niedziela, 28 sierpnia 2016

#08 Polaroid (II)

Zmurszały most


Otoczona odgłosem stukania w klawiaturę, dzwoniących telefonów, rozmów i parzonej kawy, przemierzała biuro z kubkiem herbaty w ręku. Do piersi przyciskała plik papierów do wypełnienia „na wczoraj” i, nieco skulona, starała się nie wyróżniać z tłumu. Po prostu nie miała ochoty na żadne konfrontacje. Nie dziś. Nie jutro. I nie nigdy. Przy okazji dostrzegła, że czerwony lakier na jej prawym kciuku znów odprysnął, więc skrzywiła się i prychnęła, przysięgając sobie, że już więcej nie da się skusić na żadne promocje drogeryjne. Było to oczywiste kłamstwo — żadna kobieta ot, tak nie odpuszcza takich okazji.
W głowie majaczyła jej wizja wieczornego, piątkowego spotkania z Luką. Wyobrażała sobie, jak rzuca wszystkie papiery w kąt, bierze szybki prysznic, maluje się na nowo, przebiera, wsiada w samochód i gna do niego niemal na złamanie karku. Żeby zapomnieć i na kilka godzin znowu poczuć, że jest dla kogoś świątynią, ostoją, przystankiem, zwolnieniem oddechu.
Przygryzła wargę, półświadomie się zatrzymując pośrodku biura.
Nie, nie była świątynią. Dopóki jednak wmawiała sobie, że jest inaczej, czuła się dobrze. Za wszelką cenę blokowała natrętne myśli, które usiłowały zburzyć jej tę wizję. Wiedziała, że gdy choć na kilka milimetrów uchyli im drzwi, one wtargną siłą i nie pozwolą jej nigdy więcej wstać z kolan.
Dostrzegłszy dziwne spojrzenia pracowników, zrobiła beznamiętną minę, poprawiła spódnicę i, wypiąwszy dumnie pierś, ruszyła do swojego gabinetu. Tam na dobrych kilka godzin oddała się ciężkiej, sumiennej pracy, będącej kolejnym skutecznym „odciągaczem uwagi”.
Mila utkwiła w układzie, który przez dwadzieścia siedem lat życia nieustannie szkalowała, zarzekając się, że jej materializm nigdy nie osiągnie tak krytycznego punktu. Ale z Luką było inaczej; on też miał złamane serce. Wiedzieli o braku wzajemnych oczekiwań. W ten sposób wypełniali pustki w bliskości z drugim człowiekiem. Była to raczej upodlona namiastka tego, czego pragnęli, ale odpowiednia dawka zagłuszania myśli winem i rozmowami przynosiła dobre efekty.
A ona nie zamierzała tego stanu zmieniać. Tak było wygodnie.
Po pewnym czasie Elin poczuła nieprzyjemne ssanie w żołądku i z tęsknotą pomyślała o pizzy, ale jęknęła, wiedząc, że nic z tego. Tuczenie się jest dozwolone tylko we dwoje, przemknęło jej przez myśl, kiedy sięgała do torby po pojemnik z sałatką z kurczakiem. Nie otworzyła go jednak od razu, bo coś ją zatrzymało.


— Zastanawiam się, jak one to robią. Jak latają.
Patrzyła w idealnie błękitne, lublańskie niebo. Jego czystość napełniała Milę najszczerszym podziwem. Przecinały je ciemne sylwetki majestatycznych ptaków, które nic a nic nie robiły sobie z grawitacji, spełniając ludzkie sny o prostym i, przede wszystkim, naturalnym lataniu.
Lubiła je obserwować. Patrzeć, jak rozpościerają skrzydła, jak pikują gwałtownie, by po chwili wziąć kilka zamaszystych ruchów i wzbić się z powrotem w górę. W kulturze i sztuce są utożsamiane z wolnością, której ludzkiemu gatunkowi zawsze brakowało, a którą sam sobie odebrał: przez kapitalizm, pracę, cywilizację, pieniądze. Ptaki wolne są od chciwych żądz, nie mają systemu ani hierarchii, której muszą się podporządkować.
Nie licząc łańcucha pokarmowego, oczywiście.
— Hej, a ja? — oburzył się w żartach Peter, kończąc swoją część pizzy.
Dzień sprzyjał ulotnym wypadom do stolicy. Randkom w przytulnych kafejkach, spacerom brzegiem rzeki. Prevc korzystał z tych warunków, jak tylko mógł, bo nad jego głową wisiało znów mroczne widmo zbliżającego się sezonu letniego. I trenera, który za nic by mu nie przepuścił jakichkolwiek prób lenistwa na treningach. Tłumaczenie, że to tylko sezon letni, trafiało jak grochem o ścianę. A Peter, mimo upływu lat, nie mógł się nacieszyć jej obecnością. Wielu mogłoby to nazwać przeznaczeniem, że spotkali się właśnie w redakcji, ale on wolał to nazywać „własną ciężką pracą”. Nie po to dwoił się i troił, by ją do siebie przekonać, żeby teraz pozwolić jej ot, tak po prostu odejść. Gdyby tak się stało, w Kranjskiej Gorze przestałoby świecić słońce, a jedyną radością byłyby dla niego skoki.
Mila machnęła ręką, uśmiechając się w sposób, który zwiastował złośliwość.
— Eee tam, to już wiem — odparła niby to lekceważąco. — Dwie obelgi od Janusa, głupi przytyk od Domena, wywrót oczami od Cenego, potem się odpychasz od belki, machasz kończynami i lądujesz za linią bezpieczeństwa.
— Pff — prychnął Prevc, zakładając ręce, odłożywszy najpierw sztućce. — Podwójny mistrz olimpijski nie macha kończynami podczas lotu.
— No właśnie, co tam słychać u Kamila?
Peter rzucił w Milę pomidorem koktajlowym z jej własnej sałatki, a ona się zaśmiała. Zdążył przywyknąć i do obowiązkowej zieleniny przy każdym daniu, i do ciętego języka. Odpowiadał jej pięknym za nadobne. Być może dzięki temu temperatura między nimi nie spadała.
— Bardzo śmieszne — udał obrażonego.
Igrzyska Olimpijskie w Pjongczang Mila pamiętała jako nieustające pasmo obaw i nieszczęść. Słoweńskie orły zupełnie się pogubiły przed samym wyjazdem, mnóstwo rzeczy zostało w domu — w przypadku niektórych była to forma. Elin przybyła jako część drużyny, zdenerwowana nie raz bardziej niż cała kadra razem wzięta. Nie licząc trenera, którego mina zdecydowanie odrzucała wszelkich dziennikarzy. Nastrój miał iście bojowy, czego nie można było powiedzieć o takim Domenie, dla którego igrzyska stanowiły wspaniałe źródło wiecznej kąpieli w ogólnej czci i uwielbieniu nastoletnich fanek. Cene przeżywał je całym sobą, od miesiąca chodził blady i nerwowy. Przez to nie awansował do ani jednej drugiej serii. Jego młodszemu bratu również się to nie udało.
Pierwsze złoto spotkało się z wyjątkowym entuzjazmem, który trzeba było prędko pohamować — już za trzy dni miał się odbyć kolejny konkurs, wszelkie świętowanie było niewskazane. Drugie złoto wywołało prawdziwą euforię wśród wszystkich Słoweńców tego świata. Do kompletu brakowało najwyższych odznaczeń w konkurencjach drużynowych — męską zdominowała kadra polska, mieszaną — japońska. Tamten okres należał do najwspanialszych w ich życiu. Byli pewni, że nie zapomną o nim nigdy, nawet na moment.
— Oj, nie denerwuj się, Pero. Złość piękności szkodzi. — Mila wysunęła do Petera język.
— Nie nazywaj mnie Pero — nachmurzył się Prevc. — Tyle razy ci mówiłem, że z twoich ust tego nie lubię.
— Przepraszam w takim razie — odparła Mila, ale on był pewien, że to nie koniec. — ...Peterku.
— Mila!
— ...sweterku?
— Nie przeginaj!
— Bo co?
Peter nachylił się z takim uśmiechem, że Mila była pewna, że zaraz powie coś nieprzyzwoitego bardzo zmysłowym głosem, ale on wypalił:
— Bo napiszę drugą autobiografię.
— Tylko nie idź z nią do Jelar! Drugiego takiego dzieła nie zdzierżę — odgryzła się.
— Mimo że teraz daje ci tak wiele or...
Mila w panice zakryła prędko usta Petera dłonią, ale on ją oderwał.
— ...orientalnych krajów do zwiedzania?
Elin się zezłościła i zaczerwieniła, ale powiedziała, kręcąc głową z uśmiechem:
— Jesteś niewyżyty.
Patrzyli sobie przez chwilę w oczy z uśmiechami na twarzach. Takich chwil mogli zliczyć na palcach obu rąk. On oddawał się ciężkim treningom, ona — dążeniu do awansu w pracy. Spotykali się więc w połowie swoich dróg do sukcesu, robiąc wszystko, by złudne marzenia o chwale nie przyćmiły im o wiele ważniejszych życiowych priorytetów.
— Peter... — zaczęła Mila, starając się unikać jego wzroku, by nie zauważył troski w jej oczach.
— Hmm? — zamruczał, podpierając głowę jedną ręką, a drugą gładząc wierzch je dłoni.
Podniosła głowę. Uśmiechał się. Mila uwielbiała ten widok tak bardzo, że wiedziała, że gdyby ich drogi się rozeszły, wspomnienie go drążyłoby dziury w jej sercu.
Nie mogła go stracić. I tak miała go wyjątkowo mało.
— Kochasz mnie? — wyszeptała.
Twarz Petera nie przestawała promienieć z radości.
— Jak swoje dwa złote medale olimpijskie — wyszczerzył się głupkowato.
— Romantyczny jesteś — prychnęła.
— A ty bardzo wyluzowana.
— Było się zastanowić, jak sobie przyszłą żonę wybierałeś. — Po raz kolejny tego dnia wystawiła mu język, pozwalając ciążącym obawom schować się tam, gdzie zwykle było ich miejsce — do ciemnego kąta świadomości.


Zajęło jej dobrych pięć minut, nim uprzytomniła sobie, że medytuje nad zamkniętym pojemnikiem z obiadem. To dzięki Peterowi nauczyła się jeszcze skuteczniej wykluczać tłuszcz ze swojej diety. Po pewnym czasie stała się prawdziwą mistrzynią serwowania posiłków dla skoczków narciarskich. A dobre nawyki należy kultywować, więc nie widziała sensu w porzucaniu sutecznej diety, mimo że główny powód jej stosowania stracił na znaczeniu szmat czasu temu.
Spojrzała na swoją lewą dłoń, na palec serdeczny. Dotknęła go kciukiem. Wyjątkowo dobrze utkwił jej w głowie obraz srebrnego pierścionka. I twarzy Petera, kiedy położyła mu go na jego wyciągniętej dłoni, pośrodku zatłoczonego lotniska.
Przyjechał na złamanie karku, by ją bezskutecznie błagać. Bo mu zależało. A ona tak po prostu zdeptała jego serce jak dogasającego peta.
Przeżuła kilka liści sałaty, ale odechciało jej się jeść.
— Dobrze się czujesz? — Pokpiwający głos Jelar przywrócił ją do rzeczywistości.
Chrząknęła, bez przekonania zaczynając na nowo jeść sałatkę.
— Ta — mruknęła.
Jelar wywróciła oczami.
— Myślałaś o Prevcu, mam rację?
Mila znowu chrząknęła, udając, że wybiera co większe kawałki kurczaka.
— Nie, myślałam nad... nad tym, co dziś będę robić. W końcu piątek. — Wymusiła uśmiech, chociaż wizja spotkania z Luką naprawdę była pokrzepiająca.
Szefowa podniosła podejrzliwie jedną brew, ale najwyraźniej zdecydowała porzucić temat nieszczęśliwych miłości, bo nagle zbladła. Usiadła przy swoim biurku i zaczęła powolnie przeglądać przyniesione przed chwilą papiery, jednak zupełnie na nie nie patrzyła. Jakby uświadomiła sobie coś przykrego.
Mila z trudem przełknęła ostatnią porcję obiadu. Po tej reakcji wiedziała, że na pewno nie usłyszy dziś już niczego przyjemnego i będzie zdana na Lukę.
— Wiesz... — zaczęła powoli Jelar — mamy nowe zlecenie.
Elin poczuła przyspieszające serce. Patrzyła na Marikę wyczekująco.
— Wydamy... wydamy album. To znaczy — chciałabym, żebyśmy go wydały. Wiem, że mam decydujący głos, ale to naprawdę może być hit i...
Mila przymknęła oczy, w duchu domyślając się najgorszego.
— Czyj? — zapytała martwym głosem, nadal nie podnosząc powiek.
Zapadło chwilowe milczenie.
— Prevców. Album rodzinny Prevców.
A więc pozostał jej już tylko Luka.

* * *

— I co, ja mam tak po prostu tam zejść?! — szeptała gorączkowo, naciągając rękawy prowizorycznej piżamy — dużego swetra Petera.
Prevc uśmiechnął się, nie mogąc sobie odmówić tej przyjemności rzucenia okiem na jej nogi, zupełnie nagie i kończące się przy linii majtek. Czy mogliby w ogóle nie schodzić? Najchętniej zamknąłby ją w swoim pokoju i nie wypuszczał. Cały dzień spędziliby bez wychodzenia z łóżka.
— Aha — potwierdził, z rozbawieniem patrząc na jej zdenerwowanie. — Ale najpierw załóż jakieś spodnie.
— Prevc, to nie jest śmieszne! — syknęła, zdzieliwszy go w rękę. — Mam zejść do twoich rodziców i powiedzieć: „No siema, to ja was naszłam w nocy i jakoś tak się stało, że już zostałam. A spodnie zabrał mi pański syn. No to elo”?
Peter roześmiał się teraz na głos, odchylając głowę.
— Ja nie wiedziałem, że ty znasz taki slang!
Mila spojrzała na niego z pobłażaniem.
— Proszę cię, ja jestem strażniczką czystości językowej, nie zakonnicą.
— Zdążyłem to zauważyć.
Tym razem Elin jednak się uśmiechnęła i oblała rumieńcem.
Miało być pięknie, mieli się pocałować — ale pech chciał, że Mila opierała się o drzwi. O te same drzwi, które ktoś kilka sekund później prawie wyważył w gniewie i wpadł do pokoju jak burza, zastając szanowaną panią redaktor jeno w bluzce i majtkach.
— ZNOWU MI PRZESTAWIŁEŚ NAR... Wow.
Peter zdawał sobie sprawę z faktu, że Mila najprawdopodobniej marzyła o rychłej śmierci. Albo chociaż zapadnięciu się pod ziemię.
Jedno słowo: Domen. I jego szatański uśmieszek, który pojawił się w ułamku sekundy.
— A bratu to niełaska cokolwiek załatwić?
Poczuwszy przypływ gwałtownego gniewu, Peter złapał braciszka za fraki i wyniósł go z pokoju, sycząc mu do ucha przeróżne obelgi i przypominając, że jeszcze mleka spod nosa dobrze nie wytarł, więc może by wrócił do klocków, a się nie mieszał w sprawy dorosłych. W odwecie wściekły Domen odwrócił się doń na pięcie i krzyknął:
— POWIEM RODZICOM, GBURZE!
Próby uspokojenia Mili po tych słowach spełzły na niczym. Przekonywanie, że rodzice traktują go bardzo dojrzale — również. Panikowała, chowała się w pierzynie, więc wymagało nie lada siły, żeby ją wytargać z pokoju.
A jak się to już udało, w kuchni przywitały ją szerokie uśmiechy państwa Prevców przygotowujących śniadanie swoim najmłodszym pociechom.
— Peter nam trochę o tobie opowiadał.
— Mamo...
— Nie marudź, prawdę mówię — zwróciła się do wywracającego oczami syna. — W samych superlatywach. — Szeroki uśmiech matki Petera roztopił jej zlodowaciałe strachem serce.
Problem w tym, że zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć, jak się zachować... Ciągle czuła uderzenia gorąca na swojej twarzy.
— Aż boję się pytać — mruknęła niewyraźnie pod nosem.
Usiadła nieśmiało przy wysepce, na której pani Prevc dosmażała jajecznicę. Oczywiście, nie dla swoich dzieci, a dla siebie i męża. Jej potomstwo musiało się zadowolić kanapkami z pieczywa wielozbożowego z sałatą, chudą szynką, pomidorem i odtłuszczonym serem.
— To ty jesteś tą redaktorką, tak? — kontynuowała rozmowę pani domu, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Peter, który usiadł obok niej, z zawstydzenia zakrył oczy dłonią, a Mila spojrzała na niego pytająco, czego nie mógł zauważyć.
— Tak — odparła nieśmiało.
Z przerażeniem zorientowała się, że Julijana Prevc wyciąga o jeden talerz za dużo... Elin zeszła więc powolnie z krzesła.
— Proszę sobie nie robić kłopotu, ja zaraz muszę wracać...
— Być może — przyznała niespeszona kobieta — ale w taką długą podróż nie można się udawać o pustym żołądku. Jestem pewna, że kwadrans nie zrobi ci różnicy, a dla mnie sprawi prawdziwą przyjemnością, jeśli zjesz dzisiaj z całą naszą rodziną.
Po ciepłym spojrzeniu, które posłała jej znów matka Petera, nie była w stanie dalej stawiać oporu. Wszelkie obawy na temat ewentualnego odrzucenia również zniknęły jak za machnięciem magicznym różdżki. A sam Peter nigdy nie był tak dumny z żadnego z wyborów, których wcześniej musiał dokonać.


Spojrzał na siebie w lustrze. Dopiął ostatnie guziki granatowej marynarki, poprawił rękawy szarej koszuli, założył eleganckie buty i złapał za klucze do samochodu. Dołożył wszelkich starań, żeby wyglądać profesjonalnie, ale całe jego wnętrzności były dalekie od takiej postawy. Czy się bał? A czy można się bać czegokolwiek bardziej od lotu na mamuciej skoczni? Okazuje się, że ludzka psychika jest o wiele bardziej skomplikowana, niż się powszechnie zakłada.
Można nie bać się lotu o własnych siłach na ćwierć kilometra, ale można czuć tremę na myśl o spotkaniu z kimś, kto kiedyś zajmował większą część twojego życia.
Mama podeszła do niego od tyłu cichym krokiem i zrzuciła czule niewidoczny pył z jego ramion. Nie musiała nic mówić — uśmiechnęła się blado do odbicia w lustrze. Jego uśmiech miał podobnie „przekonywający” wydźwięk.
Nietrudno się domyślić, że Milę spotkało wiele szczęścia ze strony rodziny Petera — zarówno Julijana, jak i Božidar nie mieli żadnych zastrzeżeń, choć ojciec przez długi czas odnosił się do niej ze sporą rezerwą. Kiedy najstarszy syn przyszedł do pani Prevc pewnego wieczora, zdradzając z nieudanie skrywanym uśmiechem, że chce się zaręczyć, Julijana najpierw gwałtownie spoważniała, pytając, czy na pewno wie, jaką wagę ma to jedno pytanie. Chwilę później jednak nie mogła uwierzyć, że choć na moment zwątpiła w dojrzałość Petera. Dlatego odwzajemniła wówczas jego uśmiech i dodała mu otuchy.
— Boję się — wyznał wtedy, nerwowo bawiąc się łyżeczką, która jeszcze przed chwilą mieszał herbatę.
Julijana się zaśmiała.
— Najwybitniejszy lotnik na świecie trzęsie portkami przed średniego wzrostu blondynką...
— Na skoczni wiem, co robić — odparł. — Kobiety już nie są tak proste w obsłudze.
To mama zachęcała go, by dalej walczył. To ona wcisnęła mu w dłonie kluczyki do samochodu i naprędce objaśniła najszybszą drogę dojazdu na lotnisko. I to ona przekonała go, że zrobił wszystko, co mógł, ale przecież nie w jego mocy leżało zmienianie czyichś uczuć.
Teraz też stała za nim murem. Też go wspierała, dodawała mu otuchy. Znała go lepiej niż ktokolwiek inny. Być może nawet lepiej niż...
— Dobrze wyglądasz — oznajmiła, starając się rozluźnić atmosferę. — Zrobisz wrażenie.
Poczuł kamień w żołądku.
— Wiesz, że nie o to mi chodzi, mamo.
— Wiem — ucięła. — Ale imponować wyglądem nigdy nie zaszkodzi.
Złapał pokrzepiająco dłoń matki spoczywającą na jego ramieniu, a pięć minut później słychać było warkot silnik samochodu odjeżdżającego spod domu państwa Prevców.

* * *

Siedząc w swoim „akwariowo” zaprojektowanym biurze, śledziła poczynania reszty pracowników wydawnictwa. Nie mogła przy tym opanować nerwowego stukania ołówkiem w blat i zerkania na zegarek. Wszystko wyglądało zwyczajnie — może prócz przygnębiającej, deszczowej pogody — ale Elin nie mogła się wyzbyć niepokoju. Dochodziła czternasta, a tu nadal NIC. Kursor migał przy ostatnim poprawionym słowie tekstu o ewolucji gatunkowej powieści, ale ona go ignorowała. Od czasu do czasu popijała wodę z butelki, żeby zająć czymś niecierpliwe ręce. Najbaczniej przyglądała się Mai, która jak gdyby nigdy nic żartowała z koleżanką z biurka obok i najwyraźniej była, mimo wszystko, w wyśmienitym nastroju.
Siedziała już sama — Jelar zrobiła sobie wolne ze względu na przyjazd rodziny z Niemiec.
Po dwóch godzinach ustąpiła. Lokal miał wkrótce opustoszeć, więc Mila wątpiła w jakikolwiek rozwój wydarzeń. Postanowiła przespacerować się pod redakcyjny ekspres, obok którego stał czajnik, by zaparzyć sobie herbaty, mającej uprzyjemnić wyjątkowo przygnębiającą pogodę w ten początek weekendu, ale zaraz po przekroczeniu progu gabinetu napotkała na przeszkodę. Przeszkodę, przez którą musiała wyhamować.
Podniosła wzrok i od razu poczuła, jak wszelka chęć na herbatę odchodzi.
— Cześć — wyszeptała, starając się go wyminąć.
— Cześć — powiedział głośno za jej plecami.
Zatrzymała się i odwróciła na pięcie.
Nic się nie zmienił; nadal był niezwykle szczupły, nadal miał pewne spojrzenie, nadal był stonowany. Jeśli denerwował się tą wizytą, na pewno nie dał tego po sobie poznać. Tylko nieznacznie ściągnięte brwi dały Elin sygnał, że być może wcale nie jest tak spokojny.
— Dobrze cię widzieć — powiedział, wdziewając na twarz ledwie widoczny uśmiech.
Mila chrząknęła.
— Ciebie też — odparła oficjalnym tonem, wykonując ręką ruch, którzy przypomniał jej, że przecież trzyma kubek.
Elin dziękowała w duchu za typowy redakcyjny gwar, który skutecznie zapełniał zapadłą między nimi ciszę.
— Trochę szkoda, że praca nad naszym albumem nie przypadła tobie.
Zadrżała. Spojrzała na niego, obawiając się tego, co odczyta z jego twarzy. Te bardzo odważne słowa wprowadziły atmosferę jeszcze większego skrępowania.
Półtora roku. Tyle czasu się nie widzieli, nawet nie spotkali przypadkiem. Nie śledzili się wzajemnie na żadnych portalach społecznościowych. Nie było prób telefonów, smsów, prozaicznych listów. Mila przestała nawet oglądać skoki. Kiedy zrobiła to pierwszy raz od nieszczęsnego spotkania na lotnisku, coś w niej zaczynało mięknąć, pękać. Na idealnie równym, twardym pancerzu zaczynała pojawiać się rysa, a przecież nie taką obiecywała sobie być. Dlatego tym większy był szok, kiedy stanął przed nią żywy i namacalny. Jego twarz nie wyblakła w jej wspomnieniach, ale nawet tam wydawała się niezmierzenie odległa, jak stare wyobrażenie, jak historia, którą tworzy się w głowie przed snem, a rankiem zapomina. Ale tej historii nie dało się zapomnieć z dnia na dzień. Jej w ogóle nie dało się zapomnieć.
— Teraz zajmuję się nieco innymi sprawami — odparła chłodno.
Zapragnęła uciec z redakcji bez wyjaśnienia, z takim trudem znosiła to spotkanie, to spojrzenie pewnych, acz niezupełnie beznamiętnych oczu.
Ręce zaczęły ją świerzbić. Przyjrzała się dyskretnie jego ustom. Były suche od zimnego powietrza. Dawniej bywały spękane od pocałunków na zimnie. Wiedziała, że w momencie, w którym przyszło jej to na myśl, na pancerzu znów pojawiło się pęknięcie. Gdzieś w głębi duszy rozzłościła się na siebie, ale gniewny głos póki co nie zdołał się przebić dziwną mieszankę strachu i głodu.
Co gorsza, pewność w zielonych oczach Prevca również topniała. Opuścił brwi, rozluźnił napięcie w twarzy. Przypomniała sobie Petera sprzed półtora roku, zanim Jelar złożyła jej jednorazową propozycję.
— Mila...
To nie było ukojenie. Ten głos przyszedł, żeby sprowadzić na nią nieszczęście. Przymknęła powieki, z całych sił starając się oprzeć pokusom.
— Minęło tyle czasu — szeptał. Wydawało im się, że byli samo. — Mam wrażenie, że nie widziałem cię całe wieki. A ty stoisz tu dziś przede mną taka sama, jak półtora roku temu, na lotnisku. Jakby nie minęła ani minuta.
Otworzyła oczy. Patrzył na nią jak w najsubtelniejszych ich momentach, w tych chwilach, kiedy wywlekał podszewkę swojej duszy, by jako jednej z niewielu pokazać ją właśnie Mili. Bo wiedział, a raczej sądził, że w jej dłoniach ta delikatna struktura nie ulegnie zniszczeniu. A ona tak po prostu rozdarła ją na pół.
Jak śmiałaby go prosić, by zrobił to jeszcze raz? Elinównę na pewno cechowała niezłomność, ale wiedziała, że nie igra się z czyimiś uczuciami. A wejście na nowo w czarujący, Prevcowy świat byłoby niepotrzebną, bolesną inwazją. Bolesną dla obu stron.
Przypominając sobie biały, zatłoczony terminal, czuła do siebie obrzydzenie. I żal, że wtedy podjęła taką decyzję. Przecież można była inaczej, dłużej, lepiej.
Stało się. Nie odwróci czasu, choć pragnęła tego z całych sił.
— Musisz wiedzieć, że... — ciągnął.
— Panie Prevc?
Jeszcze w życiu nie była tak wdzięczna za przerwanie swojej rozmowy.
Zza pleców Petera wyłoniła się niziutka, wesoła brunetka w modnych, zbyt dużych okularach, uśmiechając się serdecznie. Skoczek odwrócił się na pięcie, musząc mocno zezować w dół, by spojrzeć jej prosto w oczy.
— Dzień dobry. Nazywam się Maja Vidmar, będę redaktorką prowadzącą pana publikacji. Zechciałby pan może...
Peter spojrzał przez ramię, ignorując na chwilę paplaninę dziewczyny, ale Mila Elin już zniknęła.


Zgodnie z przewidywaniami, po godzinie biuro prawie opustoszało. Za oszkleniem gabinetu Mila widziała prawie zupełnie pogaszone świetlówki. Paliła się tylko lampka przy biurku Mai Vidmar, naprzeciw której, zerkając dyskretnie znad papierów, siedział Peter Prevc, ten sam, którego Elin znała już niemal sześć lat. Od czasu ich pierwszego spotkania — tak się składa, że miało miejsce w tej samej redakcji — przybyło mu trochę zmarszczek pod oczami, które zresztą dodawały męskości. Redaktorka też mu się przyglądała, ale przychodziło to z trudem; jej odbicie w jego oczach pokazywało prawdziwego potwora. Nawet na odległość. Czuła do siebie nieopisaną odrazę. Nie potrafiła sobie wybaczyć. Nie sądziła, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
Choć wiedziała, że to wygodnickie i nieszczere podejście, wolała uciekać od prawdy. Nie miała sił się z nią mierzyć. Nie po wyczerpującej walce, którą toczyła z sobą przez ostatnie osiemnaście miesięcy tylko po to, by u krańca bitwy wrócić do punktu zero.
Nie wytrzymała. Na pół godziny przed czasem zapisała ostatni plik, wyłączyła komputer i pogasiła wszystkie światła w gabinecie. Miała prawo — w końcu był piątek. Kategorycznie zabraniając sobie spoglądać w bok, miarowym i szybkim stukotem obcasów wyszła na korytarz. Echo niosło jej kroki tak donośnie, że nie usłyszała zamykanych na klucz drzwi biura.
Po wyjściu z budynku nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu. Biała toyota stała tuż naprzeciw drzwi, a jej właściciel, z rękami w kieszeniach skórzanej kurtki, opierał się tyłem o maskę. Jego szeroki, męski uśmiech przypomniał Elin, co miało ją pocieszyć po całym tym nieszczęsnym tygodniu.
— Luka? — spytała w zaskoczeniu, ale nie przestawała się uśmiechać. Podeszła bliżej. — Przecież umawialiśmy się, że przyjadę do ciebie na siódmą.
Wysoki, umięśniony brunet wzruszył ramionami.
— Wypuścili nas trochę wcześniej z pracy, więc pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę. Źle zrobiłem? — zmartwił się.
— Skąd! — zaprzeczyła prędko Elin. — Bardzo się cieszę, że tak pomyślałeś.
Patrzeli na siebie w milczeniu. Po kilku sekundach Luka pochylił się i złożył na ustach Mili delikatny pocałunek, który dla niej był ukojeniem wszelkich niepokojów z całego dnia. Chwilę później obydwoje wsiedli do białej toyoty i odjechali.
A Peter Prevc ze zmierzwionymi od biegu włosami patrzył, jak się oddalają.




I oto wracam ja, marnotrawna córa tego bloga z oneshotami.
Taki średni powrót, bym powiedziała.
Jakby kogoś to żywotnie interesowało, to na podstronie Skoki narciarskie pojawiły się gify bohaterów roboczo zwanych Precli (które łącznie z pierwszą częścią mają już 40 stron).

A jakby ktoś Was śledził Tośków, ale niezbyt dokładnie, to przypominam o 15. rozdziale na Nie-lotnych.

Więc tego. Jak oceniacie powrót? Bo ja czuję, że wypadłam z rytmu.


Aha, i ten: PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY, TO JEST NÓWKA SZTUKA, JESZCZE CIEPŁA.

19 komentarzy:

  1. Tak bardzo mi żal Petera tutaj 😭😭 Ja chcę następny, prooooszę. Zanim się dowiemy co się między nimi stało to chyba umrę z ciekawości. Rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Kolejny pojawi się nie prędzej niż po publikacji 16. rozdziału na "Nie-lotnych". ;)

      Usuń
  2. Uwielbiam, uwielbiam! Dzięki, że wróciłaś. Teraz liczę na częstsze rozdziały, bo w przeciwnym razie nie wytrzymam i zemrę na zawał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W szoku jestem, że dostaję tyle podziękowań! Nie ma za co dziękować - robię to także dla siebie. A poza tym byłam tak długo nieobecna, że chyba na to nie zasługuję.
      Postaram się podtrzymać zdrowie czytelników. Mam nadzieję, że nowa część pojawi się już za tydzień. ;)

      Usuń
  3. Uff, Precle są odpowiednie na deszczową noc. Dzięki wielkie i mam nadzieje, że to naprawisz, co się tam porobiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Same są takie deszczowe.
      Nie masz za co dziękować. A wszystko, co się zakręciło, musi zostać odkręcone - to takie niepisane prawo fizyki.

      Usuń
    2. Brzmi mrocznie! Ale trzymam za słowo!

      Usuń
  4. A już myślałam, że zapomniałaś o Precelkach, wiesz? Albo, że wrócisz do nich dopiero po Tośkach.
    Zawsze mam pewnego rodzaju rozłam w sercu jak czytam Precle, zwłaszcza Polaroid, bo… Bo z jednej strony są takie kochane, takie dobrze napisane, takie… Twoje, a więc wszystko, co najlepsze (no i to Precle, to mówi samo za siebie). Ale z drugiej strony… Z drugiej strony zawsze trochę kłuje mnie w serduszku i czai się gdzieś ta obawa, że się nie poukłada. Bo pewnych ran zasklepić się nie da.
    Raz jeszcze powiem to, co napisałam Ci o tych moich ulubionych retrospekcjach, tylko nieco mniej chaotycznie, bo już to sobie mniej więcej poukładałam w głowie. Retrospekcje są bliskie memu sercu, bo sama je często stosuję, pozwalają na liczne odniesienia, paralelizmy, klamry i sama pewnie dobrze wiesz jakie jeszcze zabiegi literackie. Ponadto, dzięki nim można spojrzeć na „teraźniejszą” historię z perspektywy. W przypadku Precli, te sielankowe, wręcz cukierkowe momenty ze szczęśliwego życia Petera i Elin są paradoksalnie bardzo smutne, patrząc na to z perspektywy obecnej sytuacji. Nie są urocze, są melancholijne, pogłębiają jeszcze bardziej tę smutną (ciężko mi znaleźć odpowiednie słowo obrazujące, co tak naprawdę czuję czytając sobie Precelki) atmosferę „teraźniejszego” opowiadania. Sama podobnie staram się budować retrospekcje w „Odchodzę”, ale czy mi wychodzi, to pozostawiam już do oceny czytelnikom.

    Ale dość tych ogółów, które musiałam z siebie wyrzucić, bo mi siedziały na więzadle sierpowatym wątro… Pardon, na sercu, na sercu mi leżały (ZA DUŻO anatomii). Przejdę do szczegółów, bo smaczków jest dużo.


    Tytuł. A raczej podtytuł.
    "Zmurszały most" czyli coś wybitnie niestałego. Coś, co łączy obie strony, ale może w każdej chwili runąć w przepaść. Te dwie strony to oczywiście Peter i Mila, most - to co niegdyś między nimi było. I nadal jest, bo most wciąż wisi, ale raczej nie należy na niego już wchodzić. I, rzeczywiście, oboje boją się ponownie do siebie zbliżyć, unikają kontaktu, bo jeden fałszywy ruch może doprowadzić do katastrofy - wszystko rozsypie się i oboje runą w przepaść tego, co ich podzieliło. A co to było? Podejrzewam, że dowiemy się tego od Ciebie wkrótce.
    Dodatkowo, konkretnie w kontekście tej części (a może nawet pod-części...?), za ten rozsypujący się most wzięłabym całą tę sytuację z redakcji. Taki jakby powrót do początków, świeża lina przerzucona nad przepaścią niczym koło ratunkowe. Bo ponownie są w tym samym miejscu, co sześć lat temu, niemal tak samo sobie obcy, choć przecież ciężko wymazać te cztery wspólnie spędzone lata z pamięci. Szczęśliwe lata, co pokazują te boleśnie radosne i beztroskie retrospekcje. Obecnie łączy ich jedynie instytucja redakcji, bo przecież będą się mijać teraz na korytarzach. A nuż, któreś z nich ponownie postawi stopę na tym zmurszałym moście...?

    Mila rzuciła się w wir pracy - to, jak sama mówi, jej sposób na wyrzucenie Petera z pamięci, jeden ze sposobów. Prevc postępuje pewnie podobnie, sam zresztą chyba gdzieś potem o tym wspomina. Kolejna rzecz, która ich łączy, ale o tym już kiedyś chyba wspominałam.
    Ale Mila znalazła inny sposób na oderwanie myśli od Petera - taki distractor, jak sama mi kiedyś napisałaś. Swoją drogą, kiedy czytałam o Luce, miałam wrażenie, że taka forma odreagowania była zasygnalizowana w poprzedniej części, ale nie mogę tego znaleźć, ani nawet swojego odniesienia do tego. Widocznie jakieś zwidy znowu mam...
    W każdym razie, Mila znalazła kogoś, dla kogo może się starać. Raz na jakiś czas poudawać, że ma kogoś na kim jej zależy. I zadziwiające jest to, że nawet nie przyszło mi na myśl, że ten układ jest krzywdzący dla Luki, bo przecież można niby znaleźć tu odrobinę analogii do mojego "Odchodzę" (kurczaki, ja nie robię specjalnie tej autoreklamy, mnie się po prostu za bardzo kojarzy, przepraszam. wychodzę na egoistkę, co? :<).

    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jakimś dziwnym trafem, nawet o tym nie pomyślałam, póki Mila nie zaznaczyła, że oboje traktują się na takich samych zasadach - są dla siebie wypełniaczem powstałej w sercu dziury. Osobą, z którą można pójść do kina, przytulić się i pocałować, bo przecież każdy człowiek potrzebuje bliskości. I, jak Mila zauważa, to tylko namiastka, ale daje dobre efekty. Pod warunkiem, jednak, że Mila na dystans będzie trzymać wszelkie myśli, które mogłyby zburzyć jej kruchy świat zbudowany na piasku - winie, powtarzanych jak mantra kłamstwach i przyjaźni, bo Luka dla niej jest przecież takim przyjacielem. Przyjacielem, którego można pocałować, kiedy pragnie się poudawać, że wszystko jest w porządku.

      Och, i urocza retrospekcja. Skojarzyło mi się z SPN, z odcinkiem, w którym Zachariasz przeniósł Sama i Deana do korporacji. Cały odcinek prawie miał nałożony ciepły filtr. I ja właśnie z takim ciepłym filtrem widzę te retrospekcje, wiesz?
      Mila zażerająca się z Peterem pizzą. Mila dogryzająca sobie z Peterem, tak bardzo w ich stylu (sama słusznie zauważa, że te przekomarzanki nie pozwoliły im wpaść w rutynę).
      " Gdyby tak się stało, w Kranjskiej Gorze przestałoby świecić słońce, a jedyną radością byłyby dla niego skoki" - a to wyjaśnia brak ciepłego filtra w reszcie opowiadania.
      Ze słów Mili wynika, że bardzo zżyła się z całą kadrą i wraz z nimi przeżywała Igrzyska. I dalej przekomarza się z Peterem, jak stare dobre małżeństwo. A przytyk do autobiografii...? Ja bym to odczytała bardzo wielopłaszczyznowo. Bo po pierwsze, może to być groźba, że a nuż pozna inna uroczą panię redaktor i co wtedy? (osobiście, wykluczam taką opcję) A po drugie, może Peter grozi Mili kolejnym nawałem pracy, która jednak wymusi ich służbowe spotkania, co oznacza więcej czasu ukradzionego dla siebie...?
      Or...ientalne kraje do zwiedzenia ^^. I ten uroczy rumieniec Mili. Widać, że im się układa... od każdej strony.
      Ach, i ten chroniczny brak czasu. Tym bardziej te ukradzione chwile dla siebie, są takie cenne. Ale czy ów brak czasu, to mijanie się na drogach prowadzących do sukcesu nie było przypadkiem powodem tej przepaści, która między nimi powstała?
      I te obawy Mili, które tak starannie skrywa, wciąż droczą się ze swoim narzeczonym, jak się okazuje. Czyżby również dotyczyły tego braku czasu, czy może coś innego nie daje Elin spokoju...?

      Dobre nawyki, nabyte przy Peterze to jakby kolejna lina przerzucona nad przepaścią, coś co nadal ich łączy, mimo iż Mila wmawia sobie, że zdrowe odżywianie nie ma nic wspólnego z Prevcem. Podświadomie jednak, to nić łącząca ją z dawnym życiem, jedna z tych licznych rzeczy, która jest w stanie zburzyć jej zamek z piasku zbudowany z Luką.
      TEN ŚLAD PO PIERŚCIONKU I WSPOMNIENIE LOTNISKA ZŁAMAŁO MI SERCE, OKEJ?
      A mniej emocjonalnie: co takiego się stało, że Mila zerwała zaręczyny. I to jeszcze, nie dając Peterowi drugiej szansy, jak się dowiadujemy z jego późniejszej relacji. Czy to Peter narozrabiał...? A może Mila postanowiła zrobić coś, co wykluczało Petera z jej życia...? Naprawdę nie było innego rozwiązania...? Bo zdaje się, że i Elin ma co do tego wątpliwości...
      Nie bardzo wiem, że Jelar się o nią martwi, chce jej dopiec, czy jest po prostu wścibska. I choć po przeczytaniu "Autobiografii", uznałam chyba, że ją lubię, zastanawiam się, czy nie zmienić zdania.
      ...a historia lubi się powtarzać. I ponownie natkną się na siebie w redakcji. W tym momencie, Jelar mocno naraża się Mili, ale z mojej perspektywy, przypadkowo (albo i nie?) daje im nową szansę. Pytanie tylko na co...?
      Swoją drogą, Peter wiedział na pewno wcześniej o tym pomyśle, Dlatego w poprzedniej części był taki niespokojny i pełen obaw - wiedział, że czeka go bliższe, bądź dalsze spotkanie z Milą.

      Wizja przedstawiona w kolejnej retrospekcji jest mi dziwnie znajoma, ale nie zdradzę się dlaczego. Istotniejsze jest to, że jestem na 99,99% pewna, że rzecz ma miejsce bezpośrednio po zakończeniu "Autobiografii", i jest to tym bardziej heartbreaking.

      CDN

      Usuń
    2. Mila jest zestresowana wizją stanięcia oko w oko z państwem Prevc (swoją drogą, jak wspomniałam w zakończeniu "Autobiografii", wcześniej nie miała takich obaw), a Peter... Peter i jego hmm, dwuznaczne uwagi, sprawia, że ta cala sytuacja jest taka... taka... taka w stylu "żyli długo i szczęśliwie". Bo przecież, jeszcze parę dni temu darł z Milą koty, a teraz? A teraz... no, wiadomo co :P. Teraz już może być tylko lepiej, prawda...?  A tak przynajmniej by się wydawało...
      Domen jest tu absolutnie jednorazowy. Nie wiem czy to ksywka "Demon", czy coś innego, ale chyba przylgnęła do niego łatka takiego chochlika, zresztą nie zdziwiłabym się, gdyby taki był w rzeczywistości. Tak, czy siak, sprawił, że Mila jeszcze mocniej uczepiła się framugi i próbowała nauczyć się teleportacji, byleby tylko uniknąć konfrontacji z resztą rodziny. Okazało się jednak, że nie miała się czego bać i została przywitana bardzo ciepło. A na pewno przez panią Prevc, tata Petera zachował jednak rezerwę, z tego co widzę po dalszych fragmentach. I... i taka wizja też mnie jakoś nie dziwi. Zdaje się, że fandom już sobie wyrobił zdanie o całej Prevcowej rodzince, pytanie tylko, jak to się ma do rzeczywistości...?
      Do tego fragmentu jeszcze jedna uwaga - Peter jest dumny ze swojego wyboru, rodzina zaakceptowała Milę, w połączeniu z późniejszymi zaręczynami, mogłoby się wydawać, że będą już ze sobą na dobre i na złe. Co więc takiego mogło doprowadzić ich do sytuacji w jakiej się obecnie znaleźli...? A może to nie było nic wielkiego, tylko drobiazg, który został przez nich wyolbrzymiony, obawa przed odszukaniem innego rozwiązania...?

      Przestań już z tym Peterem w garniturze, okej? Przecież wiesz, że mam słabość do facetów w garniturach, tak? I do tego Pero, to już zdecydowanie za dużo!
      (#spojler: nie żebym sama nie planowała w najbliższym czasie wbić go w garniak, ale ciii...)
      Mama zawsze wie, co najlepsze. Wiedziała, że Peter dobrze robi, prosząc Mile o rękę, nie pozwoliła mu się też poddać, kiedy coś się posypało. Wydaje mi się też, że nigdy tak naprawdę nie zwątpiła w Elin, mimo iż sugerujesz, że ona nagle zaczęła mieć wątpliwości co do swoich uczuć ("że zrobił wszystko, co mógł, ale przecież nie w jego mocy leżało zmienianie czyichś uczuć"). Tak na marginesie, wydaje mi się, że Milę coś, bądź ktoś,  pociągnął poza granice Słowenii, bowiem ich rozstanie miała miejsce na lotnisku, a Słowenia to przecież nieduży kraj i Mila nie bardzo miałaby gdzie uciekać samolotem, prawda?
      I tym razem jest oparciem dla Petera, którego czeka przecież niełatwe spotkanie. Z jednej strony za nią tęskni, to fakt, ale przecież to spotkanie może zburzyć mur, który w okół siebie zbudował, by nie rozpaść się na kawałki. Czy ma Mili za złe, że go zostawiła? Czy też może jest to dla niego bolesna strata, od której próbował się odciąć poprzez skoki zapewne...?

      (dopiero przy drugim czytaniu zauważyłam to przyglądanie się Mai. Jakby próbowała wybadać, czy dziewczyna denerwuje się tym spotkaniem tak jak ona - czy to teraz, czy to sześć lat wcześniej)
      A Jelar standardowo uciekła z pola bitwy...?
      Godzina zero minęła, a tu nadal nic. Czymże byłby jednak świat bez przypadków? Gdyby siedziała grzecznie w swoim biurze, mimo jego "przezroczystości" miałaby szansę minąć się z Peterem. Wyprawa do ekspresu jednak, w połączeniu z wyjątkowo przewrotnym losem zafundowała jej spotkanie, którego przecież z całych sił starała się uniknąć.
      Mogłaby rzucić krótkie "cześć" i sobie pójść. Ale się odwróciła. Bez wątpienia wciąż go kocha, dlaczego więc go zostawiła...? (i dlaczego ma wrażenie, że podzielisz się tym z nami w ostatnim, ewentualnie przedostatnim fragmencie, Charlie...?)
      Wcześniej już wspomniałam o tym unikaniu się, które ze strony Mili zakładały nawet "rzucenie" skoków... a pancerz, o którym mowa? Czyżby Mila usiłowała sobie wmówić, że nie kocha Petera? Dlaczego? On sam również nie szukał do niej kontaktu, zraniony i najwyraźniej przekonany, że Mila już nie czuje do niego tego, co wcześniej.

      CDN

      Usuń
    3. Mam wrażenie, ze tylko Mila tak naprawdę wie, co się wydarzyło, że to ona podjęła decyzję, która zaowocowała zaraniem Petera, mimo iż i ona nie była w tej sytuacji szczęśliwa (przychodzi mi na myśl pewien motyw, ale wątpię byś go wykorzystała, a poza tym to byłby DUUUŻY spojler z mojej strony).
      Podczas tej krótkiej rozmowy, oboje próbują utrzymać swoje tarcze, mury i fosy, zbudowane dookoła siebie, ale przecież obecność tej drugiej osoby jest jak taran - oboje myślą o tym drugim, że go nienawidzi/już nie kocha, a samo potwornie tęskni. Impas, który wydaje się tak łatwy do przełamania jedną rozmową, a jednocześnie tak potwornie nierozwiązywalny.
      Peter miałby pełne prawo znienawidzi Elin, za to, że go tak zostawiła (ja wierzę, że miała dobry powód!), ale za bardzo ją kocha. I teraz również się łamie, jest gotów ponownie wystawić się na zranienie. Mila jednak nie chce ponownie nadużyć jego zaufania, boi się, że go skrzywdzi? Już raz to zrobiła i nie potrafi sobie spojrzeć teraz w oczy.
      Bo JEDNAK mogła to rozegrać inaczej. Dłuższą i trudniejszą drogą, ale czy łatwy i krótszy sposób był tego wart? Ciężko to osądzić, nie wiedząc, co było stawką tej gry. Ponownie zacytuję Alę: "życie jest proste, ale ludzie je niepotrzebnie komplikują".
      A Mila znowu ucieka (nasze bohaterki naprawdę mają dużo wspólnego, wiesz?)

      Elin wydaje się, że Peter ją znienawidził? W końcu powinien, ona sama czuje do siebie odrazę. A jednak... Jednak Peter chciałby ją odzyskać, jestem tego pewna.
      (nie dodawaj mu męskich zmarszczek pod oczami, ja się muszę zaraz skupić na nauce, ej!)
      Luka jest człowiekiem idealnym, wiesz? Albo prawie idealnym, bo przecież nie jest Peterem. I widać to drobniutkie napięci między nimi, kiedy stoją tak koło siebie, zanim mężczyzna postanawia ją pocałować. Jakby taka bliskość nie była dla niech całkowicie naturalna, jakby były to takie wyuczone gesty, które dopiero po lampce wina (albo dwóch) nabierają pewności. Mimo to Luka wydaje się (BYĆ, kurczę, prawie znowu to napisałam) bardzo miłym facetem, takim, który rzeczywiście mógłby być dla Mili KIMŚ. Mógłby, ale nie będzie, bo serce Elin, choć mocno poranione, poharatane i zagubione nadal należy do Petera. I to nie jest kącik, jak to sugerują czytelnicy u mnie - kącik to miejsce, które jest w stanie NAPRAWDĘ przeznaczyć dla Luki. On sam mieści się tam jedynie ze względu na ogromną ziejącą dziurę, która Mila bezskutecznie próbuje załatać. Którą popołudniowe spotkanie z Prevcem odrobinę spłyciło, ale i przysporzyło bólu - tak to jest z oczyszczaniem ran, musi najpierw jeszcze bardziej zaboleć, bo mogło zacząć się goić.
      "A Peter Prevc ze zmierzwionymi od biegu włosami patrzył, jak się oddalają"
      Moje serce pękło niemalże do końca, wraz z tym Peterowym. Dlaczego? Bo przecież, co czego już doszłam (o ile się nie mylę, oczywiście), Peter od osiemnastu miesięcy głowi się nad tym, dlaczego Mila go opuściła. I zdaje się, że właśnie odkrył tego powód, skąd bowiem ma wiedzieć, że Luka jest SKUTKIEM a nie PRZYCZYNĄ?
      Sam fakt, że pobiegł za Milą, widząc, że wychodzi z pracy wcześniej mówi sam za siebie. Mówi, że mu zależy i to bardzo. Już raz gonił za nią na lotnisko, próbował przerwać milczenie w redakcji i teraz chciał raz jeszcze spróbować - jestem przekonana, że przy biurku nada siedzi zaskoczona Maia, pozostawiona nagle z rozgorączkowanym "przepraszam, muszę na chwilę wyjść". Mila jednak tego nie widzi. Czy gdyby widziała, zaryzykowałaby próbę naprawienia tego, co między nimi?
      Peter postawił jedną nogę na moście, ale nic to nie da, jeśli i Mila tego nie spróbuję.
      Bo tylko w dwójkę są w stanie go odbudować.

      ***

      Miałam być pierwsza, ale odcięli mi internety więc przybywam z rana.
      Krótko mówiąc: fajnie, że wróciłaś, całą resztę masz powyżej :D (cholerny limit znaków ;/)
      Nie zabij za długość, nawiązania i inne takie.
      Ciekawam, co dalej. Kończ ten pierwszy rozdział i pisaj nam dalej tak pięknie!
      Duuużo miłości, E_A

      Usuń
    4. „Takie dobrze napisane” — matka wie, że ćpiesz?
      Oczywiście, bardzo mi miło, że tak uważasz, ale mojemu pisaniu tak daleko do ideału, że się to nawet w głowie nie mieści.
      „Cukierkowe momenty” — cóż, chyba muszę się poważnie zastanowić nad swoim pojęciem dojrzałego, kilkuletniego związku.

      Bardzo ciekawa interpretacja motywu mostu. Bardzo trafna, choć nie taka, którą ja miałam na myśli, ale — jak już tłumaczyłam setki razy — nie o to chodzi w interpretacji, żeby zgadywać zamysł autorski. Lubię Twój sposób myślenia, bo jest jednocześnie bardzo podobny i bardzo różny od mojego — podejrzewam, że sama wiesz, co mam na myśli. ;)

      Nie wychodzisz, ja też mam często takie paralele z Tośkami. To chyba naturalne, bo nasze myśli obracają się wokół nich, więc dostrzegamy podobieństwa w pewnych detalach.

      „Supernatural” to jedyny fandom, który ma gifa na wszystko. :D Więc nawet tutaj można znaleźć jakieś podobieństwa! A Ty wiesz, że ja tego filtra nawet nie zauważyłam? Tzn. kolorystyka na pewno była cieplejsza, ale może po prostu zbyt dawno temu oglądałam ten odcinek. A był świetny. A co do „autobiograficznego” przytyku — myślę, że nie ma się co doszukiwać (ale można i dobre to jest!), Peter po prostu groził, że dołoży jej pracy i będzie musiała go „znosić” także w redakcji.

      Ślad po pierścionku? Chyba tylko we wspomnieniach, inaczej musiałby to być bardzo ciasny pierścionek. ;)

      Szansa od Jelar to żadna szansa. Naczelna, jako osoba bardzo racjonalna, widzi w albumie Prevców zysk. Umie (bo nie musi) oddzielać sprawy osobiste od zawodowych i tego samego oczekuje od Mili. Ma świadomość, że po czterech latach związku i narzeczeństwie to może być trudne, więc trochę zmiękła, ale nie należy się w niej doszukiwać „cichej swatki”. Ale masz rację, Peter wiedział wcześniej niż Mila, bo to jego agent zaproponował, żeby podtrzymać współpracę z wydawnictwem Jelar.

      Bo to JEST sytuacja zaraz po zakończeniu „Autobiografii”. Myślałam, że to oczywiste i znowu się pomyliłam. Elin wcześniej o tym nie pomyślała, bo działała pod wpływem impulsu, a w takich momentach racjonalizm często idzie w odstawkę.

      Peter w garniturze — a Ty myślisz, że dlaczego on się tak często odstawia do tej redakcji, co? :P
      Z zagranicą — nic nie zdradzę. Nie chcę spoilerować.

      Nie będę się dzielić tajemnicą rozstania dopiero w ostatniej części, nie jestem sadystką. Poza tym — nie można niczego przeciągać w nieskończoność. A zwłaszcza takich fundamentalnych kwestii.

      „Impas” jest tu słowem kluczowym, a też i moim ulubionym. A Ala to mądra kobieta.

      Za nic Cię nie zabiję. Kocham te Twoje przemyślenia i interpretacje i bardzo Ci dziękuję za cały komentarz! Kochany i pełen refleksji jak zawsze. :) Ty też tam pisz dalej „Odchodzę” — ale mi go więcej nie spoileruj! I, co najważniejsze — UCZ SIĘ ANATOMII!

      Luv ya. :ʼ)

      Usuń
  5. Obiecałam. Nadrobiłam. Jestem.
    I znowu się zakochałam, cholerka. Bo nie sposób się nie zakochać w Twojej twórczości, która jest pod każdym względem idealna.
    Zacznę od tego, że osobiście nie lubię Petera. Podziwiam jako sportowca, ale nie lubię, bo przecież mam do tego prawo, tak? Dlatego też szerokim łukiem omijałam prawie wszystkie opowiadania, gdzie on był głównym bohaterem.
    A tutaj... polubiłam go, wręcz mu nawet współczuję, bo tyle się "starał", kochał ją (znaczy nadal kocha), a tu takie coś. Najgorszemu wrogowi tego nie życzę.
    Ach, sama nie wiem. Mila powinna chcieć odbudować jakoś tę relację, aczkolwiek póki co się na to nie zanosi. Bo nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki i takie tam. Niemniej sądzę, że skoro Peterowi zależy, to powinna się chociaż postarać naprawić to, co zepsuła. Bo to chyba ona była główną sprawczynią rozstania.
    I tak, miałam nadzieję, że osobiście będzie zajmowała się tym nieszczęsnym albumem rodzinnym, a nie jakaś niska brunetka, która pewnie będzie próbowała zarywać do Peterka.
    I teraz tak: znając męską logikę, Prevc może chcieć zagrać na uczuciach Mili tak samo, jak ona na jego (choć nieświadomie). Przecież na miejscu szlag jasny by Milę trafił, gdyby on trochę poczarował tę swoją nową redaktorkę.
    Ale nie, to nie ma sensu. Przecież to są dorośli ludzie, którzy w końcu pójdą po rozum do głowy (przynajmniej mam taką nadzieję). Niemniej z drugiej strony nie ukrywam mojej skłonności do smutnych zakończeń, dlatego może, może...
    Ach, i czekam na kolejny rozdział, który będę tym razem czytać na balkonie, pod rozgwieżdżonym niebem, z kubkiem gorącej czekolady w dłoni. Bo ta historia idealnie pasuje do właśnie takiej atmosfery.
    Buziaki, Słońce i dużo weny życzę! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że jesteś. :)
      A tym bardziej się cieszę, że przyszłaś tu, mimo że za Peterem Prevcem nie przepadasz. Oczywiście, że Ci wolno go nie lubić — nikt nie powiedział, że to jakaś konieczność — darzyć wszystkich sympatią. Z tego samego powodu ja nigdy nie napiszę niczego o kadrze Austrii i Niemiec, bo lubię z niej tylko wybrane osoby. I też mi wolno.
      Co do mojej twórczości — byłabym daleka od stwierdzenia, że jest idealna. Widzę swoje ogromne niedociągnięcia i czuję w kościach, że krytycy by mnie zżarli żywcem, niemniej bardzo mi schlebia, że Ty uważasz inaczej i masz o niej tak dobre zdanie. Bardzo dziękuję. :ʼ)
      Myślę, że scenariusz z graniem na zazdrości naprawdę byłby dość dziecinny, ale dla dobra ogółu powiem tylko tyle, że niczego nie zdradzę. Bo potem mniej chętnie się wszystko czyta, prawda?
      „Ach, i czekam na kolejny rozdział, który będę tym razem czytać na balkonie, pod rozgwieżdżonym niebem, z kubkiem gorącej czekolady w dłoni. Bo ta historia idealnie pasuje do właśnie takiej atmosfery.” — Jak już wspomniałam na Twitterze, absolutnie mnie tym kupiłaś. I polecam, PODWÓJNIE polecam takie czytanie. Dlaczego? Tego dowiesz się, jak już się pojawi trzecia część. :D

      Baaaardzo dziękuję za komentarz raz jeszcze. <3

      Usuń
  6. Ech… Ciężko mi cokolwiek napisać, po przeczytaniu tej części (na którą w końcu się doczekałam, za co chwała Ci ogromna!) sama już nie wiem, czy ja lubię tę Milę czy jednak jej nie lubię. Bo tu niby słodyczy w związku nie ma końca, teraz cierpi, a z drugiej strony nie chce w żaden sposób rozwiązać tej sytuacji, ba, pcha się w nowy ‘związek’, którego sama nie traktuje chyba do końca tak, jakby związkiem miał być naprawdę. Bardzo czekam na wyjaśnienie tego, co się takiego stało, że odrzuciła oświadczyny, myślę, że będzie mnie to gnębiło dopóki nie przeczytam w końcu :D Może wtedy bardziej zrozumiem jej punkt patrzenia teraz na tę sprawę, bo na razie jej zachowanie nieco mnie dziwi. Ona, perfekcjonistka w każdym calu woli niedopowiedziane sytuacje, ucieczkę od problemu i zamartwianie się, niż wyjaśnienia? I co też mogło przerwać tę sielankę, jaką wspólnie tworzyli, bardzo dużo pytań, na których odpowiedzi póki co można się tylko domyślać, czyżby chodziło o pracę? Bo jeżeli to to jednorazowe pytanie Jelar stało się przyczyną klęski TAKIEGO związku to ja nie wiem co ta Mila, niepoważna jest czy jak, w końcu sama przyznaje przed sobą, że są ważniejsze rzeczy niż praca. Skomplikowana z niej kobieta (no dobra, szczerze to która kobieta skomplikowana nie jest, ale ona to już w ogóle). Ciekawa też jestem bardzo tego, w jaki sposób odbiera to wszystko Peter, czy czuje tak samo jak Mila, że to ona zawaliła, czy szuka w sobie jakiegoś błędu, ciężko stwierdzić, bo z jednej strony wydaje się osobą, która twardo stąpa po ziemi i potrafi ocenić sytuację ‘na sucho’, ale z drugiej… no przecież to jego ukochana! Szkoda wielka, że ostatecznie zobaczył pozorne (przynajmniej tak mi się wydaje) szczęście Mili z innym, bo w takim wypadku odnoszę wrażenie, że jest zbyt honorowym facetem, żeby teraz (w jego mniemaniu zapewne) walczyć o nią kosztem ich ‘związku’. Obym się myliła i oby sytuacja nie okazała się nie do odratowania.
    Jak dla mnie to żadne wypadnięcie z rytmu, czyta się niezmiennie przyjemnie, budowana atmosfera przyprawia o dreszcze tak, że zaciskam tylko kciuki na poduszce i sama się gubię w milionie myśli, co przyniesie przyszłość! Pozdrawiam i jak zawsze życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za cudny komentarz! Skomplikowana baba z tej Mili, ale wszystko ma swoje ręce i nogi (przynajmniej taką mam nadzieję), więc nic nie pozostanie niewyjaśnione. Jeśli niczego nie przeoczyłam, rzecz jasna.
      Być może będzie okazja przekonać się o tym jeszcze dziś. ;)
      Co do Petera - oczywiście, że jest zbyt dojrzałym facetem, żeby się z kimkolwiek "bić" o kobietę. Kto jak kto, ale on to jest człowiek z klasą.
      Baaaaardzo dziękuję za pokrzepiające słowa! 💕

      Usuń
  7. Wiedziałam, że czytanie rozdziału przed samym snem to beznadziejny pomysł. Bo w taki właśnie sposób Precle czekają na mój komentarz już kilka dni, a ja nie mogę się do niego zabrać. Naprawdę, jak człowiek nie zrobi czegoś od razu to każdy kolejny dzień utrudnia mu tylko wypełnienie postanowionego sobie celu. Dlaczego więc przeczytałam Precle przed snem chociaż obiecałam sobie tego nie robić? Odpowiedź jest prosta. Radość, którą poczułam po zobaczeniu nowej części i ciekawość, co też tam dla nas przygotowałaś zagłuszyły głos rozsądku i sprawiły, że oto jestem… z trzy/czterodniową obsuwą (założenia są takie, że skończę pisać ten komentarz jeszcze dzisiaj tj. w środę, ale z tym nigdy nic nie wiadomo).
    W ramach lepszego wczucia się w klimat komentarza zrobiłam coś, co nie zdarza mi się często (shame on me), a więc załączyłam sobie dobraną do rozdziału muzykę. Skończyło się wyciem piosenki w niebo głosy i pełną politowania miną mojego taty, który w międzyczasie wrócił z pracy. Cóż, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz xD
    Na pierwszy ogień: Kto to do cholery jest Luka?! Ale na spokojnie… Najgorsze jest chyba to, że gościa polubię. Nieważne jak bardzo wielbię twojego Petera i jak bardzo team Prevc jestem w każdym czytanym przeze mnie opowiadaniu, po prostu czuję to w kościach, że Luka jest tym typem bohatera, do których mam ogromną słabość. Jestem niemalże w 100 % przekonana, że to przyzwoity facet skrzywdzony przez los/kobietę, któremu wszyscy ostatecznie będziemy współczuć i którego nie będzie dało się nie lubić. W dodatku myślę, że on i Peter mogą mieć ze sobą więcej wspólnego niż ktokolwiek by się spodziewał, a w innych okolicznościach może nawet nieźle by się dogadywali. Ale kto wie? Może jeszcze zaserwujesz nam jakąś interesującą i sympatyczną scenkę z nimi w rolach głównych. Chociaż na daną chwilę prędzej spodziewałabym się, że Prevc ma ochotę zrobić Luce jesień średniowiecza nie zważając na to, że on i Mila to już niestety przeszłość. (Zmurszały most zmurszałym mostem, ale dopóki się nie zerwie wierzę, że Mila i Peter mają szansę na coś więcej niż wspólną przeszłość).
    Muszę przyznać, że wejścia w retrospekcję masz bardzo klimatyczne. Sceny przechodzą jedną w drugą bardzo płynnie i od razu da się poczuć, że stanowią one całość. Chwała Ci za to. Wiem, że już to pisałam poprzednio, ale kocham retrospekcje całym moim serduszkiem. Pomimo dość smutnej aury tej części (w sensie Polaroidu) dodają one jej ciepła i wywołują uśmiech na twarzy. Wydawałoby się, że nie ma za bardzo z czego śmiać się w tym momencie historii Petera i Mili, a jednak uwaga o machaniu kończynami podczas lotu i pytanie o Kamila sprawiły, że parsknęłam szczerym śmiechem. Odnoszę wrażenie, że tak jak docinków, tak samo poczucia humoru w związku naszych bohaterów nie brakowało (nie ważne na jak sztywną starała się pozować Mila, ja i tak uważam, że poczucie humoru to ona ma i to jeszcze takie, że niejeden mógłby jej pozazdrościć specyfiki żartów).
    Opis nieszczęść Słoweńców podczas Igrzysk brzmi znajomo… aż mi się nie chce wierzyć, że to nie kadrze Polski na takie numery się zebrało. Nawet zdominowaliśmy konkurencję drużynową. Cuda niewidy się u Ciebie dzieją w tej Korei. Nie pozostaje nic, tylko życzyć sobie, żeby naprawdę się tak losy naszej kadry potoczyły. Złoto w konkurencji drużynowej…brzmi jak marzenie. Nie, jednak nie mogę sobie tego wyobrazić xD (Mam przed oczami Stękałę odbierającego złoty medal i to trochę za dużo dla mojego mózgu).
    Rozmowy między Milą i Peterem pokazują, że dobrze im się układa w każdym aspekcie związku. Kto by podejrzewał, że z Prevca taki bezwstydny i niewyżyty człowiek?! Hańba ci Moris.
    A ja Jelar lubię :D Nie wiem dlaczego, nie wiem jak do tego doszło, ale ją lubię. Bez wątpienia jej postacią ciekawą i barwną. Nie można jej jednoznacznie określić ani podpiąć pod jakąś kategorię. Nie można też do końca zdefiniować kierujących nią motywacji. Bo pomimo bycia zaprogramowaną głównie na sukces swojej redakcji, nie mogę się pozbyć wrażenia, że gdzieś w głębi serce znajduje szczyptę sympatii dla Mili i Petera, i kibicuje ich związkowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domen jak zwykle króluje w swoich scenach. Odnoszę wrażenie, że bez niego życie Prevców byłoby o wiele nudniejsze. Spokojniejsze też na pewno, ale kto stawia wyżej w swojej hierarchii spokój niż (nie)przyjemność posiadania za brata Domena?! „POWIEM RODZICOM, GBURZE” aka najdojrzalsze zdanie w wykonaniu demonicznego młodszego braciszka XDD Rodzinka Prevców wydaje się być normalną, szczęśliwą, w której zdarzają się spięcia i kłótnie, ale której członkowie czuję się ze sobą na tyle dobrze, żeby zdawać sobie sprawę, że na nic innego by jej nie wymienili. Tak samo jak w wypadku Petera wydaje mi się, że twoja wizja Prevców jest w mniejszym lub większym stopniu odpowiednikiem tej prawdziwej. Patrząc na ich rodzinne zdjęcia, nie mam problemu, żeby wyobrazić sobie, że Julijana jest przede wszystkim ogromnym wparciem dla synów i niesamowicie otwartą, i życzliwą kobietą. Papa Prevc z kolei wygląda na bardziej zdystansowanego do świata i ludzi, może trochę mniej ufnego, ale nadal ciepłego człowieka będącego prawdziwą głową rodziny.
      „ Ale imponować wyglądem nigdy nie zaszkodzi.” – Peter imponujący wyglądem to dla mnie trochę za dużo. Ten człowiek w zwykłym kombinezonie narciarskim ma w sobie tyle uroku osobistego, że przekonał mnie do siebie pomimo początkowej niechęci. A w garniaku (i w tym właśnie momencie moją piękną wizję przerwało wspomnienie zdjęcia, jakie się wyświetla aktualnie przy jego skoku i wszelkie zachwyty diabli wzięli xD). W każdym razie Prevców w garniaku nigdy za wiele. Mila się pewnie ze mną zgodzi pomimo wewenętrznych oporów.
      Spotkanie Mili i Petera w redakcji spowodowało ból w moim sercu. To była chyba najbardziej emocjonalna chwila w tej części. Mam nadzieję, że jeszcze będzie nam dane dowiedzieć się, co chciał powiedzieć Prevc. Wierzę, że ta scena udowadnia, że ta dwójka jest w stanie jeszcze przezwyciężyć to, co się między nimi wydarzyło (cokolwiek to było) i zawalczyć o wspólną przyszłość. Ponieważ tak jak się spodziewałam kończę pisać ten komentarz w czwartek nie mam już siły na domysły, co to stało, że Mila i Peter nie widzieli się przez ostatnie półtora roku.
      Tak jak przedostatnia scena spowodowała ból w moim sercu, ale raczej ten przyjemny rodzaj bólu. Tak ostatnia scena złamała mi serce. Nie wiem, czy kiedykolwiek współczułam któremuś bohaterowi bardziej niż Peterowi w tamtej chwili.
      To już koniec z mojej strony. Mam nadzieję, że czytanie mojego komentarza nie przyprawi Cię o ból głowy, bo niestety najwyższych lotów to on nie jest. Długie przerwy pomiędzy kolejnymi częściami mi nie służą ( nic nie sugeruję xD). Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg historii Mili i Petera i wiedz, że zajmmują oni szczególne miejsce w moim sercu.
      Pozdrawiam,
      Adrawa

      Usuń
    2. Taaaak, jak się czegoś nie zrobi od razu, to potem się to wlecze... Mam tak z moją praca magisterską.
      Aaaa, to drugi raz, kiedy ktoś docenia mój soundtrack, W NASTĘPNEJ CZĘŚCI MUSISZ!!! odtworzyć! Cieszę się, że Ci ten cover Birdy wpadł w ucho. :>
      Cóż, mam przeczucie, że niewiele się pomyliłaś co do Luki i go nie tylko polubisz, ale i zyskasz do niego respekt.
      „Zmurszały most zmurszałym mostem, ale dopóki się nie zerwie wierzę, że Mila i Peter mają szansę na coś więcej niż wspólną przeszłość.” — Bardzo ładne zdanie, z którym ja się bardzo zgadzam! (Chociaż czy zgodę z czymś można stopniować?). Co zaś się tyczy Prevcowego stosunku do Luki, to raczej nie gniewy na nowego „chłopaka” Mili mu w głowie. Wydaje mi się, że to raczej nie w stylu dorosłego, kulturalnego faceta. Mylę się?
      A mi się właśnie wydawało, że to Ty pisałaś, że nie przepadasz za retrospekcjami. :D Cóż, może mi się z kimś innym pomyliłaś. Dumnam, że mi tak płynnie to wychodzi. Staram się, no nie powiem. I nie wolno wątpić w Elinowe poczucie humoru! Przecież w głębi duszy to całkiem ciepła i zabawna kobieta. Tylko że trzeba się dokopać, żeby te cechy w niej odnaleźć.
      Co do nieszczęść igrzyskowych — Słoweńcy mają to do siebie, że docelowe imprezy potrafią koncertowo partolić, a wracają do Pucharu Świata i nagle ich „kop” wraca. Pomyślałam więc, że nadal tej Korei rys realizmu, a potem wymyśliłam drużynowe złoto Polski i mój plan poszedł się... przespacerować. :P (Proszę Cię, nie katuj mnie Stękim ze złotym medalem, bo mi zaraz laptop z huśtawki spadnie. Tak, byczę się na podwórku, odpisując Ci na ten komentarz, MWHAHAHAHAAHA!).
      Oj, czy Jelar im kibicuje to nie wiem, ale na pewno zachowała się nieco ostrożniej, bo zdaje sobie sprawę, że rozstania bywają bolesne, no i nie jest znów taka gruboskórna, żeby wyłożyć bezlitośnie kawę na ławę.
      Jak tak opisałaś tych Prevców, to mi się na myśl nasunęło, że Peter to się chyba bardziej w tatę wdał. :)
      BORZE, PO CO MI PRZYPOMINAŁAŚ O TYM ZDJĘCIU, TERAZ TEGO NIE WYRZUCĘ Z GŁOWY XDDDDDDDD A Mila zgodziłaby się z tobą bez oporów. Rozstanie nie pozbawiło jej wzroku.
      Po jakimś czasie i tych wszystkich komentarzach i ja zaczęłam mu współczuć, ale nie wcześniej. Nie wiem dlaczego, chyba trochę inaczej spoglądam na tę historię. Z autorskiej strony pewne rzeczy trudniej dostrzec, chociaż powinno się je uwzględnić. Cóż, taka ze mnie marna autorka, niestety.
      Komentarz jest świetny, absolutnie o żaden ból głowy mnie nie przyprawił i wiedz, że wszystkie Twoje zajmują szczególne miejsce w moim sercu, jak moje Precle w Twoim. :)
      Dziękuję!

      Usuń