niedziela, 29 maja 2016

#06 Autobiografia (IV)

Lustrzana perspektywa


Choć z całych sił starała się to powstrzymać, Mila uśmiechnęła się tak, jak dawno tego nie robiła. Tak, że rozbolały ją policzki, a serce przyspieszyło. Przebiegała oczami po tekście kilkakrotnie, jakby sądziła, że tylko jej się przyśnił, ale był tam. Czarne litery nieznacznie lśniły pod odpowiednim kątem padania światła na kremowym, szorstkim papierze. Dotykała ich, jakby w ten sposób mogła poczuć obecność Prevca.
Cała Słowenia miała się dowiedzieć, że Peter uważa ją za wspaniałą redaktorkę. Że szczerze żałuje i że przeprasza. Na oczach całej Słowenii zrobił to, czego nie mógł zrobić sam na sam w Kranju. Nie mógł, bo nie potrafił czy czerwona, wściekła twarz Janusa mu nie pozwoliła?
A jeśli to była tylko zwodnicza strategia? Jeśli naprawdę zależało mu na jednym? Elin sama zasiała w sobie ziarno niepewności. Jakaś część jej mózgu mówiła, że przecież zwykłemu casanovie nie przyszłoby na myśl tak się starać dla kogoś na jedną noc, ale inna była bardziej ostrożna. Dla Prevca wszystko mogło być wyzwaniem. Jak Kryształowa Kula albo medale mistrzostw świata. Mógł do nich się przygotowywać nawet po nocy, bez konsultacji z nikim z otoczenia, tak, żeby zaskoczyć rywali gwałtownym skokiem dyspozycji.
I wówczas do niej dotarło.
Bez konsultacji.
Za jej plecami. Z zaskoczenia.
Trzęsącymi się z gniewu wzięła do ręki telefon, ale jeszcze się zawahała. Może naprawdę miał dobre intencje?, próbował ją odwieść od tego jeden z głosów. A może nie!, pomyślała w odpowiedzi. Cokolwiek postanowił, zrobił to bez jej wiedzy. Tak jak próbował to zrobić z zaliczeniem jej. Dla zakładu. Dla głupiego żartu. Żeby kolejny raz udowodnić sobie i światu, że jest najlepszy.
Ale ty nie powinnaś zaglądać.
Ścisnęła mocniej telefon w dłoni, patrząc na wygaszony ekran.
Z publikacjami nie ma żartów. Dodatkowe strony to dodatkowe koszta. A napisane bez jej wiedzy...
Wybrała jego numer.
Halo? — odezwał się nieco zaskoczony głos z drugiej strony.
— Kto dał ci prawo zmieniać cokolwiek w książce bez mojego zatwierdzenia? — wypaliła bez zbędnych wstępów, czując, jak całe jej ciało wpada w subtelne wstrząsy. — Dodałeś dedykację, podziękowania i jakąś... anegdotę na koniec! Masz świadomość, co narobiłeś?! Mogłabym nie zechcieć się pod tym podpisać!
Prychnął.
Niby czemu?
— Bo nie miałam szansy tego sprawdzić, a mogłeś tam popełnić językowy błąd ostatniej dekady — wysyczała. — Dla ciebie to pewnie bzdura, ale nie chciałabym być we własnym środowisku postrzegana jako półanalfabetka. Poza tym, jako nadzorująca projekt, mam obowiązek być informowana o wszelkich zmianach. I to ja je zatwierdzam albo nie.
Usłyszała westchnienie. Przestępowała niecierpliwie z nogi na nogę.
Po pierwsze: twoja szefowa się na to zgodziła. — Mila poczuła, jakby ktoś wymierzył jej policzek. I ty, Jelar. I ty, Jelar, przeciwko mnie..., myślała, cicho planując odwet. — Po drugie: chyba umyka ci fakt, że zarówno dedykacja, jak i podziękowania, w dużej mierze dotyczyły ciebie. I to miała być niespodzianka.
Zapadło chwilowe milczenie. Mętlik w głowie Elin wzrastał i robił coraz większy szum. Przyszła do niej myśl, że być może jego intencje...
Nie. Zrobił źle, i dobrze o tym wiedział. A może zrobił dobrze, tylko Elin się wzbraniała przed przyznaniem się przed samą sobą, że być może (bardzo głęboko w duszy, oczywiście) chciała, żeby miał dobre zamiary.
— Uważasz, że kilka zdań w twojej autobiografii cudownie sprawi, że zacznę się o tobie wypowiadać w samych superlatywach? — wysyczała z całym jadem, jaki w sobie miała.
Podobno uważasz, że to wszystko twoja wina — odparł bez zawahania, ale i uszczypliwie.
Przełknęła z trudem ślinę.
— Co nie znaczy, że mnie to nie zabolało — powiedziała o wiele ciszej.
Uczyniła krok, który chwilę później spowiła cisza. Cisza, która zaczynała bardzo ciążyć.
Chyba trochę ci zależało.
Uniosła brwi.
— W twoich snach — zripostowała, przywracając samą siebie do porządku. — Każdy poczułby się urażony, gdyby przeczytał, że ktoś chce go użyć dla własnej, hmm, przyjemności.
Nie — skontrował od razu. — Gdyby obca mi osoba o mnie coś takiego, po prostu bym to olał, spławił ją i po sprawie. Trzeba kogoś chociaż minimalnie lubić, żeby poczuć się obrażonym.
Mila zacisnęła dlonie w pieści. Ta filozoficzna dysputa zaczynała jej coraz bardziej działać na nerwy i miała jej dość. Jej, jego i całej tej dennej autobiografii...
— Całe szczęście, że już się nie musimy widywać — rzuciła uszczypliwie.
I tu muszę cię zmartwić. — Serce w niej zamarło na sekundę. — Twoja szefowa już mnie poinformowała — za dwa tygodnie odbywa się spotkanie autorskie w największej słoweńskiej księgarni w Lublanie. Mamy się na nim stawić oboje.
Mariko Jelar, możesz już sobie szykować nagrobek, bo przyda ci się od jutra. I najlepiej sobie napisz na nim: Najbardziej chciwa suka w historii słoweńskich wydawnictw.
— Co takiego?! — wybuchnęła do słuchawki. — A po co tam ja?!
Żeby opowiedzieć o trudnościach związanych z edycją tej książki, że tak zacytuję.
Mila uśmiechnęła się gorzko pod nosem.
— Cóż, największy problem był z autorem.
Elin odniosła wrażenie, że na twarzy Prevc pojawił się dokładnie ten sam uśmiech.
Mógłbym to samo powiedzieć o pani redaktor.
Zazgrzytała zębami, ale powstrzymała się od kolejnego niemiłego komentarza. Skoro pozostało im wciąż trochę współpracy, musiała na powrót stać się profesjonalistką — o ile w tej relacji o jakimkolwiek profesjonalizmie jeszcze mogła być mowa.
— Kiedy to dokładnie jest? — zmieniła temat, wyprawszy głos z wszelkich emocji.
Równe dwa tygodnie, Lublana, godzina szesnasta, księgarnia Beletrina.
— W takim razie do zobaczenia — powiedziała niechętnie, po czym, nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyła się.
I położyła się na wznak na łóżku, planując w głowie zabójstwo Mariki Jelar. Nie miała konkretnego pomysłu, ale wiedziała jedno: będzie krwawe i bolesne.

* * *

Lublana. Zielona stolica Europy. W centrum płynie rzeka, a wszystko wokół przypomina rysunek z książki dla dzieci o księżniczkach i ich małych, acz pięknych królestwach. I Mila Elin, przerażona, a jednocześnie zachwycona, w samym jej sercu.
Do stolicy przyjechała dwa dni wcześniej, żeby mieć czas na aklimatyzację i przygotowanie się do spotkania z Prevcem. Nie widziała go ponad trzy miesiące; nie zakładała, że zmienił się znacząco z wyglądu, ale już prawie zapomniała, jaki stres jej zwykle przy nim towarzyszył. I nie, żeby nie próbowała wytłumaczyć szefowej (spokojnie i jednak bez użycia ostrych narzędzi, takich jak precyzyjnie naostrzony ołówek, który kusząco lśnił w koszyczku na jej biurku), że całe to spotkanie autorskie jako część akcji promocyjnej było kiepskim pomysłem. Oczywiście, że było dobrym pomysłem. Z popularnością Prevca Jelar liczyła na rekordową (dla Słowenii) frekwencję, nadzieję swoją upatrując w szalonych, zakochanych w młodym skoczku nastolatkach. Elin wzięła, co prawda, jedną ze swoich popisowych sukienek, ale nie miało to nic wspólnego z obecnością mediów, ograniczonych, na szczęście, wyłącznie do dziennikarzy z aparatami. Było to raczej związane z obecnością Petera, przekonanego, że wygrał, że jest lepszy, bo nie zagląda w czyjeś smsy i robi niespodziewane dedykacje.
Prychnęła sama do siebie, kiedy myśl ta przyszła jej do głowy podczas południowego, okraszonego ciepłym słońcem spaceru w parku Tivoli. Sądziła, że po wizycie w kawiarni na Wzgórzu Zamkowym (na które miała widok z hotelu) nic nie będzie w stanie zepsuć jej humoru, ale ponura wizja zbliżającego się spotkania zmieniła ten stan. Pozostały jej cztery godziny, a ona już nie mogła opanować szybkiego bicia swojego serca. O wiele wcześniej zaplanowała, co na ten dzień założy, kosmetyki stały więc już przygotowane na komodzie, sukienka wisiała na drzwiach szafy, a buty posłusznie stały obok łóżka. Teraz tylko czekała na upływ czasu.
Usiadła na ławce, obserwując poruszającą się wolno wodę. Małżeństwo z dwójką dzieci obok karmiło kaczki, a chłopczyk, około pięcioletni, w pewnym momencie wskoczył na płaski kamień, ugiął nogi w kolanach, przyciągając napięte ręce do ciała. Na twarzy miał pełne skupienie. Poruszył kolanami na boki, a po chwili wyskoczył wysoko w górę, lądując przed kamieniem, z jedną nogą nieznacznie mocniej wysuniętą do przodu od drugiej i ramionami jak po zakończonej akrobacji gimnastycznej.
— Kiedyś będę taki jak Peter Prevc, mamo! — krzyknął uradowany, kiedy jego rodzice zaklaskali po udanym manewrze.
Nie chciałbyś być taki jak on, zaufaj mi, przemknęło Mili ponuro w myślach. Wyglądało na to, że tego dnia cały wszechświat się jej sprzeciwiał.
Zerknęła na zegarek. W sumie im szybciej zacznie, tym szybciej będzie to miała z głowy — taka naszła ją konkluzja. Poprawiła komin na szyi i ruszyła z powrotem do hotelu, ciągle mając przed oczami imitację (nauczyła się tego z autobiografii Prevca) chłopca i zastanawiając się, czy kiedyś, wiele lat wstecz, Peter powiedział coś podobnego do swojej mamy. I czy jego pierwsza imitacja spotkała się z takim samym aplauzem. Książka skoczka nie mówiła nic na ten temat.


Im bliższa była godziny W, tym więcej potu na nią występowało. Co kwadrans brała głębsze oddechy, żeby uspokoić, ale i tak nie mogła opanować nerwowego przygładzania błękitnej, sięgającej kostek, prostej sukni ze sporym wycięciem w boku. Przyklepywała naszyjnik, przyciskała kolczyki, poprawiała bransoletki i pierścionki, dociskała wsuwki w koku, spryskiwała się perfumami. Ostatecznie nadeszła odpowiednia godzina, więc założyła swój biały prochowiec, który związała w pasie, wskoczyła w szpilki, złapała kopertówkę i zamknęła na sobą drzwi hotelowe.
Przed wejściem poczekała kilka minut na taksówkę i po upływie kwadransa pojawiła się u drzwi zatłoczonej księgarni Beletrina. Poratowała ją jedna z pracowniczek, która wartowała już na zewnątrz, i wprowadziła Milę przez zaplecze. Tam Elin rozplątała się z wszelkich niewygodnych płaszczów i pasków, czekając na pojawienie się głównej gwiazdy programu.
Od dwóch tygodni miała ułożone przemówienie w razie, gdyby ktoś ją o nie poprosił — zawierało odpowiedzi na prawdopodobne pytania, więc i na część otwartą była przygotowana. Tyle że bohaterowi dnia jakoś nie spieszyło się, żeby mieć pewien zapas czasowy i omówić niektóre kwestie.
Mila niemal podskoczyła, kiedy drzwi zaplecza cicho kliknęły i, jakby na zawołanie, Prevc pojawił się w ich progu. Obrzuciła go szybkim i (przynajmniej taką miała nadzieję) obojętnym spojrzeniem, po czym bąknęła coś w stylu przywitania.
Wyglądał elegancko, a jednocześnie bardzo swobodnie; czarna marynarka, odpięta przy szyi koszula, ciemne spodnie materiałowe i eleganckie buty z czerwoną nitką i sznurówkami, które pasowały do tego samego koloru lamówki i butonierki w marynarce. Ułożone włosy, spokojne, pewne siebie spojrzenie. Pracownica księgarni opuściła ich, by pomóc koleżankom opanować tłum, a na zapleczu zapadła względna cisza.
Mila kolejny raz zerknęła na zegarek, stojąc bokiem do Prevca i opierając, niby to nonszalancko, rękę o jakąś półkę.
— Bardzo dobrze dziś wyglądasz.
Słowa Petera zabrzmiały w pomieszczeniu jak gong.
Mila chrząknęła, by dodać sobie odwagi. Cóż z tego, skoro jej tętno wpadło w jakąś dziką prędkość. Spojrzała na niego, udając, że wcześniej nie zauważyła jego stroju.
— Dzięki. Ty też się całkiem nieźle ogarnąłeś — odparła bez większych emocji, nagle skupiając uwagę na telefonie.
Prevc uniósł brwi w szczerym zdziwieniu.
Ogarnąłeś? — powtórzył z kpiącym uśmieszkiem. — Pani redaktor, skąd takie prostackie słownictwo?
Mila włożyła cały swój jad w uśmiech i tę odpowiedź:
— Zasada decorum, Prevc — wyjaśniła, podnosząc nań oczy. — Trzeba dostosować poziom wypowiedzi do towarzystwa.
Peter zacisnął szczęki, a na twarzy Elin pojawił się triumf. Podeszła do stolika i wzięła do ręki jeden z egzemplarzy książki, przypadkowo natykając się na dedykację podczas kartkowania. Otworzyła te strony szeroko i odwróciła do swojego rozmówcy.
— Co z tym zrobimy? Ludzie będą pytać.
Prevc wzruszył ramionami.
— Może coś w tym stylu: ja przez treningi nie miałem wiele czasu dla ciebie, więc musiałaś mnie łapać, naginając swoje godziny pracy, w związku z tym przeprosiłem w taki sposób za niedogodności i problemy.
Tym razem to Mila uniosła brwi w zaskoczeniu. Dobry jest w ściemnianiu. Wolała nie wiedzieć, na ilu dziewczynach trenował swoje zdolności aktorskie.
Przytaknęła głową, po czym milczenie znowu spowiło zaplecze.
Mila zerkała na Petera ukradkiem, kiedy ten z zaciśniętą szczęką i założonymi rękoma śledził ruchy cieni poruszających się liści na ścianie. Miała rację podejrzewając, że niewiele się zmienił przez ostatnie trzy miesiące. Na pewno nieco przybrał na masie mięśniowej, ale w końcu październik powoli mijał, więc kadry musiały ciężko trenować przed rozpoczynającym się za miesiąc sezonem. W tamtym momencie wydał jej się dziwnie spięty, wyglądał jak nie on.
I nie musiała długo czekać na odpowiedź na pytanie o przyczynę. Prevc odsunął się nagle od stołu, o który się opierał i podszedł do starającej się skurczyć w kącie obok starego regału Mili. Podszedł tak blisko, że była w stanie zobaczyć rzęsę na jego policzku. Przyszedł jej na myśl ten stary zabobon o zgadnięciu (dla szczęścia), po której stronie ona spadła, ale natychmiast odgoniła ten absurd, dostrzegając niepokojącą powagę w postawie Petera.
— Słuchaj, to może być moja ostatnia okazja, żeby sprostować tę popieprzoną sytuację między nami, więc proszę, nie przerywaj mi ani nie uciekaj tym razem. — Prośbę musiał dodać, widząc, że Mila już w połowie jego zdania zaczynała kręcić głową, ale od razu przestała, w napięciu czekając na dalsze słowa. — Czujesz się winna, okej, przyznam, że jest to trochę uzasadnione.
Coś zakłuło Elin w serce. Czyżby podświadomie oczekiwała, że Prevc za wszelką cenę będzie chciał powstrzymać jej samoumartwienie? W istocie przecież była winna. Przełknęła gorzką prawdę, z coraz większym niepokojem oczekując rozwoju Prevcowego monologu.
— Faktycznie nie powinnaś była zaglądać w mój telefon. Ale Kranjec powinien zastanowić się nad swoim poczuciem humoru. — Na sekundę na jego twarz wpełzł uśmiech. — Pewnie myślisz o mnie teraz najgorsze rzeczy, ale musisz być świadoma, że nigdy, przenigdy, nawet przez jedną, głupią minutę mojego życia nie pomyślałem o nikim w kategoriach rzeczy. A zwłaszcza nie o tobie.
Mila tylko mrugała oczami, bo w głowie miała karuzelę stulecia.
Czy ktoś może mnie kopnąć w zadek i powiedzieć, że to tylko mój najgorszy koszmar?
— Wiesz, jak to jest między facetami. — Wywrócił oczyma, wkładając ręce do kieszeni i cofając się o pół kroku. — Odkąd usłyszeli, że współpracuję z kobietą, i to całkiem niebrzydką, nie mogli przestać sugerować, że...
Mila spojrzała na Prevca pytająco, chociaż mogłaby sama dokończyć to zdanie. Była jednak bardzo ciekawa, w jakie słowa ubierze to Peter.
— Że coś między nami jest. — Och, więc wybrał zaskakująco szczerą prostotę.
— A to, oczywiście, nieprawda — dopowiedziała drżącym głosem, próbując odzyskać równowagę nerwową.
Peter przytaknął głową, na chwilę kierując wzrok w podłogę.
— Przepraszam, że przez moich durnych kolegów wszystko się posypało.
Patrzył na nią szczerze, z przyjaźnią i nawet lekkim uśmiechem. Dlaczego więc czuła, że ta przyjacielskość w głosie drąży dziury w jej klatce piersiowej? Dlaczego zaczęła w niej kiełkować złość? Dlaczego miała ochotę wyjść z tego dusznego zaplecza, trzaskając drzwiami?
— Nie jesteś dla mnie przedmiotem. Nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz. I nigdy też nie chciałem cię... no wiesz. Zaliczyć.
Przełknęła cisnący się na jej usta krzyk pełen pretensji. Co zatem miały znaczyć te rozmowy o koncentracji, o milczeniu? To jemu bardziej zależało na wydobyciu z niej informacji. Po co chciał, żeby się otworzyła, skoro zamierzał ją zostawić taką nagą? A te spojrzenia, kiedy w popłochu źle zapięła bluzkę? To onieśmielenie? Po prostu sobie flirtował, idiotko, zrugała samą siebie w myślach. Zacisnęła szczękę, czując, jak znowu zaczyna się trząść ze złości.
Przytaknęła, przybierając niezainteresowaną minę.
— Fajnie.
Prevc ściągnął gniewnie brwi.
— Tylko tyle masz do powiedzenia?
Wzruszyła ramionami.
— Wszystko już sobie wyjaśniliśmy, prawda? Równie dobrze mogłeś to olać. Z dzisiejszym dniem kończy się nasza współpraca. Na dobre. — Irytowanie go dawało jej niepoprawną politycznie satysfakcję.
Ale co miała do stracenia? Kontrakt zrealizowany. Teraz tylko odbębnić (dodatkowo!) swoje i rozejść się w swoje strony. I nigdy więcej nie wejść sobie w drogę.
— Więc teraz nagle twierdzisz, że obojętne jest ci, co o tobie myślę?
Uśmiechnęła się z pobłażaniem, zakładając ręce.
— Zawsze mi było.
Prevc poczerwieniał na twarzy ze złości. Znienacka uderzył pięścią w stojący za Milą regał, tuż obok jej głowy.
— W życiu nie spotkałem takiej aroganckiej, zadufanej w sobie suki.
Twarz Elin ściągnął gwałtowny, lodowaty gniew. Mrożąc Petera wzrokiem, wycedziła przez zęby:
— A ja takiego skończonego, niedojrzałego kretyna.
— Eee...
Obydwoje natychmiast od siebie odskoczyli, widząc zakłopotaną pracownicę księgarni przy drzwiach prowadzących do sklepu.
— Pora zaczynać. Właściwie mamy już kilkuminutową obsuwę.
Prevc i Elin wymienili ostatnie gniewne spojrzenia, po czym ruszyli w kierunku właściwej części księgarni.


Marika Jelar niewiele pomyliła się, szacując ilość osób przybyłych na spotkanie. Całe pomieszczenie było wypchane po brzegi, głównie twarzami nastolatek, niekoniecznie Słowenkami. Podczas całego wydarzenia Peter i Mila zachowywali się bardzo profesjonalnie, nie pokazywali, że przed kilkoma minutami najchętniej wyszliby stąd, trzaskając drzwiami. W pierwszej kolejności Peter opowiedział o powodach i kulisach pisania tej książki, o wsparciu ze strony rodziny, a potem Mila streściła w konkretny sposób zawirowania wydawnicze podczas jej edycji. Ktoś wreszcie spytał o dedykację, a skoczek gładko i bez zająknięcia opowiedział sugerowaną przez siebie wcześniej historię. Nie wymienili nawet spojrzenia, ale uśmiechnęli się do aparatów. Główną pozą, w jakiej ich fotografowano, był Peter siedzący przy stoliku, a za nim Mila, kładąca mu rękę na ramieniu.
Gdy część zasadnicza się skończyła, nastąpiło podpisywanie egzemplarzy. Do biurka ustawiła się niebotyczna kolejka, niemieszcząca się niemal w księgarni. Wówczas Mila zrozumiała, że jej zadanie dobiegło końca. Jakaś część niej nie chciała dopuścić do świadomości myśli, że już naprawdę więcej nie spotka Prevca. Że...
Mila, wciąż jeszcze stojąc za plecami Petera, znowu poczuła przyspieszone bicie serca.
Choć cała jej psychika starała się to wyprzeć, to Elin wiedziała, że rozum miał rację. Tak naprawdę przez cały ten czas miała nadzieję. Po pierwsze na to, że cały ten sms okaże się nieśmiesznym żartem — i okazał się. Po drugie na to, że jednak los spłata im figla i spotkają się, czy to w kawiarni, pociągu, na dworcu, czy na rynku — i spłatał. Po trzecie również na to, że Peter to przypadkowe spotkanie wykorzysta w odpowiedni sposób — i wykorzystał. Ale nie tak, jakby tego chciała.
Był miły. Był nieznośnie miły, ale tylko miły. Próżno szukać w nim oznak zainteresowania. Po prostu, wbrew temu, co przez tyle miesięcy o nim sądziła, był uczciwym, szczerym facetem, który nie znosi niewyjaśnionych spraw. Tyle hałasu jedynie po to, by usłyszała (przeczytała) jego przeprosiny. A gdy nie spełnił jej oczekiwań, wściekła się. Jakże niesłusznie. Oberwało mu się tylko dlatego, że nie dostosował się czyichś niewerbalnych wymagań.
Mila na chwilę przeniosła wzrok z sunącej prędko dłoni Petera po stronach tytułowych na przechodniów, kroczących urokliwymi ulicami Lublany w świetle zachodzącego, jesiennego słońca. Wiedziała, że nie zdoła tego wszystkiego naprawić.
Są cztery rzeczy, których nie można cofnąć, przypomniała sobie w głowie, kamienia, który został rzucony, słowa, które zostało wypowiedziane, okazji, której się nie wykorzystało i czasu, który minął.
Nie zdoła mu wyjaśnić bez poczucia upokorzenia i konieczności wyjawienia swoich uczuć, dlaczego zachowała się jak ostatnia zołza. Lepiej będzie, jeśli po prostu mnie znienawidzi, zapewniała samą siebie w myślach. Łatwiej zapomni. O ile w ogóle zapamięta.
Święcie przekonana, że nikt nie spostrzeże jej zniknięcia, wymknęła się na zaplecze, gdzie założyła swój prochowiec, podziękowała pracownicom i wyszła tylnymi drzwiami, niemal od razu łapiąc taksówkę. Pragnąc uciec z tego miasta omyłek w trybie natychmiastowym. Najlepiej wyjechać zaraz po powrocie do hotelu. Gdy usiadła w samochodzie, odetchnęła z ulgą. Podparła głowę ręką i zacisnęła powieki. To była zdecydowanie najtrudniejsza książka, jaką przyszło jej redagować.
Gdyby zatrzymała się choć na chwilę, wiedziałaby, że Peter Prevc poczuł subtelny ruch powietrza wywołany przez jej suknię i przez kilka sekund patrzył przez własne ramię, śledząc Milę Elin wzrokiem, aż ta zniknęła za drzwiami zaplecza.

* * *


— Jakieś postępy? — Marika Jelar niespodziewanie zawisła nad ramieniem Mili, gapiąc się na tekst w edytorze, który Elin wałkowała już trzecią godzinę.
Zbiór esejów na temat kultury i społeczeństwa byłej Jugosławii to zdecydowanie nie jest szczyt marzeń każdego redaktora. Ot, zwyczajne, wydawnicze popołudnie. Jesienne, deszczowe i paskudne, ale prawdziwe jak niekompetencja językowa autorów zbioru.
— Jakieś — odmruknęła dziewczyna, poprawiając okulary na nosie i nie przerywając pracy. — Przebrnęłam już przez pięć esejów, jeszcze tylko osiem.
Gdyby piekło było namacalne, przybrałoby kształt tego tekstu.
— A z Prevcem?
Na dźwięk tego nazwiska Mila zesztywniała. Nie sądziła, że miesiąc po spotkaniu autorskim jeszcze kiedykolwiek usłyszy jego nazwisko — zwłaszcza z ust szefowej. Zmieniła dietę, że jej się pamięć poprawiła?, przemknęło Mili złośliwie w myślach.
— Co z nim? — spytała ostrożnie, jak gdyby nigdy nic kontynuując swoje zadanie.
Zapadło chwilowe milczenie. W tle dzwoniły telefony, bulgotał ekspres do kawy, szumiały rozmowy. Mila nie odważyła się odwrócić do naczelnej. Zbyt wiele kosztowało ją opadnięcie kurtyny profesjonalizmu.
— Myślałam... że utrzymujecie kontakt.
Palce Mili spowolniły w gonitwie po klawiaturze.
— Nie widzieliśmy takiej potrzeby.
A tak konkretnie to ja nie widziałam. Bo inaczej zostałoby mi tylko przyjacielskie gapienie się, jak on znajduje sobie dziewczynę, którą potem zmienia w narzeczoną, w końcu żonę i matkę swoich dzieci. Podziękuję.
Jelar chrząknęła.
— Cóż, zapewne nie śledzisz newsów sportowych, ale Peter wygrał inauguracyjny konkurs w Klingenthal w zeszłym tygodniu.
— Moje gratulacje — rzuciła beznamiętnie, nie odrywając wzroku od monitora. Wreszcie odwróciła się na fotelu do swojej szefowej. — Czy chciała pani spytać o coś konkretnego?
— Och, nie, rutynowa kontrola jakości pracy w moim zakładzie. — Jelar posłała jej szeroki uśmiech na chudej, trójkątnej twarzy. — Keep on the good work, jak to mówią Anglicy.
Poklepawszy Elin po ramieniu, oddaliła się do swojego gabinetu.
A Mila popisowo strzeliła głową w klawiaturę.
Przez ostatni miesiąc bardzo walczyła, aby wpoić sobie na dobre, że tak naprawdę nie miała żadnych podświadomych oczekiwań wobec Petera. Każdego dnia od wyjazdu z Lublany, zaraz po przebudzeniu, gapiła się w sufit, zastanawiając się, co by stało się, gdyby nie wyszła przed końcem rozdawania autografów. Przeprosiliby się? Bardziej pokłócili? Starała się nie żyć przeszłością i wiele wody upłynęło w rzekach, nim udało się jej zepchnąć Prevca w dziennym planie zajęć wyłącznie do myśli wieczornych. A właściwie nocnych, łóżkowych. Tych, które nawiedzają przed zaśnięciem i pomagają odpłynąć.
A tutaj szefowa-jędza, po miesiącu milczenia, jak gdyby nigdy nic przychodzi i burzy misterne wysiłki, pytając o niego. Tak po prostu. Bo wygrał, kolejny zresztą raz w karierze.
Cały jej trud poszedł wniwecz dzięki kilku zdaniom.


Gdy Mila wróciła tego wieczora do swojego mieszkania, teoretycznie wszystko było po staremu. Kurier, który woził do niej paczki z egzemplarzami okazowymi, nauczył się zostawiać je pod jej drzwiami, więc i tym razem to zrobił. Problem polegał na tym, że nie spodziewała się żadnej przesyłki przez najbliższe dwa miesiące.
Czym prędzej weszła do środka. Koperta nie miała adresu nadawcy, jedynie odbiorcy. Rzuciwszy torebkę i płaszcz na podłogę, rzuciła prezent na łóżko i rozerwała bezładnie papier.
Nie mogła być chyba bardziej zaskoczona.
Znała tę książkę; ba, były miejsca, które potrafiła recytować — tyle razy je przerabiała. Znała okładkę, bo to na niej zabrakło lakieru wybiórczego po pierwszym druku. Znała fakturę papieru, bo to jego za dużo ścięła przypadkowo prasa drukarska. Znała zawartość, bo z jej powodu pojechała aż do Kranja. Tylko po co miałaby ją dostawać akurat teraz?
Przewertowała strony. Były czyste. Ani grama tuszu, ani złamanego słowa. Ktokolwiek ją wysłał, musiał się natrudzić, żeby zdobyć takie unikatowe wydanie od drukarni.
Już miała odłożyć dziwny prezent, kiedy przed oczami mignęły jej niebieskie litery. Przerzuciła kilka pierwszych kartek i zobaczyła nieco niechlujne, odręczne pismo. Chabrowy ślad długopisu zajmował całą stronę. Z bijącym głośno sercem zaczęła czytać:

Wiem, że życie to nie tekst w Wordzie, który można skasować i napisać od nowa. Supłów, w które się zaplątaliśmy, nie damy rady już rozsupłać. Ale gdybym mógł jeszcze raz zacząć naszą historię, zacząłbym ją tymi słowami:

Nazywam się Peter Prevc. Mam dwadzieścia trzy lata. Jestem skoczkiem narciarskim, w minionym sezonie zostałem mistrzem świata w lotach i zdobywcą Kryształowej Kuli, ustanowiłem wiele nowych rekordów. Nie przepadam za mówieniem o sobie, więc wielu uważa mnie za gbura.
Nie traktuję ludzi jak zabawek. Nie znoszę niesprawiedliwości. Lubię milczenie i poranki z kawą na balkonie. Mam wkurzających młodszych braci i dwie wyjątkowo rezolutne siostry. Wbrew temu, co próbuje wykreować prasa, jestem zwyczajnym człowiekiem. Mam wiele wad, ale na pewno pamiętam, że każda istota żywa ma uczucia, więc staram się ich nie ranić. Czasem splot przypadków sprawia, że niektórym się wydaje, że działam zupełnie odwrotnie, ale nie mam na to wpływu. Nie lubię zagmatwanych sytuacji, więc gdyby takowa zaistniała, natychmiast bym ją wyprostował.
Przychodzę do Mili Elin, żeby wydać swoją autobiografię. Nie mam pojęcia, jaka jest naprawdę, widzę jednak wyraźnie, że jest ładna. I tylko od niej zależy, czy stanie się częścią tego nowego rozdziału w moim życiu.

Bo ja bym się nie pogniewał, gdyby zechciała.


Przepraszam za tamto w księgarni i za wszystko w ogóle,
Peter


Mila przeczytała tę krótką notkę od Prevca kilka razy, ale układ liter się nie zmieniał. Słowa mieszały się w jej głowie, nie wiedziała, co ma o tym sądzić. Serce biło jak szalone, ręce drżały. Co mogła zrobić? I przede wszystkim — czy chciała coś zrobić? Wiedziała przecież, że w życiu nie ma nowych początków. Kamień, który został rzucony. Jaki jest więc sens udawać, że nie mają za sobą przykrych słów i niewłaściwych zachowań?
Elin westchnęła, opadając bezsilnie na wznak na swoje łóżko.
Czy był sens się ranić? Rozsądna połowa jej osobowości podpowiadała, że nigdy nie zapomni ani drwiących uśmieszków na pierwszym spotkaniu, ani uszczypliwości, ani gniewu, ani tego feralnego smsa. Ale wiedziała, że tak samo nie zapomni rumieńców na jego twarzy, kiedy źle zapięła koszulę, komplementów, rozmów o milczeniu i sposobach na koncentrację. I mądrego, skupionego spojrzenia jego zielonych oczu. Miał na tyle wielkie serce, by jej wybaczyć. A zwłaszcza nie o tobie — i dostrzec w niej dobro.
Poza tym, to skoczek. Większość roku nie ma go w domu. Kto wie, co się dzieje podczas tych wyjazdów? Ale przecież nigdzie nie było mowy o żadnych bliższych relacjach. Może zwyczajnie chce się zaprzyjaźnić?
Cokolwiek by to nie było, Mila postanowiła, że nie będzie się więcej zastanawiać. Przecież od czasu do czasu trzeba dać się ponieść emocjom i zobaczyć, co się wydarzy. A potem ewentualnie żałować, ale ruszyć naprzód. Życie pod kloszem przynosi same rozczarowania. Kto wie, może to szansa, by na kolejne wakacje nie musiała jechać sama?
Kiedy zamykała mieszkanie na klucz, w jej głowie majaczyła tylko jedna myśl:
Mam nadzieję, że Prevcowie otwierają drzwi w nocy.

* * *

Nawigacja wydawała co jakiś czas polecenia ciepłym barytonem, a Mila, z dłońmi trzęsącymi się jak osika, usiłowała przemierzać kolejne kilometry Słowenii. Czy się bała? Nie, tylko umierała ze strachu. Czy była pewna? Bynajmniej. I jeszcze większy strach i wątpliwości dopadły ją, kiedy GPS podał informację, że oto osiągnęła cel swojej podróży. Zaparkowała ostrożnie samochód i postawiła pierwsze od trzech godzin kroki na wilgotnym asfalcie.
Posiadłość państwa Prevców prezentowała się z pozoru zwyczajnie, ale jednak ze smakiem. Ogród był pełen uśpionych nocą kwiatów, na werandzie stały kanapa, dwa fotele, stolik do kawy i mały regał z książkami. Ilość miejsca na całej posesji z pewnością sprzyjała dobremu wychowaniu piątki dzieci. Z łatwością wyobraziła sobie małomównego i skupionego Petera pośród tych drzew i klombów. Jak nad tym oczkiem wodny, na tym płaskim kamieniu, dziesięcioletni, przyszły mistrz świata w lotach robi imitację, a młodsi bracia próbują zepchnąć go do wody. Jak jego małe siostry próbują stawiać swoje pierwsze kroki. Jak Cene wyprasza u taty nową parę nart. Jak mama załamuje ręce nad kolejnym rozprutym kombinezonem.
Bezszelestnie otworzyła żelazną furtkę i zaczęła bezgłośnie stąpać po jasnej, kamiennej ścieżce. Osiedle spowiła gęsta cisza, tak głęboka, że nawet oddech wydawał się tu hałasem. Mimo drżących nóg i rąk, nie przestawała zmierzać w kierunku drzwi.
Bardzo się bała tego, co nastąpi, gdy naciśnie dzwonek. A stać się mogło niemal wszystko. Mógł się wściec, że odwiedza go tak późno, że być może jego oferta już wygasła. Że jakimś cudem opacznie zrozumiała jego słowa. Ostatecznie jednak nie miała zbyt wiele do stracenia. Jeśli to nie wypali, to przynajmniej będzie miała spokój, że zrobiła, co mogła.
Z bijącym sercem nacisnęła dzwonek, który zabrzmiał jak złowieszczy gong w tej nieprzeniknionej ciszy.
Kilka głośniejszych odgłosów kroków, a potem szczęk zamka w drzwiach i przed jej oczami stanął Peter Prevc, jeden z najlepszych słoweńskich sportowców — we własnej osobie.
Oddychała płytko, z otwartymi ustami wpatrując się w niego i nie mogąc wydusić żadnego sensownego słowa. A on stał, równie zaskoczony i równie niezdolny do mówienia. Trudno powiedzieć, ile czasu minęło, zanim Mila odważyła się wydobyć z siebie głos.
— Hej — szepnęła, usiłując przywdziać uśmiech na twarz.
— Hej — odszepnął, zupełnie zaskoczony, wręcz sparaliżowany.
Głęboka cisza wkradła się w jej uszy, powodując, że atmosfera zaczęła gęstnieć. Ty wariatko, bierz nogi za pas i wiej!, krzyknął zdesperowany głos w jej głowie. Prawdę mówiąc, miała szczerą ochotę go posłuchać, wsiąść w auto i nigdy więcej nie wracać. Ale wiedziała, że jak się powiedziało już A, to trzeba powiedzieć i B.
— Dostałam twoją książkę — szeptała dalej.
Jego oczy rozbłysły. Nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi, kontynuowała:
Mila Elin nie zna jeszcze Petera; na pierwszy rzut oka to po prostu chudy, wysoki chłopak ze zmierzwionymi włosami i tekstem do edycji. Nie wie, czy mu ufać — tego nie można wyczytać z oczu, chociaż jego wydają się całkiem mądre. Zachowuje się bardzo fair wobec niej, więc postanawia zbadać grunt i póki co, wygląda solidnie. Peter jest poważny, choć od czasu do czasu lubi pożartować. Potrafi też porozmawiać całkiem dojrzale, więc umie odnaleźć równowagę psychiczną. Jest skupiony, w swojej postawie niemal majestatyczny. Ale jest też całkiem przyjazny, więc... — Mila spojrzała z zakłopotaniem na swoje dłonie. — Więc Mila chce zaryzykować. Chce go poznać. Bo ma takie przeczucie, że... Peter ma dobre serce. Że potrafi wybaczać i nie odpuszcza tak łatwo. Że gdy Mila nawali — a zrobi to niemal na pewno — to on ją uspokoi, bo przecież każdemu się zdarza. Mila od miesiąca próbuje otworzyć nowy rozdział, ale zdążyła się już przekonać, że samemu trudno to zrobić. W dwójkę zawsze raźniej. I ciekawiej. I cieplej w zimowe noce.
Słowa Mili zawisły w jesiennym, nieco mglistym powietrzu i obciążyły atmosferę. Twarz Petera pozostała nieodgadniona: nie wyrażała niczego konkretnego. Elin znowu doznała tego wrażenia, jakoby porywała się z motyką na słońce, bo powinna była poczekać do rana, zadzwonić, umówić się na kawę, a nie desperacko wsiadać w samochód i gnać przez kilkadziesiąt kilometrów z GPS-em jako jedynym wiernym kompanem. I sercem, które ponad wszystko tęskniło do widoku Prevca.
Patrzyli sobie w oczy bardzo długo. Mili zdawało się, że jeszcze chwila, a zemdleje.
Peter przyciągnął ją powoli i delikatnie, zaplatając ręce wokół jej talii i stykając ich czoła. Czuła jego ciepły oddech, miękkość skóry jego nosa na swoim. Ciepło ciała Prevca z każdą minutą usuwało coraz więcej zimna i strachu z jej ciała. Przymknęła oczy, objęła go w pasie i nieco bezwiednie rozchyliła usta.
I nic. Podniosła powieki, patrząc na niego z takiego bliska, jak jeszcze nigdy przedtem.
Mila uważa, że Peter powinien ją teraz pocałować — powiedziała tak cicho, że niemal bezgłośnie, po czym zachichotała nerwowo. — Jeśli chce, oczywiście — spoważniała gwałtownie, uświadamiając sobie, że być może zabrzmiało to zbyt... zuchwale.
Prevc powoli, subtelnie musnął jej wargi, jakby bał się, że zegar świata nagle przyśpieszy i odbierze mu moment, którym on chciał się rozkoszować. Mila uświadomiła sobie, jak dawno tego nie czuła i jak bardzo jej tego brakowało. Tego promieniowania od klatki piersiowej po najmniejszy zakątek jej ciała. Charakterystycznego ucisku w dole pleców. Czyichś ust. Czyichś rąk. Kogoś, to, podobnie jak Peter, niespiesznie delektował się każdą sekundą jej pocałunku. Jej ciało dawno nie było dla kogoś świątynią. Jej serce od dawna nie chciało dla nikogo zaryzykować.
A teraz stała tu, przed domem Petera Prevca, w zimną, mglistą, jesienną noc, gotowa napisać nowy rozdział. Wskoczyć weń całą sobą, bez reszty. Postawić wszystko na jedną kartę. Odrodzić się na nowo jak feniks z popiołów. I być może... spalić się na nowo.
Wszystko to było warte ryzyka.
Patrząc w jego zielone, pobłyskujące w świetle lamp ogrodowych oczy, była przeświadczona, że już nigdy nie będzie musiała się odradzać. Oto dokonała ostatniej przemiany. Peter się uśmiechał kącikiem ust, znów stykając swoje czoło z jej. Jakby już nigdy nie chciał tracić z nią kontaktu.
— Może powinniśmy napisać naszą autobiografię? — wyszeptał.
Mila nie mogła przestać się uśmiechać. Tak trudno było jej uwierzyć, że ten uszczypliwy, irytujący młody chłopak, bardzo utytułowany sportowiec i autor autobiografii, którego poznała na początku, teraz zaplatał mocno ręce wokół jej talii, jakby bał się, że jeśli poluzuje uścisk, ona ulotni się i stopi z mgłą. Mimo że za wszelką cenę starała się wzbudzić w nim nienawiść, sprawić, by myślał o niej w najgorszych kategoriach. I prawie jej się to udało. Problem polegał na tym, że Peter jej wybaczył. I to o wiele więcej, niż powinien.
Znowu się cicho zaśmiała.
Jeszcze raz spojrzała w zieleń jego oczu. Ta chwila była tak idealna, że bała się ją zniszczyć swoją nieporadnością. Dlatego gdy przemówiła, odezwała się cichym, zmysłowym szeptem:
— Przecież najlepsze historie dopiero przed nami.




Gdyby mi ktoś nie wierzył — oto księgarnia Beletrina. :) Zarówno park, jak i wzgórze, czy hotel również są prawdziwymi miejscami. Można wszystko sprawdzić tutaj. Muszę przyznać, że Lublana to cudowne miasto i chciałabym je kiedyś odwiedzić. Jestem w nim zakochana!

Garść info:
Mila Elin to prawdziwe imię i nazwisko. Należy do zapomnianych poetek dwudziestolecia międzywojennego. Szesnaście jej wierszy, rozproszonych i niedocenionych ze względu na ówczesny status kobiety w społeczeństwie, znalazł i wydał Andrzej Waśkiewicz. Nie jest to nazwisko typowo słoweńskie (zwłaszcza że Elin była Żydówką), ale myślę, że na biedę dałoby się je podpiąć. Stanowi część mojej pracy magisterskiej i chciałam jej w ten sposób jakoś oddać cześć, upamiętnić, a może i trochę rozpowszechnić? Żeby wiedziała, że exegi monumentum to nie tylko antyczna bajka. Żeby każdy mógł odnaleźć piękno jej poezji. Gdyby ktoś chciał zgłębić jej twórczość, zapraszam do pisania mejli — z chęcią nakieruję i pomogę znaleźć utwory. :)

Thatʼs a wrap!, jak to się mówi w aktorskim żargonie. ;) Spartoliłam, nie musicie mi mówić. Długo myślałam nad tą końcówką i wyszło jak wyszło. Mam w głowie drugą część, ale to, czy ją zacznę, zależy od tego, czy Wam się ta spodoba. :) I czy będziecie drugą chcieli!

I proszę mi tę małą ankietę tam na samym dole wypełniać! Migiem!

Proszę też mi Tośków nie olewać, bo jak na Was Sochę naślę...
12. Kuttin zawodowiec ← zapraszam!


No to walcie. Ilu zawiedzionych?

17 komentarzy:

  1. Ja myślałam, że ona go walnie tą książką, czy coś. Jednak praca nad książką ukazana w tym opowiadaniu daje do myślenia. A te fanki to pewnie jak nie ze Słowenii to ze Słowacji ✌

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ja myślałam, że ona go walnie tą książką, czy coś."
      Proszę nie mylić Mili z Tośką. To nie są te same postaci.

      Usuń
    2. Ale Mila również nerwowa była od początku, to z tego powodu myślałam, że może go walnie tą książką.

      Usuń
  2. Zdecydowanie nie jestem zawiedziona! To jest wprost genialne! Oczywiście chcę drugą część, czekam z niecierpliwością ��

    OdpowiedzUsuń
  3. PO PIERWSZE - JAK TA PIOSENKA Z "ONCE" PASUJE! Po przeczytaniu zapętlała mi się jeszcze jakieś milion razy, a ja gapiłam się w tekst i próbowałam zacząć składnie myśleć. Dobrana idealnie, właśnie takiego czegoś najchętniej by się słuchało, gdyby te ostatnie fragmenty opowiadania byly filmem.
    A teraz przejdę już do sedna - kocham, dosłownie kocham postać Mili, jej ciężki charakter, obie strony jej podświadomości, to tak jakby przez cały czas walczyło gdzieś w niej dobro i zło. Niesamowicie złożona i skomplikowana, będzie niezłym orzechem do zgryzienia dla nowego chłopaka! ...który zresztą też jest niczego sobie, a ten tekst w pustej książce, no moja dusza zakochana w Jane Austen topnieje i odpływa. Choć przyznam, że zaskoczyłaś mnie bardzo tym zakończeniem, nie spodziewałam się tak szybkiego wybuchu uczuć, myślałam, że każesz trwać w niepewności, szczególnie po tej ostrej kłótni, która mogła powodować dalsze potyczki słowne i taką miłość przez nienawiść. Ale to zakończenie to jednak spełnienie marzeń i taka wisienka na torcie nie tylko dla bohaterów, ale i dla wiernych, oddanych czytelników.
    Po raz kolejny wyrażam zachwyt nad opisami, tym razem już nie tylko podpowiadają wyobraźni, ale też rysują uczucia bohaterów, zachwycam się nimi ogromnie! Równie mocno jak przemyśleniami Mili na temat tego, czego nie można w życiu cofnąć.
    I na koniec muszę się przyznać do wybuchu śmiechu, kiedy Peter przepraszał Milę, a ta wypaliła z "fajnie", ich gra słowna to życie, chapeau bas!
    Naprawdę, szczerze liczę na więcej! <3
    PS. a Marikę też lubię, jest trochę stuknięta, ale chyba wierzy w miłość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje komentarze zawsze mi poprawiają humor. <3 Kurczę, ja trochę nie lubię tych swoich opisów, ale jeśli Tobie przypadły do gustu, to się niezmiernie cieszę. :) Co do wybuchu uczuć - cóż, to nie wybuch, bo Peter nie rzuca się na Milę, starałam się, żeby było w tym wiele zmysłowości. Koniec końców nie wyznali sobie miłości, tylko obiecali "spróbować". ;) Chociaż faktycznie, zakończenie może wydawać się zaskakujące.
      Rozważania Mili o tym, czego nie można cofnąć w życiu, to cytat, ale za Chiny Ludowe nie mogłam znaleźć jego autora. :<
      I dziękuję za tę grę słowną, za piękne słowa, za wszystko!

      A CAŁY SOUNDTRACK DO "ONCE" TO POEZJA! <3

      A Marika to wariatka, fakt, i okropna sucz. I całkiem możliwe, że trochę w tę miłość wierzy. ;)

      Usuń
  4. Czepiałam się trochę pierwszego rozdziału, ale od drugiego wzwyż nie zmieniłabym chyba ani jednego słowa. Że też w czterech częściach udało Ci się stworzyć tak wspaniałą historię i bohaterów, z których każdy jest kompletną postacią! Aż jestem zazdrosna ;) Znać warsztat - każde zdanie ma tutaj sens, nie ma powtórzeń, nie ma błędów, akcja tworzy logiczną całość. Sama przyjemność czytać takie opowiadanie.

    Przyznam, że polubiłam Milę, choć po pierwszym rozdziale się na to nie zanosiło ;) To w gruncie rzeczy dobra dziewczyna, obdarzona po prostu dużym temperamentem, niewyparzonym jęzorem i czymś, czego nie lubię o siebie samej, czyli "nadmiernym myśleniem", rozkminianiem wszystkiego po tysiąc razy i widzeniem wszędzie drugiego, trzeciego i dziesiątego dna, ha ha. W sumie nie ma co się jej dziwić - Peter jest sławny, bogaty i odnosi sukcesy; jako taki może z powodzeniem łowić dziewczyny na szerokich wodach. Mila go nie zna, nie ma pojęcia, czy naprawdę nie stała się dla niego kolejnym wyzwaniem albo przedmiotem zakładu z kumplami (sławetny SMS może ją tylko w czarnych myślach utwierdzać). Dobrze, że w końcu postanawia zaryzykować ^^

    Peter jest Peterowaty do bólu :D Właśnie tak go sobie wyobrażam: gość z zasadami, który stara się żyć uczciwie, nie lubi niezałatwionych spraw i niedomówień. Obowiązkowy, konsekwentny w dążeniu do celu (ale nie po trupach) i nastawiony na realizację konkretnych zadań. Ale fajnie, że nadałaś mu też "ostrzejsze" cechy, a także sznyt romantyzmu (pomysł z "pustą" książką jest genialny!) Jest przez to bardziej interesujący i pełnowymiarowy.

    Peter w sprawie tej książki zwrócił się do Mariki Jelar, prawda? ;) Dlatego pani dyrektor próbowała wziąć Milę pod włos i wybadać, jak sprawy się mają z nią i Peterem, nie? ;) Cwana bestia. Ale lubię babkę. Mocna postać drugoplanowa jest zawsze w cenie.

    Jeśli chodzi o kontynuację opowiadania, to mojej opinii łatwo się domyśleć: TAK, TAK, TAK! :D Wierzę w Twoją nieograniczoną fantazję. Tylko bez ślubów i dzieci, plissssss. Jestem uczulona na śluby i dzieci w opowiadaniach (ale czego się spodziewać po starej pannie z dwoma kotami, hahahaha). I przepraszam, Losie, czy ja mogę prosić takiego Petera dla siebie, hmm? Nie mam z kim jechać na wakacje ;D

    Dobra, koniec głupot! Gratuluję świetnego opowiadania i nie obraziłabym się za kontynuację :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję za ogrom ciepłych słów. Cieszę się, że polubiłaś Milę i może trochę łaskawiej oceniłaś Petera (którego wcześniej miałaś za typowego faceta, co to zalicza dla fanu i niczego nie bierze na poważnie). Co do Jelar - ten dialog z nią raczej był pretekstem do nawiązania do czasu, który minął i który Mila spędziła bez kontaktu z Peterem. Ale taka interpretacja też jest dobra! Po książkę zgłosiłby sie raczej do drukarni, bo tam mieliby szansę wydrukować dla niego egzemplarz bez słów. ;)

      Dziękuję za gratulacje, a co do części drugiej - niczego nie obiecuję! I życzę Ci takiego Petera. :D

      Usuń
  5. No i w końcu ostatnie Precelki! Fajnie i smutno jednocześnie (więc już tu zaznaczę: TRZY RAZY "TAK!!!" DLA DRUGIEJ CZĘŚCI!), bo nie mogłam się doczekać zakończenia, choć przeczuwałam, że Mila i Pero się w końcu jakoś "dotrą" i powyjaśniają sobie wszystko :).
    Już sam tytuł (w ogóle fajnie, że zdecydowałaś się nazywać te części :]) brzmi bardzo ciekawie. Sugeruje, że Mila znajdzie się po drugiej stronie - i chyba rzeczywiście tak się dzieje, bo kiedy Peter wyjaśnia jej tę całą sytuację, może postawić się na jego miejscu i ZROZUMIEĆ (i chyba coś się stało z moim zmysłem do psychoanalizy, bo nie umiem wyczaić innego sesnu tego tytułu, za głupiam jednak :<).
    Mila BARDZO się ucieszyła z dedykacji. Bo to COŚ znaczyło, a ona przecież CHCE żeby to COŚ ZNACZYŁO. Bo gdyby nie głupi wygłup Petera (a tak naprawdę Kranjca) to z chęcią by tę znajomość ze skoczkiem pogłębiła. I w głębi serca wierzy, że on jednak nie jest "taki zły". Dlatego tak bardzo szczerzy się do tej dedykacji, mimo iż chwilę później odzywa się Mila Nieufna Elin, która bierze górę i wykręca numer Petera - po raz pierwszy od dawna - by zrobić mu KARCZEMNĄ AWANTURĘ. Awanturę nieco bezpodstawną, ale cóż - Mila Nieufna przejęła ster, a Mila Nieufna ma Petera za największego na świecie gnojka, więc z jej perspektywy awantura mu się należy. Mila Zakochana, zadzwoniłaby również - z podziękowaniem i chęcią spotkania by wszystko sobie na spokojnie wyjaśnić, bez szalejącego nad głową Janusa.
    Ach ta szefowa! Zdrada, noż zdrada po prostu! Nie dość, że dała Prevcowi pozwoleństwo na takie zbeszczeszczenie książki poprzez uroczą dedykację, od której Mili Zakochanej robi się cieplutko w serduszku, to jeszcze wymusiła na nich KOLEJNE spotkanie, w którym Mila Zakochana wyczuwa szansę na powyjaśnianie kilku spraw, a Mila Nieufna kolejną szansę by się z Prevcem pokłócić i ugruntować się w jak najgorszej o nim opinii. Swoją drogą, Peter dobrze koncypuje - jeśli Mili by nie zależało, to nie przejęłaby się SMSem, a przynajmniej nie AŻ TAK. A skoro tak bardzo ją to dotknęło, że wykopała topór wojenny i uparcie chciała odrobać nim Prevcowi głowę, to znak, że CHYBA GO LUBI. NAWET BARDZO.
    Podobnie jak sposób, w jaki Mila (zarówno Nieufna, jak i Zakochana) się do tego spotkania przygotowuje - on również sugeruje, że Peter obojętny jej nie jest. A wiadomo - od miłości do nienawiści jest blisko, prawda? Tak samo jak Mila Nieufna i Mila Zakochana to dwie twarze tej samej osoby (*właśnie wpadł mi do głowy pomysł na opowiadanie, znak, że... sesja is commin'!*). Tak więc przyjeżdża wcześniej, żeby się zaaklimatyzować i przygotować mentalnie do spotkania (Nieufna - żeby się uspokoić i go nie zabić na wstępie, bo to raczej kiepska reklama; Zakochana - żeby podejść do spotkania z głową i nie wplątać się coś, co przecież równie dobrze może istnieć tylko w jej głowie). Dodatkowo bierze swoją POPISOWĄ sukienkę (Nieufna - żeby Peterowi opadła szczęka; Zakochana... w sumie z tego samego powodu, ale z innych pobudek :P *to zdanie nie ma sensu...?*). Co do chłopczyka na kamieniu, odniosę się potem, bo mi się fabularnie łączy, zwłaszcza, że... może nie klamra, ale paralelizm?
    "Godzina W" - uno, nawiązanie do Powstania Warszawskiego, duo - czy "W" oznacza coś jeszcze? Dla Polaków zrozumiałe - "godzina W" funcjonuje w naszym języku niemal zamiennie z "godziną zero", ale ja tu węszę coś jeszcze... pytanie: co? (to nie jest pytanie retoryczne, Charlie!). I nie da się ukryć, że Mila zdrowo się odstrzeliła :). Na miejscu Prevca, zwróciłabym na to uwagę (zresztą facetem jest - zwróci uwagę na pewno. Pytanie jak zinterpretuje?). Oficjalnie Cię informuję: PETER W GARNITURZE Z CZERWONYMI DODATKAMI KUPUJE MNIE ABSOLUTNIE, MOŻESZ MNIE SPRZEDAĆ NA ALLEGRO W POSTACI ROZTOPIONEJ PAPKI, OKEJ?
    *widzę, że zrezygnowałaś z teatralnych 3/4, hm?*

    cdn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mila Nieufna robi wszystko, żeby dosolić Peterowi, dlatego czepia się zasady decorum. A jednocześnie podświadomie ulega wpływowi Mili Zakochanej, która delikatnie nawiązuje do ich pierwszego spotkania. Spotkania, gdzie nie było żadnych niepotrzebnie przeczytanych SMSów, spotkania, kiedy wszystko mogło się potoczyć prosto w odpowiednim kierunku, które wykluczałoby narodzenie się Mili Nieufnej, która żyłaby pewnie sobie, gdzieś bardzo, bardzo głęboko. Więc może i dobrze, że obudziła się wcześniej - lepiej mieć za sobą takie "burze" na wstępnym etapie znajomości, w myśl zasady "potem będzie z górki, skoro przetrwaliśmy taki kwas"? (przepraszam za łamanie zasady decorum, bo ten komentarz miał nie trącić kolkwializmami :<)
      Chłodny profejonalizm w stosunku do sytuacji z dedykacją, ale nie da się niezauważyć, że szybko wymyślona odpowiedź Petera zaimponowała Mili, choć Nieufnej raczej w negatywnym sensie. Obie Mile jednak zauważają, że z Peterem coś jest nie tak, jak być powinno - i obie mają rację (rzęsa na policzku! <3).
      Bo Peter jest jednak osobą porządną - i chce się wytłumaczyć. Wytłumaczyć z tej porąbanej sytuacji, bo JEMU NA NIEJ ZALEŻY. Był etap, że Mila go irytwła, fascynowała, ale im bardziej się od niego odsuwała, tym bardziej odczuwał pewną pustkę w swoim sercu (no, nie?). A fakt, że Milę ciekawi - i to bardzo - jak Peter określi ich relację (a określa ją zadziwiająco prosto) również COŚ ZNACZY. (dobrze zauważyłam, że Petera peszy słowo "zaliczyć"...? ^^). A jak Mila reaguje na jego wyznanie "że nie miał wobec niej żadnych niecnych planów?". Mila Zakochana się cieszy - skoro Nieufna nie ma już podstw by mu nie ufać, może spokojnie pielęgnować w swojej głowie wizję dobrego i sympatycznego chłopaka, dla którego może tę głowę stracić. Ale Mila Nieufna od razu ją temperuje - skoro nie miał niecnych zamiarów, to znaczy że NIE JEST ZAINTERESOWANY, a Zakochana sobie nadinterpretuje, więc siłą rzeczy zostanie zraniona, więc: NIE UFAĆ!!!
      I tym sposobem, mimo iż Peter traci status największego gnojka pod słońcem, automatycznie zyskuje status najbardziej niezaintersowanego Milą faceta na tej planecie. Efekt? Dalej opłakany, Mila Nieufna steru władzy nie puszcza, definitywnie daje mu znać, że ich znajomość kończy się z dniem dzisiejszym, i że zasadniczo to ma go pomiędzy jednym gluteusem maximusem a drugim, czyli mówiąc krótko - W RZYCI. Nic dziwnego, że Peter któremu ZALEŻY, i który miał - skądinnąd słuszne - wrażenie, że Mili też zależy, wkurza się nieziemsko, nazywa ją zadufaną suką (do Nieufnej pasuje jak ulał, Zakochana od dłuższego czasu pochlipuje cicho w kącie duszy Elinówny), a Mila dłużna mu nie pozostaje. Nadchodzi jednak ich czas, więc trzeba przykleić do twarzy sztuczne uśmiechy i udawać zdrowe, ale jedynie czysto zawodowe relacje.
      I tak sobie stoją, rozdają firmowe uśmiechy i podają wspólnie ustalone zeznania, a w międzyczasie do głosu dochodzi Mila Zakochana, która zaczyna sobie uświadamiać, że NAPRAWDĘ WIĘCEJ NIE ZOBACZY PETERA. Bo przecież MIAŁA NADZIEJĘ - że nie okaże się dupkiem, że się ponownie spotkają, że wszystko wyjaśnią - ale... ale brakowało tego o czym mówiła Nieufna. Peter był TYLKO miły. A był TYLKO miły, bo przecież przylgnęła do niego łatka "zaliczacza", więc po wykaraskaniu się z tej sytuacji otwarte wykazywanie zainteresowania Milą byłoby niebezpieczne, mimo iż wbrew logice Mila - i ta zakochana i ta Niufna, choć tej pewnie znowu by coś nie pasowało - własnie na to liczyła. Ot, typowa kobieta :).
      *cytat jest piękny i ja go kocham i chyba sobie powieszę nad łóżkiem. Szkoda, że nieznany jest autor, bo jest naprawdę MĄDRY i w ogóle aż do bólu prawdziwy*
      Mila cierpi wewnętrzenie, zwłaszcza ta Zakochana, więc wybiera najlepsze, a zarazem i najgorsze rozwiązanie podsunięte przez Nieufną - ucieka, licząc, że Peter o niej szybciej zapomni, jeśli rozstaną się w gniewie. Ech, to uciekanie tak bardzo mi do "Odchodzę" pasuje, że to aż boli (anyway, biorę się, biorę, ino bonusa skończę, K?).

      cdn

      Usuń
    2. FALLING SLOWLY, KOCHAM CIĘ, OKEJ?! Pasuje i to jak! Do całej tej historii <3. I kocham to, mimo iż jest motywem przewodnim do "Odchodzę" na równi z "Let her go", mimo iż uparcie się tego wypieram...
      A Marika to naprawdę zła kobieta była! Tak Mili przypominać o przebrzydłym Prevcu, kiedy ona już PRAWIE o nim zapomniała. Właśnie. Prawie. To jest ta zasadnicza sprawa. Bo siedzi gdzieś w głębi jej głowy i ją gnębi. A Marika kilkoma słowami wywleka go na samą powierzchnię myśli, doprowadzając tym Milę do wściekłości - i Nieufną i Zakochaną, bo obie robiły wszystko by o skoczku zapomnieć. A przynajmniej stwarzać takie pozory.
      *"[...]nim udało się jej zepchnąć Prevca w dziennym planie zajęć wyłącznie do myśli wieczornych. A właściwie nocnych, łóżkowych" - to brzmi BARDZO dwuznacznie, zdajesz sobie z tego sprawę, huh? #you'remygirlbabe! (podejrzewam, że dla Nieufnej byłoby to bardziej sado-maso, ale pomińmy ten szczegół mojej interpretacji, okej?)*
      POMYSŁ PREVCA NA SKOMUNIKOWANIE SIĘ Z MILĄ KUPIŁ MNIE TOTALNIE, PRAWIE TAK JAK JEGO GARNITUR CHWILĘ WCZEŚNIEJ. Teraz musisz tu przyjechać i mnie zmieść na jakąś kupkę, bo jestem w rozsypce. Jest tak symboliczny, że po prostu aż mnie boli z podekscytowania moje analityczne serduszko - tyyyle do interpretacji!
      Bo, po pierwsze - poznali się dzięki książce, tej napisanej przez Petera, a przeprosiny też są w formie tekstu napisanego przez niego. Po drugie - zdobycie takiego egzemplarza musiało być nielada wyzwaniem, co Mila zresztą sama zauważa. (anyway, znowu paralelizm w stosunku do poprzedniej części - jak Mila "poznaje" książkę; ponadto Peter już się z nią kontatkował poprzez książkę, choć nieco skromniej - przez dedykację). Po trzecie - Mila poznała Petera dzięki jego autobiografii. Ale była to autobiografia napisana - nie chciałabym tu generalizować, ale trudno - nieco pod publikę. Nie uwzględniała wszystkich uczuć, wszystkich aspektów peterowego jestestwa. "Nowa" autobiografia wynicowywuje Petera totalnie, odkrywając go przed Milą całkowicie. Zdejmując maskę "miłego" i definitywnie zamykając usta Nieufnej, za to wprawiając Zakochaną w stan, który całkowicie usprawiedliwa całkowicie nieracjonalny pomysł jechania do Prevców w środku nocy (ja tam bym na jej miejscu się bała, że otworzy mama albo tata Prevc, ale, zdaje się, że to było ostatnie, o czym Mila myślała w tym momencie).
      Opis posiadłości Prevców jest... JEST. Taki, jaki powinien być, ani o jotę inny. I tu wracam do paralelizmu - jest kamień, jest i mały chłopiec pragnący być jak swój największy idol - w przypadku chłopca z parku jest to Peter, a w przypadku samego małego Petera...? Chyba nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że ta menda, przez którą Peter musiał główkować i brudzić się niebieskiem (chabrowym! <3) długopisem, Robert Kranjec. Cała ta wizja jest tak rzeczywista, tak prawdziwa, tak namacalna, że niemal prosi się o jeszcze jeden obraz: małego chłopca o oczach w kształcie tych Elinowych, wołającego z tego samego kamienia "ja też będę latał jak tata!" Zapędziłam się? Może i tak. Ale ja tam do ślubów i dzieciów nic nie mam, więc w Precelkach numer dwa z chęcią obejrzałbym taki obrazek. Ale nic nie sugeruję, a nuż masz inna wizję? Liczę jednak, że się nią z nami podzielisz :).
      A wracając do Mili kwitnącej właśnie na prevcowej wycieraczce... Tak nietypowe przeprosiny jak te od Petera wymagają równie nietypowej odpowiedzi. I jestem niemalże pewna, że słowa, które drżącym, ale pewnym głosem wypowiada Mila po cichym, ale jakże głośnym w nocnej ciszy "hej", widnieją zapisane jej starannym drobnym pismem (czemu widzę czarny długopis jako jej narzędzie...?) tuż pod wyznaniem Petera. Pisane lekko, ale z zastanowieniem, a następnie wielokrotnie powtarzane, tak że Elin jest je w stanie recytować z pamięci co też właśnie czyni, nie bez wahania jednakże.
      (i znowu wpadłam na pomysł, ale to już norma. Ty to mnie natychasz, Charlie, no wiesz!)

      cdn

      Usuń
    3. Końcówka jest tak urocza, taka słodka i aww, że choć zazwyczaj takiego lukru nie lubię, to tutaj pasuje jak ulał. Być może dlatego, że jest "rozładowana" przez Elinowe "Mila uważa...", po czym ponownie wszystko odnosi się do książki. Co tylko potwierdza mój domysł, że gdzieś w samochodowym schowku leży autobiografia Petera, której wiekszość kart jest pusta, a wstęp zawiera dwie różne perspektywy, które dążą właśnie do tego, by stać się jedną. Bo ktoś mądry powiedział, że "Kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, lecz patrzeć razem w tym samym kierunku". I teraz znalazłam informację, że był to Antoine De Saint-Exupery. I tak właśnie Mila z Peterem powinni ruszyć razem w tę podróż, by odkryć na nowo siebie i swoją historię. Wspólną historię.
      Bo najlepsze historie są przecież przed nimi, prawda?
      ***
      Okej, odkreślę się trochę, bo mi całkiem ładne podsumowanie wyszło, a teraz będzie nieco mniej emfatycznie. Lublana to naprawdę piękne miasto i cieszę się, że zachowujesz realia. Luuubimy to :). O genezie Elin słyszałam i choć ja się na poezji nie znam, to z chęcią bym się zapoznała, jak coś. Kiedyś w wolnej chwili (chwilowo takiej nie posiadam, ale cóż). (a poza tym nie wiem czy wiesz, ale do exegi monumentum mam jakiś taki personalny stosunek i to sformułowanie wywołało mój uśmiech. Nie wiem jak Elin by na taki pomnik zareagowała, ale mnie osobiście się bardzo podoba :]).
      Nie spartoliłaś, drugą część chcemy, chcemy i TO BARDZO CHCEMY. Ankietę wypełniłam, ale mogę wypełnić jeszcze raz, bo nową przeglądarkę mam, ale nie będę statystyk psuć :>. Tośki skomencę za tydzień, bo mam maraton zaliczeniowy, meh.
      Tyle. Kocham Precelki całym moim serduszkiem. I Ciebie też. Mam nadzieję, że nie nadinterpetowałam tu za bardzo, wenę zebrałam, posałabym ją wykorzystać, ale biochemia :<.
      Miłości wiele! E_A

      Usuń
    4. Uuu, to się muszę nad tą dwójką poważnie zastanowić. :)
      Interpretacja tytułu części bardzo ciekawa. Jaka jest jednak moja — tego dobry autor nie zdradza. ;) Nie, żebym była dobrą autorką, ale pozory jakieś zachować trzeba! A poza tym, następni czytający (o ile zajrzy tu jeszcze choćby pies z kulawą nogą) mogliby przeczytać i sobie radość zepsuć, co nie?
      Nie wiem dlaczego wszyscy idą w zaparte, że awantura Mili była bezpodstawna. Redaktor może NAPRAWDĘ nie zechcieć się pod czymś podpisać, jeśli autor np. uparł się, żeby zostać w tekście kardynalny błąd. W którymkolwiek z dodanych tekstów (a doszła nie tylko dedykacja) mógł się takowy znaleźć. Poza tym, gdybyś była „szefową” jakiego projektu, a ktoś by przed samym końcem bez Twojej wiedzy coś w nim zmienił, nie wkurzyłabyś się? Bo ja nie wierzę w takie cuda.
      Póki co, koncypujesz wszystko dobrze. :P I świetny pomysł z tą Milą Nieufną i Milą Zakochaną, chociaż ona zakochana nie jest, więc słowo „uczuciowa” lepiej by pasowało.
      (Zdanie z pobudkami rozumiem, ale fakt, nie ma ono sensu, musiałabyś je nieco inaczej sformułować :P).
      Tak, teatralne „3/4” wyrzuciłam. Niepotrzebne utrudnienie w czytaniu, a wystarczy już w tej materii mój styl. Albo jego brak, o!
      Cóż, Peter nie lubi być ordynarny (to nie jest ordynarny prosiak Kubacki!), więc słowo „zaliczyć” w obecności pięknej kobieta raczej go peszy i krępuje.
      Bardzo ładnie rozszyfrowujesz scenę przed spotkaniem autorskim, to jest — na zapleczu. :) I genialnie trafione z tym „tylko przyjacielskim” zachowaniem Petera!
      No, ja mam nadzieję, że Ty wreszcie „Odchodzę” ruszysz, bo na razie to nawet chyba kijem przez szmatę. :P
      Nieskromnie powiem, że wiem, że „Falling Slowly” to strzał w dziesiątkę i dziękuję twórcom za ten pięęęękny utwór. :)
      Interpretacji całości do tytułu ciekawa. Nawet bardzo! Otworzyła mi oczy na aspekty, których sama nie dostrzegałam (co świadczy o mnie jako autorce), choć to nie jest dokładnie to, co miałam na myśli. Ale mam nadzieję, że pamiętasz, że interpretacja to nie odgadywanie intencji autora? ;)
      Wierz mi, że jestem tak głupia, że sama nie zauważyłam paraleli między chłopcem nad rzeką a Peterem nad oczkiem wodnym. Ta scena z chłopcem była dopisana ot, tak, żeby czymś uzupełnić tę cząstkę, żeby nie była kompletnie niepotrzebnym opisem. Robię teraz do siebie głośnego fejspalma... A WIZJA Z MAŁYM PREVCEM JEST BOSKA, KUPIŁAŚ MNIE W CAŁOŚCI! <3
      Jestem chodzącą muzą, do usług.
      Zakończenie i podsumowanie CU-DOW-NE, nie mogłabym i na pewno nie ujęłabym tego lepiej i trafniej. To znak, że wybrane w liceum rozszerzenie nijak się ma do zdolności filologicznych. Przynajmniej tych w zakresie interpretacji. :)
      Ja Cię też bardzo lofkam i pięknie Ci dziękuję za cały trud włożony w tę interpretację. Jest idealna, po prostu boska. Mało to profesjonalne określenia, ale jakie prawdziwe! :)
      Trzymam kciuki za cały maraton. Mocno, mocno!

      Miłości jeszcze więcej. ^__^

      Usuń
  6. Jejciu, w końcu zabrałam się za komentarz. Przeczytałam tę część praktycznie od razu jak wstawiłaś, a potem studia zabrały mi sporo czasu na inne przyjemności (trochę też mi się nie chciało, ale zwalmy to na studia xD). Cieszę się bardzo, że pierwsza reakcja Elin była taka naturalna. Doceniła gest Petera, a on zdobył się na coś naprawdę wielkiego. Ale później nie pozostało mi nic innego niż zgrzytać zębami. Co ta Mila odwalała?!Czy ona nic nie może przyjąć na spokojnie i nie doszukiwać się zawsze drugiego dna? Typowa kobieta po prostu xD A i zapomniałabym - wściekła, czerwona twarz Janusa winna wszystkiemu. Podpisuję się pod tą teorią spiskową rękami i nogami :D Lublana przedstawia się naprawdę uroczo i kto wie, może kiedyś się tam wybiorę? Chociaż na razie może postawię sobie za cel dotarcie do Planicy w ciągu najbliższych 10 lat xD "Kiedyś będę taki jak Peter Prevc, mamo!" Czy tylko mi się to skojarzyło z tą reklamą i okrzykiem: Ja kiedyś też będę tak skakał! Swoją drogą ubolewam, że nie puszczali w tym sezonie już jej przed zawodami, bo miała w sobie swój urok. Poza tym, daj spokój Mila. Każdy chciałby być takim sportowcem jak Peter xD Wiem, że ona myślała tutaj akurat w innych kategoriach, ale jednak. Takie słowa jak ogarnąłeś w ustach Mili rzeczywiście od razu rzucają się w oczy i zdecydowanie do niej nie pasują. Ale riposta zacna panno Elin, naprawdę na poziomie i pozazdrościć refleksu. Parsknęłam szczerym śmiechem przy tej zasadzie decorum. Punkt dla Ciebie, Mila. (Może jeszcze zdąży w moich oczach zyskać po tej manianie jaką odwaliła na początku rozdziału? xD) No to teraz chyba pora przejść do Petera. Zadziwiające jest to, w jak podobny sposób wszyscy go odbierają. Zresztą ja też. Rzadko, kiedy w opowiadaniach można spotkać Petera jako człowieka szczególnie rozrywkowego, imprezującego, czy zaliczającego wszystko na potęgę. Z reguły jest spokojny, może lekko wycofany, ale świetnie odnajdujący się w znajomym towarzystwie. I tak dalej, wszyscy wiedzą o co chodzi xD I jestem ciekawa na ile jest to odzwierciedlenie charakteru prawdziwego Petera, który po prostu sprawia takie porządne, dobre pierwsze wrażenie. Przynajmniej ja go tak odbieram. Po, a raczej w trakcie spotkania Mila przeżywa rozterki, które sprawiają, że znowu zaczynam do niej czuć nić sympatii, choć dla mnie to kobieta komplikuje sobie życie niemiłosiernie. Na szczęście na straży stoi Peter, który po prostu wygrywa konkurs na faceta mojego życia. Myślałam, że dedykacja to było coś wielkiego, ale to co zrobił teraz?! To aż rzuca na kolana. I właśnie w tym momencie wracamy z Milą do lubienia siebie, bo w końcu zaczyna reagować jak powinna. Krzyczę i poganiam ją w myślach: Kobieto, jedź szybciej. On tam na Ciebie czeka (no może nie czekał, ale to dlatego że nie wiedział, ze przyjedzie, inaczej by ze skóry wychodził). Jak dla mnie końcówka była idealna, nie nazbyt cukierkowa czy wyidealizowana. I oczywiście chętnie poczytam jeszcze o Mili i Peterze, chociaż chłopak pewnie nie będzie miał z nią łatwego życia. No i już, wymęczyłam ten komentarz strasznie, ale zasłużyłaś na odzew ze strony każdego czytelnika i nie czułabym się w porządku wobec Ciebie, gdybym nie skomentowała.
    PS Lubię Jelar. Nie wiem, dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że jest ona znacznie sympatyczniejszą i ludzką osobą niż stara się to pokazać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HAHAHAAHAHA, znaaaam tooo :D Jak się łatwo wymigać od zrobienia innych obowiązków niż na uczelnię? STUDIAMI. :D Choćby zaliczenia były dwa, to zawsze można ich użyć. Działa! :D
      Ano, taka to typowa baba.
      Ból głowy od rana? ZWAL NA GORANA! XD
      Oooo, no to teraz już wiem, gdzie mi dzwoniło podczas pisania tego fragmentu! Wiedziałam, że coś gdzieś kiedyś jakoś, ale zlokalizować była bieda. Dzięki Ci za to przypomnienie! A reklamy naprawdę szkoda, była świetna i wprowadzała nastrój przed zawodami. Taki specyficzny, no.
      Fakt, „Peter” i „impreza” to jakby antyteza (te rymy mnie prześladują już od dobrych kilku dni, pomooocyyy!), chociaż „mój” Pero początkowo miał właśnie był taki lekko zawadiacki — i początkowo był. A potem mi się postać trochę posypała, ale w sumie wyszło na dobre. Chyba. Albo i nie. Myślę, że prawdziwy Peter ma dwa oblicza — jedno to, które zawsze widnieje w opowiadaniach, drugie — cóż, jestem przekonana, że dawniej był zupełnie inny i ma sporo „za uszami”.
      Jejku, bardzo mi miło z powodu tego, co napisałaś pod koniec komentarza. Nawet nie bardzo wiem, jak się do tego odnieść, tak mi miło. Gaduły tak z reguły mają — w pewnych momentach brakuje im słów. Dlatego bardzo dziękuję za ten komentarz, jestem cholernie wdzięczna i każdy taki „elaboracik” jest dla mnie cenny, choćby nie wiem jak wymęczony. D Z I Ę K U J Ę.

      PS. Ooo, ja to widzę, że Jelar mogę fanklub zakładać. :D Rada jestem, że i postać trzecioplanowa zyskała sobie sympatyków, brawo ja! :D

      Usuń
  7. Czemu nie dodasz tego na wattpada? Z chęcią bym przeczytała na telefonke jest mi bardzo nid wygodnie SZKODA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogspot posiada wersję mobilną - korzystam z niej teraz. Również bardzo wygodna i zachowuje polskie formatowanie. Kiepska wymówka.

      Usuń