Żywe kadry
Strzepnąwszy
niewidoczny pyłek ze swojej grafitowej spódnicy, ruszyła przed
siebie.
Smukłe
nogi kroczyły jedna przed drugą. Stukot jej szpilek wypełniał
korytarz. Stojący w nim ludzie rozstępowali się na boki, usłużnie
witając się z szefową. A ona, nie drgnąwszy nawet jednym mięśniem
twarzy, odpowiadała im chłodno i władczo. W prawej dłoni ściskała
już klucz i skoro tylko dotarła do drzwi z grawerowanym napisem
REDAKTOR NACZELNY, włożyła je do zamka, który szczęknął,
a po chwili klamka ustąpiła.
Jej
biuro było przestronne, jasne, a jednocześnie pełne książek,
które stanowiły lwią część jej życia. Zdecydowana większość
z nich stanowiła publikacje wydane pod jej nadzorem, ale nie
zabrakło także słowników wszelkiej maści. Wolną przestrzeń
ścienną pokrywała nie tylko jasnozielona, pastelowa farba, ale i
różnego rodzaju certyfikaty, dyplomy i podziękowania za zasługi
dla rozwoju słoweńskiego rynku wydawniczego.
Ledwie
zdążyła odłożyć aktówkę na biurko, rozdzwonił się telefon.
Kontrahenci bez przerwy składali jej propozycje wydania
najróżniejszych przejawów grafomanii, a ona, dzięki wieloletniemu
doświadczeniu, dyplomatycznie posyłała wszystkich delikwentów na
drzewo.
—
Powtarzam panu, że nie wydamy Śniadań z Szatanem, bo to nie
jest powieść, tylko literacki żart — powiedziała twardo, powoli
tracąc cierpliwość. — A my nie mamy w zwyczaju żartować z
gustu naszych czytelników.
Przed
nią jawiła się niezbyt przyjemna perspektywa nadgodzin w pracy.
Kiedy
tylko zdołała odesłać z kwitkiem namolnego autorzynę, wreszcie
opadła na fotel i odpaliła komputer. Po chwili spojrzała na
zdjęcie, jedno z pierwszych wspólnych, które stało między
drukarką a koszyczkiem na długopisy. Mimowolnie się uśmiechnęła
na ten widok, bo pamiętała tamten dzień.
Zaraz
po jej niespodziewanym przyjeździe do Kranjskiej Gory, została na
noc u Petera, a następnego ranka zadzwoniła do Jelar w sprawie
przyznania zaległego urlopu. Wcześniej samotność sprawiała, że
nie potrzebowała zajmować się czymś innym niż praca. Teraz
wreszcie mogła więc wykorzystać gromadzone latami dni wolne. Bo
wiedziała, że czas był tutaj szalenie cenną rzeczą.
Wybrali
się na jeden dzień do Mariboru, w którym słońce kąpało cały
Plac Zamkowy w swoich promieniach, w którym równie pięknie
prezentował się Plac Wolności, w którym stare,
dziewiętnastowieczne winnice same opowiadały historię Słowenii.
To zdjęcie zrobił im pewien uprzejmy turysta, Polak, pod najstarszą
na świecie winoroślą. Weszli też na wieżę Obrambni stolpi
i spacerowali brzegiem Drawy. Nie zapomnieli również wstąpić do
katedry św. Jana Chrzciciela, czy bazyliki św. Marii Matki
Litościwej, a potem, zmęczeni całodzienną wyprawą, zjedli
przepyszną szarlotkę w jednej z nadbrzeżnych kawiarni. Wtedy, w
Mariborze, Mila uświadomiła sobie, jak dawno nie była szczęśliwa
i ile radości sprawić może spacer za rękę z kimś, kto zrobi
wszystko, by uśmiech nie schodził jej z twarzy. Teraz, mimo upływu
czterech lat, zdjęcie to nadal wywoływało taką samą reakcję.
Zerknęła
na zegarek. Minął dobry kwadrans po ósmej, a na jej biurku nadal
nie było kawy. Z impetem wcisnęła guzik na swoim panelu
telefonicznym, a z głośnika rozległo się pytanie:
—
Tak, szefowo?
—
Karina, gdzie jest moja kawa?! Piętnaście minut temu miała już tu
stać! Czy ty się nigdy nie nauczysz?!
Wtedy
do jej podświadomości przebił się głos.
—
Mila, znowu fantazjujesz przez sen o pracy.
Elin
otworzyła oczy po raz pierwszy tego dnia i drugą rzeczą (zaraz po
suficie), którą zauważyła, był zakładający skarpetki obok, na
brzegu łóżka, Peter. Z rozczarowaniem zorientowała się, że
kolejny już raz zaśliniła pół poduszki, a przy tym i twarzy.
Naszło ją pytanie, co powodowało Peterem, że jeszcze nie zerwał
z takim niechlujem łóżkowym. Chociaż mówią, że bałaganiary są
dobre w tych sprawach.
—
Co mówiłam? — spytała, przecierając oczy, po czym szeroko
ziewnęła.
Mila
przyzwyczaiła się do wstawania skoro świt, razem ze swoim
partnerem. Kiedy on ścigał zające w pobliskim lesie, ona
przygotowywała im obojgu śniadanie mistrzów. Kto jak kto, ale
podwójny złoty medalista olimpijski z Pjong-Chang powinien zaczynać
dzień od posiłku dającego kopa.
—
Ach, nic takiego. Zdradzałaś znowu swoje plany zawładnięcia
światem. — Peter roześmiał się, zakładając termodynamiczną
koszulkę do biegania.
Mila
przyłączyła się do niego, obserwując, jak kompletuje resztę
swojej garderoby. Lubiła rozpoczynać poranki od takich widoków.
Była świadoma, że nigdy nie zobaczy u swojego mężczyzny
rozbudowanej klatki piersiowej ani imponujących bicepsów, ale Elin
nie była amatorką umięśnionej sylwetki. Nie to ją pociągało;
dla niej najbardziej atrakcyjne były ćwiczenia umysłowe i dobrze
rozwinięta muskulatura mózgu, a o to u Prevca nie musiała się
bać. Nieco większe obawy aspekt ten budził u Domena.
Westchnęła
na samo jego wspomnienie.
—
Co się dzieje? — spytał Peter, zapinając nerkę wokół bioder.
—
Nic, pomyślałam tylko o twoim najmłodszym braciszku.
—
Dlaczego?
Mila
wzruszyła ramionami.
—
To chyba ta bluzka do biegania — odparła. — Domen pożyczył ją
od ciebie w Planicy, pamiętasz?
Peter
roześmiał się w głos.
—
Ty też nie możesz wyrzucić z głowy tego widoku, jak otoczony
wianuszkiem fanek rozdawał autografy?
—
Taa, i jak każdą z nich obmacywał po tyłku. — Tym razem
obydwoje się roześmiali. — A im to najwyraźniej nie
przeszkadzało.
Peter
pokręcił w rozbawieniu głową, włączając empetrójkę.
—
Jak to jest możliwe — ciągnęła dalej Elin — że ty i Cene
jesteście jak najłagodniejsze owieczki w rodzinie, a ten gamoń to
taki szatański pomiot?
Prevc
znowu się roześmiał, zawieszając sobie słuchawki na szyi. On też
polubił te wczesne, acz zdecydowanie przyjemne poranki z kobietą, o
której istnieniu nawet nie marzył jeszcze cztery lata temu, kiedy
przekraczał próg wydawnictwa Mariki Jelar.
—
Cóż, ja i Ema mamy teorię, że został podmieniony w szpitalu —
odparł. — Mama zawsze się na nią oburza, ale my wiemy swoje.
Podszedł
do łóżka i nachylił się nad nią, całując ją w czoło. Nie
spieszył się przy tym. Spojrzał jej w oczy, po czym odezwał się
cichym głosem:
—
Do zobaczenia na śniadaniu.
Mila
uśmiechnęła się łobuzersko.
—
Uważaj, bo śniadania może dziś zabraknąć... Tak jak moich
ubrań.
Roześmiali
się oboje, potem Peter wyszedł, zostawiając Milę samą w
sypialni. Elin skwitowała jego wyjście głębokim westchnieniem.
Uśmiechnięcie się na myśl o kolejnym leniwym dniu ze swoim
ukochanym nie sprawiło jej wielkich problemów. Po kilku minutach
wygramoliła się z łóżka, które pieczołowicie zaścieliła, a
po tym przeszła do kuchni.
I to
było ostatnie szczęśliwe wspomnienie z Peterem, jakie Mila miała.
Każde następne przepajało ją bólem.
* * *
Każdego
dnia o piątej rano zakładał jeden ze swoich joggingowych
kompletów, zabierał ulubioną muzykę i wyruszał w długą trasę
między leśnymi ścieżkami. Ignorował przy tym kłótnię swoich
młodszych braci, do których po upływie kilku minut dołączały
siostry. Nie zamieniwszy z nikim ani słowa, wybiegał z domu,
przedłużając tym samym zanurzenie we własnym świecie
wewnętrznym.
Świecie,
który od półtora roku malował się raczej w ciemnych barwach.
Dawniej
w czasie biegu rozmyślał nad nadchodzącymi konkursami lub minionym
weekendem, wspominał stare, dobre czasy, kiedy w kadrze był jeszcze
Sinkovec, a Kranjec wiedział, co zrobić ze swoją karierą. Od
osiemnastu miesięcy miał przed oczami tylko jedną osobę i
wszystkie zdarzenia z nią związane: nieważne, czy dobre czy złe.
Przetrwali wiele burz, a powalił ich zaledwie zefirek, morska bryza.
Sądził, że teraz już ich nic nie złamie, nie zerwie ich
złączonych rąk. I nie mógł się bardziej pomylić.
Cały
swój smutek, a potem i gniew, przekuwał w treningi. Był jeszcze
bardziej milczący niż dotychczas, ale to nie tak, że nic nie
mówił. W myślach bez przerwy jej wszystko opowiadał, jak dawniej,
jak to robił przez cztery lata. Nie chciał się z nikim innym
dzielić tymi przemyśleniami; mimo że koledzy z kadry wychodzili ze
skóry, żeby mu pomóc, on wszystkich odpychał, trzymał na
nieprzekraczalny dystans. I wcale nie zamierzał go zmniejszać.
Otworzenie się teraz, po upływie takiego czasu, kosztowałoby go
zbyt wiele, a przecież sezon stanął już na półmetku. Miał
zaplanowane pewne cele i nie zamierzał ich odpuszczać. Odkrycie
choć rąbka duszy mogłoby przewrócić budowane skrupulatnie
domino. Chwiejne, ale starannie ułożone.
Tak
po prostu było lepiej. Zresztą on nie był jakiś zniewieściały,
żeby się komuś zwierzać.
Prychnął
sam do siebie. Teraz zamierzasz zostać męskim szowinistą,
Prevc? — przeszło mu przez myśl. Doskonale bowiem wiedział,
że rozmowy potrafią być oczyszczające.
Wtedy,
po jednodniowej wycieczce do Mariboru, Peter nasłuchał się
naprawdę niewybrednych epitetów pod swoim adresem od trenera
Janusa. Przyjął je z pokorą, chociaż nie można powiedzieć, że
wziął je sobie głęboko do serca. Podejrzliwi koledzy od razu
zwietrzyli spisek i nie uwierzyli w marną wymówkę lidera kadry —
niepoparte zwolnieniem lekarskim zatrucie pokarmowe.
—
Dobra, teraz bez lania wody — odezwał się z pewnym swego
uśmieszkiem Kranjec. — Gdzieś się szlajał?
—
Mówiłem przecież, zatrułem się — wymamrotał, zapinając w
szatni buty skokowe.
Domen
prychnął pogardliwie, czym zapracował sobie na piorunujące
spojrzenie od swojego najstarszego brata. Zresztą wszystkie
pozostałe oczy również na niego spojrzały, co, jak można się
spodziewać, nie przypadło Peterowi do gustu.
—
Peter jest od dwóch dni ZAJĘTY — zadrwił najmłodszy z Prevców,
męcząc się z zamkiem kombinezonu.
W
szatni rozległo się podekscytowane wycie.
—
Kimże jest ta szczęśliwa wybranka? — szczerzył się jak dureń
Semenič.
Domen
ponownie prychnął.
—
Chyba nieszczęśnica.
W
odpowiedzi oberwał goglami w głowę od niemało już poirytowanego
Petera. Nie zbiło to jednak młodszego Prevca z pantałyku.
—
To ta dziunia z redakcji! — wykrzyknął, po czym czmychnął lotem
błyskawicy z szatni na skocznię, umykając przed niechybnym gniewem
brata.
Peter
rzeczywiście zerwał się na równe nogi z nietęgą miną,
wysłuchując głupawych komentarzy kolegów z kadry. I nie była to
przyjemna audiencja.
—
Koniecznie musisz nas przedstawić — wydurniał się dalej Lanišek.
—
Macie rację. Zacznę od Kranjca, żeby od razu wiedziała, kto jej
zaszedł za skórę zaraz na początku — warknął Peter,
ewidentnie nie w humorze do głupich żartów. — A poza tym, to nie
żadna dziunia, tylko Mila. I dobrze wam radzę, lepiej to
sobie trwale zakodujcie. — Po tych słowach wyszedł z szatni,
trzaskając drzwiami, ale nieugięci koledzy wysypali się z niej
zaraz za nim.
—
Opowiedz nam chociaż, jak to się stało, że w końcu zgodziła się
ci dać! — zakrzyknął Lanišek, wciąż jeszcze daleko za jego
plecami. Odpowiedział mu rechot kolegów.
Peter
zatrzymał się raptownie i odwrócił na pięcie, czekając, aż
grupka go dogoni. Kiedy to wreszcie nadeszło, Anže szczęśliwie
stał na przedzie. Szczęśliwie, ale zdecydowanie nie dla Laniška,
który pięć sekund później trzymał się za krwawiący nos. Nos,
który chrupnął bardzo głośno w momencie uderzenia.
—
Czy wyście powariowali?! — warczał furiacko czerwony na twarzy
Goran Janus, zdążając w kierunku spóźnionej już na trening
grupy swoich podopiecznych. — Nie macie nic lepszego do roboty,
tylko się okładać pięściami przed wejściem na skocznię?! Macie
po czternaście lat, żebym was musiał upominać?! Który to taki
odważny?!
I w
ten sposób zaczęło się męczące przesłuchanie ze strony
trenera. Nie było zbyt skuteczne, Janus bowiem nie otrzymał
odpowiedzi — wszyscy milczeli jak zaklęci. Peter, bo świadom był
nadchodzącej kary, Anže, bo wiedział, że przesadził. Reszcie nie
uśmiechało się zostać kapusiem ani niczyim wrogiem, więc
zwyczajnie nie angażowali się w cały konflikt. Sprawa rozeszła
się po kościach — forma Laniška nie zapowiadała jego rychłego
powrotu na skocznię tak czy inaczej, więc przymusowy odpoczynek nie
zrobił mu większej różnicy.
Początek
nie należał więc do najłatwiejszych, ale Prevc osiągnął swoje,
bo kiedy Mila przyjechała, by odebrać jego i braci z treningu,
koledzy wykazali się wysoką kulturą osobistą, dzięki czemu
oszczędził zdartą już wystarczająco skórę prawej dłoni.
Spytany przez Milę o uraz, Lanišek odpowiedział, że miał
niegroźny wypadek podczas lądowania.
To
nie tak, że Peter nie miał poczucia humoru — honor nie pozwalał
mu dać obrażać wybranki swojego serca. Dzięki temu na pewno
umocnił swoją pozycję w kadrowym stadzie i zyskał jeszcze większy
respekt. Zwłaszcza że później nie usłyszał już ani jednego
obelżywego słowa na temat swojej dziewczyny.
Po
pięciu i pół roku wspominał ten moment z uśmiechem, zaczynając
dochodzić do wniosku, że użycie siły argumentu, a nie argumentu
siły, byłoby o wiele lepszym rozwiązaniem. Jednak, jak to mówią,
nie ma tego złego...
Pytanie
tylko, czy mają rację? Peter z każdym dniem coraz dobitniej
przekonywał się o tym, że być może przysłowia ludowe nie zawsze
przekazują prawdę. Od półtora roku nie wierzył już w żadne
mądre cytaty, nie czuł do nich sentymentu. Wróciła jego wiara
wyłącznie w to, co naoczne — w jego możliwości sportowe. To im
na powrót oddał całe swoje serce, bez reszty.
Stojąc
w gorących strugach wody z prysznica, starał się oczyścić
zaśmieconą przez bieganie głowę. Zwykle to pomagało — na kilka
godzin, ulga była jednak niewysłowiona. Nie tym razem. Wiedział
już, że jego codzienne, nieustanne pytania wreszcie otrzymają
odpowiedź. Ciekawskie żądze zostaną zaspokojone.
Choć
powinien się cieszyć, na samą myśl drżał. Wiedział wszak, jak
rozczarowująca potrafi być rzeczywistość, jak ogłupiały
substancjami mózg chytrze deformuje ją, dopełniając pragnienia
serca.
Obiecywał
sobie niezłomność, ale świadom był tego, że w każdym momencie
może błagalnie klęknąć. I tylko niepokojąca, a jednocześnie
pocieszająca myśl, że do niczego nie dojdzie, pozwalała mu
trzymać swoje emocje na wodzy.
Taka sytuacja.
(Może się wydawać, że
podkład nie pasuje do wydarzeń, zwłaszcza do retrospektywy, ale
piosenka odnosi się raczej do aktualnej sytuacji Mili i Petera).
Ach Precle, Precle jak dobrze was znowu widzieć… :D Moja pierwsza myśl, Mila nic się przez te cztery lata nie zmieniłaś XD Swoją drogą niezły przeskok czasowy. Dałaś im na szczęście trochę czasu, żeby się sobą nacieszyli, zanim znowu zdecydowałaś się namieszać ponownie w ich życiu. Według mnie wytrzymali naprawdę kawał czasu bez większej dramy… chociaż kto cię tam wie, może się okaże, że większe dramy były, a po prostu ta była tą decydującą.
OdpowiedzUsuńCo do pierwszego fragmentu to przez chwilę wierzyłam, że to się dzieje naprawdę, ale potem stwierdziłam, że brakowałoby mi wtedy Jelar na stanowisku Redaktor Naczelnej i, że raczej to jakiś wyjątkowo realistyczny sen Mili. I proszę, nie pomyliłam się. :D Przy okazji pojawiło się wspomnienie ukazujące nam, co działo się bezpośrednio po zakończeniu „Autobiografii”. Podoba mi się to. Taka sielanka, zanim wrzucisz nas w kolejny wir wydarzeń.
Dlaczego nie dziwi mnie, że zdjęcie zrobił im Polak? Uwielbiam, jak nasi rodacy znajdują sobie jakąś rolę w opowiadaniu, nawet najmniejszą.
Nie wiem dlaczego, ale zawsze gdy ktoś pisze o zaślinionej poduszce przypomina mi się Percy Jackson. Chyba mam obsesję na punkcie twórczości Ricka Riordana równą Harry’emu Potterowi. A tekst o zawładnięciu światem skojarzył mi z tą bajką Pinky i Mózg. Pinky: Móżdżku, co będziemy robić dziś w nocy? Mózg: Dokładnie to samo co robimy każdej Pinky, opanowywać świat! Uwielbiałam tę bajkę jako dziecko <3
Powiadasz, że Peter został podwójnym mistrzem olimpijskim w Korei? Nie mam nic przeciwko, nawet mnie to cieszy. No chyba, że któryś z naszych nielotów (to żadne nawiązanie do twojej twórczości, to określenie weszło nam z tatą w krew, gdy Małysz skończył karierę, a może nawet wcześniej xd) zdecyduje się pokrzyżować mu plany. Ale gdy mam wybierać Prevc, czy ktokolwiek inny, kto nie jest Polakiem, to zawsze wybiorę Prevca. Peter podbił moje serce na dobre w momencie, w którym Kamil zdobył dwa złota w Soczi. Wtedy pozbyłam się resztek mojej niechęci do niego. Zawsze istniała obawa, że może Słoweniec może zepsuć Polakom piękne plany zawładnięcia skocznym światem w roku 2014. Dlatego też nigdy nie przekonałam się do Ammana pomimo, że wydaje się być mega sympatyczny. On zalazł mi za skórę o 4 razy za dużo. Ale chyba odchodzę od tematu xD
Każda wzmianka o Cene, czy Domenie dodaje temu partowi (tak na marginesie ile planujesz części?) +1874657335673 do atrakcyjności, mówię ci. I w dodatku dostajemy Domena w najbardziej demonicznym wydaniu xD Sądząc po niektórym jego wywiadach, chłopak rzeczywiście jest zdolny, żeby obmacywać swoje fanki xD Ale skoro one nie protestują… Niech sobie poużywa póki młody i nieustatkowany xD Nie wierzę w to co napisałam, przecież ja nie pochwalam takich rzeczy! A Cene to Cene. Wydaje mi się, że to on z dwójki młodszych braci bardziej przypomina Petera, co teorię o podmienieniu Domena czyni nie do końca nieprawdopodobną. Chociaż ich wizualne podobieństwo zupełnie ją obala xD
Ale jak to, to ostatnie szczęśliwe wspomnienie?! Mam nadzieję, że ty zaserwujesz nam ich trochę więcej. Uwielbiam retrospekcje. Tylko w odpowiedniej dawce, co za dużo to niezdrowo.
A jednak zefirek, a nie burza. Pozostawię to na razie bez komentarza. Poczekam, aż dasz nam coś więcej do ewentualnych domysłów.
UsuńPo raz kolejny się zadaję sobie pytanie dlaczego. Dlaczego mnie nie dziwi, że Peter wszystko schował gdzieś głęboko i z nikim się nie podzielił targającymi nim uczuciami? Chyba po prostu za dobrze rozumiem stworzonego przez Ciebie Petera i za bardzo się z nim utożsamiam. Z dwójki twoich głównych bohaterów to jego zawsz rozumiałam lepiej, ale jak na kobietę to mam czasami ogromne problemy ze zrozumieniem innych kobiet. Co zrobić, takie życie xD
Zniewieściały XDDD Boże, jakie to określenie jest zabawne i jednak w zupełności nie pasujące do Petera. Jedno z moich ulubionych słów w języku polskim. Podoba mi się jego brzmienie i bardzo, ale to bardzo mnie bawi. Zniewieściały Peter, no nie mogę xD
Detektyw Kranjec na tropie. Na szczęście całą tajemnicę wyjawił mu Domen, bo pewnie Robert do teraz by dochodził, kto stoi za tą jednodniową absencją Petera. Chłopki trochę przesadzili z reakcją… Ja rozumiem, że to faceci, ale trochę szacunku to by mogli okazać. Pierwsze spotkanie Mili z Robertem, po wyjawieniu, że to on był tym idiotą od smsa (ja bardzo lubię Kranjca jakby co, zarówno tego autentycznego, jak i twojego) to musiało być coś. Mam nadzieję, ze kiedyś to opiszesz. I nie mam nic przeciwko, żeby Miał potraktowała go brutalnie xD
Lanisek, ty tępa dzido, gorszego komentarza chyba nie mogłeś rzucić. Dobrze, że skończyło się tylko na złamanym nosie. Ale zasłużył na to. Nie zapowiadało się na jego powrót do formy xD Ten wredny przytyk zdecydowanie zrobił mi dzień. Chyba nie jestem do końca miłą osobą xD Podoba mi się ta solidarność u Słoweńców. I czerwona twarz Gorana Janusa. Mam ten widok przed oczami :D
I na koniec przeskok czasowy robi nam się jeszcze większy. Pięć i pól roku…Panie Prevc, pan nam tu 30 dobiega. A Domen nie jest już tym nieogarniętym szesnastolatkiem. Czy Cene nadal wygląda u Ciebie na 14? xDD (przepraszam, nie mogłam się powstrzymać)
Kocham to powiedzenie o użyciu siły argumentu, a nie argumentu siły. Jest takie prawdziwe i zawsze do mnie trafia. Zawsze. Szkoda tylko, że towarzyszą przy nim Peterowi takie smutne przemyślenia.
Końcówka bardzo mocna. Taka tajemnicza i intrygująca, aż się chce czyta już dalej. Podsumowując, stęskniłam się niesamowicie za twoimi Preclami pomimo, że obiektywnie patrząc nie minęło dużo czasu od „Autobiografii”. Ale ja nie patrzę obiektywnie xD
PS Dawid Podsiadło <3 Ogólnie z reguły nie komentuję doboru piosenek. Po prostu, gdy coś czytam to wyłączam się na cały świat i żaden dźwięk mnie nie dochodzi, więc nie jestem w stanie ocenić, jak bardzo dana muzyka pasuje do tekstu. No chyba, że później dobór treści piosenki do rozdziału. Ponadto uważam, że to akurat jest aspekt, który największą radość sprawia autorowi. Mi się to chyba zawsze najbardziej podobało w pisaniu… że można dobrać własna piosenkę, według własnego mniemania i zachwycać się swoim geniuszem xD Chociaż, gdy jako czytelnik znajdywałam coś, co mi wyjątkowo pasowało do czegoś, co kiedyś czytałam też czułam ogromną satysfakcję. No w każdym razie… Podsiadło. Jako, że byłam niedawno na jego koncercie (drugi raz w życiu <3) to nadal jestem na etapie zachwycania się jego twórczością. A No należy do moich ulubionych utworów. Part II także. Pamiętam jak kupowałam jego pierwszą płytę x3, bo jeszcze dla moich 2 przyjaciółek, a ekspedientka miała ze mnie niezłą bekę xD Uważam, że idealnie dobrałaś utwór do tekstu i teraz właśnie zachwycam twoim geniuszem.
PS2 To najdłuższy komentarz w moim wykonaniu w ciągu całego mojego (od kilku dni niestety już) dwudziestoletniego życia. Niech będzie to wyznacznikiem mojej sympatii do pana Prevca i twoich Precli. (Nie)cierpliwie czekam na ciąg dalszy.
KOBIETO, ROZJAŚNIŁAŚ MÓJ FATALNY DZIEŃ! 💕 Niech Ci za to będzie cześć wieczna i chwała! 💕
UsuńSkok czasowy rzeczywiście duży, ale uznałam, że oboje zasługują na dłuuugie i prawdziwe szczęście. Bardzo nie lubię tekstów, w których bohaterowie są raczej trzy miesiące, po czym dostają kłody pod nogi. Niee, myślę o swoich bohaterach w kategoriach ludzi dorosłych (słusznie, jak mniemam), więc zakładam, że są w stanie stworzyć długi, dojrzały związek. I oto stworzyli. :)
"Pinky i Mózg"! :D Nie lubiłam tej bajki, bo Pinky był dobry dla Mózga, ale nie odwrotnie... :< Ale piosenkę z czołówki pamiętam do dziś! :D Hahaha, i podoba mi się, że Milę z nimi skojarzyłaś, świetne! :D
Przecież Mila go spotkała jeszcze Kranjca samego dnia, kiedy kadra się o nich dowiedziała, kulturalnie się zachowała, ale może wrzucę jakieś wspomnienie, w którym Mila zasadza mu kopa w krocze? :D
CZTERNASTOLETNIA TWARZ CENEGO PREVCA JEST NIEŚMIERTELNA. On będzie miał siedemdziesiąt lat i nadal będzie tak wyglądał. Amen. Rzekłem.
A Peter rzeczywiście już ma 28 lat, ale Mila wcale nie lepsza, 27 już ma na karku. ;) Mam nadzieję, że jeszcze nie raz Was wszystkich pozytywnie zaskoczę "Polaroidem"! :)
Co do części, planuję łącznie pięć. Mam nadzieję, że wystarczy, bo co za dużo, to niezdrowo. Niestety, retrospektywy tu będzie aż w nadmiarze, bo będzie mi potrzebna do zarysowania tła akcji w czasie teraźniejszym. ;)
POD-SIAD-ŁO! 💕 Marzę, żeby być na jego koncercie... I wolę "No Part II" od pierwszej części, bo ma chyba taki idealny klimat.
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ!
AAA...! PRECELKI, PRECELKI COME BACK!
OdpowiedzUsuńUlalala, czyżby Mila awansowała? Ale co się stało z Jelar, polubiłam ją nawet...
"Śniadanie Szatana" skojarzyło mi się z a) "Diabeł ubiera się u Prady" b) "Śniadanie mistrzów" c) "Mistrz i Małgorzata". Tylko błagam nie pytaj dlaczego takie zastawienie, bo nie mam fiołkowego pojęcia, o zielonym nie wspominając.
Jak tak sobie myślę, to Mila chyba mogłaby sobie roczne wakacje zrobić z tego nagromadzonego urlopu :P. Ale wydaje mi się, że chyba niestety tak to nie działa i po jakimś czasie ten zaległy urlop się kasuje :/
"Plac Wolności" kojarzy mi się jednoznacznie... z tramwajami i zatłoczonym przystankiem autobusowym :P.
"To zdjęcie zrobił im pewien uprzejmy turysta, Polak, pod najstarszą na świecie winoroślą" - <3 <3 <3. Ach te małe, polskie smaczki ;)
"Mila, znowu fantazjujesz przez sen o pracy" - wiesz, że mnie zaskoczyłaś...? Hah, to się dopiero nazywa incepcja! Ale nawet we śnie o pracy, myśli o Peterze, to jest takie urocze <3. I zdaje się, że stała się taką samą szefową jak Jelar - a przynajmniej w swoim śnie. Chyba współczuję Karinie, mimo iż nawet nie wiem czy rzeczywiście istnieje, czy tez jest wytworem sennej wyobraźni Mili.
*też zdarza mi się poślinić poduszkę, nie polecam :/*
"Chociaż mówią, że bałaganiary są dobre w tych sprawach" - ...powiadasz? :P
"[...]ona przygotowywała im obojgu śniadanie mistrzów" - no wiesz! Dlaczego czytasz mi w myślach (a w sumie to ja w Twoich, ale cii...!). Zaznaczam, że komentarz pisze na bieżąco, a nie jakieś tam oszukiwanie, czy coś!
"podwójny złoty medalista olimpijski z Pjong-Chang" - ej, ej, ej... ktoś tu się zagalopował chyba! No dobra, jednego medala Klimek mu odda, ale TYLKO JEDNEGO!
Aaaa...! wyczuwam Domeniątko-demoniątko? tak? TAK? Ahhh...! PrevcFamily <3. Nieładnie, Demon, nieładnie tak faneczki macać! A jakby któraś jednak zaprotestowała i spoliczkowała, huh? Za to Ema spiskująca z Peterem <3. Aczkolwiek, to raczej nietrafiony pomysł z tym adoptowaniem, bowiem oni są za bardzo do siebie podobni, a Peter i Domen najbardziej. Mimo to widzę oczami wyobraźni mamę Prevc ze ścierką upominająca Petera i Emę, którzy potem przybijają sobie piątkę za jej plecami, czego ona udaje że nie widzi. No miodzio po prostu! Uwielbiam sobie wyobrażać scenki rodzajowe z życia rodzinki Prevc, naprawdę! Są takie kolorowe, takie żywe, zwłaszcza w Twoim wykonaniu.
"Uważaj, bo śniadania może dziś zabraknąć... Tak jak moich ubrań" - hmm...^^
No to tu dopiero masz incepcję, nosz! Wspomnienie rozpoczynające się od snu z tego wspomnienia... czy Ty chcesz mi mózg połamać? Moje szare komórki już wyemigrowały na Majorkę i nie mają zamiaru wrócić przed wrześniem, więc muszę ograniczyć wysiłek umysłowy, bo jeszcze krew mi się puści z nosa, czy coś (w sumie to wyjaśnia, dlaczego ten komentarz jest taki bez sensu...).
O NIE, BĘDZIE DRAMA. DLACZEGO TY MI TO ROBISZ, CHARLIE?!?!?!
PETERZE PREVCU COŚ TY ZNOWU NAWYWIJAŁ?! *oh, Sinkovca uwzględniłaś. smutek :<* Nie, nie, nie! Nein, nope, non! Liberum veto! (ale w głowie układa mi się znaczenie tytułu..., to jakiś plus tej sytuacji)
Peter zamyka się w sobie, co absolutnie mnie nie dziwi. Już wcześniej tak było (ło matulu, chyba kićkają mi się opowiadania, ZNOWU) to jednak zdecydowanie pasuje do stworzonego przez Ciebie jego wizerunku. Skoki są lekarstwem na wszystko, choć zawsze lepiej, gdy motywacja jest jednak pozytywna...
*Trochę nie ogarniam czasu, ale mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni do końca pierwszej części (bo na razie ogarnęłam, że przez 4 lata było cacy, a potem przez półtora roku nie cacy, więc jesteśmy jakby 5,5 roku po zakończeniu pierwszych Precelków, tak?)*
cdn
Ach, Goran, Goran, odrobinę zrozumienia, okej? Tu się miłość działa, a ty z jakimiś wyrzutami... trening? a po co komu trening? Prevc taki uskrzydlony wrócił, że ci zaraz wszystkie skocznie przeleci...
UsuńA mili koledzy zawsze mili. Młodsi bracia też nie lepsi (mały, zdradliwy Demonek, nieładnie, oj nieładnie...!). No, ale tym razem to przesadzili, no! Tak być nie może...
...a Goran znowu pojawia się nie wtedy kiedy powinien.
Ach! Peter niczym rycerz w lśniącej zbroi w tym fragmencie! I Mili nic nie powiedział, coby się nie martwiła (a raczej nawrzeszczała na niego za taka nieodpowiedzialność i sama nie poszła przemówić do słuchu Laniskowi... oh, wait. To chyba bardziej trąci jednak Tośką).
*okej! dobrze określiłam czas, brawo ja!*
NO I JA SIĘ PYTAM CO TAM SIĘ WYDARZYŁO, NO!
Okej, tyle komentarza niespójnego teraz czas na jakieś wnioski. Może zacznę od pierwszej wersji teorii dotyczącej tytułu. Polaroid, czyli zdjęcie takie stare (ojej, czuję się staro, że pamiętam takie rzeczy). I od zdjęcia niemalże zaczyna się ten fragment. Zdjęcia z Peterem stojącym na biurku Mili. Ale tak było półtora roku temu. czy ich wspólne zdjęcie, szczęśliwy moment ich wspólnego życia uchwycony przez przypadkowego Polaka, nadal tam stoi i przypomina Mili o Prevcu? Chyba nie, skoro teraz wiąże z nim wiele bolesnych wspomnień.
Pytanie tylko - jakich?
Bo ta Peterowa końcówka taka... tajemnicza. Przez ostatnie półtora roku był w stanie wyrzucać Elin ze swojej głowy, ale teraz, wkrótce coś ma się zmienić. Wydaje mi się, że mają się spotkać. Pewnie niezamierzenie, że to ślepy los pchnął ich znów ku sobie. Ale dlaczego Peter boi się tego spotkania? Dlaczego mówi o wypaczonej przez wyobraźnię rzeczywistości (meeeh, jak ja dobrze znam ten motyw. I jak dobrze rozumiem tu Petera)? Mowa też jakichś pytaniach i odpowiedziach na nich. Czyżby Mila odeszła bez uprzedzenia i teraz miałby się dowiedzieć dlaczego tak się stało? Ale przecież mila sama stwierdziła, że ostatnie półtora roku miało dla niej ciemne barwy. Więc które zawiniło? co się więc popsuło?
I dlaczego mam wrażenie, że PrevcFamily ma w tym jakiś udział? a w szczególności Domen albo Cene? Albo jeden i drugi?
Podsumowując: jestem absolutnie zachwycona, mam pewne przemyślenia na temat tego co się mogło wydarzyć miedzy Milą i Pero, czekam na więcej szczęśliwych wspomnień (retrospekcje, E_A KOOOCHA retrospekcje!), no i na jakieś wyjaśnienia, nosz! I na więcej Prevców oczywiście, tych młodszych, tego starszego i tak nie zabraknie pewnie, a żeńską część rodzinki też nie pogardzę ;)
Meh, mój mózg opuszczony przez swoje szare komórki już nic nie wykmini niestety. Przepraszam za jakość tego komentarza, ja chyba już nie umiem w komentarze. Moje psychoanaliza też jakaś słaba, może przy drugiej części (anyway, ile ich plnaujesz?) uda mi się coś więcej wykombinować.
Dodatkowa garść informacji:
@Adrawa: Percy Jackson wymiata! I HP tyż!
A ja wracam do kończenia bonusa do "To nie jest miłość", bo mi się Sasza psuje, a ja tego nie lubię, jak mi się bohaterowie psują, no! Zaczęłam nowy projekt, który wchodzi mi w paradę, więc chyba sobie na wakacje będę musiała jakiś fanfickowy grafik stworzyć czy coś...
Lecę jeszcze ponadrabiać zaległości na Tośkach i w reszcie internetów, bo gańba, tak zalegać z komentarzami. O notkach nie wspominając!
Kocham Ciebie i Twoje Precelki, mam nadzieję, że przez beznadziejność tego komentarza wcale nie przestałaś mnie uwielbiać :P
Buźki! E_A
PS: CROSSOVER, Charlie.
Oto nadchodzę! Z opóźnioną odpowiedzią, ale jednak. :P
UsuńCzytanie w myślach, Ty mi zawsze czytasz w myślach. :P Myślę jednak, że Mila stała się gorszą szefową niż Jelar, jej bardziej demoniczną wersją. XD
Pffff, „Odchodzę...” to „Odchodzę...”, a Precle to Precle, więc pozwól mi po mojemu dysponować medalami. :P
Scenka rodzajowa u Prevców — Ty zrobiłaś to lepiej!
Incepcja, level: MASTAH.
Tak, 5,5 roku za nami. :)
„Peter — rycerz w lśniącej zbroi” — chyba w lśniących Slatnarach :P
A komentarz wcale nie taki beznadziejny. Jest świetny, uwielbiam Twoje analizy i to, że zawsze traktujesz moje teksty w założeniu, że muszą mieć drugie dno. Wiem, to pewnie przez to, że sama Ci to sygnalizuję w rozmowach (:P), ale i tak lubię, co mi piszesz. Powiem tak: na razie częściowo dobrze kluczysz, ale w dużej mierze mogę Cię zaskoczyć. Retrospekcji spodziewaj się od groma i trochę, zapewniam Cię, że w tej kwestii nie poczujesz się zawiedziona. No, chyba że nie spodobają Ci się retrospekcje, a raczej to, co w nich uwiecznię. :P
Tak że tego. Loffkam Cię. I z nas dwóch, to ja napisałam koszmarny komentarz.
<33333333
PS. PAMIĘTAM.
PO PIERWSZE (u mnie zawsze jest jakieś po pierwsze, ja nie wiem) znowu - utwór! Dawid jest niesamowity, klimat jaki tworzy, teksty, wszystko doskonałe, i równie doskonale wpasowuje się w tę część, zapętlałam do końca czytania.
OdpowiedzUsuńA przechodząc do sedna, nie spodziewałam się tak szybkiego powrotu do tego prevcowego świata, ale chwała Ci za to, bo to opowiadanie ma tak samo zachwycający klimat, jak i muzyka Dawida, wciąga i nie chce puścić potem, wraca się i wraca bez przerwy.
Już myślałam, że Mila wygryzła szanowną panią szefową, jej sen bardzo rzeczywisty, z łatwością można sobie wyobrazić jej 'sukowe' zachowanie w biurze :D Aż się dziwię, że to tylko sen, ale nie wątpię, że dziewczyna kiedyś wejdzie na wyżyny w świecie wydawniczym, z takim charakterem to tylko kwestia czasu. Szczególnie kiedy (jak się może wydawać) nie jest już w związku, a sprawia wrażenie takiej, co emocje zabija pracą, więc tym bardziej. Chociaż oczywiście bardziej życzę jej sukcesu w życiu prywatnym niż zawodowym.
Co do Petera... bardzo przyjemna wizja jego jako następcy Kamila na Olimpiadzie (wiadomo, najlepiej, gdyby Stoch utrzymał tytuł, ale jak już ma tracić to tylko na rzecz Pero)! Poza tym, wydaje mi się być podobny do Mili, również pracoholik, ból przelewa na treningi, zmiażdży chyba konkurencję, łącznie z Domenem (i tu pan Nieszczęsny miał rację, nazywając go Demonem - co on robi z tymi fankami, jakie z niego ziółko!). W ogóle super sprawa z tymi kolegami z drużyny, ich spotkania z Milą musiały być życiem, dwa różne światy, biedny Prevc pewnie tam ze skóry wychodził, żeby się nie pozabijali :D Dodatkowy plus dla niego (jakby do tej pory nie miał ich już mnóstwo) za obronę Mili przed kolegami, co prawda w dziecinny sposób, ale za to z jakim oddaniem! Prawdziwy Bond z niego!
Znowu zostawiasz nas w niepewności, co się w ogóle stało z moją ulubioną parą i, co gorsza, co się stanie dalej! Czekam na to niecierpliwie i mam nadzieję ogromną, że przeszłe wydarzenia, które doprowadziły do obecnej sytuacji nie będą nie do naprawienia.
Całusy wysyłam, weny życzę!
PS."Odkrycie choć rąbka duszy mogłoby przewrócić budowane skrupulatnie domino. Chwiejne, ale starannie ułożone." - uwielbiam! Czytając ten fragment, wczułam się całkowicie w sytuację Petera. Znów powtórzę, że klimat opowiadania wygrywa wszystko. Te opisy wewnętrznych uczuć są PRZE-PIĘ-KNE
Nie ma się czegoś wstydzić, Niemcy mówią: „Ordnung muss sein!”, więc porządkowanie wypowiedzi na pewno nigdy nie zaszkodzi. :)
UsuńZgadzam się! Podsiadło jest jednym z dwóch polskich artystów, których moje akceptują. Klimat, teksty, emocje — można o tym pisać elaboraty, a i tak się nie opowie wszystkie. Cieszę się więc, że zapętlałaś do końca, tak miało być!
Oooo, co za miłe słowa na temat Mili, dziękuję! :D Fakt, z takim charakterem Elin może wiele i niejednokrotnie pewnie fakt ten wykorzysta.
Ciekawe, nie? Zarówno Peter, jak i Mila oddają się całkowicie pracy, żeby zapomnieć. Przypadek? ;)
„(....) wiadomo, najlepiej, gdyby Stoch utrzymał tytuł, ale jak już ma tracić to tylko na rzecz Pero” — właśnie tak! Co do spotkań z kolegami — eeee, tam, nie wydaje mi się. Peter chyba wystarczająco ich ustawił, żeby nie robili „bydła”. ;) Poza tym wiem, ze to faceci, ale chyba kiedyś musieli dorosnąć! (Kogo ja próbuję oszukać? :D)
Niepewność, niepewność — gdyby nie ona, być może nie warto byłoby czekać!
Ślicznie dziękuję za tyle dobrych słów, czerwienię się, jak czytam te komplementy, możesz mi wierzyć! Mam nadzieję, że nie zawiodę ani Ciebie, ani reszty czytelników kolejnymi częściami. :)
Ściiiiskam z całych sił! :D