych kwestii. – Zamilkł na chwilę. – Dlatego
rozum nie zawsze wybiera dobrze. Do pewnych spraw konieczne jest
serce po właściwej stronie. I ty je masz. Wiem o tym. Żadna
ucieczka do Japonii nie jest w stanie zmienić mojego zdania w tej
kwestii. – Posłał jej przelotny, blady uśmiech, po którym znów
zapadła chwilowa cisza. – Miłość jest sztuką wyboru, Mila.
Każdego ranka człowiek wstaje i mówi sobie: „To ją, to jego
wybieram sobie do końca życia”. To ta sama decyzja każdego dnia.
Bo nie ma ludzi idealnych, nie łudź się. Wiem, jaka jesteś; wiem,
że mimo twardej skorupy masz... płochliwą naturę. Przykro
mi, że nie pozwoliłaś mi rozbić swojego pancerza, to jasne.
Przykro mi, że mnie okłamałaś, że złamałaś mi serce. Ale nie
robiłaś mi tego na złość – próbowałaś się ratować.
Wymyśliłaś sobie strategie radzenia z trudnościami, które w
większości zasadzają się na ucieczce. W porządku, rozumiem to. W
pewnym momencie zorientowałem się, że jestem zdecydowany na taką
właśnie ciebie, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Zrozumiałem,
że jesteś warta walki do samego końca. Przez cały nasz czas
osobno starałem się zapomnieć, ale każdego ranka brakowało mi
decyzji, którą powinienem był w tamtym momencie podejmować. Nie
chcę kogokolwiek innego przyjmować w ten sposób. Tylko ciebie chcę
ratować. Bo wierzę, że jesteś w moim życiu osobą, którą warto
wybierać każdego dnia.
Paradoksalnie
słowa Petera utwierdziły Milę w przekonaniu, że nie zasługiwała
nawet na nędzne ochłapy z jego strony, a on zaprosił ją na
prawdziwą ucztę. W najśmielszych snach nie marzyła, że
ktokolwiek będzie w stanie zrozumieć ją taką, jaka jest. Myślała,
że to, co wcześniej otrzymywała od Petera, wystarczy, ale było
zbyt powierzchowne; Prevc przestudiował ją jednak na wylot, jak
jeden ze swoich skoków, po których obejrzeniu natychmiast wiedział,
co musi naprawić.
Wybaczył
jej najgorsze decyzje, porzucenie i kłamstwo. Tak po prostu. W imię
wyboru, który pokochał. A czy ona potrafiłaby codziennie
podejmować taki wybór? Przyjmować Petera takim, jakim jest,
spłacać niekończący się dług? Nie powinna ulegać pokusie.
Prevc udowodnił dobitnie, jak bardzo Mila na niego nie zasługiwała.
–
Obiecaj, że nie zapomnisz tego, co ci zrobiłam – powiedziała
cicho, czując drżącą na powrót wargę.
–
Nie zapomnę – zapewnił. – Ale nie licz, że każdego dnia będę
ci to wypominał w ramach pokuty.
Z
coraz większym trudem powstrzymywała falę łez. W ciągu ostatniej
godziny spotkało ją tyle niezasłużonego dobra, że nie mieściło
się to w granicach jej percepcji.
–
Od przeszłości należy się odciąć raz na zawsze – ciągnął.
– Nic dobrego jeszcze nikomu nie przyszło z rozpamiętywania tego,
co było, a co być mogło. To już za mną. Nie chcę tego z
powrotem. Niech sobie jest gdzieś za mną, ale niech nie mąci mi
spokoju teraz, kiedy już się zdezaktualizowało.
Drugi
raz w ciągu tej wizyty przywdział uśmiech na twarz – tym razem
serdeczniejszy, pewniejszy. Pragnął zobaczyć to samo u niej, ale
ona wciąż jakby się chowała, jakby to, co właśnie usłyszała,
nie wystarczało jej do otwarcia. Jakby stała przed nim jeszcze
jedna brama do sforsowania.
–
Kocham cię, Mila – powiedział wreszcie w nadziei, że tym samym
skończy tę trudną batalię. – Ale wystarczy, że powiesz, że
tego nie odwzajemniasz, a wyjdę stąd i już nie wrócę.
Elin
spiesznie ścisnęła jego dłonie, kurczowo, jak gdyby obawiała
się, że Peter rozpłynie się w powietrzu lada chwila. Trudno o
bardziej irracjonalną obawę, ale nie mogła oprzeć się
przekonaniu, że brak jakiejkolwiek reakcji spowodowałby, że Prevc
dotrzymałby danego słowa.
–
Nie odchodź – wyszeptała gorączkowo.
–
Nigdzie nie idę – odszepnął.
Ich
głowy były znów tak blisko, że Mila była w stanie policzyć jego
rzęsy, niemal zobaczyć drobną fakturę twarzy, poczuć ciepły
oddech. Odżywała w niej z wolna część, którą uważała za
obumarłą, nie do odzyskania. Czuła, jak nowa roślina w niej
kiełkuje i wyrasta młodymi pędami, skutecznie kojąc zapalenie
wokół ran – nowe, świeże życie. Życie, którego przez tyle
lat nie miała, a które mogła mieć, gdyby nie szereg
nieprzemyślanych decyzji.
–
Kochasz mnie, Mila?
Nie
wiedziała, czy była to kwestia zaciemnienia za oknem, ale źrenice
Petera, otoczone zieloną tęczówką, rozszerzyły się. Wtedy Elin
odwróciła oczy, niby to zainteresowana układem chmur na niebie.
Prevc potoczył za nią wzrokiem, w napięciu czekając na dalszy
ciąg. A tymczasem ona, wieloletnia redaktorka, szukała słów, w
które mogłaby ubrać swoje myśli. I żadne nie wydawały się
odpowiednie.
–
W takich chwilach dziękuję Bogu, że dziś nie jest ostatni dzień
świata – zaczęła, po czym wreszcie obdarzyła go spojrzeniem,
ciekawa jego reakcji – bo inaczej nie miałabym szansy powtarzać
ci od dziś codziennie, jak cholernie żałuję każdej krzywdy,
którą ci wyrządziłam przez własny egoizm, i jak bardzo tęskniłam
przez wszystkie dni bycia osobno. Z jednej strony cieszę się, że
nie zdążyłam ci tego powiedzieć na tarasie, z drugiej – myślę,
że w głębi duszy żałuję. Liczyłam... – Znów spuściła
oczy, przyglądając się swoim splecionym w koszyczek dłoniom. –
Liczyłam, że być może... Zresztą, to nieważne. – Zachichotała
nerwowo. – Wciąż czuję, że popełniasz błąd i altruistyczna
część mnie chce cię od niego ustrzec, ale ta egoistyczna, ta
sama, która cię zraniła – ciągle nakłania, żebym pozwoliła
ci na wybaczenie, bo chcę tego. Bo o niczym innym nie marzę.
Przygryzała
wargę, wpatrując się w Petera, który w skupieniu i małym
niepokoju czekał na to, co wyjdzie z jej ust.
–
Mniej więcej to właśnie chciałam ci powiedzieć wtedy na tarasie
– ciągnęła. – Że tak, kocham cię, Peter. Kochałam cię
nawet wtedy, kiedy spotykałam się z Luką, licząc, że taki układ
da mi choć namiastkę tego, co utraciłam wraz z tobą. Tylko że to
uczucie powinno być za karę, nie w nagrodę. Po prostu... powinnam
odpokutować swoje. Bo co, jeśli znowu ucieknę? Nie boisz się
tego?
–
Byłbym głupi, gdybym się nie bał, ale wierzę w ciebie. W nas.
Patrzył
na nią uważnie.
–
Nie wydaje mi się, żeby związek z kimś, kto wyrządził ci tyle
zła, był dobrym rozwiązaniem. Być może powinieneś... rozpatrzyć
inne opcje...
Spazmatyczny
oddech nie pozwolił jej dalej mówić. Peter bez słowa przesiadł
się obok niej, zamykając ją na powrót w swoich ramionach. Nie
pomogło to jej powstrzymać łez, nie od razu w każdym razie, ale
ten dotyk sprawił, że poczuła, że wreszcie może być sobą.
Pozwoliła łzom zalać swoją twarz, nie miała siły dłużej się
wstrzymywać, zbyt długo dusiła ten kocioł. Kiedyś w końcu
musiał wykipieć.
T-shirt
Prevca robił się coraz bardziej mokry, oczy Mili na nowo
zapuchnięte i czerwone. Ale o nic nie dbała, chciała, żeby cały
ból, wszystkie uczucia, z jednym przypływem zostały wypchnięte na
brzeg. Potrzebowała katharsis. A gdzie indziej, jeśli nie w
rękach Petera, miałoby się ono dokonać?
W
końcu jednak spazmy ustały, oddech się unormował, ciało wyszło
z drgań. Leżeli na kanapie od dobrej godziny w milczeniu, wtuleni,
wpatrując się w zapadającą powoli noc. Wzajemna obecność
wystarczała za wszelką rozmowę. Mila wiedziała, że jeśli
cokolwiek pójdzie nie tak, nie będzie już w stanie oddać tych
ramion. Wyznaczały granicę sensu jej świata. I chociaż miłość
nigdy nie była jedynym czynnikiem wyznaczającym szczęście w jej
życiu, sprawiała, że wszystko łatwiej potrafiła znosić. Teraz
miała dodatkowo otwarte drzwi, przez które stopniowo wpuszczała
światło do środka. Przyjemne ciepło rozchodziło się po jej
organizmie, docierając tam, gdzie dotąd nie mogło. Młoda łodyga
co rusz wypuszczała nowe liście, tworząc z ciała Mili swoje
królestwo. Zrodziło się w niej nowe życie.
Miała
kogoś, kto gotów był stanąć za nią murem.
Dlaczego
to nie było takie oczywiste dwa lata temu?
Ziarnko
niepokoju pojawiło się jednak w jej sercu. Wszystko zatem było je
darowane? Ale czy to znaczyło, że znów mogli tytułować się
parą? Co ich teraz łączyło? Czy miało być w związku z tym
łatwiej...?
Przygryzła
wargę. Postanowiła zaryzykować. Ostatecznie nie mógł jej
porzucić po tym prostym, acz sugestywnym pytaniu, które zamierzała
zadać, skoro kilka godzin wcześniej deklarował, że pomoże jej
znów się stać integralną całością, wspierając ją przy całym
tym (długotrwałym zapewne) procesie.
–
Pierścionek już pewnie wyrzuciłeś, prawda?
Zerknęła
nieśmiało w górę. Peter wpatrzony był w sufit, ale uśmiechał
się nieznacznie.
–
Skąd – odparł. – Nie potrafiłem.
Mila
przez moment znów stanęła nad przepaścią. Nie daj się
zwariować, zrugała samą siebie w myślach.
–
Liczyłeś, że kiedyś będziesz mógł go oddać innej?
–
Liczyłem, że jeszcze kiedyś dam go znowu tobie.
Elin
zdjęła rękę z żeber Prevca, które obejmowała i odwróciła się
na plecy, głowę jednak zwracając w jego kierunku. Peter
instynktownie uczynił to samo, więc po chwili złączyli
spojrzenia, a on posłał jej ciepły uśmiech.
Roślina
żyjąca wewnątrz niej zaczęła wypuszczać pąki kwiatów.
– A
pamiętasz, o czym rozmawialiśmy, kiedy mi go dawałeś?
Tym
razem jednak Peter powiódł wzrokiem w bliżej nieokreślony punkt,
a jego uśmiech wydał się kierowany do niego samego, do wspomnienia
tamtego dnia w Slivnie, gdy leżeli na zwisającym z drzewa łóżku.
Mila zadała wtedy najtrafniejsze pytanie na świecie, a on udzielił
na nie najmniej spodziewanej odpowiedzi.
–
Jak mógłbym zapomnieć – odmruknął z cichym śmiechem, ale
wciąż bardziej do siebie.
Milczeli
chwilę. Mila zacięcie pozbywała się zębami skóry na wardze.
–
Spytałaś mnie o najmniejszą rzecz, która jest w stanie
diametralnie zmienić życie człowieka – dodał.
– I
nie znałam odpowiedzi – dopowiedziała Elin.
Coraz
mocniej czuła bijące w sobie serce. Peter poruszył się
niespokojnie, zaalarmowany jej tonem, i spojrzał na nią ze
zmarszczonym czołem. A ona podniosła na niego pełen niepewności
wzrok. Nie masz nic do stracenia, pokrzepiła samą siebie.
–
Ale już znam.
Wstała
i wyszła do innego pokoju. Peter usiadł na kanapie i w napięciu
czekał na jej powrót. Niepokój, który go ogarnął, nie był z
niczym porównywalny; miał wrażenie, że zaraz dostanie ataku
paniki. Starym zwyczajem postanowił jednak nie wyciągać pochopnych
wniosków i poczekać, co przyniesie los.
Mila
wyłoniła się ze swojej sypialni nadal niepewnie przygryzająca
wargę, ale tym razem z lekkim uśmiechem. W dłoni trzymała mały,
czarno-biało-szary, kwadratowy kartonik. Podała go Peterowi i
usiadła obok niego.
Z
nieprzeniknionej ciemności polaroidowej fotografii wyłaniał się
maleńki, szary kształt. Prevc próbował coś z tego zrozumieć,
ale szum na zdjęciu i ten narastający w jego głowie nie pozwoliły
mu skoncentrować się na tyle, by chociaż próbować coś z tego
odczytać. Jeszcze do tego na białym obramowaniu polaroidu zostały
nakreślone czarnym markerem małe znaczki – wywnioskował prędko,
że japońskie.
Coś
w nim zamarło na chwilę.
–
To szczęście – podpowiedziała drżącym głosem Mila, widząc,
gdzie powędrował jego wzrok. – Po japońsku. Moja lekarka była
kiedyś w Japonii i tylko tyle się nauczyła, ale... to chyba dobry
znak.
Nie
odrywała od niego wzroku, a on nie odrywał swojego od zdjęcia.
Kiedy wreszcie poczuł się na siłach, by podnieść oczy, było w
nich jeszcze sporo zmieszania. Rewolucyjny news dopiero docierał do
jego świadomości. Rozumiejąc jego walkę, Mila zachichotała tylko
cicho.
–
Dobrze chyba, że nie wyrzuciłeś jednak tego pierścionka –
mruknęła rozbawiona. – I że dom rodziców nadal się nie
sprzedał.
Potem
stało się coś, czego Mila najmniej się spodziewała – Peter
objął jej twarz dłońmi i powoli, rozkoszując się każdym
momentem, złożył na jej ustach pocałunek. Początkowo delikatny
jak muśnięcie, z czasem jednak przybrał na sile i smakował dawno
niezaspokajanym pragnieniem. Nieco zaskoczona Mila chciała
zaprotestować, ale była rozerwana między uderzającą falą
przyjemności a niepewnością co do znaczenia tej reakcji. Uważał,
że to żart? Cieszył się? A może żegnał?
W tej
samej chwili Peter odsunął od niej swoje usta, pozostawiając
zetknięte ich czoła. Spojrzał jej w oczy z tak szerokim uśmiechem,
że od razu ją zaraził, po czym powiedział:
–
To najpiękniejsza fotografia, jaką widziałem.
Okej, to teraz czekam na
reakcje, przemyślenia, komentarze ogółem. Trochę wyszło, jak
wyszło, ale jakże bym śmiała Was zostawiać bez zakończenia?!
Mam nadzieję, że
polubiliście historię Petera i Mili, a mój debiut „poważny”
nie wypadł aż tak tragicznie.
Co bym jeszcze chciała
dodać? Dla niezorientowanych: Bez-senni
czekają na komentarz i głosy w ankiecie na samym dole. Tutaj
zresztą na dole też jest fajna ankieta.
Dziękuję Wam za
wszystkie komentarze i wymienione ze mną tweety. Mam nadzieję, że
aż tak Was nie zawiodłam.
Po spędzeniu około godziny na nadrabianiu wszystkich rozdziałów, stwierdziłam, że nigdy tak nie wczułam się w jakąkolwiek historię. Piszesz świetnie, lubię twoje wstawki poligraficzne (możliwe, że to że względu na pojęcia których sama muszę się uczyć) a twoje postacie są z krwi i kości.
OdpowiedzUsuńJakbym miała możliwość to bym Cię wycałowała po policzkach jak jakaś ciotka.
Masz jakiś fanklub? Chcę wstąpić.
O i tak btw, właśnie w tym momencie płacze (a nawet rycze) więc przepraszam za zdania które nie mają sensu.
Bardzo mi miło, dziękuję za tyyyyle ciepłych słów! Ale całować mnie odradzam, skórę mam strasznie suchą. :P
UsuńCo do fanklubu, to nie mam, ale myślę, że mogę się pochwalić sporym gronem stałych czytelniczek.
Nie przepraszaj, zdania mają sens, a łzy, mam nadzieję, że z radości, nie z rozpaczy. ;)
Wzruszyłam się. Cholera, wzruszyłam się. A ja to nie z tych co ryczą na "Titanicu". Co to, to nie. Peter jest tak przegenialną postacią, że aż mnie skręca. I moja romantyczna dusza ucieszyła się bardzo na nawiązanie do "Dumy i uprzedzenia". "Jedno twoje słowo wystarczy, aby uciszyć mnie na zawsze". To tak było u Austen? :)
OdpowiedzUsuńTak! Co ciekawe, ostatnio czytałam i oglądałam "Dumę...", ale same słowa Petera były napisane na długo przed. Ale muszę przyznać, że cały czas miałam pana Darcy'ego przed oczami, zwłaszcza tego z 2005 roku...
UsuńW każdym razie dziękuję za słowa uznania (jak myślę) i komentarz. :)
PS. Ja też nie z tych, co płaczą na "Titaniku", ale na "Dzięki tobie, Winn-Dixie" już tak.
Brak mi słów w tym momencie... Historia Petera i Mili bardzo mną wstrząsnęła, to fakt. Jednak do końca im kibicowałam, liczyłam na to, że znów do siebie wrócą. Nie wyobrażałam sobie innego zakończenia, bo oni po prostu są dla siebie stworzeni 💕
OdpowiedzUsuńPomimo tylu krzywd ze strony Mili, Peter potrafił jej wybaczyć. To mnie najbardziej poruszyło 😍 W ogóle to, jak go przedstawiłaś w tym opowiadaniu sprawiło, że zmieniłam zdanie o nim, jako człowieku( w rzeczywistości). Wcześniej bowiem nie wyrażałam się o nim w pochlebnych słowach, wprost przeciwnie. Ale dzięki Tobie nastąpiła pozytywna zmiana mojego nastawienia , kochać i wrócić do siebie, mimo wszystko. Czytałam wiele opowiadań o podobnej tematyce, jedne banalne, inne nieprawdopodobne, jeszcze inne bez konkretnego przekazu. Twoje zaś należy do grona tych niezwykłych, najlepszych, takich, do których linki zapisuje się kilka razy, by kiedyś do niego powrócić. Jesteś niesamowita w tym, co robisz, naprawdę. Byłaś reżyserem takiego przedstawienia, jakiego nawet nie mogłabym sobie wyobrazić. Ogromnie miłym zaskoczeniem jest właśnie ten szczęśliwy koniec ❤
Cóż jeszcze mogę dodać... Bardzo zżyłam się z bohaterami, będę za nimi tęsknić. Wiem jednak, że nas tak nie zostawisz i szykujesz coś równie dobrego, albo jeszcze lepszego (o ile coś takiego jeszcze może być) 😄
Bardzo, bardzo dziękuję za to opowiadanie! 💖
Przepraszam za tak nieskładny komentarz, coś tam się niepotrzebnie skopiowało i powstało zamieszanie 😞 I jeszcze raz DZIĘKUJĘ ❤
UsuńMuszę przyznać, że długo się zastanawiałam, czy "prawdziwy" Peter wybaczyłby takiej Mili i... doszłam do wniosku, że to nieistotne, bo nie znam prawdziwego Prevca. Chcę przez to powiedzieć, że przedstawiony tu przeze mnie Pero to w gruncie rzeczy tylko moja postać, ubrana w ciało prawdziwego człowieka. Cieszę się, że zmieniłaś zdanie, ale musisz pamiętać, że być może polubiłaś pewne wyobrażenie o nim, nie samego skoczka.
UsuńCo do reszty - bardzo dziękuję! Jest mi niezmiernie miło, że tak mnie cenisz. Co do bomb - cóż, na razie niczego nie przygotowuję, bo mam sesję, a potem idę do szpitala (jeśli Bóg da w tej kolejności), ale fakt, mam co najmniej trzy teksty w planach. Link do jednego jest pod tą częścią. ;)
Nie masz za co przepraszać, komentarz mi się podobał! :)
Naprawdę nie mam siły pisać nic więcej ponad to, że to najładniejszy, najprzyjemniejszy tekst, jaki czytałam w tym roku, piękne połączenie treści z tytułem.
OdpowiedzUsuńA co tam, dodam jeszcze, że grozę to Ty umiesz budować! Myślałam, że Mila dostała wyniki badań na raka czy coś! Gałganiara!
Byłam ciekawa, czy ktoś da się złapać i widać poskutkowało. :P Ale szalenie mi miło, baaaaardzo dziękuję!
UsuńPopłakałam się. No kurde popłakałam się. Spodziewałam się wszystkiego oprócz happy endu. No cóż, tu nie ma happy endu, ale jest jakiś possitive/neutral end. I ryczę. Ty zła kobieto!
OdpowiedzUsuńHmm, czy neutral? Według mnie to raczej jasne, że to "hepi end". Ciesz sie, że własnego pierwszego planu nie wcieliłam w życie, to by dopiero było. :P I dziękuję, bo rozumiem, że łzy to komplement. :D
UsuńCiężko się zaczyna komentarze po takiej przerwie, ale jakoś się postaram. Nie mogę przecież zostawić ostatniej części Precli bez choćby słowa z mojej strony, a i tak czekali na mnie zbyt długo. Ale w końcu jestem i mam nadzieję, że już nigdy więcej nie zostanę zmuszona do porzucenia moich ulubionych blogów na tak długo. Bo musisz wiedzieć, że historia Petera i Mili to moje numer one jeżeli chodzi o Prevca i zdecydowanie podium jeżeli chodzi w ogóle o skoki. Także zaczynam i mam nadzieję, że pomimo tej przerwy nie pogubię się w fabule (koniecznie muszę przeczytać Precle od początku, ale to po tym jak już domknę sobie ich historię).
OdpowiedzUsuńMila sprzedaje dom i mam odczucie, że dobrze jej to zrobi. To taki pierwszy krok, żeby pozamykać niektóre rozdziały jej życia i wziąć się za jego porządkowanie. Bo według mnie właśnie tego potrzebuje. Zbyt długo już pozwalała, żeby jej życiem rządziła żałoba. Śmierć jej rodziców odcisnęła na niej swoje piętno i w pewien sposób ukształtowała na nowo, ale jednak warto trochę zawalczyć o tą starą siebie. No i może przy okazji wyprostować w końcu sprawy z Peterem. Z jednej strony rozumiem przekonanie Mili, że Prevc tak logiczny i racjonalny (umieram wręcz z ciekawości czy Peter naprawdę jest taki, jaki nam się wydaje) nie może jej wybaczyć. Z drugiej, czy mówiąc o miłości nie należałoby jednak stwierdzić, że Peter jest skory trochę od tej swojej racjonalności odejść? Już wiele razy udowadniał, że dla Mili jest w stanie w pewien sposób postąpić wbrew sobie. Zabrzmiało to trochę twardo, ale myślę, że wiesz o co mi chodzi.
Propozycja Jelar, choć przedstawia przed Milą świetlaną przyszłość, budzi we mnie tylko jedno odczucie. OPAMIĘTAJ SIĘ DZIEWCZYNO I ZASTANÓW DOBRZE CO ROBISZ. No to tyle. Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno. Jako osoba, która sama często ma ochotę wybrać opcję z ucieczką (Mila, I feel you, bro) jednak stanowczo odradzam. Po prostu NOPE. ” Mila wiedziała, że musi zapomnieć.” Zapomnieć o tej propozycji, jak najbardziej.
Retrospekcja Petera po prostu rozdziera serce. Tak bardzo mi ich szkoda. Obojga. Tyle musieli wycierpieć i nie zaznali jeszcze ukojenia. Nadal cierpią i boli mnie to, że nie dostrzegają (a raczej Mila bardziej nie dostrzega), że gdy byli razem było im łatwiej. To wszystko nadal bolało, ale jednak świadomość, że obok jest ktoś kto pragnie ci ulżyć w bólu, pomaga. Te chwile szczęścia we wspomnieniach Petera utwierdzają mnie w przekonaniu, że powinnam kibicować i trzymać za nich kciuki aż do końca. GO Precle!
Ale to się potem szybko potoczyło. Czytałam z zapartym tchem i otwartą buzią. Najpierw dość tajemniczy fragment Mili, o którym za bardzo nie wiedziałam co myśleć i nawet nie starałam się domyślać o co w nim chodzi, bo już czekał na punkt kulminacyjny całego Polaroidu. Ostateczna rozmowa Petera i Mili i ostateczne pojednanie. Tyle rozmyślań o uporze braci Prevc, a jednak Mila momentami ma go więcej niż wszyscy oni razem wzięci. To jak długo się broniła przed Peterem mnie dobijało. Ale jednocześnie pokazało jak wielkie jest łączące ich uczucie. I pomimo tego co przeżyli i jak bardzo nawzajem poranili, myślę, że są nawzajem przekonani o swojej miłości. I zarówno obawa Mili przed ponownym zranieniem Prevca jak i gotowość Petera do wybaczenia, i jakby pogodzenie się z tym, że doznajemy krzywdy nawet od tych najbliższych naszemu sercu, po prostu wzrusza.
Sama końcówka jest doskonała. Jak dla mnie cudowne domknięcie ich historii. Nawiązanie do tytułu i początków poprzedniego rozdziału. Jestem zachwycona i szczęśliwa, że podzieliłaś się z nami tą historią. Cudownie było do niej wrócić po ponad roku i zostawić pod nią s1)ój ślad.
Z najlepszymi życzeniami w Nowym Roku,
Adrawa