środa, 7 września 2016

#09 Polaroid (III)

Album egoizmu


Puste łóżko i otoczenie śnieżnobiałej pościeli sprawiło, że Mili odechciało się spać. Patrzyła w szarzejący sufit i nie mogła się pozbyć okruchów niepokoju ze swojego organizmu. Ciche tykanie zegara na szafce nocnej, zamiast wprowadzić ją w senny trans, zaczęło doprowadzać ją do szału. A może to był tylko głód? Przecież nie od dziś wiadomo, że jak kobieta głodna, to zła. Na szczęście, Luka miał się zjawić z pieczywem lada chwila.
I przez całą tę chwilę Elin rozkoszowała się zanurzeniem w myślach.


— Jak myślisz, jaka jest najmniejsza rzecz, która można odmienić życie człowieka o sto osiemdziesiąt stopni?
Wisieli dobrych kilka metrów nad ziemią. Słońce powoli dogasało, ale miękkim, pomarańczowym światłem paliły się trzy latarenki na materacu. Ciepły wakacyjny wietrzyk poruszał półprzezroczystymi, białymi osłonami i liśćmi otaczających ich drzew, a gdzieś nad ich głowami ostatnie ptaki układały się do snu w gnieździe.
Leżeli w wygodzie butelkowozielonych poduszek, trzymając się za ręce — poza tym się nie dotykali. W milczeniu obserwowali najpierw wędrówkę słońca na tle zapierających dech w piersiach gór, a w końcu powoli rozpoczynający się seans astronomiczny gwiazd. Do czasu aż Mila zdecydowała się przerwać ciszę.
Peter uśmiechnął się do siebie.
— Cóż — odezwał się po namyśle — myślę, że pierścionek zaręczynowy.
Odwrócił głowę, ściągając na siebie jej spojrzenie.
— A tobie? Jak się wydaje?
Elin ściągnęła brwi w zastanowieniu.
— Nie mam pojęcia, dlatego zapytałam ciebie.
Roześmiała się cicho, patrząc ze szczerością Peterowi w oczy.
Była to kolejna z nielicznych chwil, które mieli tylko dla siebie. Bez dzwoniącego trenera, bez Jelar na ogonie, bez reszty świata. Mila była świadoma tego, co oznacza związek ze sportowcem — walkę z brakiem i naukę tęsknoty na pamięć — dlatego momenty takie jak ten pragnęła zamykać w złotej szkatułce, by móc je wyciągać w mroźne, zimowe wieczory, gdy ukochanego oglądała wyłącznie w telewizji.
Westchnęła, bo zbliżała się siedemnasta, więc musieli się powoli zbierać. Podniosła się i usiadła po turecku. Peter szukał czegoś w kieszeniach koszuli z krótkim rękawem i bermudów. W końcu wyjął coś małego, granatowego i lekko włochatego, po czym sam usiadł tak jak Mila.
— Miałem... — zaczął, z wahaniem chowając przedmiot w obu dłoniach jak złapanego chrabąszcza (których Elin szczerze nienawidziła). — Miałem poczekać do naszej pierwszej kolacji w Złotych Piaskach, ale... powiedzmy, że... nie znoszę garniturów. A poza tym kolacje są bardzo oklepane.
Mila poczuła gwałtowny przypływ paniki. Zwłaszcza że Prevc zmienił pozycję i przysiadł na piętach, z ledwością mieszcząc się w namiocie.
Mały przedmiot w jego dłoniach się otworzył i błysnęło srebro.
— Milo Elin, czy chcesz, żebym permanentnie zmienił twoje — nasze — życie?
W tym samym momencie Elin zachłysnęła się własną śliną i zaczęła się dusić. Spanikowany Peter poklepywał ją po plecach i podstawił jej butelkę z wodą, z której z chęcią skorzystała. Kiedy wreszcie przestała kasłać i złapała oddech, spojrzała na Prevca oczami wielkimi z przerażenia.
— Peter — zaczęła poważnym tonem — dobrze wiesz, że studiowałam literaturę, więc jeśli miałeś na myśli coś innego, niż ja myślałam, że masz, to moje zdolności interpretatorskie mogą...
— Zapewniam cię — przerwał jej z rozbawieniem — że myśleliśmy o tym samym. Żebyś miała stuprocentową jasność, to zapytam: Milo Elin, czy chcesz w przyszłości zostać moją żoną?
Próbując ustabilizować szybki i płytki oddech, odparła słabym głosem:
— Cóż, byłabym szalona, gdybym powiedziała nie.


Zamek w drzwiach wejściowych kliknął cicho, odganiając wspomnienie sprzed dwóch i pół roku. Mila westchnęła i odrzuciła kołdrę, po czym przeszła w samej bieliźnie do kuchni, w której Luka rozpakowywał dwie papierowe torby z pachnącym kusząco pieczywem. Mężczyzna uśmiechnął się do niej łobuzersko i bez słowa złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
Luka Ferjan miał ponad metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, dobrze, acz nie nachalnie rozwiniętą muskulaturę całego ciała i twarz, której pozazdrościć by mu mógł niejeden model Calvina Kleina. Jego uśmiech powalał wszystkie koleżanki z roku Mili; ale największe wrażenie robił, kiedy decydował się na rozmowę. Po pierwszym spotkaniu nikt by nie postawił na to, że Luka zrobił magisterium z literatury, a jednak — Ferjan czarował w towarzystwie swoim oczytaniem, wysoką kulturą osobistą i szarmancją. Podobał się Elin, jak chyba każdej heteroseksualnej dziewczynie na ich wydziale, ale nie do tego stopnia, żeby się odważyła do niego zalecać. Mieli z sobą kilka przedmiotów, wymieniali ogólne uwagi i rozmawiali tak, jak rozmawia się z rzadko spotykanym, acz lubianym znajomym.
Dopiero pół roku temu odnowili znajomość, kiedy Mila przypadkiem stłukła mu lampę w samochodzie swoim przednim zderzakiem na parkingu przed sklepem. Okazało się, że Ferjan uczy słoweńskiego w liceum, a do supermarketu przyjechał zrobić zakupy na weekend. Postanowili nadrobić stracony po studiach czas i umówili się na kawę, która przemieniła się — niemal niczym woda w Kanie Galilejskiej — w wino. Języki się rozluźniły i wyszło na jaw, jak bardzo skrzywdzeni są oboje. Choć Luka mocniej; Sara porzuciła go, gdy tylko stracił dobrze płatną posadę w znienawidzonym biurze reklamowym, pokazując tym samym prawdziwą twarz — twarz bezwzględnej materialistki. Mila w zamian opowiedziała mu historię, w której była jednocześnie ofiarą i oprawcą i, nim zdążyli się obejrzeć, proponowali sobie wzajemnie układ zapełniający pustki — i tym samym bezlitośnie je obnażający.
Żadnych oczekiwań. Żadnych uczuć poza przyjaźnią. Dobre wino, stymulujące rozmowy i seks, ale nic poza tym.
— Jakie śniadanie serwuje dziś szef kuchni? — spytała Elin, wskakując kokieteryjnie na blat szafki.
Luka natychmiast porzucił zakupy i podszedł bardzo blisko Mili, ściągając kurtkę, a zaraz za nią czarny, obcisły t-shirt. Chwilę później smukłe nogi Elin oplatały go mocno w pasie, a w uszach dźwięczał mu jej oddech.
— Śniadanie do łóżka — zamruczał, unosząc ją za pośladki i zabierając do sypialni.

* * *

Po fali deszczów i burz, która nawiedziła Słowenię tej wiosny, nadeszło wreszcie oczekiwane lato. Weszło w rok nieśmiało — zaczęło od dwudziestokilkustopniowych temperatur i bladego słońca, by wreszcie rozpędzić się do upałów, w czasie których słupek rtęci przekraczał granicę trzydziestego prątka. Przezroczysty gabinet w wydawnictwie Jelar nie przypominał już akwarium, a bardziej szklarnię. Klimatyzacja zepsuła się u początków czerwca — na dwa dni przed pierwszymi słonecznymi roztopami. Kolejne wizyty bezradnych mechaników przynosiły ciągle ten sam skutek: skazanie na wiatraki i przeciąg.
Biuro znowu przeżywało nawałnicę urlopowych wyjazdów zagranicę. Z posterunku nie schodziły tylko Mila i Marika Jelar, a także, w drodze wyjątku tego roku, Maja Vidmar. Jej projekt kompozycji albumu rodzinnego Prevców ze wstawkami w postaci wspominek z dzieciństwa i ciekawostek szedł jak burza i u schyłku lipca był prawie gotowy. Całych trzech miesiący pracy nad nim Elin znosiła nie najlepiej; zawsze poinformowana o dacie i godzinie kolejnego spotkania, przezornie wychodziła kwadrans wcześniej, by „pozałatwiać sprawy papierkowe dla wydawnictwa” albo „zrobić sobie przerwę na lancz”. Czasem niewiele mijała się z prawdą, częściej jednak urządzała długie spacery w parku, nierzadko wypełnione czytaniem książek lub rozwiązywaniem samotnie krzyżówek na ławce. Sama nie mogła wyjść z podziwu, że jej raczej niechlujna strategia przynosiła tak dobre efekty aż przez trzy miesiące. Prevc ani razu się nie spóźnił, ale też i nie przedłużył spotkania, co w przypadku pracy nad jego autobiografią bywało nieuniknione — zwłaszcza jeśli dany rozdział był wyjątkowo fatalnie napisany (bo i takie się zdarzały).
W biurze przyglądano jej się ukradkiem, jakby chciano sprawdzić, w jakim stopniu zmieniła się Elin, odkąd została zmuszona do znoszenia swojego byłego narzeczonego we własnym miejscu pracy; nie było przecież żadną tajemnicą, kiedy i dlaczego rozpadł się ich „szczęśliwy i udany” związek. Rozpisywały się o tym przez jakiś czas tabloidy, ale nie mogąc namierzyć redaktor zastępczej wydawnictwa Jelar&Schmitt przez dłuższy czas, odpuściły. Status narzeczonej kilkukrotnego Sportowca Roku Słowenii nie czynił jej zresztą żadną gwiazdą. Elin jednak cierpliwie znosiła wszystkie te spojrzenia, zwyczajnie udając, że ich nie widzi. Nikt nie ważył się postawić sprawy jasno i bez ogródek spytać, jak się czuje z tym, że jej były, a zarazem słoweński bohater narodowy, średnio raz w tygodniu plącze się po biurze.
Mimo że Jelar kilkakrotnie proponowała jej zwyczajny urlop, Mila się nie ugięła, wolała pozostać za biurkiem, dać się pochłonąć pracy. Z czasem jednak zaczęła się zastanawiać, ile czasu jej zajmie, zanim zwariuje z przepracowania. Im bowiem bliżej było końca współpracy Vidmar-Prevc, tym większy dopadał ją niepokój, paląca potrzeba zrobienia czegoś, zmiany. Każdy dzień przekonywał ją do tego, by jednak wrócić w rodzinne strony, w miejsca, których unikała jak ognia, których nie widziała już od półtora roku.


To miały być ich pierwsze wakacje od piętnastu lat. Lada dzień świętowali trzydziestą rodzinę ślubu. Ojciec zarezerwował kosztowny hotel na Korfu, ustalił wszystko z lekarzem, mama kupiła przepiękne, zwiewne sukienki plażowe, nawet pokusiła się o dietę. Mila chciała im ufundować bilety lotnicze, ale jej rodzicielkę wstrzymywał strach przed lataniem. Wybrali więc autokar.
Próbowała się pocieszać, że przynajmniej zdążyła się pożegnać. Że ostatnie, co im powiedziała, to „kocham was, uważajcie na siebie”.
Nigdy nie zobaczyli Grecji, tak jak Mila nigdy więcej nie zobaczyła uśmiechu na twarzy taty, który zachęcał ją do studiowania tego, co kochała, mimo że mama kręciła nosem. Który nauczył ją jeździć na rowerze, rozróżniać gatunki ptaków, zaszczepił w niej miłość do książek i nauczył stawiać pierwsze literki w kajeciku. Nie poczuła dotyku matki, która pokazała jej, jak przyszyć guzik do płaszcza, chodzić na szpilkach i wywabić plamę z wiśni na ulubionej białej sukience. Straciła jedyne osoby, które były przy niej na dobre i złe, stanowiły jej schronienie przed złem tego świata. Dom rodzinny stał się narnijskim przejściem w szafie, do którego chętnie wracała, jakby zaczarował go ktoś, przemieniając w krainę wiecznego dzieciństwa.
Dziadkowie pomarli bardzo wcześnie, nie zdążyła ich nawet poznać. Poczuła, jak wielki i pusty jest świat bez rodziców i jak ona jest w nim samotna.
Dlatego śmierć jej rodziców przeszyła ją bardzo dotkliwie. Wraz z nimi utraciła swój raj, swoją ostoję. Czuła się samotna w domu z kotem, kubkiem herbaty i narzeczonym w telewizji. Sama i zdradzona. Przecież za rok mieli brać ślub, a jego wiecznie nie było. To nie tak, że nie przejął się osobistą tragedią Elin — przeciwnie, był przy niej przez pierwszy tydzień, ale wzywały go obowiązki, podobnie zresztą jak ją. Mila z zamiłowaniem oddała się pracy, jednak powrót do pustego mieszkania w każdy wieczór na nowo otwierał w niej ledwie zasklepione rany.
Minął miesiąc, a jej żałoba przybierała na sile. Weszła w fazę przyjemnego, choć jednocześnie niepokojącego otępienia emocjonalnego. Było jej wszystko jedno. Praca? Czemu nie, ale w sumie po co. Utrzymywanie domu? Przecież i tak się naśmieci. A Peter?
Z zaskoczeniem (a nie, jakby to się zdarzyło w normalnym stanie, z przerażeniem) zauważyła, że obecność Prevca stała jej się równie obojętna jak fakt, czy sama oddycha czy nie. Nie budził w niej żadnych emocji — a jeśli już, to tylko negatywne. Miała dość tych ścian, dość tego miejsca, tych ludzi. Tak sobie powtarzała, przełykając kolejne łzy, a na twarzy pozostawiając gniew. Potrzebowała się wyrwać, by zapomnieć. Bardzo skutecznie wpajała sobie to kłamstwo, stawiając kolejne bariery przed światem.
I wtedy na drodze pojawiła się Jelar.


Jej chęć powrotu do rodzinnych stron wzrosła, kiedy w czasie jednego z tych końcowych dni lipca zadzwonił Luka, dość napiętym głosem pytając, czy Elin może wyjść przed biurowiec. W jej głowie zapaliła się czerwona lampka, która zaczęła migotać, a po chwili doszło do niej ostrzegawcze wycie, gdy po przekroczeniu drzwi wejściowych zobaczyła Ferjana z bladym uśmiechem opartego o swój biały samochód.
Nie była to dla niej pierwszyzna. Mogła się spodziewać słów, które padły kilka minut później.
— Jak ma na imię? — spytała z uśmiechem, gdy przyjaciel wreszcie wyłożył kawę na ławę.
Pokrzepiony jej pozytywną reakcją Luka oddał ten gest z ulgą.
— Lena — odparł. — Jest nową nauczycielka matematyki u nas w szkole i... Przepraszam, że tak wyszło, ale wiesz, jak się umawialiśmy, więc...
— Luka — przerwała mu ze spokojem. — Jesteśmy dorośli, tak? Umowa to umowa. A poza tym nie czuję do ciebie nic poza nicią zwyczajnej, przyjacielskiej sympatii. Mam tylko nadzieję, że nie zerwiesz kontaktu.
Ferjan uniósł ręce w obronnym geście.
— Nigdy w życiu!
Zamilkli na chwilę.
— Powiedziałeś jej o nas? — zapytała z lekkim śmiechem, przygryzając dolną wargę.
Wiedziała, że mogłaby z łatwością nakłonić go do „ostatniego razu”, a może i nawet do całkowitej zmiany zdania, ale nie wyobrażała sobie znów zostać sprawczynią bólu i rozczarowania. Nie leżało w jej naturze budowanie swojego szczęścia na ruinach czyjegoś.
Z drugiej strony — układ „przyjaciół z bonusem” jeszcze dziewięć miesięcy temu również „nie leżał w jej naturze”.
Luka się zawahał.
— Niech to będzie... nasza mała tajemnica. — Puścił do niej zalotnie oczko.
Po krótkim pożegnaniu Ferjan dodał, że poprosił ją o zejście, bo był umówiony z Leną o czwartej, a planowo miał się spotkać z Elin o siódmej i nie chciał, żeby ta druga musiała się fatygować do niego przez pół miasta tylko po to, żeby się dowiedzieć, że wieczór został odwołany. Przytulili się, życząc sobie wzajemnie powodzenia, po czym biała toyota odjechała spod wydawnictwa.
Po tym zdarzeniu Elin utwierdziła się w przekonaniu, że odpoczynek od tych ludzi i tego miasta bardzo jej się przyda. Musiał minąć jednak pełny tydzień, zanim dostała pozwolenie na wyjazd, bo zajmowała się przedsiębiorstwem na czas urlopu szefowej. Cały jej misterny plan zniweczyła jednak sytuacja, która miała miejsce na dobę przed wyjazdem.
Przez cały tydzień nie mogła się wyrwać na żaden „lanczyk”, bo nie miał jej kto zastąpić — przecież to ona była zastępcą. Przeżywała prawdziwe urwanie głowy, pełniąc rolę naczelnej, sekretarki i archiwistki symultanicznie. Telefony atakowały z częstotliwością piętnastu połączeń na godzinę, wszelkie papiery w tajemniczy sposób zmieniły położenie i zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach, a laptop wyłączył się i nie zamierzał zmieniać zdania. A tu mejli nadeszła prawie setka, wszystkie domagały się odpowiedzi na cito, więc musiała skorzystać z komputera szefowej, która z kolei dość opornie podała jej hasło. Jedynym pozytywnym aspektem była nowina, że wreszcie udało się naprawić klimatyzację, ale fakt ten wcale nie obniżył temperatury w biurowym piekiełku Elin.
Dramat powoli zmierzał do ostatniego aktu koło siedemnastej, gdy większość działów zaczynała już weekend, więc w wydawnictwie została garstka osób, która o osiemnastej skurczyła się do jednej. Musiała pozamykać ostatnie sprawy, posegregować porozrzucane w chaosie dokumenty, zapisać ostatnie pliki. Vidmar zapukała jej w szybę i pomachała na pożegnanie, na co Elin zareagowała jedynie przytaknięciem głową.
Zasadnicza część biura spoczywała już w pełnym mroku, jedynie jej gabinet był oświetlony. Zgasiła więc ostatnią lampę i przekręcała klucz w drzwiach.
— Maja już wyszła?
Podskoczyła ze strachu i upuściła klucze. Kładąc dłoń na klatce piersiowej, sprawdzała, czy jeszcze żyje, bo przez moment wydawało jej się, że to już koniec.
W ferworze walki z biurokracją zupełnie o nim zapomniała, ale on szedł w jej kierunku, w pełni elegancki jak zawsze. Co ciekawe, przywdziewał lekki uśmieszek, który z jakichś powodów nie spodobał się Elin.
— Co ty tutaj robisz? — warknęła nieuprzejmie, rozkojarzona wystraszeniem i najmniej spodziewanym gościem tego dnia, podnosząc klucze z podłogi. — Nie wolno tu nikomu przebywać po osiemnastej — poprawiła się, przybierając chłodny, oficjalny ton.
Był już na tyle blisko, że czuła jego perfumy i mogła potwierdzić, że w oczach miał radosny blask.
— A jednak tu stoisz.
Mila poczuła się zmieszana, więc starała się unikać z nim kontaktu wzrokowego.
— Przepraszam, zgubiłem się w drodze z toalety — wytłumaczył się dość pogodnym tonem. — Chyba tylko strach, że zamkną mnie tu na cały weekend...
— Agencja Pracy pod nami pracuje w soboty, a poza tym są stróże — wymamrotała, nadal nie podnosząc na niego oczu. — Myślę, że powinieneś już iść — dodała służbowym tonem.
Dopiero to zdanie dodało jej odwagi, by spojrzeć mu prosto w twarz. Twarz, na której teraz pojawiło się rozczarowanie.
— Daj spokój, Mila — powiedział cicho. — Nie możemy już porozmawiać jak ludzie? To może być nasza ostatnia okazja...
Elin gwałtownie odwróciła wzrok od biurek za jego plecami i zerknęła mu prosto w oczy, z pytaniem wymalowanym na twarzy.
— Dziś ostatni raz się widziałem z Mają — wyjaśnił. — Skończyliśmy pracę nad albumem. Zobaczymy się dopiero za jakieś dwa miesiące na premierze i spotkaniu autorskim.
Na myśl o poprzednim spotkaniu autorskim Mila poczuła bolesny ucisk w żołądku.
Elin, wciąż nie wydusiwszy z siebie ani słowa, poważnie rozważała propozycję Prevca; nie miała ochoty pokazywać się z nim w żadnym miejscu publicznym, bo paparazzi nie śpią, a puste wydawnictwo stwarzało jednocześnie okazję i zagrożenie. Z ulgą jednak pomyślała o tym, że nie ma tu żadnych napojów wyskokowych, więc szansa popełnienia wielkiego głupstwa zmalała prawie do zera.
Peter i ona. Znowu sami. Niepodglądani, niepopędzani, nieśledzeni.
Na pancerzu pojawiło się nowe pęknięcie. Twarda i nieprzepuszczalna bariera, za którą chowała tyle dobrze spychanych na brzeg świadomości myśli i uczuć, z każdym spotkaniem traciła na szczelności.
— W porządku — odezwała się cicho po kilkunastu sekundach. — Ale mogę cię ugościć tylko herbatą, zimną kawą, wodą niegazowaną i lekko ususzonymi pączkami, które Jurij, nasz grafik, przywiózł rano i zostawił nieprzykryte.
Jurij. Przełknęła głośno ślinę. W obecności Prevca to imię kojarzyło jej się wyłącznie z nazwiskiem Tepeš.
Peter zaśmiał się cicho.
— Poproszę tylko wodę — odpowiedział.
Elin wyminęła go, zapaliła kilka kinkietów i podeszła do szafki z ekspresem, z której wyjęła dwie butelki mineralki. Kiedy oboje zrobili pierwszy łyk, zapadła cisza. Nie sądziła, że kiedykolwiek poczuje przy Prevcu, że „tonie” i będzie musiała się chwytać pierwszej lepszej brzytwy.
— Chodź na balkon — powiedziała, prowadząc go na rzeczony kamienny, beżowy balkon, z którego rozpościerał się widok na okolicę — smutną, zabudowaną i miejską, ale nie zabrakło wśród niej typowej dla Słowenii zieleni. Pracownicy korzystali z niego w czasie przerw na papierosa, co zresztą dało się wydedukować po pozostawionej na zabudowanej balustradzie popielniczce i kilku petach na posadzce. — Nazywamy go „gołębnikiem”.
— Bo można z niego obserwować ptaki? — spytał Peter, odstawiając butelkę na podłogę pod drzwiami i rozglądając się po niebie.
— Bo gołębie srają tu na potęgę.
Chociaż bardzo chcieli, nie mogli powstrzymać wybuchu szczerego śmiechu. Na ten krótki moment przeszłość, a zwłaszcza jej nieprzyjemna część, nie istniała.
Po chwili znów zapadła cisza.
— Jak... jak sezon? — wydusiła w końcu z siebie Mila, powtarzając sobie, że przecież są dorośli.
— Każdego roku wrzaski Janusa robią na mnie coraz mniejsze wrażenie — zaśmiał się Peter, chowając za plecami ręce i opierając się o szybę skrzydła drzwi balkonowych. — Poza tym mamy sporo młodych. Odkąd Robert i Jurij skończyli kariery trochę brakuje nam kadry.
— A jak sobie radzą twoi bracia? — zadawała pytania w obawie przed kolejną ciszą.
— Cóż, Domen ma szczęście, że jest pełnoletni, inaczej Janus wysłałby go na Syberię, aż skończy osiemnaście lat i przemyśli swoje zachowanie. Naprawdę przegina — dodał, poważniejąc. — Jak jedziemy na mamuta, to jego skoki oglądam przez palce. Cene poprawił już tego lata wiele elementów, mam nadzieję, że zimą to zaprocentuje. Jeśli chodzi o resztę mojego rodzeństwa, bo zakładam, że zaraz o nią spytasz — Mila miała wrażenie, że jej twarz w tym momencie zapłonęła jak pochodnia — to Nika wygrała swój pierwszy FIS Cup tydzień temu, a Ema... Cóż, Ema wymiksowała się z „rodzinnego” interesu, choć... nie do końca. Skacze w dal.
Teraz już naprawdę nie wiedziała, co ma powiedzieć, więc udała, że śledzi wzrokiem ruch uliczny oddalony o dobrych kilkadziesiąt metrów w dół.
— Jak było w Japonii?
Przymknęła oczy. Tego pytania bała się ponad wszystko. Starała się zachować zimną krew.
— Japońsko — odparła zdawkowo. — Specyficznie.
Kolejne milczenie, przybliżające ich do nieuniknionego.
— Czekałem w Sapporo — usłyszała jego łagodniejszy, mniej pewny siebie głos, w którym pobrzmiewała nuta dawnej troski.
Jakże miałaby tego nie wiedzieć. Przeczuwała, że tak będzie, odkąd tylko postawiła stopę na płycie lotniska w Azji.
— Z Tokio to kawał drogi. — Sama była zaskoczona chłodem swojego tonu. — A ja miałam dużo pracy.


Dzień, w którym dziwnie podekscytowana Jelar dopadła ją przy biurku, wtedy jeszcze w części głównej wydawnictwa, wrył jej się bardzo głęboko w pamięć. Nigdy nie sądziła, że szefowa aż tak ją ceni; przez kilka lat zdołała sobie wypracować stabilną pozycję, ale nie podejrzewała, że miała takie uznanie w oczach naczelnej. Propozycja była prosta: awans za szkolenie w Tokio. Z zarządzania, z kształcenia rynku wydawniczego, z przedsiębiorczości. Oferta była jednorazowa: teraz albo nigdy. Ty albo ktoś inny.
Równie dobrze pamiętała też ten ostatni rok, kiedy rodzice jeszcze żyli, a tęsknota i poczucie samotności i tak nie dawały jej spać po nocach. Czuła się gorzej niż jako singielka. Noce w zimnym łóżku, dnie spędzane z kotem, pracą i książkami. Teoretycznie powinna była do tego przywyknąć, ale jej potrzeba bliskiej osoby, potrzeba stabilizacji, potrzeba pewności i obecności rozrosły się do rozmiarów, których przytulanie zwierzaka nie było w stanie objąć.
Potrzebowała się stąd wyrwać, uciec jak najdalej. Od związku, w którym jej uczucie (przynajmniej takie odnosiła wrażenie) wygasało, w którym najczęstszym gościem były tęsknota i poczucie braku. Nie mogła zmuszać narzeczonego, profesjonalnego sportowca, żeby rzucił wszystko dla swojej chorej na nieuleczalną żałobę dziewczyny. Jeśli istniała dla nich szansa, to tylko osobno.
Musiała zacząć od nowa, w nowym otoczeniu, z szansą na zachłyśnięcie się odmienną kulturą przy jednoczesnym oddawaniu się ukochanej pracy.
— Przyjęłam propozycję Jelar — oznajmiła mu chłodnym tonem, wpadając do mieszkania jak burza.
Prevc stanął jak wryty. Z wrażenia odebrało mu mowę i pierwszy raz zobaczyła go w stanie paraliżującego szoku.
Peter wiedział o propozycji szefowej Elin, ale do tej pory ustalili, że Mila zostaje. Nie mieściło mu się w głowie, że nagle zmieniła decyzję, i to bez konsultacji z nim, bez żadnego porozumienia, bez informacji. Jakby wcale nie miał zostać w ciągu najbliższego roku jej mężem. Jakby... jakby już stanowili dwa osobne organizmy.
To nie tak, że uważał, że powinni być nierozłączni; dobrze, że mieli swoje pasje, byli niezależni. Ale roczny wyjazd stanowił kwestię, którą w poważnym związku należy omówić, a nie oznajmić z dnia na dzień.
Tymczasem Mila z determinacją opróżniała szafy i upychała ich zawartość w walizkach.
— Mila, co ty wygadujesz? — spytał słabym głosem. — A nasz ślub? A my?
Zatrzymała się w pół czynności, z mrożącym spojrzeniem patrząc mu w oczy.
— Nie będzie ślubu, a nas już nie ma od miesiąca.
Wiedziała, że depcze go jak niedogaszonego peta, że wykręca jego wnętrzności do niemal fizycznego bólu, ale nie widziała dla siebie innej opcji. Zaślepiona depresją i żałobą, myślała wyłącznie o sobie. Te egoistyczne zapędy zaprowadziły na skraj nie tylko ją samą, ale i Prevca, któremu świat rozpadał się w rękach jak rzeźba z mokrego piasku, która rozsypuje się na drobne, skoro tylko słońce ją osuszy.
Zbladł, ale Elin to zignorowała, choć jakaś nieumarła wciąż cząstka zdrowego rozsądku, może niej samej sprzed wypadku rodziców, krzyczała, by przestała odstawiać teatrzyk, by wreszcie uwiesiła się na nim i rozpłakała jak dziecko, tak jak by tego chciała. Żeby przestała się dusić w sobie.
Odgoniła te wołania jak natrętną muchę.
Dopiąwszy ostatnią walizkę, wyprostowała się i spojrzała z usilną obojętnością na białe, ściągnięte niemym gniew oblicze Prevca. Jego knykcie zbladły od zaciskania dłoni w pięści.
— Cześć, Peter — powiedziała szorstko. — I powodzenia.
Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i stłumiony krzyk.

Nie pamiętała, jak zajechała na lotnisko. Nie wiedziała, jak się tam odnalazła. Czas jeszcze skuteczniej zamazał tamto popołudnie, zimne, deszczowe i szare. Czas i ona sama — udawaniem, że nic się nie stało, nauką, pracą, poznawaniem Kraju Kwitnącej Wiśni. W efekcie ta część wspomnienia zaczynała blaknąć. Tam, na balkonie, odżyła jednak jak odrestaurowany obraz mistrza, jak cudowne freski w Kaplicy Sykstyńskiej.
Informacja lotniskowa zaanonsowała, że pora podejść do bramki. Elin sprawdziła swój podręczny bagaż i zamierzała się udać do kontroli.
— Mila! MILA!
Odwróciła głowę.
Dlaczego on za nią przyjechał? Dlaczego nie zostawił jej, skoro ona z taką precyzją i wyrachowaniem wbiła mu nóż w pierś?
Poczuła ucisk w sercu. Na krótki moment dopadło ją wahanie; widok biegnącego, zmartwionego Petera z obłąkanymi oczami, z bólem otwarcie wypisanym na twarzy sprawił, że dopadło ją uczucie powrotu do początku: do muśnięć ust, do szczęścia, do splecionych rąk, do uśmiechów. Prevc nadal był sobą, opanowanym, rozważnym, ale oddanym sobą. To ona się zmieniła, to ona zrobiła z jego życia piekło.
Jak w ogóle śmiała mu kiedykolwiek zawracać głowę? Nie zasługiwała na niego ani trochę.
Ale było za późno. Z każdą sekundą cement na jej sercu schnął, pancerz twardniał.
Stanęli twarzą w twarz. Kolejny moment zmiękczenia, krótki jak błysk.
— Powiedz mi tylko dlaczego — powiedział cicho, ale ona słyszała go doskonale. — Powiedz mi dlaczego, a postaram się to naprawić albo... albo odpuszczę. Tylko błagam, nie zostawiaj mnie bez wyjaśnień.
Zadrżała jej warga. Pancerz wciąż nie był dość twardy, a serce nadal biło, pompując przez ciało gorącą krew.
— Nie potrafię... — odparła słabym głosem. — Nie potrafię już tak żyć. W osobności. Wiem, że się na to godziłam — uprzedziła go. — Ale to mnie przerosło. Odkąd moi rodzice... — Z trudem powstrzymała falę łez. — Kiedy oni odeszli... coś we mnie pękło. Coś się zepsuło i już nigdy się nie sklei. A ty musiałeś wyjeżdżać, nie było cię. Wiem. Wiem, że chciałeś być. I jestem ci za to wdzięczna, ale potrzebuję się zresetować, odrodzić w nowym otoczeniu, poświęcić czas na odbudowę tego, kim jestem, oderwać się od tych ścian, od tych ludzi, od rzeczy, od których chce mi się chce rzygać. — Zagryzła zęby, czując falę złości. Nie miała wyboru. Musiała działać jak plaster. — W tym od ciebie.
Peter był na twarzy prawie zielony. Mila miała wrażenie, że skoczek lada chwila zemdleje.
— Już nie... nie jesteś dla mnie tym, kim byłeś.
Przymknęła powieki. Mogłaby przysiąc, że słyszała odgłos łamanego serca.
— Już cię nie kocham, Peter — wyszeptała, nie otwierając oczu.
Kiedy je wreszcie otworzyła, starała się nie patrzeć na jego twarz. Sięgnęła po jego lewą rękę, otworzyła dłoń i włożyła weń srebrny pierścionek ze swojego lewego serdecznego palca.
— Dbaj o siebie, dobrze? — szepnęła.
Odwróciła się na pięcie i już nigdy nie obejrzała wstecz.


Po kilku minutach ciszy zorientowała się, że chyba oboje przywołali to samo wspomnienie. Wspomnienie, które ich napełniało rozgoryczeniem. Wspomnienie, do którego istnienia nie przyznawali się nawet przed sobą, żeby nie pękały kolejne pancerze, żeby nie otwierać dobrze zagojonych ran.
Jeśli tu w ogóle mogła być mowa o jakimkolwiek gojeniu.
Ale świat nie stanął w tamtym momencie; samolot ruszył i po kilkunastu godzinach, a także przesiadce, wylądował w Tokio, wielomilionowej japońskiej metropolii, nie wstrzymano Pucharu Świata — ba, Peter zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej i kolejny rok z rzędu zdobył Małą Kryształową Kulę za wybitne osiągnięcia w lotach narciarskich. Tak jak teraz, tak i wtedy życie płynęło swoim rytmem. Panta rei. To w nich coś się zatrzymało, to dla nich stanął czas. Czas subiektywny.
— Musimy już iść — wychrypiała Elin, przytomniejąc jako pierwsza. — Ochrona może się zainteresować.
Peter przytaknął bezgłośnie.
Mila pogasiła ostatnie światła, zamknęła do końca gabinet, a potem i całe biuro, i w milczącym towarzystwie Petera wyszła z biurowca na ciepły, lipcowy wieczór. Niebo nie było jednak przejrzyste, co nie zapowiadało dobrej pogody. Pech chciał, że samochód Prevca stał tuż za jej. Niewierząca w przypadki Elin domyśliła się, że Peterem niekoniecznie kierował fakt odległości parkingu od wejścia.
Podeszli do swoich aut, ale oboje się zawahali, zatrzymując dłonie na klamkach.
— Byliśmy jak polaroidowa fotografia — odezwał się Peter z lekkim uśmiechem — która w pierwszych latach zawsze jest kolorowa i błyszczy, później jednak matowieje i blaknie... Ale nigdy nie znika całkowicie sama z siebie, zostaje w albumie.
Bez słowa pożegnania otworzył drzwi i wsiadł za kierownicę, prędko uruchamiając silnik.
— Ale przecież nie wszystkie fotografie blakną, prawda? — wyszeptała do siebie, kiedy Prevc już był kilkadziesiąt metrów od niej.

Gdy tej nocy jechała do dawnego domu swoich rodziców, widok na przednią szybę zalewały jej nie tylko strugi deszczu, ale i wzbierające w oczach łzy.




W Słowenii naprawdę można powisieć sobie z drzewa na łóżku — niedowiarków kieruję tutaj. I jak tu nie kochać najzieleńszego państwa Europy, no jak? Ile ja bym dała, żeby tak się pobyczyć!

Z tego miejsca chciałabym też podziękować E_A. Już ona wie za co. ;)
To ona powiedziała, że załączona do dzisiejszej części muzyka jest piękna i bardzo „preclowata”, bo idealnie pasuje klimatem.
Ja też się w niej zakochałam. Po uszy.
Trafiła prosto do mojego serca.
Mam nadzieję, że tak samo jak Wam ta część. :)

Bonus: pierścionek zaręczynowy Mili



21 komentarzy:

  1. Zepsułaś mi harmonogram tym usuwaniem nowej części xD Miałam już napisany komentarz, chcę go wstawić, a tu… NIC NIE MA! Sooo wstawiam teraz komentarz bez poprawek, więc przepraszam jeżeli jakieś zdania się zdezaktualizowały to ja za to nie odpowiadam :D
    Jestem okropnym człowiekiem. Sierściuch czeka na mój komentarz od trzech dni (teraz to chyba z tydzień puknął, ale zbieram się sobie i przybędę na nielotnych wkrótce), a ja najpierw biorę się za Precle. Stawiam jakiegoś Słoweńca ponad naszych nielotów. Proszę o wybaczenie, ale po tym blamażu z Kazachstanem (nie gniewam się na naszych, ale trochę mi smutno) potrzebowałam uroczych scen z Prevcem, a nie kolejnych polskich zgryzot, tym bardziej naszej Maciejki. Szkoda tylko, że ta część była smutniejsza od poprzedniej, bo mniej w niej było dodających ciepła „Polaroidowi” szczęśliwych wspomnień naszej dwójki bohaterów. Co jednak nie zmienia faktu, że nowa część Precli po tak krótkim czasie (oby tak dalej!) niezmiernie mnie cieszy, no i akcja nam trochę do przodu poszła, i co to się stanęło właściwie też się wyjaśniło.
    (Dobrze skojarzyłaś z tymi retrospekcjami mnie. No, w każdym razie częściowo. Bo ja naprawdę uwielbiam retrospekcje, tylko nie w nadmiarze. I chyba tak właśnie napisałam pod pierwszą częścią drugiej części Precli (jak to zawile i śmiesznie brzmi xd i nawias w nawiasie mi wyszedł, o!) Ale ten nadmiar to też ciężko u mnie osiągnąć, mam dużą tolerancję, więc śmiało możesz założysz, że mi się będzie dużo retrospekcji podobać. A moja niechęć bierze się stąd, że oglądam „Sposób na morderstwo” i tam potrafią robić retrospekcje wewnątrz retrospekcji i to już nie jest fajne, nawet w niewielkich dawkach. Ale serial ogólnie polecam :D)
    JA CHCĘ TAKIE ŁÓŻKO! I fakt, że nie miałabym gdzie go powiesić uznajmy chwilowo za nieistotny. Wszelki rozsądek należy odrzucić na bok, gdy widzi się coś tak cudownego. Muszę sobie gdzieś zanotować, żeby w przyszłości sprawić sobie taki luksus. Ciekawe jak tego dokonam…
    Scena oświadczyn jest urocza. Po prostu U-R-O-C-Z-A. Jak ja bardzo zazdroszczę Mili faceta, to aż nie do pomyślenia zważając na to, że Peter robi tutaj za postać literacką. I to wyznanie o tym, że nie lubi garniturów. Kto by pomyślał? xD Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy Elin się zgodziła. Nie wiem dlaczego, bo nic na to nie wskazywało, ale jednak miałam obawy, że problemy jej i Prevca mogły się zacząć już w tym momencie. Na szczęście ta chwila, która powinna być chwilą naprawdę idealną, do której chce się wracać nie została w żaden sposób naruszona. Chwała Ci za to.
    Tak jak się tego spodziewałam ja, tak jak się tego spodziewałaś ty, Luka Ferjan zyskał sobie moją sympatię. Trochę rozczarowało mnie to, że okazał się aż tak przystojny. Wolałabym, żeby był brzydszy xD Wydaje mi się trochę zbyt piękne to, że Mila spotyka na swojej drodze facetów o tak dobrych i interesujących charakterach, tak dobrze przy tym wyglądających (nie pamiętam czy kiedykolwiek napisałaś, że Peter jest przystojny poza tymi scenami, w których występował w garniturze, ale według mnie jest, a to jest mój komentarz, więc napiszę że Mila ma farta, że spotkała w swoim życiu TAKICH facetów :D. I to w tak krótkim odstępie czasu.) No, ale niech już dziewczyna ma. Nie będę się teraz na nią obrażać, że w życiu jej się powodzi xd
    Zaskoczyłaś mnie zupełnie tym, że poznali się z Luką na studiach. Myślałam, że Ferjan okaże się być przypadkowo spotkanym mężczyzną w odpowiednim miejscu i czasie. I, że po prostu sobie z Elin przypadli do gustu. I, oczywiście ich aktualna sytuacja/status związku (oh, too much facebook!) też im przypadła do gustu. A tu taka niespodzianka. Nie powiem miło mi się zrobiło, bo jednak ostatnio za często zdarza mi się przewidywać fabułę w książkach przez co niestety tracą na atrakcyjności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie nieodparte wrażenie, że w Polaroidzie czas szybciej płynie niż w Autobiografii. Wiem, że wcześniej opisany był dosyć szczegółowo cały proces współpracy Mili z Prevcem, a tutaj raczej proces unikania go (XD), ale i tak myślę, że w tej części mamy do czynienia z dłuższym przedziałem czasu. To taka tam ogólne uwaga, która mi przyszła do głowy i raczej nie wnosi nic wartościowego do tego komentarza.
      Korfu. Karol Kłos był ostatnio na Korfu i zabijał mnie snapami z tego miejsca xD
      Strach przed lataniem nie jest mi obcy (lęk wysokości zresztą też nie :<), ale myślę że w końcu zdecyduję się na jakiś przelot, może w przyszłe wakacje? Tym bardziej, że prawie dwudniowej podróży autokarem do Hiszpanii nie wspominam zbyt dobrze. Za to sam pobyt był cudowny. No ale ze Słowenii jest jednak do Grecji trochę bliżej niż z Polski do Hiszpanii, więc możliwe, że sam przejazd nie sprawiłby aż takich niedogodności rodzicom Mili.
      Czyli to tata był tym wspierającym we wszystkim Elin rodzicem (zupełne przeciwieństwo sytuacji Tośki, tam mi jakoś do głowy przyszło). Od razu widać, że więź łącząca Milę z rodzicami była silna. Wspomnienie niby nieistotnych faktów z dzieciństwa jest bardzo żywe w jej pamięci i już to daje czytelnikowi do myślenia, że śmierć rodziców nie będzie dla dziewczyny łatwa. Właściwie już w tym momencie można zacząć się domyślać, że tutaj będzie pies pogrzebany i to właśnie te wydarzenia będą stanowiły punkt zwrotny w życiu naszych bohaterów.
      Smutno się czyta o tym jak Mila zaczęła się zamykać na Petera. To obrazuje chyba najlepiej jak wielki wpływ ma na nią żałoba i pustka powstała po śmierci rodziców. Tragiczne jest to, że w swojej rozpaczy Elin zamyka się na osobę, która jako jedyna jest chyba zapełnić tę pustkę w jej sercu.
      Cieszy mnie to, że sytuacja z Luką tak szybko uległa rozwiązaniu. Polubiłam go jako bohatera i zyskał bardzo w moich oczach, gdyż zachowywał się do samego końca bardzo w porządku. Jednak stał na przeszkodzie Peterowi i odciągał od niego myśli Mili. Teraz Elin nie będzie miała do kogo uciec od Prevca i napełnia to moje serce nadzieją. Zastanawiam się, czy to, że tak bardzo ucieszyło mnie szczęście Luka i nieszczęście Mili przy tym, przypadkiem źle o mnie nie świadczy xD
      Pierwsze minuty niespodziewanego spotkania Mili i Petera przypomina sam początek ich znajomości. Ona – profesjonalna, zdystansowana, ale wewnętrznie bardzo poruszona, on – jak zwykle spokojny, opanowany i lekko rozbawiony postawą dziewczyny.
      Tak, zostawmy ich samych na tym balkonie jak najdłużej. Może jeszcze będą z tego dzieci!
      Jurij. Imię oczywiście wybrane nieprzypadkowo. Mila ma bardzo trafne skojarzenia. Jej mózg podąża w dobrą stronę. Jeszcze trochę i nie będzie w stanie zrozumieć, jak mogła odciąć się od skocznego cyrku. Ani od Petera.
      Ema skacze w…dal. No nie mogę. Trzymajcie mnie, bo zaraz spadnę z kanapy. Wyobraziłam ją sobie skaczącą w dal… NA NARTACH. Prevcowie i skoki narciarskie są tak silnie połączeni w mojej głowie, że mózg mi się lasuje. Wiem, że Ema naprawdę zapowiedziała, że ze skokami nie chce mieć wiele wspólnego, ale jakoś na razie to do mnie nie dotarło. Oni wydają się mieć jakiś rodzinny monopol na ten sport.
      Sceny związane z Japonią złamały mi serce i nie jestem w stanie nic o nich napisać. Przepraszam.
      Ostatnie słowa pożegnania Mili i Petera są piękne po prostu PIĘKNE. Jak to im dobrze nie wróży na przyszłość, to ja już nie wiem co.
      Co jeszcze mogę dodać na koniec? Zarówno tytuł tej części, jak i wybrana przez Ciebie do niej piosenka trafiły prosto do mojego serduszka. Już sama melodia cudownie nastraja do czytania i pomaga doskonale się wczuć w klimat Polaroidu. A z odpowiedzią na zawarte w słowach piosenki pytanie chyba musimy poczekać do następnej części, chociaż końcówka tej już była bardzo wymowna. Kurczę no, jestem zachwycona tymi fragmentami o fotografii. UWIELBIAM TO! Coś czuję, że będę często do nich wracać.
      Pierścionek zaręczynowy Mili jest przeuroczy. Peter ma bardzo dobry gust.
      Pozdrawiam,
      Adrawa
      PS Postaram się przybyć z komentarzem na nielotów jak najszybciej. Dla Sierściucha, o!

      Usuń
    2. Cóż, pokręciłam z tą publikacją, przyznaję się bez bicia, więc przepraszam. :<
      Co się tyczy Tośków, to wybaczam, bo ja sama bym tego nie skomentowała inaczej niż krótkim: ŻENADA. Więc się nie spinaj, końca siedemnastki jeszcze nie widać i chyba trochę zejdzie, nim mi przed oczyma zamajaczy.
      Oj, ja też się na naszych nie gniewam, choć znam przyczynę klęski. Mam tylko nadzieję, że awansujemy na ten mundial, bo chcę jeszcze Kubę, Piszcza i Fabiana zobaczyć z orzełkiem na piersi.
      Oj, nie wiem, czy następne pójdą równie szybko, chociaż mam już pierwszy fragment, a drugi zaczęłam, a czwarta część chyba będzie nieco dłuższa od tej, więc pewnie mi trochę zejdzie. :)
      (Borze szumiący, nie, ja za dużo kryminałów oglądam, wolę sobie nie dokładać. Ale za propozycję dziękuję – ja Tobie mogę polecić mojego nieśmiertelnego „Mentalistę” :D).
      TEŻ CHCĘ TAKIE ŁÓŻKO, POTRZEBUJĘ GO NA CITO!
      Kurczę, ja w sumie średnio lubię tę scenę zaręczyn, ale cieszę się, że innym przypadła do gustu. :D
      Ależ narrator obiektywny nigdy nigdzie nie napisał, że Peter jest przystojny. Był opis jego sylwetki (w pierwszej części), acz samego stwierdzenia nie było. Dla Mili jest on oczywiście boski, tylko że ona nie jest obiektywna. A Luka wyszedł mi boski przez przypadek. Ups, za dużo składnika o nazwie „zajefajność”. :D (I strasznie fajnie, że czytasz moje odpowiedzi na komentarze, jej! :D). I masz rację, trochę to przesadzone i marysuistyczne. Shame on me.
      A wiesz, że niewiele się minęłaś z prawdą z tym „przypadkowym Luką”? Tak miało być, ale historia wydała mi się zbyt oczywista i inna wersja wydarzeń jakoś sama mi spłynęła do głowy. :) Zaskoczyłam kogoś, szok! :D
      Oj, nie. Cała „Autobiografia” rozciąga się na jakieś pół roku, a tu mamy na razie trzy miesiące. Może odczuwanie czasu fabularnego jest zakłócone przez retrospekcje, może dlatego?
      (Od Karola to Korfu właśnie wytrzasnęłam. XD Szukałam jakiegoś dobrego miejsca, a tu Kłosik wstawia na Fejsbóki zdjęcie z Korfu, więc myk!, bierzemy! XD).
      Zazdraszczam Hiszpanii! <3
      O, jak ładnie, z „Nie-lotnymi” się porównuje Precli. :D Tylko mi proszę tu Mili do Tośki nie przyrównywać! ...bo uznam to za swoją literacką porażkę.
      „Tragiczne jest to, że w swojej rozpaczy Elin zamyka się na osobę, która jako jedyna jest chyba zapełnić tę pustkę w jej sercu.” – Lepiej bym tego nie ujęła.
      Aaaa tam, kibicowanie głównym bohaterom takie okropieństwa wybacza. XD
      Jeeej, liczyłam, że ktoś wywlecze to, że Ema nie ma zamiaru skakać, więc się cieszę podwójnie, że mam takich super czytelników!

      Uwaga, teraz będzie chwila fangirlingu.

      AAAAAAAAAAAAAAAAAAA, ZWRÓCIŁAŚ UWAGĘ NA SŁOWA PIOSENKI, MOGĘ UMRZEĆ W SPOKOJU! KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM!

      A brak słów wybaczam.

      I z niczym się nie spiesz. Ja lubię dostawać komentarze kiedykolwiek.

      Pięknie dziękuję za ten piękny i błyskawiczny komentarz! <3

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ale że ze śmiechu czy ze smutku? :< Bo to tu może być kluczowe!

      Usuń
    2. Przeto to nie Tośka z ekipą, aby śmiać się. Te drugie ryczę.

      Usuń
  3. Miałam czytać na balkonie. Z tym, że - dzięki Bogu - u mnie nie ma gołębi. W Białym są kaczki. Dobrze, że one nie latają aż tak wysoko, bo bym wtedy nijak nie spełniła swoich zamiarów zapoznania się z tym rozdziałem pod gwiazdami.
    I kurde, ja wszystko rozumiem, a raczej się staram, ale to co zrobiła Mila podczas rozstania, było podłe. I tyle w tym temacie.
    A na miejscu Petera... na miejscu Petera raczej bym ponownie do niej nie wracała, gdyż niby każdy popełnia błędy, niemniej najgorsze, co można usłyszeć to "Już cię nie kocham" i tego się nie wybacza.
    Buziak, słońce! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybko oceniłaś Milę, chociaż przyznam, że słusznie. Mila zachowała się co najmniej brutalnie i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Peter nie chciał jej wybaczyć. Co się porobi - to się jeszcze okaże. ;)
      A "Już cię nie kocham" naprawdę się nie wybacza.
      Dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
  4. Bardzo chciałam wczoraj skomencić, ale niestety mózg mi wypływał uszami, to i to by sensu zbyt wiele nie miało. Ale już jestem, i już nadchodzę z moją analizą :D.
    A jest co analizować. Cały dzień mi to zajęło, ech.

    Tytuł. Album, wiadomo - miejsce na fotografie, także te polaroidowe. Kolekcjonuje wspomnienia, chwile i momenty z życia, i te dobre i te złe. Właśnie, złe. Bo to przecież album egoizmu. A egoizm to cecha, która dla związku nie jest dobra, wszak miłość to antonim egoizmu (a nie, nienawiści, jak się zazwyczaj podaje). Miłość to stawianie dobra drugiego człowieka nad swoje własne, a egoizm to stawianie potrzeb swoich ponad potrzeby innych. Ot, krótka definicja. Więc skoro "album egoizmu", to bez wątpienia ta część w końcu nam wyjaśni, co spowodowało rozłam w Peterowo-Elinowym niebie. I nietrudno się domyślić, że chodzi o myślenie tylko o sobie.

    Dość znaczący wydaje mi się fakt, że po nocy spędzonej z Luką, Mila wraca wspomnieniami do takiego momentu jak zaręczyny. Mężczyzna miał przecież zapełnić pustkę po Peterze, które Mila przecież nie przestała kochać, a jednak od niego odeszła. Miał odciągać myśli, ale jednak to nie zdaje egzaminu. Bo tu nie chodzi o bliskość, którą Luka daje jej bez ograniczeń. Tu chodzi o poczucie bezpieczeństwa i uczucia, których w tym układzie nie dostanie. A to tego Mila pragnie, za tym tęskni - za mężczyzną, którego nigdy nie przestała kochać, jak bardzo by się tego nie wypierała.
    Sama retrospekcja jest... jest idealna. To znaczy nosi znamiona takiej jakby "uroczości", ale ja jestem specjalistą od melodramatów, więc mój osąd może być zaburzony. Nie powiedziałabym, że jest cukierkowa - już wiem, że ma to negatywny wydźwięk - a raczej, że pozytywnie sielankowa i taka nie pompatyczna. Peter sam mówi, że nie lubi garniturów, a kolacja to sztampa. Zresztą, mam wrażenie, że nie może się doczekać, by zadać Mili to jedno jedyne pytanie (swoją drogą, dlaczego nam się zawsze tematy nawarstwiają? Jeszcze nas o jakąś kolaborację czytelnicy posądzą i co?).
    Podoba mi się to, zdanie o tym, że trzymają się jedynie za ręce. To pokazuje, jak niewiele im trzeba do szczęścia, że już sam dotyk tej drugiej osoby potrafi przekazać tak wiele uczuć i dać poczucie bezpieczeństwa oraz zapewnić pewien błogostan.
    ...a zdolności interpretatorskie Mili wygrały wszystko ;). Ładne były te oświadczyny, takie w ich stylu. Nie do końca klasyczne, odrobinę zwariowane, fajnie obrazujące ich relację. 
    I mam dziwne wrażenie, że nie poszli na tę kolację ;).

    Ogłaszam wszem i wobec, że Luka to mój lifegoal i jest obecnie miłością mojego życia. Jak już Mila wróci do Petera, to perosz mi go wysłać w paczce, okej?
    Bardzo ciekawe jest to rozwiązanie, że nie jest przypadkowo napotkanym facetem, że znał się z Milą już wcześniej. Bo mogli pominąć etap zawierania znajomości, byli już "friends" mniej lub bardziej, a teraz tylko zmieniły się okoliczności i doszło do tego "benefits". I choć na studiach, Luka pewnie wydawał jej się facetem marzeń (mnie się nadal wydaje), to po związku z Peterem, choć jest miło, to jednak do pięt mu nie dorasta. Więc są sobie przyjaciółmi, porozmawiają, wypiją wino, zjedzą pizzę a także wypełnią tę pustkę, bo każdy człowiek potrzebuje przecież bliskości (notatka na zaś: nie cytujemy rozdziałów, które nie są jeszcze opublikowane. amen).
    A Sara to materialistyczna... istota, i na dodatek idiotka, bo jak można porzucić takiego faceta jak Luka? Mimo wszystko, dla mnie Mila jest bardziej poraniona, mimo iż sama jest temu winna. Ale wieszać na niej psy będziemy za chwilę.
    (naszedł mnie wgl taki wniosek, że się mówi, że facet to świnia, ale ostatnio co czytam, to wszystko to wina płci pięknej. Czyżby łamanie stereotypów...?).
    Jej relacja z Luką jest uczciwa i mi się podoba, mimo iż w życiu realnym chyba bym nie tolerowała tego typu znajomości. Ale w ich sytuacji, zawsze jest co coś.

    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta scena w kuchni (!!!) jest napisana tak prosto, a jest tak sugestywna, że normalnie biję pokłony. Jak można nie pisząc praktycznie nic konkretnego dać tak jasny i naładowany emocjonalnie przekaz? Jesteś moim guru, Charlie!

      (zmieniłam zdanie, ten komentarz nie jest mądry)

      Uch, aż mi się gorąco zrobiło, jak czytałam o tej fali upałów. Jelar zawsze na stanowisku, Maja niejako z przymusu, by uwinąć się przed sezonem letnim, a Mila rzuca się w wir pracy. Rzuca się w wir pracy, ale na tyle rozsądnie i sprytnie, by bezproblemowo mijać się z Prevcem. Bo Mila jest mistrzem w unikaniu, a punktualność Petera jej to zadanie ułatwia. Jakby oboje trwali w milczącej koalicji unikania się nawzajem, choć wydaje mi się, że Peter raczej szukał okazji by z Milą wyjaśnić sobie to i owo.
      Jelar chce Mili ułatwić to unikanie (jakby wyrzutów sumienia dostała, czy jak? Bo mnie się wydaje, że ona Milę w jakiś dziwny, pokrętny sposób lubi), dając urlop, ale Elin jest twarda i nieugięta. Nawet mimo rzucanych jej spojrzeń, jakby była atrakcją roku. Bo trochę jest - w końcu po 4 latach tak udanego związku, a następnie niespodziewanym zerwaniu zaręczyn jej luby jak gdyby nigdy nic paraduje przed jej nosem. Na miejscu jej współpracowników, ja bym tylko wyciągnęła popcorn, wyłączyła pasjansa i obserwowała ten niemy (na razie) spektakl.
      ...dopóki Jelar nie pogoniłaby mnie do roboty.
      W każdym razie podziwiam Milę za hart ducha, bo przecież coś takiego może doprowadzić na skraj załamania nerwowego. Elin jednak zbudowała mocny pancerz, a takie obniżenie gardy jak ucieczka na urlop mogłoby stworzyć w nim niemałą rysę.
      "Im bowiem bliżej było końca współpracy Vidmar-Prevc, tym większy dopadał ją niepokój, paląca potrzeba zrobienia czegoś, zmiany" - cóż mogę dodać. Mila chyba zdaje sobie sprawę, że ma szansę naprawić swój błąd, jakim było rozstanie z Prevcem. Boi się jednak, że pewnych ran nie da się zaleczyć oraz, że Peter po prostu jej nigdy nie wybaczy. Że skreślił ją po tym, jak go zraniła.
      A przecież wcale tak nie jest. 
      Boi się też, że jeśli wykona w jego stronę krok, to jej zbroja rozpadnie się jak zamek z piasku w słoneczny dzień. A on przecież będzie miał pełne prawo wtedy potraktować ją nie lepiej niż ona półtora roku wcześniej.
      Dobrze, że coś nad nimi czuwa, bo bez tych wszystkich zbiegów okoliczności, Mila chyba sama się nie zdecydowała na rozmowę z Peterem.

      Cieszę się, że dodałaś ten następny fragment z rodzicami, bo to dużo dało. Ale odniosę się do niego potem, okej?

      Chaaaarlie...! Dlaczego mi to robisz, dlaczego? 
      Nie pokazuje się dziecku lizaka, żeby dać je potem innemu bachorowi! Nawet nie dałaś mi się tym Luką porządnie nacieszyć, a już mi go zabierasz, how dare you?
      Ech. I tym sposobem Mila traci najważniejszy (tuż obok pracy) Prevc-distractor. Ale cóż, taki był układ, fajnie więc, że chociaż przyjaźń im zostanie. Choć lepiej, by Lena nie wiedziała o ich układzie i by nie spotkali się kiedyś w trójkę (albo czwórkę ;D) i któremuś z nich mogłoby się coś wypsnąć.
      Elin chciała go przez krótką chwilę, zatrzymać dla siebie i byłaby w stanie to zrobić (zawsze twierdziłam, że ładnym w życiu łatwiej), właśnie dlatego, że teraz nie myślenie o Peterze i wbijanie się w coraz większe poczucie winy i straty będzie trudniejsze. Zdecydowanie trudniejsze.
      W ogóle, coś mi się obiło o uszy, że Mila awansowała :>. No to teraz ma - zastępuje szefową i ma urwanie głowy. i teraz, kiedy w końcu przydałby się jej urlop, bo mur w postaci Luki runął i bezpieczniej będzie się trzymać z dala o Petera, niestety nie ma możliwości ucieczki.
      Swoją drogą, czy ten awans zaliczyła jeszcze podczas związku z Prevcem - kiedy każde pięło się po szczeblach swojej zawodowej kariery, wyłuskując nieliczne momenty na spotkanie ze swoją drugą połówką; czy też może był to efekt uboczy Japonii, a więc a) szkolenia b) kolejny sposób na zagłuszenie wyrzutów sumienia i resztek żałoby?

      CDN

      Usuń
    2. W jakiś dziwny, nieuzasadniony sposób, Maja wydaje mi się całkiem miłą osóbką. I nie wiem co z tym fantem zrobić, zwłaszcza że nie mam wrażenia by w historii Mili i Petera odgrywała jakąś rolę nawet pokroju roli Jelar. A jednak, w tych nielicznych momentach kiedy się pojawia, wzbudza na mojej twarzy uśmiech. Jest jedną z tych dalekoplanowych postaci, które choć są w sumie tłem, to jednak zaskarbiają sobie naszą sympatię (plusik dla Ciebie, nie każdy tak potrafi!). No, chyba że planujesz dla niej jakaś większą rolę w dwóch (?) ostatnich częściach, ale jakoś nie wydaje mi się.
      W każdym razie, Milę dopada zbieg okoliczności, który z jej perspektywy jest fatalnym zwieńczeniem tego beznadziejnego tygodnia, dla Petera szansą, a dla mnie zrządzeniem opatrzności, bo przecież Elin sama z siebie by do Prevca się nie odezwała. A i jemu ciężko by było za Milą ganiać, bo przecież nie wie czy warto. 
      Zbiegi okoliczności jednak nad nimi czuwają i gubią Petera w podwojach wydawnictwa. A Mila na niego wpada, bo jakże by inaczej. A historia lubi się powtarzać i ich spotkanie wygląda jakoś tak znajomo. Mila jest profesjonalna, acz nieco opryskliwa, Peter opanowany, ale nieco rozbawiony jej postawą. Tak przecież wyglądało ich pierwsze spotkanie, a to... to też jest pierwsze spotkanie. Bo zaczynają od nowa, choć z dużym bagażem doświadczenia nieudanego związku (tzn udanego, ale "rozpadniętego"). Bagażem, który chyba nieco ich przygniata, bo zabiera im tę swobodę, którą mieli przy pierwszym spotkaniu numer jeden. Bo to spotkanie też jest na swój sposób pierwsze. Pierwsze po 1,5 roku rozstania (czemuż mi nie mówisz, że zbyt liczne anafory to zło?).
      Eeech. Peter chce z nią pogadać, bo to jedna z ostatnich szans, zwłaszcza, że okoliczności są niezwykle sprzyjające, bo kiedy indziej wpadną na siebie bez zbędnych świadków mają odrobinę czasu? Kiedy będą mieli okazję wyjaśnić to sobie, chociaż odrobinkę. W tej scenie, kiedy prosi Mile o chwilę rozmowy jest taki... mam wrażenie, że w końcu daje po sobie poznać, jak bardzo jest wewnętrznie połamany. Że tak naprawdę nigdy nie pogodził się z odejściem Mili i codziennie zastanawia się, co jeszcze mógł uczynić, by zatrzymać ją przy sobie. 
      Elin z kolei widząc takiego Petera, ponownie opuszcza tarczę, odrobinę ale jednak. Bo w głębi serca, chce by było jak dawniej. Tylko nie wierzy, że może tak być, po tym wszystkim co się wydarzyło. Zeszła z ich wspólnej ścieżki, a powrót wymaga przedzierania się przez gęsty las, bez gwarancji, że Peter nie ruszył już inną ścieżką i wcale na nią nie czeka (że pozwolę sobie strzelić takie porównanie).
      Zdaje sobie również sprawę, że musi podejść do tej rozmowy na trzeźwo, bo choćby kropla alkoholu sprawi, że... No właśnie, że co? Po pierwsze chyba, że Mila do końca zrzuci swój pancerz. Po drugie, obnaży się przed nim, a on ją wtedy zrani choćby zwykłym "Mila, tego już się nie da naprawić". Ja wiem, że Peter tego nie zrobi, ale Mila nie. Dlatego robi wszystko, by nie opuszczać swojej tarczy. Bo tylko to chroni ją przed rozpadnięciem się na kawałki.
      A co chroni Petera? Myślę, że skoki. I wiara w to, że Mila nie powiedziała mu wszystkiego, że podjęła decyzję pod wpływem emocji (ale o tym potem).
      Mnie też się Jurij skojarzył od razu z Tepesem (a w ogóle, najpierw pomyślałam, że chce go częstować nierozwiniętymi kwiatkami, wut?), co tylko dobitnie pokazuje, jak ciężko Mili jest się odciąć od tego skokowego życia.
      "Bo gołębie srają tu na potęgę" - parę słów na rozluźnienie atmosfery. Przynajmniej na chwilę.
      Mila robi wszystko, by uniknąć niewygodnego pytania "dlaczego?", aby zachować się jak dorośli ludzie czyli normalnie porozmawiać, a jednocześnie nie dotknąć tego tematu, który jest dla nich bolesny. Pływa więc po powierzchni mało istotnych pytań, choć odpowiedzi Petera kłują mocno ją w serce, bo przecież jego życie toczy się dalej bez niej i przypomina ten beztroski, choć pewnie nie do końca, czas.

      CDN

      Usuń
    3. Stąpają dookoła siebie ostrożnie i mi się tu ponownie nasuwa porównanie do sceny z "Autobiografii", kiedy próbowali wyjaśnić między sobą kwestię Jurijowego SMSa. Bo i tam próbowali na nowo nawiązać nić porozumienia, ale tamta sytuacja z perspektywy czasu była o niebo łatwiejsza.
      (ale że jak to Robi i Jurij skończyli kariery...?)
      Ech, Peter opowiada o zwykłych sprawach, które przecież dotyczyły ich obojga - Mila dobrze zna Domena i jego wybryki (patrzenie przez palce <3), bez wątpienia wspierała Cene, kiedy temu nie wychodziło wszystko tak, jak sobie zamarzył i chodziła wraz z Peterem kibicować Nice na skoczni, co obecnie zaprocentowało jej zwycięstwem w FC. Nadal pewnie pamięta też Emę, która zainteresowania skocznym rodzinnym interesem nie wykazywała i jak widać jej to zostało (nie wie młoda co to familybuissines, pff! I, swoją drogą, skakanie w dal :D. A tyś "Na skrzydłach" czytała, czy jak?). To było też jej życie, które toczy się dalej, ale już bez niej. I chyba Mili zrobiło się smutno, kiedy uświadomiła sobie, że zrezygnowała z tego sielskiego obrazka na własne życzenie, raniąc dodatkowo tak pogodną i łagodną osobę, jaką jest Peter.
      Ale zakres bezpiecznych pytań został wyczerpany i Mila nie ma już szans obronić się przed odpowiedzią. Odpowiedzią na pytanie, które Peter zadaje w dość zawoalowany sposób, bo nie pyta przecież wprost "dlaczego?", a jedynie sugeruje temat eufemistyczna wersją "Czy było warto?".
      A Elin miga się od odpowiedzi, udając że nie dostrzega drugiego dna tego pytania, co przy jej umiejętnościach interpretatorskich (o których przecież wspomniała przy zaręczynach!) jest niemożliwe. Nie pozwala sobie wyjść ze zbroi, nawet wtedy, gdy Peter opuszcza nieco swoja własną tarczę, dopuszczając odrobinę ciepła do swojego głosu. Ciepła, które Mila zamraża od razu swoją wycofaną postawą, kłamiąc przy tym perfidnie.
      Peter czekał na nią w Sapporo. Czekał, bo miał nadzieję, że jeszcze jest dla nich szansa, że Mila się zastanowiła. Ona jednak się po prostu bała, że nie będzie w stanie spojrzeć mu w oczy, że pęknie, mając świadomość, że być może nie uda im się odbudować już tego, co zburzyła. I nie mając żadnej pewności, że nie przydarzy im się coś, co ponownie nimi zachwieje.
      I jej nieobecność w Sapporo, chyba ostatecznie uświadomiła Peterowi, że Elin naprawdę go zostawiła. A ona być może po prostu jeszcze nie była gotowa przyznać sama przed sobą, że popełniła błąd.
      (zresztą nie wiem, czy ona się do tego Sapporo jednak nie wybrała. To byłby ciekawy motyw, wiesz?)

      I teraz wrócę się do rodziców, bo mnie się to fabularnie i interpretatorsko (że co proszę?) łączy. 
      Mila z rodzicami ma świetny kontakt, to doskonale widać. Wspierają ją i są dla niej oparciem, taka relacja to naprawdę wielki dar. Wzruszająca jest zwłaszcza jej relacja z tatą - panowie nie są zbyt wylewni, to fakt, ale okazują swoją miłość, przez takie właśnie drobne gesty i to jest w jakiś sposób o wiele bardziej wymowne. Albo może tylko mnie się tak zdaje, ale sama takich gestów doświadczam i często docenia się je dopiero z perspektywy czasu.
      Dlatego ich przedwczesna śmierć musiała Milą mocno wstrząsnąć. Fakt, że zdążyła się poniekąd "pożegnać", powiedziała, ze ich kocha, a to dużo daje, ale i tak to był dla niej duży cios. Z "Autobiografii" wiemy, że Mila prócz nich, a potem jeszcze Petera nie miała nikogo. Nie miała bliskich przyjaciół, a jedynie pracę, a obraz ten uzupełnia "Polaroid" o brak bliższej i dalszej rodziny. Po ich śmierci pozostał jej tylko Peter... którego wiecznie nie było. Owszem, wiedziała, że tak będzie. I mimo to trwał przy niej w tym najgorszym okresie, ale nie mógł rzucić skoków z jej powodu, zresztą wątpię by Mila była zadowolona z takiej decyzji. Obwiniałaby siebie, że zabrała mu coś co kocha niemal równie mocno co i ją.

      CDN

      Usuń
    4. Jak wspomniałam na samym początku - miłość to poświęcenie dla drugiej osoby, przekładanie jej dobra ponad nasze. Mila była na to gotowa przyjmując jego zaręczyny, ale żałoba i pusty dom w połączeniu z ogólnym zmęczeniem pracą dały taki efekt, że Elin zobojętniała na wszystko. Obudził się w niej egoizm, który wypaczył jej spojrzenie na świat. Mówiąc prościej Mila wpadła w depresję (swoją drogą stan żałoby trwa ok. 2 lat, więc w teraźniejszości nadal może mieć takie stany), więc potrzebowała czegoś, co nie pozwoliłoby jej się całkiem zatracić w tym poczuciu beznadziei. Miał trzy takie rzeczy/osoby: rodzice, Peter i praca. Ze względów oczywistych punkt pierwszy się nie nadawał, Peter jej zobojętniał przez swoją nieobecność, co tylko zwiększyło poczucie krzywdy. I być może, dłuższą rozmowa po powrocie do domu (bo nie wierze ze Peter nie widział, że coś jest nie tak i w końcu by z Mili wydobył, że nadal potrzebuje jego wsparcia) mogłaby Prevca zatrzymać przy Mili na trochę dłużej, przynajmniej do czasu, kiedy jej stan emocjonalny by się unormował na tyle, by była w stanie poradzić sobie z jego nieobecnością. Ale Peter nie zdążył się zorientować w sytuacji i na drodze Elin pojawiła się Jelar z opcją numer trzy: PRACĄ.
      Nie dość, że zaproponowała jej coś, co było w stanie wyrwać ją z matni, to jeszcze Mila poczuła się doceniona. Elin potrzebowała odskoczni, i choć się oszukiwała, że da radę, to po prostu nie dała. I uciekła, najzwyczajniej w świecie uciekła. Przed depresją, przed Peterem, przed tym wszystkim, z czym nie dawała sobie rady. Uciekła w pracę, ale w pracę na drugim końcu globu. Czasem tak jest, że kiedy jesteśmy postawieni pod ścianą, nie liczymy się ze zdaniem innych, stawiamy na egoistyczne "muszę tak zrobić, bo inaczej sobie nie poradzę". Tylko, że Mila nadal miała Petera, któremu nie dała szansy sobie pomóc. Może dlatego, że zawsze była bardzo samodzielna, a fakt że mijali się często nie sprzyjał oduczenia się tej samodzielności, nie pozwalał Mili nauczyć się, że czasem warto dać się komuś sobą zaopiekować? Może dlatego postanowiła sama rozwiązać problemy, z którymi nie dałaś obie rady i po prostu przed nimi uciekła?
      A wystarczyło dać sobie pomóc...

      I tu zrobię przerwę w analizie fragmentu i trochę po marudzę. 
      Bo już Ci wspomniałam, że ta trzecia część nieco nie sprostała oczekiwaniom. I nie chodzi mi o to, że coś jest nie tak ze sposobem, w którym piszesz, bo jest cudnie jak zawsze i Precle nadal powodują ten dziwny skręt serca, który jest jednocześnie przykry i przyjemny (tak jak załączona piosenka, którą musiałam wyłączyć, bo po przesłuchaniu jej 40 raz pod rząd zaczynałam jej mieć dość mimo iż jest CUDOWNA). Ale... Ale po atmosferze, którą udało Ci się zbudować w dwóch pierwszych częściach, spodziewałam się czegoś innego. To znaczy, nie wiem dokładnie czego, ale pewnie byłoby to zbyt melodramatyczne jak na Twoje standardy. I może dobrze, ze tak jest. Ale nadal brakuje mi czegoś. Ja doskonale rozumiem motywy Mili, co zreszta próbuje zobrazować powyżej i zaraz też poniżej, bo żałoba + cała ta sytuacja, z której Mila zdawała sobie sprawę, ale jednak, potrafią mocno zmienić człowieka. Podejrzewam, że w następnej części dodasz jakieś wspomnienia z Japonii jeszcze z okresu rozstania ewentualnie tego roku "pustego domu i oglądania Petera w tv". I to będzie dobre, bo w całym tym obrazie, brakuje mi takich szczegółów, szczególików, niby nieistotnych, ale pomagających się jeszcze bardziej czuć w skórę zrozpaczonej i rzucającej się jak w klatce Mili, bo bez tego ciężko jest zrozumieć jej decyzję.
      Najbardziej to widać w tym momencie, gdy Mila mówi Peterowi, że JEDNAK przyjęła decyzję Jelar. Wcześniej ustalili wspólnie, że nie jedzie, a nagle Elin zmienia decyzję.

      CDN

      Usuń
    5. Rozumiem jej rozchwianie emocjonalne, ale COŚ MUSIAŁO SIĘ WYDARZYĆ. Jakaś bzdura, drobnostka: Peter nie odebrał telefonu, znalazła album ze zdjęciami ślubnymi rodziców i się rozkleiła, a jego nie było by ją pocieszyć. Szczegół, który w normalnych warunkach nie wywołał by niemal żadnej reakcji, ale obecnie stałby się kropla przesłaniającą czarę.
      Tego tu nie było. Ale może jeszcze wciśniesz gdzieś takie detale, bo to by wiele dało.
      Ok, wracam do sceny.

      Mila przyjęła propozycję Jelar nagle, co mocno wstrząsnęło Peterem. Bo przecież ustalili, że nie jedzie, a narzeczona mu nagle ostawia przedstawienie z pakowaniem walizek. Tylko że to NIE JEST przedstawienie. Dodatkowo te ostre, wręcz zimne słowa "Nas już nie ma od miesiąca" - brzmi to podobnie jak to co napisałam wcześniej, że Mila boi się, że Peter powie jej, że nie mają szans tego odbudować. Bo już ich nie ma. Zacytowanie jej własnych słów byłoby zemstą idealną, trafiającą prosto w serce, ale mam przeczucie, że Peter tak nie zrobi (Charlie, masz zakaz wykorzystywania tego pomysłu, Precle  MAJA MIEĆ HAPPY END, JASNE?).
      " jak rzeźba z mokrego piasku, która rozsypuje się na drobne, skoro tylko słońce ją osuszy" - a ja się zastanawiałam, skąd mi się wzięło to porównanie... W każdym razie, Mili gdzieś tam w sercu gra jeszcze świadomość, ze czyni źle, ale ten głos jest zbyt cichutki by zagłuszyć szalejąca w niej bestię egoizmu, zbudzoną przez nawarstwiające się na siebie poczucie porzucenia, depresje i żałobę. 
      Gdyby ten głosik był głośniejszy, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Mila wypłakałaby się Peterowi w ramie, a on głaszcząc ja po plecach obiecał ze będzie dobrze, że poradzą sobie z tym wszystkim. Powiedziałby, żeby tylko nie wyjeżdżała, a poradzą sobie ze wszystkim, razem. Zadzwoniłby do Janusa, powiedział, że nie ma mowy o żadnych zawodach, ma ciężka sytuację rodzinną, i zabrałby Milę daleko, daleko od domu, pomagają odbudować jej w sobie pewność siebie i pewność, że ich związek jest wystarczająco silny by przetrwać mimo ciągłej rozłąki. Tak naprawdę Mila nie potrzebowała dużo, tak mi się wydaje. Potrzebowała jedynie Petera trochę bardziej, trochę dłużej i trochę intensywniej niż się im obojgu wydawało.
      (Mam ochotę napisać fanficka do Twojego fanficka. Źle ze mną...?)
      "rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i stłumiony krzyk" - co jest tym bardziej znaczące w kontekście chłodnego opanowania Petera, które go charakteryzuje. Dodatkowo, wydaje mi się, ze uświadomił sobie, że nie dostrzegł, że Mila ma problem większy, niż myślał. Jest bardziej zły na siebie za niedopatrzenie, niż na nią. Ja w ogóle uważam, że on nie potrafi być na nią naprawdę zły... I, czy on się przypadkiem nadal nie obarcza winą...?

      Scena na lotnisku złamała moje serce. I chyba nie jestem w stanie nic więcej napisać, ale jednak to zrobię, specjalnie dla Ciebie, Charlie. Bo jest tu parę rzeczy do wychwycenia. A mianowicie:
      Mila wyparła z pamięci tamtą sytuację, bo była zbyt bolesna (mam za dużo luźnych skojarzeń z "Odchodzę", za dużo...!). Ona jest jednak gdzieś na dnie serca i spotkanie z Peterem wywlekło ja na wierzch, żeby ją gnębić.
      Peter pognał za nią, wiem już że zachęciła go do tego mama (ja nadal uważam, że mama Prevc nigdy nie osądzała Mili i rozumiała jej decyzję, mimo iż zraniła w ten sposób jej syna. Nie wiem czy to jest logiczne, ale tak jest i już), bo jak wcześniej wspomniałam, czuł się winny, że nie zauważył stanu w jakim była Mila i chciał to jeszcze naprawić, błagać, by zaczekała, że jeszcze da się to wszystko naprawić. Elin chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo Peter ją kocha, skoro zdeptała go jak peta (cytując), wbiła nóż w plecy, a on i tak przyjechał za nią, by próbować ją przekonać. 

      CDN

      Usuń
    6. ...a ona postanawia wbić ten nóż jeszcze głębiej. Bo boi się, że się ugnie, a ma wrażenie, że to wszystko i tak nie ma sensu. Gdzieś w głębi serca wie, że to co robi jest niepotrzebne i da się to rozwiązać inaczej (w poprzednich częściach sama tak powiedziała!), ale teraz nie myśli jasno. Ale musi dać Peterowi jakąś odpowiedź. I postanawia zranić go jeszcze bardziej, jednocześnie sama sobie wmawiając to kłamstwo, mówiąc że go nie kocha. Bo, paradoksalnie, tak jest łatwiej. Odciąć się całkowicie, bo Peter pewnie by czekał, próbował naprawić, a tak dał jej spokój a ona mogła to wszystko przemyśleć. Jednam minusem tej sytuacji było to, że nie miała gwarancji, ze gdyby jednak chciała wrócić, to nie wiadomo, czy Peter byłby, mówiąc kolokwialnie, nadal wolny.
      Ponad to to kłamstwo ma ją umocnić w jej decyzji, inaczej pewnie by się złamała, a to, jak już mówiłam, nie byłoby złe. Ale niestety, Mila okłamuje Petera, oddaje mu pierścionek (MOJE SERCE PĘKŁO NA MILION KAWAŁKÓW I NIE MAM WYSTARCZAJĄCO DUŻO SUPERGLUE, ŻEBY CZYTAĆ PRECLE, WIĘC PROSZĘ MI TU HAPPYENDA DAĆ, JASNE?) i odchodzi. 
      Ta scena jest i tak heartbreaking, ale Mila jeszcze każe mu na siebie uważać. I to jest jeszcze bardziej heartbreaking, bo mimo tego egoizmu (częściowo uzasadnionego, no ale), Elin się o niego martwi. Nie ejst zimną skuą która zostawia go z premedytacją (tzn. zostawia go z premedytacją, ale w okolicznościach łagodzących), naprawdę przejmuje się jego losem i myślę, że już wtedy trochę żałowała. Ale głos egoizmu był głośniejszy.
      Swoją drogą nasunęło mi się jeszcze jedno skojarzenie do tytułu. Bo te retrospekcje są jak zdjęcia - uchwycone momenty z przeszłości. A każda część "Polaroidu" niczym jeden taki album. A w tym jednym, konkretnym prócz sceny zaręczyn wszystkie wspomnienia są związane z egoizmem Mili w tym niezbyt szczęśliwym okresie. 
      I trochę zabrzmi to jakbym jej broniła, ale Peter tez nie jest kryształowo czysty (tzn. w porównaniu do niej jest), bo jednak gdyby wcześniej przejrzał zbroję Elin być może obeszło by się bez tego dramatu. Zna ją przecież nie od dziś i wie, że udaje zawsze twardsza niż jest. Choć z drugiej strony, może myślał, że po tylu latach Mila ufa mu na tyle, by przyjść do niego z każdym problemem. A ona może i mu ufała na tyle, ale nie chciała go obarczać swoimi problemami, ot z miłości. Tylko że problemy ją przerosły i wyszło co wyszło.

      To oczywiste, że oboje pomyśleli o tym samym. Tak naprawdę oboje cały czas myślą o tej chwili, mimo iż to zdanie: "Wspomnienie, do którego istnienia nie przyznawali się nawet przed sobą, żeby nie pękały kolejne pancerze, żeby nie otwierać dobrze zagojonych ran"  jest jak najbardziej prawdziwe. I choć nie chcą tego pamiętać, bo grozi im to zupełnym rozsypaniem się na kawałeczki, to ta świadomość cały czas im towarzyszy i kładzie się cieniem na ich życie codzienne i wszytko co robią. 
      "Panta rei. To w nich coś się zatrzymało, to dla nich stanął czas. Czas subiektywny" - żadne z nich nie zaczęło żyć własnym życiem to fakt. Peter niby był wolny, mógł się z kimś związać, ale nie zrobił tego, wewnętrznie nadal tkwił na lotnisku z pierścionkiem w ręku, czekając, aż Mila się jednak odwróci i będzie go mógł jej nałożyć ponownie. Mila niby związała się z Luką, ale to był tylko zapychacz czasu i serca, nie była w stanie się bardziej zaangażować, tkwiąc na lotnisku nadal rozdarta czy dobrze robi.
      I to wspomnienie, to było zbyt wiele. Zdaje się, że nie mają o czym więcej rozmawiać. To znaczy mogli by, ale to nie byłaby łatwa rozmowa. I chyba nie są na nią jeszcze gotowi. Postawili stopy na tym zmurszałym moście, bo przecież, gdy położą się dziś do łóżka, będą myśleć tylko o tym, że to drugie... to drugie chyba nadal coś do niego czuje. Że być może nie jest wszystko stracone. I choć odrzucą od siebie natychmiast tę myśl, to ziarno niepewności zostanie zasiane, a całą resztę zrobi serce, które przecież nigdy nie przestało kochać, jak bardzo umysły by się nie zapierały.

      CDN

      Usuń
    7. A taką przynajmniej mam nadzieję.
      Tak, tu nie ma przypadków. Peter od trzech (?) miesięcy próbował kusić los i ostatecznie mu się udało (kto wie, czy tego wieczoru nie "zgubił się" specjalnie...?).
      Polaroidowa fotografia. Mila mówiła, że już nie czuje tego co wcześniej, że ich uczucie osłabło, ale... ale nie zniknęło. Te wspomnienia nie znikną, zostaną w albumie, jak powiedział Peter. I te dobre i te złe.
      I, paradoksalnie, po tych wszystkich peterowych wysiłkach, by pozmawiać z Milą, to ona zdaje się mieć więcej nadziei na to, że być może jeszcze nie wszystko jest stracone. Bo dla niej fotografia nie zblakła, powiedziała tak Prevcowi, ale to nie była prawda. Nigdy nie przestała go kochać, mimo iż jakaś część umysłu próbowała jej to wmówić. A ona wmówiła to Peterowi. A on w to uwierzył, nie zaglądając do albumu.
      A przecież fotografie nie blakną same z siebie. I choć te prevcowo-elinowe zostały wystawione na działanie promieni słonecznych i zaczęły blaknąć, Mila schowała je do albumu nim zniknęły całkowicie. Album ten jednak schowała głęboko pod szafę, a Peter go nie odnalazł.
      (to nie jest udana metafora, wybacz mi).
      I wydaje mi się, że to spotkanie z Peterem rozpuściło pancerz Mili. I jedyne, co mnie zastanawia, to fakt, czy te fotografie da się wyciągnąć z albumu i na nowo pokolorować.

      Nie jest to komentarz marzeń, zwłaszcza ta ostatnia część, bo jakaś konkluzja mi się pałęta po głowie, ale nie potrafię jej uchwycić (no i oczywiste nawiązanie do tytułu całości, zapomniałam!). Za to z analizy tytułu jestem całkiem dumna.
      Teraz jednak jeszcze trochę po marudzę. Zrobiłam to już wcześniej, ale mój mózg zaczął nieco usprawiedliwiać Milę, bo ja bardzo nie chcę jej znielubić.
      Czytając pierwszą i drugą część bardzo mi się zrobiło żal Petera i Mili, zauważyłam też, że tak prowadzisz te historię, by zasugerować, że to Mila była bardziej winna. Ale czytając tę cześć, trochę się zawiodłam. Tak odrobinę, ale jednak. Nie powiem Ci, czego się spodziewałam, bo to dość głupie pomysły, ale liczyłam jednak, że to wszystko było jakimś nieporozumieniem (co byłoby na swój sposób dramatyczne). Nie twierdzę, że to byłoby dobre rozwiązanie, ale teraz odczuwam pewien niedosyt. Nie chcę znielubić Mili, ale to co zrobiła było niestety, mówiąc kolokwialnie, głupie. Po raz kolejny powtórzę, że ja ją rozumiem i jej motywy, ale... ale nie nadbudowałaś tej sytuacji wystarczająco mocno.  To te szczegóły o których mówiłam. Wszystkie retrospekcje w poprzednich częściach były sielankowe, nic nie wskazywało na to, że Mila jednak czuje się samotna, że siedzi sama w domu z kotem i nie ma jej nawet kto pleców umyć. Że choć jest zaręczona, nadal wiedzie życie singielki, nie licząc tych kradzionych wręcz momentów. Że mimo iż w jej życiu pojawił się ktoś ważny, jej egzystencja niewiele uległa zmianie, prócz tych właśnie momentów. Że żyła myślą o przyszłości, kiedy Peter trochę zwolni tempo i będzie częściej w domu. Nie było tego, był jedynie obraz tych konkretnych momentów, i to było fajne, ale brakowało tego kontrastu, który przygotowałby nas na decyzję Mili, brakowało tego zaplecza, przez co jej decyzja wydaje się o wiele bardziej nieracjonalna i bezpodstawna. Wiem, że człowiek w żałobie/depresji nie zachowuje się do końca normalnie. Ale żałoba wyolbrzymiła ten stan, w którym Mila już była do takich rozmiarów, że proste i racjonale rozwiązanie, które było tuż przed jej nosem, które wymagało jedynie szczerej rozmowy z Peterem, kilku słów, że potrzebuje go i jego wsparcia, umknęło jej i wybrała najgorzej jak mogła. Stan, który niestety, ale muszę to powiedzieć, musiałam mocno odgrzebać ze skrawków, bo zasygnalizowałaś go nieco za słabo. Ja znam pierwotną wersję, wiem co dopisałaś, wiem więc, na co chciałaś w ten sposób zwrócić uwagę. Ale brakuje mi tu tych kilku scen, tych kilku retrospekcji, które mogłyby wiele wnieść, pozwolić lepiej zrozumieć Milę tym, którzy nie czytali tej części i poprzednich pięć razy, wyszukując najdrobniejszych wahań ;).

      CDN (ostatni!)

      Usuń
    8. Myślę, że powód rozstania, który nam przedstawiłaś był jednym z najlepszych możliwych wyborów (ja bym stawiała na pomyłkę i niekorzystny zbieg okoliczności, ale to ja), ale czegoś zabrakło. Chyba tego o czym napisałam przed chwilą. I wiesz, pozwolę sobie znowu na sprowadzenie Precli do numerków. Starsza wersja była 5/10; aktualna po pierwszym, pobieżnym czytaniu 6,5/10. Teraz jest to mocne 7/10, ale z tym tłem, które sobie nadpisałam nie zeszło by poniżej 9/10. Tyle w temacie.

      Słowo jeszcze o tym, co przewiduję dalej. A przewiduję Japonię, przewiduję Milę w rodzinnym mieście oraz dużo wątpliwości. Pr zwiduję Petera na spotkaniu autorskim, w tym Prevca w garniturze. Przewiduję spotkanie. I rozmowę. Oraz jeszcze więcej wątpliwości.
      Bo moje serce pragnie, by Peter jej przebaczył tę nielogiczną decyzję. Myślę, że Peter też tego pragnie. Ale ta rana sięga zbyt głęboko, by przejść nad tym ot, tak. Sięga tak głęboko, że na zawsze pozostawi rysę na ich relacji. I rozsądek podpowiada, ze choćby nie wiadomo jak się starali, już nic nie będzie tak jak wcześniej.
      Ale przecież... nie ma nic potężniejszego od prawdziwej miłości, prawda?

      PS: Na koniec ponownie puściłam sobie Benka - jest świetny i kocham Cię za to, że go mi podesłałaś <3
      PS2: Ale nie gniewasz się, cooo...? Obiecałam, że będę szczera! (i tak, wiem za co :*)
      PS3: I wiesz co? Ja na miejscu Mili nie zerwałabym tych zaręczyn. Choćby dla tego pierścionka (albo wzięła ze sobą do Japonii). Jest CU-DO-WNY.
      PS4: Wybacz błędy, późno już.
      Amen. Skończyłam. Popełniłam rekord, nie bij mnie :<

      Usuń
    9. Odpisuję sto lat później, ale liczę, że mi wybaczysz.

      Cóż, podałaś całkiem trafną definicję miłości, ale muszę pójść za głosem „nowoczesnej filozofii” i powiedzieć, że nie należy oddawać się całkowicie w czyjeś ręce. Powinno się zostawić trochę dla siebie, żeby 1) mieć swój mały, wewnętrzny świat, coś, co pozwoli się oderwać, aby móc wrócić z ochotą do drugiej osoby, a nie być dla niej „bluszczem”, 2) mieć do czego wrócić, jeśli nie wyjdzie, mieć podstawy do zbudowania siebie od nowa.

      „Ta scena w kuchni (!!!) jest napisana tak prosto, a jest tak sugestywna, że normalnie biję pokłony. Jak można nie pisząc praktycznie nic konkretnego dać tak jasny i naładowany emocjonalnie przekaz? Jesteś moim guru, Charlie!” *robi się czerwona i milknie z wrażenia*

      Pomijam pewne proste, a trafnie zinterpretowane wątki, wiesz, że kocham ten komentarz i Twoje rozważania i wiem, że teraz uważasz, że Cię zlewam, ale chcę się odnieść do krytyki. Na tym mi zależy, bo rzadko to dostaję. Chociaż co smaczniejsze kąski sobie pocytuję, a co! Kto biednemu zabroni żyć bogato. :D

      „Na miejscu jej współpracowników, ja bym tylko wyciągnęła popcorn, wyłączyła pasjansa i obserwowała ten niemy (na razie) spektakl.
      ...dopóki Jelar nie pogoniłaby mnie do roboty.” Mistrzostwo. Tak, mistrzostwo.

      „Swoją drogą, czy ten awans zaliczyła jeszcze podczas związku z Prevcem - kiedy każde pięło się po szczeblach swojej zawodowej kariery, wyłuskując nieliczne momenty na spotkanie ze swoją drugą połówką; czy też może był to efekt uboczy Japonii, a więc a) szkolenia b) kolejny sposób na zagłuszenie wyrzutów sumienia i resztek żałoby?” Wydawało mi się, że dobrze to napisałam („biurko w głównej części biura”). Mila WYJECHAŁA NA SZKOLENIE, żeby dostać awans.

      Co do Mai, to rzecz przemilczę. Tajemniczo.

      „Mila robi wszystko, by uniknąć niewygodnego pytania "dlaczego?", aby zachować się jak dorośli ludzie czyli normalnie porozmawiać, a jednocześnie nie dotknąć tego tematu, który jest dla nich bolesny. Pływa więc po powierzchni mało istotnych pytań, choć odpowiedzi Petera kłują mocno ją w serce, bo przecież jego życie toczy się dalej bez niej i przypomina ten beztroski, choć pewnie nie do końca, czas.” Myślę, że to stwierdzenie trochę na wyrost. Na pewno na swój sposób zabolałoby ją, gdyby Peter sobie kogoś znalazł, ale przyjęłaby to jako swoją pokutę, skutki własnego egoizmu. Na pewno zaś nie byłoby jej przykro, że mimo ran, mimo zniszczeń, których dokonała, jego życie na każdym polu toczy się dalej. Przypominam, że Elin ma już trzydzieści lat (ponad!), więc znacznie dojrzalej traktuje takie sytuacje. Poza tym kocha go. Jeśli ktoś kocha, to życzy tej drugiej osobie jak najlepiej, niezależnie od swoich uczuć.

      „Na skrzydłach wiatru” podczytywałam, ale muszę sobie wszystko od początku przyswoić. :)

      Usuń
    10. ITʼS SHOWTIME! :D
      Odniosę się do marudzenia.
      Otóż taki jest efekt „poklatkowego” czytania, zwłaszcza tekstów, w których retrospekcje uzupełniają cały obraz fabuły. Dźwignia, zapadnia, czy impuls, który popchnął Elin do zmiany decyzji, pojawi się wkrótce. Nie bój żaby. Myślę, że najlepsze jest odkrywanie historii puzzelek po puzzelku, a nie – wyłożyć kawę na ławę i cieszta się, bo dałam. Mam nadzieję, że dam Wam jeszcze spore pole do popisu i wiele warstw odkryjecie na nowo. Być może Mila objawi Wam się w całkiem nowych szatach. Być może inaczej spojrzycie na Petera. Poza tym – masz rację, myślałam nad wieloma opcjami „full melodramy”, ale stwierdziłam, że wówczas nie będzie to już „przyjemnie smutna historia na deszczowe wieczory pod kocem”, a coś, po co się sięga w najgorszych momentach życia – by znaleźć zrozumienie, by mimowolnie przeżyć skromne katharsis. Niby ciekawa perspektywa, ale nie jestem pewna, czy rzucenie się na tak głęboką, czarną otchłań po miesiącach śmieszkowania z nielotami Kruczka byłaby dobra. Sama przeszłam w życiu mroczne chwile (niektóre skończą się dopiero w dniu mojej śmierci), więc chyba nie lubię się dogrzebywać do ponurej części siebie. (A to był mały przerywnik na część osobistą, można go zignorować). Choć – kto wie, może kiedyś? W końcu według Freuda każdą traumę trzeba „przepracować”.
      (Choć przyznam Ci rację, bo początkowy plan na fabułę był szalenie ubogi i bez sensu, w związku z wprowadzonymi wątkami mam niewielkie „dziury”, których – z racji publikacji – nie dam już rady taktownie załatać. Ty mały chytrusie!).

      „(...) ja nadal uważam, że mama Prevc nigdy nie osądzała Mili i rozumiała jej decyzję, mimo iż zraniła w ten sposób jej syna. Nie wiem czy to jest logiczne, ale tak jest i już (…).” Wiem, że Ci to już mówiłam, ale powiem Ci to jeszcze raz: PRZESTAŃ MI CZYTAĆ W MYŚLACH!

      „Swoją drogą nasunęło mi się jeszcze jedno skojarzenie do tytułu. Bo te retrospekcje są jak zdjęcia - uchwycone momenty z przeszłości. A każda część "Polaroidu" niczym jeden taki album. A w tym jednym, konkretnym prócz sceny zaręczyn wszystkie wspomnienia są związane z egoizmem Mili w tym niezbyt szczęśliwym okresie.” Sama bym na to nie wpadła. :) Ale na tym polega piękno czytelników – sięgają tam, gdzie Twój horyzont się kończy. :)

      „I trochę zabrzmi to jakbym jej broniła, ale Peter tez nie jest kryształowo czysty (tzn. w porównaniu do niej jest), bo jednak gdyby wcześniej przejrzał zbroję Elin być może obeszło by się bez tego dramatu. Zna ją przecież nie od dziś i wie, że udaje zawsze twardsza niż jest. Choć z drugiej strony, może myślał, że po tylu latach Mila ufa mu na tyle, by przyjść do niego z każdym problemem. A ona może i mu ufała na tyle, ale nie chciała go obarczać swoimi problemami, ot z miłości. Tylko że problemy ją przerosły i wyszło co wyszło.” *kiwa głową z aprobatą*

      „I to wspomnienie, to było zbyt wiele. Zdaje się, że nie mają o czym więcej rozmawiać. To znaczy mogli by, ale to nie byłaby łatwa rozmowa. I chyba nie są na nią jeszcze gotowi. Postawili stopy na tym zmurszałym moście, bo przecież, gdy położą się dziś do łóżka, będą myśleć tylko o tym, że to drugie... to drugie chyba nadal coś do niego czuje. Że być może nie jest wszystko stracone. I choć odrzucą od siebie natychmiast tę myśl, to ziarno niepewności zostanie zasiane, a całą resztę zrobi serce, które przecież nigdy nie przestało kochać, jak bardzo umysły by się nie zapierały.” Ożeń się ze mną. Mój tata i tak myśli, że jestem lesbijką.

      „A przecież fotografie nie blakną same z siebie. I choć te prevcowo-elinowe zostały wystawione na działanie promieni słonecznych i zaczęły blaknąć, Mila schowała je do albumu nim zniknęły całkowicie. Album ten jednak schowała głęboko pod szafę, a Peter go nie odnalazł.
      (to nie jest udana metafora, wybacz mi).
      I wydaje mi się, że to spotkanie z Peterem rozpuściło pancerz Mili. I jedyne, co mnie zastanawia, to fakt, czy te fotografie da się wyciągnąć z albumu i na nowo pokolorować.” Mogę Ci dać taki pierścionek, jaki dostała Mila. Sprzedam nerkę, ale Ci go kupię.

      Usuń
    11. „Ale brakuje mi tu tych kilku scen, tych kilku retrospekcji, które mogłyby wiele wnieść, pozwolić lepiej zrozumieć Milę tym, którzy nie czytali tej części i poprzednich pięć razy, wyszukując najdrobniejszych wahań ;).” Z całym szacunkiem, ale nie mam zamiaru ważnych rzeczy pisać drukowanymi literami albo na marginesach wstawiać tzw. ramy literacko-wydawniczej, żeby zaznaczyć, czym czytelnik powinien się zainteresować. I tak, jak już pisałam, żałuję, że Prevce (tylko ta część – „Polaroid”) są pisane trochę „na żywca”, więc pojawiają się dziury i to moja wina bez wątpienia, jednak uważne i wnikliwe czytanie leżą po stronie czytelnika, nie mojej. Są tacy pisarze, u których dokładna analiza zdań dopiero przynosi pełną i dobrą interpretację, i być może jestem jednym z nich, bo lubię wstawiać smaczki tam, gdzie nikt nie patrzy. Żeby potem powiedzieć: „A czytała dokładnie?”. A poza tym – powtórzę się – ten tekst jeszcze się nie skończył, więc... o co chodzi?
      Co się zaś tyczy „nieszczęśliwego zbiegu okoliczności” – zaleciałoby marysuizmem i żenadą jak stąd do Berlina. Bohaterowie wyszliby z wszystkiego czyści niczym łza, a ich miłość byłaby idealna i nieskalana. Rozważałam taką opcję, ale po przeprowadzeniu powyższej analizy, zrezygnowałam. Otóż prędzej ludziom do modelu Elinowo-Peterowego, w którym (chodziło mi głównie o Elin, postać Petera posłużyła mi jako narzędzie, ale słabo zarysowane, niestety) jedna ze stron ma wiele „za uszami”, a nasza naturalna tendencja do egoizmu przeciąża szalę. I tak wystarczająco ułaskawiłam Elin, dodając wątek straty rodziców, bo w pierwotnym szkicu miała się po prostu okazać suką, która wyjechała, bo kariera była dla niej ważniejsza. Bo przecież z Peterem i tak była w rozjazdach.
      Poza tym, nikt nie mówi, że głównego bohatera należy lubić. Postaci są narzędziami i tak powinny być traktowane. Chciałam sportretować skomplikowany obraz psychiki Elin – wyszło co najmniej średnio, posługując się eufemizmem – i tego, jak czasem trudne jest wybaczenie, a miłość nie jest cudownym lekiem na wszystko. Bo przecież zawsze zostaną wspomnienia, myśli: „Skrzywdziłaś/eś mnie”, a one mogą stanąć na drodze do szczęścia aż po grób.
      Mila zaznała sporego ułaskawienia śmiercią rodziców – nie było ono jakieś ogromne i spektakularne, ale było. To z kolei wpłynęło na ocieplenie jej wizerunku i utrzymuję, że tylko dlatego ludzie wciąż jeszcze pałają do niej nicią sympatii. Reszta Twojej oceny wypływała raczej z osobistych upodobań do melodramatu i faktu, że fabuła się jeszcze nie skończyła, więc siłą rzeczy pewne aspekty zostaną dopiero dobudowane. Cóż ja mogę za to?

      Być może brzmi to trochę jak „Obrona Sokratesa”, ale poczułam, że muszę przedstawić swoją, warsztatową perspektywę.

      I ja skończyłam. Mam nadzieję, że nie odebrałaś tego jako ataku na swoją osobę – A NIECH MNIE RĘKA BOSKA BRONI – starałam się wytłumaczyć swój punkt widzenia. A może po prostu było mi przykro z powodu niskiej oceny? ;) Cóż, „jeszcze się taki nie urodził...”

      I pięknie, z całego mojego częstoskurczowego serduszka dziękuję Ci za ten komentarz, jest boski, pod każdym względem, a już część „krytyczną” uwielbiam. Mam nadzieję, że po kolejnej części podskoczy mi średnia ocen! :D

      L O V E.

      Usuń
  5. Tak, wiem- jestem spóźniona z tym komentarzem parę miesięcy. Późno natknęłam sie na to cudeńko, lecz lepiej późno niż wcale, prawda?
    Ogolnie nie umiem (a o tej godzinie to juz w ogóle) rozpisywać sie w komentarzach, także napisze krótko. Przy zdaniu 'Juz cię nie kocham Peter' poleciały mi łzy. Naprawdę. A jesli doprowadzasz ludzi do płaczu, to wiedz, ze masz naprawdę wielki talent; teraz tylko czekać aż w księgarni natknę sie na twoją powieść! Nie każ mi długo czekać :D
    A tak jeszcze na krótko wracając do precelkow- jesli Peter jej wybaczył... To chyba naprawdę musi ja kochać całym soba. Po tym co mu zrobiła, co powiedziała i jak go zraniła... Aż sobie nie mogę wyobrazic co musiał czuć. Nie sądziłam, ze Mila potrafi byc aż taka brutalna. Po tym wszystkim co razem przeszli!
    No dobra, a teraz juz po prostu nie mogę wytrzymać z napięcia i lecę czytać ostatnia czesc! Jesli ona sie nie skończy happy-endem... Nockę mam z głowy. I wtedy pamiętaj- masz na sumieniu mnie i moj jutrzejszy... Nie, dzisiejszy, tak w zasadzie, sprawdzian z fizyki :P
    Pozdrawiam goraco i lecę czytać! xx

    OdpowiedzUsuń