Pajęcza
sieć
Wróble budziły dzień nad miastem. Po drogach z rzadka przejeżdżały
samochody. Słońce zabarwiło nieboskłon na odcień czerwonej
pomarańczy. Granat nocy dopiero powolnie odchodził, z ociąganiem,
bez przekonania. Delikatny wietrzyk chłodził spieczoną słońcem
ziemię. Upał czaił się za horyzontem, wyczekując odpowiedniej
godziny, by móc się zaprezentować w całej swojej okazałości.
W
ten lipcowy poranek nad miastem Milę dręczyła bezsenność. Z
przyciągniętymi do piersi nogami siedziała na balkonie, okryta
cienkim kocem, z wystygłą herbatą bezczynnie czekającą na
szklanym stoliku. Złożony słoneczny parasol odpoczywał po
całodziennej pracy. Elin wzięła wolne, by móc w domowym zaciszu
dokończyć ostatnie poprawki nad Lotem w przeszłość
— książki, która przerosła jej siły.
Niby nic, prawda? Biografia to bułka z masłem w porównaniu z
naukowymi publikacjami. A mimo wszystko Mila nie potrafiła przez nią
przebrnąć. Problemem nie była szata stylistyczna ani warstwa
językowa. Problemem był autor.
Niemal
tydzień temu wyleciał z redakcji jak strzała, z dzikim gniewem w
oczach i niezłą siłą w nogach. Zaskoczona naczelna wyszła z
gabinetu, z niebezpiecznym zainteresowaniem śledząc każdy krok
Prevca. Posłała Mili spojrzenie, w którym pewne było jedno —
to, że kiedyś młoda pani redaktor boleśnie odczuje skutki swoich
czynów. Szefowa nie mogła jej od razu wezwać na dywanik — miała
umówione spotkanie na mieście — ale zrobiła to dwa dni później.
I domagała się wyjaśnień. Szczegółowych.
—
Nie możemy stracić kontraktu przez
twoje chimery! — syczała, miotając się po swoim gabinecie jak
węgorz. — Co ty sobie myślałaś?! Jak mogłaś być taka
nieodpowiedzialna?! Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakich szkód
mogłaś narobić?!
Elinówna siedziała ze spuszczoną głową, starając się przełykać
łzy. Chciała móc zapewnić przełożoną, że Prevc nie zrezygnuje
z umowy, ale nic nie zapowiadało szczęśliwego happy endu. Trzeba
było jednak prezentować nietypowy poziom idiotyzmu, żeby zerwać
kontrakt — w takim wypadku czekało go pokrywanie strat, a kwota za
taki śmiały ruch była horrendalna.
—
Mam cię ochotę zwolnić w trybie
natychmiastowym! — krzyknęła Jelar w szale.
Mila podniosła głowę, wbijając spojrzenie przerażonej łani w
szefową. Serce boleśnie ją zakłuło.
—
Ale tego nie zrobię — dodała
spokojniejszym tonem, grzebiąc w torebce. — Na razie.
Dopóki Prevc nie przyniesie żadnego wniosku o zerwanie umowy, twoja
pozycja jest marna, ale stabilna. I wiedz, że przez Ciebie właśnie
zapalam pierwszego papierosa od dwunastu lat. — Pstryknęła
zapalniczką, której ogień momentalnie spopielił końcówkę
papierosa.
W gabinecie zapadła względna cisza; szumiał jedynie komputer i
tykał zegar naścienny. Mila wsłuchiwała się w głuche, acz mocne
uderzenia swojego serca. Jelar z ulgą wypuszczała szarawy,
śmierdzący dym ze swoich ust, a w głowie Elin miały miejsce
najczarniejsze scenariusze, jakie może wymyślać ktoś, komu grozi
zwolnienie.
—
Aż tak cię to uraziło, że ci się
gapił w cycki?
Jelar nie musiała znać całej prawdy. Dlatego Mila splotła ręce
na piersi, z zaciśniętymi zębami wpatrując się w zachodzące za
oknem słońce. Uparcie jednak milczała. Przełożona podniosła
dłonie w geście kapitulacji.
—
Dobra, nie chcesz, to nie gadaj.
Byle mi się Prevc nie rozmyślił.
Mila z obrzydzeniem spojrzała na leżący u jej stóp telefon.
Wiedziała, że nie ma wyjścia. Każda komórka w jej ciele się
temu sprzeciwiała, ale nie od niej zależał kolejny krok. Przecież
do końca pozostało tak niewiele. Tylko to jedno połączenie.
Ostatni rozdział. A potem już spokój i Jelar ją ozłoci.
Bo
Mila wiedziała, że Prevc się nie rozmyślił
— minął niemal równy tydzień, a żadne wieści od niego nie
napływały, kwestię czasu stanowił moment wpisania jego książki
na listę słoweńskich bestsellerów. Nie było prób tłumaczeń —
od żadnej ze stron. Pozostawało więc wybrać ten numer i umówić
się po raz ostatni. Potem tylko wysłać egzemplarz okazowy i nigdy
więcej nie wracać do tych wspomnień.
Czy
żałowała? Trochę. Poczucie winy nieprzyjemnie dociążało jej
żołądek. Grzebanie w cudzych rzeczach zawsze uważała za co
najmniej niestosowne. Nie do
końca wiedziała, co ją podkusiło do złamania własnych zasad —
dobry nastrój, niewinna, przyjemna konwersacja z mężczyzną? Nagły
przypływ pewności siebie? Cokolwiek by to nie było, nie mogło
stanowić konstruktywnego powodu do rezygnacji z dobrych manier.
Jednakowoż przerażała ją myśl, że miałaby ciągnąć tę
znajomość w niewiedzy o prawdziwych planach Prevca. Nigdy nie
wymierzono jej takiego policzka. Nigdy nie czuła się tak
bezwartościowa i upokorzona. Nigdy nie była zabawką w czyichś
rękach. Musiała mimo wszystko odstawić te uczucia na bok, wrócić
do profesjonalizmu. Udawać, że żaden Kranjec
nie napisał smsa, którego ona mogłaby zobaczyć.
Westchnęła. Przełożyła telefon na stolik, czekając na nadejście
stosowniejszej godziny. Podniosła wreszcie kubek z zimną herbatą i
upiła łyk w nadziei na niespodziewany napływ odwagi.
* * *
Muzyka i rytmiczne wstrząsy jego ciała, gdy biegł przez kolejne
połacie lasu, działały na niego uspokajająco. Znikało irytujące
rodzeństwo, znikał marudny trener, znikały problemy. A może
inaczej — wypływały na wierzch świadomości, półzanurzone w
trzeźwych, dalekich od emocji myślach. Bez nerwów, bez presji.
Tylko on, jego głuche kroki i górska natura.
W Kranju dopiero wschodził dzień. Dzięki temu temperatura była
wprost idealna do joggingu i wsłuchiwania się we własną
podświadomość.
Kiedy tylko połączył fakty, w pierwszej kolejności Peter chciał
zamordować Milę — żadna wymówka nie usprawiedliwiała jej
naruszenia prywatności — ale z czasem gniew skoncentrował się na
Kranjcu. To nie tak, że starszy kolega z drużyny był niespełna
rozumu i nie pojmował zamiarów Prevca; po prostu uwielbiał
żartować, zwłaszcza ze sfery relacji damsko-męskich. Celem było
zwyczajne rozbawienie młodszego kumpla, bo wiedział, że tkwił na
spotkaniu w wydawnictwie. Pech chciał, że wpadła telewizja i
zrobiło się zamieszanie, w wyniku którego młody Słoweniec
stracił głowę (co nie zdarzało mu się często), więc rzucił
komórkę byle gdzie. Skąd jednak miał wiedzieć, że Mila Elin,
pani Porządna Redaktorka, pani Sztywna Koszula, posunie się do
takiego świństwa? Peter czuł do niej odrazę i jego ostatnim
życzeniem było znowu ją zobaczyć, a wiedział, że jest to
nieuniknione. Chciał mieć to już za sobą.
Bo się zawiódł; osoba, wcześniej uważana za niezwykle tajemniczą
i wciągającą, nagle wydała mu się typową przedstawicielką
swojego gatunku: wścibskim babsztylem, którego interesuje każdy
intymny szczegół z życia wszystkich wokół. Takiej postawy Prevc
nie akceptował, nie mógł więc się pogodzić z tym, co Mila
zrobiła.
A jednak cichy głos z tyłu jego głowy ciągle szeptał, że nadal
istniała taka część Elinówny, którą Peter koniecznie chciał
odkryć — i nie było to (tylko) ciało. Miał niepokojące
przeczucie, że tej historii nie nadszedł jeszcze ostateczny koniec,
ale podobnie sprawa miała się z jego „wiecznie drugim”
miejscem. A skoro tamto fatum udało mu się przezwyciężyć, to
dlaczego nie miałby zmienić swojej relacji z jakąś redaktorką, z
którą zamienił zaledwie kilkanaście rzeczywiście znaczących
cokolwiek zdań?
—
Peter, dlaczego stoisz w drzwiach?
Za progiem stała jego mama, wciąż jeszcze w szlafroku, ale
wyraźnie zaniepokojona letargiem syna. Ten zaś zupełnie nie
zauważył, kiedy dotarł do domu.
—
Dooomeeeeen, znowu mi
podpierdzieliłeś stopki? — marudził w tle Cene.
Jego bracia nigdy nie byli w humorze o piątej rano. Peter zaczął
zdejmować buty.
—
Nie, nie wyciągnąłeś ich z
prania, geniuszu — dobiegł go przytłumiony głos najmłodszego
brata.
—
Domen, wiesz, że kłamstwo to
paskudztwo, prawda? — Pani Prevc ze spokojem zaczęła sortować
wyprane ciuchy.
Tymczasem Peter zdążył wejść do domu, zebrał czystą bieliznę
i ubrania, i zdążał powoli do łazienki.
—
Wiem też, że niewybaczanie jest
cechą ludzi nienawistnych, więc nie macie wyboru, musicie mi
wybaczać moje wady, jeśli chcecie iść do nieba.
Najstarszy z braci zmarszczył czoło.
—
Jak ci zaraz zasadzę kopa, to się
tam przedwcześnie znajdziesz! — usłyszał jeszcze groźbę Cene
Peter, zanim zamknął za sobą drzwi łazienki.
Pozostało mu więc czekać. Na odpowiednią godzinę i przypływ
odwagi.
* * *
Jeden sygnał.
Drugi.
Trzeci.
Szum i niski, chłodny głos:
—
Słucham?
Mila poczuła przypływ adrenaliny. Zaczęła się intensywnie pocić.
Perspektywa tej rozmowy wydawała się o wiele lepsza w jej głowie.
Gdy usłyszała zimny jak stal baryton Prevca, zwątpiła we wszelkie
pokojowe rozwiązania ich poplątanej sytuacji. Świadomość ta
obudziła w niej jednak wolę walki.
—
Cześć. Tu Mila, z redakcji —
odparła swoim wizytowym, zawodowym tonem, choć z ledwością
powstrzymała się od dodania ironicznie „sztywna dziunia” przed
ostatnią częścią. — Dzwonię z potwierdzeniem terminu naszego
spotkania, bo skończyłam poprawę ostatniego
rozdziału.
—
Przykro mi, ale za dwa dni zaczyna się sezon i będę niemal
nieosiągalny. — W jego tonie
darmo było szukać oznak prawdziwego żalu.
W Elinównie się zagotowało, ale przymknęła oczy, wyobrażając
sobie, że wydycha gniew. Byle tylko nie pociąć Prevca na kawałki
przez telefon.
—
Jak to? — spytała lekko
zaskoczonym tonem. — Masz świadomość, że obowiązuje nas
deadline?
—
No coś ty, naprawdę? —
sarknął Prevc. — Doskonale zdaję sobie z tego sprawę,
ale nie mam jak go dotrzymać. Za dwa dni zaczyna się inauguracja
Letniej Grand Prix w Kranju. Oczekujesz ode mnie, że powiem
trenerowi: Sorry, Goran, ale
odpuszczam sobie start, bo muszę się skupić na autopromocji?
Zapadło milczenie. Mila westchnęła głęboko, znowu zaciskając
oczy i usiłując nie wyrzucić telefonu przez balkon i nie wsiąść
w pierwszą lepszą taksówkę, by zajechać pod dom swojego
niełatwego klienta w celu jego niechybnej dekapitacji.
—
Co proponujesz? — wyartykułowała
wreszcie niecierpliwym tonem.
Nastąpiła chwila zastanowienia.
—
Musisz przyjechać do Kranja.
— I
co, mam latać za tobą jak jakaś napalona fanka? — sarknęła.
—
Nie, wystarczy, że sprawdzasz mi telefon jak zazdrosna
dziewczyna.
Mila zazgrzytała zębami tak mocno, że była pewna, że teraz czeka
ją tylko wizyta u ortodonty i wstawienie sztucznej szczęki.
—
Wiesz, co? W dupie to mam —
odparła odważnie i stanowczo. — Ciebie i to twoje pożal się,
Boże, dziełko. Wal się! — warknęła, gotowa rozłączyć się
lada chwila, ale niemal w tym samym momencie jej irytujący
interlokutor odezwał się ze stoickim spokojem:
— W
porządku. Mam nadzieję, że stać cię na pokrycie rekompensaty za
niedotrzymanie terminu.
I dopiero wówczas w słuchawce zaległa głucha cisza, oznajmująca
zakończone połączenie. Mila ze złości cisnęła komórkę na
łóżko, zaczynając robić małe, nerwowe okrążenia po swojej
sypialni. Dzień miał się już ku końcowi; Elin bardzo długo
zbierała się na odwagę, by dotknąć zielonej słuchawki przy
nazwisku Petera, a poza tym była pewna, że rozmowa przebiegnie w
standardowy sposób — po prostu ustalą godzinę i koniec.
Tymczasem słoweńska gwiazda skoków narciarskich zamierzała
dołożyć wszelkich starań, by Mila miała pod górę.
Dziewczyna spojrzała na leżący na łóżku telefon.
Nie mogła sobie pozwolić na żadne opóźnienia ani tym bardziej na
dopuszczenie emocji do głosu. Miała być profesjonalna, tak?
Konwersacja sprzed chwili przeczyła zasadom zawodowej komunikacji.
Chociaż więc czuła rosnące upokorzenie, po raz drugi wybrała
numer Prevca. Nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć, ona oznajmiła
stanowczym tonem:
—
Będę w piątek w Kranju o
szesnastej.
* * *
Mila spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie takich tłumów
podczas letniej edycji skoków narciarskich. Dzień powolnie chylił
się ku zachodowi i słońce nie prażyło jak jeszcze kilka godzin
wcześniej, próbując ją usmażyć w samochodzie. Klimatyzacja
dawno się poddała. Cud, że GPS nie wpadł na taki pomysł. Po
odbiorze zostawionych dla niej w punkcie kasowym akredytacji, Elin
poczuła się nagle bardzo zagubiona i osaczona. Setki (a może i
tysiące?) ludzi z flagami, wymalowanymi twarzami, mówiących
wszystkimi językami świata. I ona sama, zaplątana w ten tłum jak
gapowata mucha w sieć brutalnego pająka.
Nie
bardzo nawet wiedziała, dokąd pójść; za ludźmi? Pod prąd?
Nigdy przedtem nie wgłębiała się za bardzo w transmisje skoków,
trudno więc było jej rozeznać, co powinna teraz zrobić.
Muszą się przecież gdzieś przebierać,
pomyślała, obserwując strumień kibiców wlewających się na
skocznię. A że zdrowi na umyśle ludzie nie mają skłonności
ekshibicjonistycznych, oczywistym stało się, że musiał znajdować
się gdzieś w okolicy ośrodek, który służył im za szatnię.
Zasadniczo widniała tam jakaś wieża, ale... cała oszklona. Sens
byłby zatem w tym żaden.
—
Mila!
Elin od razu odwróciła się na pięcie i poczuła przypływ
adrenaliny. Prevc zmaterializował się za nią w sportowych, luźnych
szortach, koszulce polo i bejsbolówce. Nie przypominał tego nieco
obficie odzianego chłopaka, który przez ostatnie trzy miesiące,
tydzień w tydzień, pochylał się wraz z nią nad własną
autobiografią.
—
Cześć — rzuciła sucho i
spotkała się z podobną odpowiedzią. — Jest tu jakieś ustronne
miejsce? Przyznam, że lepiej mi się pracuje w odosobnieniu.
Przytaknął głową. Nie wykazywał ani krzty ironii, czy
naigrawania, a Mila czuła, że jej serce zaraz dostanie zawału.
Ledwie mogła na niego patrzeć — od razu miała przed oczami okno
smsa i czuła nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Wiele była
w stanie postawić na to, że Prevca imały się podobne objawy, po
prostu lepiej się z nimi maskował.
—
Możemy pójść do naszego domku.
Wszyscy są teraz na rozgrzewce, więc będziemy mieć spokój.
Mila posłusznie podreptała za skoczkiem, przytulając do piersi
teczkę z ostatnim rozdziałem. Szarmancko otworzył przed nią drzwi
do drewnianego domku, puścił ją przodem, po czym sam wszedł do
środka.
Warunki raczej nie sprzyjały pracy: wnętrze było nagrzane i jedyne
źródło chłodnego powiewu stanowił mały wiatrak w kącie. Ściany
pokrywały poły materiałów wszelkiej maści, od jeansu po dziwną
teksturę kolorowych kombinezonów. O jedyną wolną przestrzeń
ścienną opierały się schowane w futerałach narty, natomiast buty
walały się po absolutnie całej powierzchni podłogi.
—
Przepraszam — mruknął Prevc,
brutalnymi kopami chowając sprzęt kolegów pod ławki. —
Skoczkowie to raczej niechluje. — Próbował jej posłać coś w
rodzaju uśmiechu, ale ona natychmiast spuściła wzrok, zaczynając
skubać brzeg teczki.
W końcu Peter usiadł obok niej, a ona poczuła, jak jej tętno
wzrasta.
Na pewno używał porządnych perfum, czego wcześniej nie zauważyła.
Zdjął też czapkę i zmierzwił lekko spocone włosy, tworząc na
swojej głowie nieład, który nagle skojarzył się Mili bardzo
perwersyjnie.
Małe, gorące pomieszczenie. Dużo ławek. Od biedy i ubrań,
dobrych do amortyzacji. A Prevc miał klucz...
Elin,
co ty ćpałaś?, zgromiła samą
siebie w myślach, w rzeczywistości wyjmując plik kartek drżącymi
rękami. Musisz naprawić klimę w samochodzie, bo upał
EWIDENTNIE ci szkodzi.
Przelotnie
spojrzała na niego, zanim odniosła się do pierwszego z większych
znaków zapytania na stronie. W zielonych oczach zauważyła pewną
dozę determinacji. Ale do czego? Z pewnym, głęboko schowanym,
oczywiście, zawodem przyjęła fakt, że była to jedynie
zwykła determinacja, nie zaś... rozmyte napięcie. To napięcie,
które nie lubi czekać, a jednocześnie odwlekaniem właśnie się
żywi.
Zaplanowany
wcześniej z pełną skrupulatnością profesjonalizm zachowywała
konsekwentnie przez całą godzinę dość męczących w tej
temperaturze dywagacji na temat pierwotnych zamysłów,
niepoprawnej syntaktyki
oraz błędnej logiki.
Za małym okienkiem robiło się coraz ciemniej i Mila zaczynała się
obawiać, że zatrzyma swojego klienta przed ważnymi zawodami. Jelar
pewnie by jej powiedziała, że nie powinna się przejmować niczym
innym, poza priorytetami wydawnictwa, ale jakiś mały, zapomniany
kąt sumienia Elin odrzucał tę samolubność. Może i Prevc w życiu
prywatnym prezentował najgorszą z możliwych postaw męskich —
casanovę od siedmiu boleści — ale nadal stanowił ważną część
świata sportu. To ta przecież rzeczywistość sprawiła, że
opłacalnym okazało się spisanie faktów z jego życia, to dzięki
niej jego nazwisko zaczęto łączyć z czymś ważnym. Nie mogła mu
tego odebrać. Nieobecność podczas jednego konkursu pewnie by mu
nie zaszkodziła, ale Mila nie miała serca banalizować czegoś, co
stanowiło pokaźny procent całego jego życiorysu. Przynajmniej nie
na głos, nie chciała więc doprowadzać do sytuacji, w której
musiałaby wysunąć argument gruboskórnej szefowej.
Ostatnia kropka. Ostatni ślad czerwonego długopisu. Przygoda z
biografią Prevca dobiegła końca — przynajmniej na poziomie
towarzyskim. Mila schowała tekst i przybory do teczki, niespiesznie
zawiązując biały sznurek. Za oknem widniało bardzo późne
popołudnie, a jego kolegów... nadal nie było na horyzoncie.
Pierwszy krok na zewnątrz równał się łapczywemu haustowi
chłodnego powietrza. Letnie wieczory w górach były znacznie
zimniejsze od miejskich, czy nadmorskich. Temperatura potrafiła
spaść nawet o kilkanaście stopni w stosunku do dnia, dlatego Milę
przebiegł niepokojący dreszcz. Nie przewidziała takiego obrotu
spraw i zaczęła przeklinać samą siebie za niewzięcie swetra. W
tym samym momencie wracająca z rozgrzewki grupa Słoweńców, do tej
pory roześmiana, ucichła na jej widok, wbijając wzrok w ziemię, i
przeszła obok bez słowa, odprowadzana gromiącym spojrzeniem
Prevca.
Wieczór nie był cichy; ogłuszające ryki kibiców, choć wydawały
się odległe, niosły echo na wiele kilometrów, tak, że
przyćmiewały nawet świerszcze.
— I
co teraz będzie?
Pytanie Petera zabrzmiało głucho w wieczornym powietrzu. Mila nadal
dość zdawkowo na niego spoglądała.
—
Teraz to wszystko wydrukuję i
poprawię jeszcze jakieś... trzy razy.
Prevc uniósł brwi w niemałym zaskoczeniu. Z jakiegoś względu
ludzie uważali, że praca redaktora polegała na pobieżnym
przejrzeniu tekstu dwa razy, a potem puszczeniu go w obieg. Nie mogli
się chyba bardziej mylić.
—
Naprawdę? Chce ci się tak?
Na twarzy Elinówny pojawił się uśmieszek, który podniósł tylko
jeden kącik jej ust. Wreszcie zebrała w sobie wystarczająco dużo
odwagi, by spojrzeć mu prosto w oczy — w oczy, z których zniknęła
determinacja, a pozostała niewidziana dotąd łagodność.
— A
tobie? — zapytała. — Chce się tak ciągle skakać? W gruncie
rzeczy to przecież ciągle to samo: wchodzisz, siadasz, zjeżdżasz,
lecisz, lądujesz, schodzisz.
Prevc odpowiedział szerokim uśmiechem. Analogia była jasna i aż
dziw, że sam jej nie dostrzegł.
Zapadło milczenie, bardzo niezręczne i denerwujące. W piersi Mili
serce, dotąd wystarczająco znerwicowane, wzmocniło i przyspieszyło
swoją pracę. Musiała się stamtąd jak najprędzej wydostać,
wyspać w hotelu i wrócić do domu.
—
Będę już lecieć — odezwała
się, robiąc mikro krok w stronę wyjścia.
Peter znowu się zdziwił.
—
Nie zostaniesz na zawodach?
Mogłabyś. Masz przecież akredytację.
Elin pokręciła głową.
—
Chciałabym wprowadzić te zmiany do
komputera jeszcze dziś. Aha, i w razie czego bądź pod telefonem —
na tym etapie poprawek mogą się zdarzyć większe wątpliwości,
ale nie sądzę, żeby nam groziły. Rozmawiałam już z Matjažem,
naszym grafikiem — okładka powinna być zaprojektowana do końca
tygodnia. Do miesiąca lub dwóch prawdopodobnie dostaniesz
egzemplarz autorski.
O ile to w ogóle możliwe, brwi Prevca powędrowały jeszcze wyżej.
—
Wow, szybko.
Mila wzruszyła ramionami.
—
Deadline zobowiązuje —
odparła, na nowo przybierając chłodny ton. Nawet się nie
spostrzegła, kiedy zboczyła z planu. — Poza tym szefowa naprawdę
chciała się pospieszyć w twoim przypadku.
Prevc bezgłośnie przytaknął.
Mila w duchu liczyła, że nikt nie wywlecze zeszłego tygodnia na
wierzch, ale w takiej ciszy, jaka między nimi zapadła, zawsze rodzą
się niewygodne sytuacje, a ślina przynosi na język niepożądane
słowa.
—
Wiesz, że musimy o tym pogadać,
prawda?
Z domku zaczęły dochodzić głośne śmiechy i rozmowy. Poza tym
skoczkowie z pozostałych nacji coraz gęściej zaludniali ich
ścieżkę, niosąc na ramieniu narty, krocząc na piętach i
paradując w tych kolorowych, dziwnych w swojej fakturze strojach.
Domek umieszczonych obok Polaków już ostatecznie zamykano.
Znowu zaczęła unikać jego wzroku. Chrząknęła, by dodać sobie
odwagi. I pewności w głosie.
—
Wiem — przyznała bez ogródek. —
I jeśli chodzi o moją część, to zachowałam się poniżej
wszelkiej krytyki. Szczerze przepraszam. Nie wiem, co mnie opętało.
Masz prawo być wściekły, pewnie sama bym była.
Poczuła dumę. Ani przez chwilę nie przemówiły przez nią emocje.
Peter nabierał powietrza w płuca, by coś powiedzieć, ale po
„wiosce” zawodników rozległ się czyjś rozwścieczony głos:
—
Prevc, do jasnej cholery, co ty tu
jeszcze robisz?! I to bez kombinezonu!
Nietrudno się domyślić, że przysadzisty, niski i łysy mężczyzna,
czerwony na twarzy ze złości, był próbującym do nich jak
najszybciej dotrzeć trenerem. Mila już wiedziała, jak się
nazywał: Goran Janus. Prevc nie musiał powiedzieć ani słowa, by
ją w tym oświecić — zrobił przez swój tekst, zupełnie
niezamierzenie.
—
Ty nie musisz mnie za nic
przepraszać — ciągnęła, obojętna już na krzyki poirytowanego
kierownika kadry. Nadal jednak nie wykazywała się żadną
niestabilnością emocjonalną. — To nie twoja wina. To ja byłam
wścibska.
Taka
była prawda. Nie można przepraszać za to, kim się jest,
zapewniała samą siebie w myślach Elin. Jeśli Peter był
podrywaczem, to nie mogła się przecież za to obrażać. Koniec
końców nikt przecież nie ucierpiał — ona nie dała się złapać
w żadną sieć, a on nie wykazywał nawet pół znaku dwuznaczności
w swoich słowach (kto wie, może celowo zwlekał?) — oczywistą
więc była jej wina. Z nich dwojga to ona pogwałciła zasady
dobrego wychowania. Prevc nie zrobił przecież niczego
niestosownego. Nawet kiedy guziki jej koszuli odpięły się w
dziwaczny i dość niełatwy do przeoczenia dla mężczyzny sposób,
skoczek nie posunął się do „wykorzystania okazji”, a większej
przecież nie miał przez dobrych kilka miesięcy. I wiedział, ze
już nie dostanie. Ba, wyglądał raczej na zawstydzonego. Tak, gapił
się — ale to była raczej zasadnicza cecha osobnicza mężczyzn.
Każdy przedstawiciel ich gatunku zrobiłby dokładnie to samo.
—
Peter, czy ty głuchy jesteś?! —
awanturował się dalej Janus z oddali. — Za dziesięć minut
zaczynają się zawody! Do reszty oczadziałeś?!
Mieli
wielkie szczęście — a według Mili raczej pecha
— że po drodze zaczepiło go kilkoro ludzi i odebrał ze dwa
krótkie połączenia.
Na twarzy Prevca zagościła panika. Jakby chciał powiedzieć wiele,
ale działający na niekorzyść czas mu na to nie pozwalał, więc
obmyślał, jak upchnąć esencję swoich myśli w lakonicznym
zdaniu.
—
Chyba nie chcesz tego tak zostawić?
— syknął. Mila niemal wzdrygnęła się na widok tego nagłego
gniewu. Kiepską drogę przekazania swojego oglądu na sprawę sobie
obrał. — Ja też mam coś do wyjaśnienia. Ten sms...
Nagle to wszystko — książka, zawody, wieczorne góry, Peter —
wydało się jej odległe. Bez znamion emocjonalnych. Obojętne jak
kałuża w deszczowy dzień. Zwyczajne. I przeszłe.
Jakby się wydarzyło lata temu. Uciekający czas i zbliżający się
trener — te dwa czynniki sprawiły, że dla Mili znajomość z
Prevcem w ułamku sekundy stała się historią. Za kilka minut miała
wybić godzina rozpoczęcia konkursu, symbolu kresu ich współpracy.
Mieli przecież dokończyć ostatni rozdział przed pierwszym
trenerskim sygnałem startu.
—
PREVC!
Skoczek miał nadal w oczach panikę i, paradoksalnie, gniew. Nie
wiadomo było tylko na kogo. Wyglądało na to, że w pewnym sensie
także na siebie.
—
Na razie, Peter.
Odwróciła się na pięcie, odprowadzana wrzaskami Gorana Janusa. Co
ciekawe, Peter nie uronił ani jednego słowa — a przynajmniej nie
takiego, które przebiłoby się ponad zbliżający się wrzask
kibiców.
Mila Elin nigdy nie była pewniejsza, że właśnie zamknęła
ostatni rozdział.
* * *
Wedle powszechnej opinii, wydanie książki to proces krótki, łatwy
i przyjemny, na dodatek nieobarczony wieloma formalnościami.
Towarzyszy mu atmosfera spokoju i skupienia, a redakcje to istne
świątynie dumania, w których ciszę przerywają tylko trzy
dźwięki: tykanie zegara, stukanie w klawiaturę i siorbanie kawy.
Kto choć raz został wrzucony w wydawniczy kocioł, ten wie, że
opinia ta niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Każda
publikacja to w pierwszej kolejności stos umów, recenzji i
dokumentów, zarówno papierowych, jak i elektronicznych — przez to
standardowy czas wydania jednej książki sięga około pięciu
miesięcy. Trzy to niesamowity ekspres i sprawa z pewnością
podszyta niemałą gotówką. Redaktorów ścigają nieprzekraczalne
terminy, często chodzą niewyspani i zachowują przytomność umysłu
tylko dzięki odpowiednim dziennym dawkom kofeiny. A etapów,
wiodących do wprowadzenia książki na rynek, jest multum.
Po
zatwierdzeniu przez Prevca ostatniego rozdziału, Mila wydrukowała i
wysłała całość tekstu do korektora. Firmowy żółtodziób
przyniósł go po trzech tygodniach — okraszony morzem czerwonych,
drobnych znaczków. Kolejny tydzień Elin zmarnowała na wprowadzanie
zmian, a w międzyczasie na pracę nad nowymi projektami. Po kilku
podobnych cyklach tekst trafił do składacza, a stamtąd — do
drukarni. Wreszcie, po dwóch miesiącach walki z wiatrakami,
wydawnictwo otrzymało pocztą egzemplarz okazowy Lotu w
przeszłość. Ale życie byłoby
zbyt proste, gdyby wszystko poszło po myśli Mili. Okazało się, ze
składacz zapomniał o tak zwanej zlewce,
czyli dodatkowych milimetrach marginesu zewnętrznego, które chronią
publikację przez niespodziankami z drukarni, a więc właśnie
omyłkowymi ścięciami prasy drukarskiej. Na domiar złego, książka
była szyta, a nie, zgodnie z umową, klejona. Wisienką na torcie
okazał się zaś... brak lakieru wybiórczego na okładce.*
Wprowadzanie zmian zajęło kolejny miesiąc. Dopiero wtedy, po ponad
dziewięćdziesięciu dniach ciężkiej batalii
literacko-technicznej, autobiografia Petera Prevca nabrała
właściwego kształtu — zarówno językowego, jak i graficznego. W
całym tym popłochu Mila nie zwróciła większej uwagi na czwórkę
wydawniczą**, pewna, że wygląda wedle standardów. Dopiero, gdy
zamknęła za sobą drzwi poczty, na której wysłała jeden
egzemplarz autorowi, dopiero, gdy wróciła do domu i otworzyła
swoją kopię książki, zauważyła, że stron początkowych
przybyło. Tak, Peter Prevc na pewno nie planował zamieszczać
żadnej dedykacji — a przynajmniej ona nic o tym nie wiedziała.
Jej oczy rosły więc z każdym kolejnym słowem.
Dla
Mili Elin,
wspaniałej
redaktorki, której należą się szczere przeprosiny,
a
bez której nigdy nie powstałaby ta książka.
Przepraszam
i dziękuję,
Peter
* lakier wybiórczy — najczęściej okładki są matowe, ale
niektóre ich elementy są lakierowane. I do tego celu stosuje się
właśnie lakier wybiórczy. :)
** czwórka wydawnicza — pierwsze cztery strony książki, tj.
strona przedtytułowa, wakat, strona tytułowa, strona wydawnicza.
Często wydawnictwa jednak skracają to do tzw. dwójki wydawniczej —
pomijają wakat i stronę przedtytułową/tytułową.
Chciałabym tylko dodać, że na fali inspiracji, postanowiłam sobie
nazwać kolejne cząstki, a więc mamy:
1.
Sobąpisanie (tytuł
jest kalką tytułu teksty Michaela Faucoulta, który traktuje o
pisaniu autobiografii)
2.
Niebo w rozdarciu
3.
Pajęcza sieć
4. ? — tajemnica! :D
Chciałabym tylko jeszcze dodać, że na samym dole strony znajduje
się ankieta czytelnicza — byłabym wdzięczna za jej wypełnienie.
No, i za komentarze! :) Jakiekolwiek, byle nie SPAM. Choćby głupie
zdanie. Cokolwiek, co dałoby mi pewność, że czytacie i macie
jakiś pogląd na ten tekst.
I co myślicie? Początkowo byłam dumna, ale teraz kręcę nosem.
A wszystkim maturzystom życzę powodzenia! :)
To najlepsze opowiadanie ever! Uwielbiam sposób, w który piszesz. Mam nadzieję, że znajdę kiedyś w księgarni coś twojego autorstwa :D
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję! :D Ale mam nadzieję, że mnie nigdy nie wydadzą, bo krytyka literacka mnie zje razem z butami. ;)
UsuńNo nie powiem, ciekawie, ciekawie się tam u nich dzieje. Moje ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne. Jedyne, czego mi chyba brakowało to jakaś interakcja z Kranjcem, ewentualnie Goranem xD Ale może się doczekać jeszcze w następnej części. Parsknęłam szczerym śmiechem, gdy przeczytałam o Cene szukającym stopek. Przypomniał mi się mój kolega, który nosi skarpetki balerinki do vansów. xDD I Domen i ten tekst o wybaczaniu. Ciężko ma z tymi braćmi. Najmłodsze to takie, to i cwane musi być i sobie w życiu umieć poradzić. I na koniec ta frustracja Petera, że nie pozwolono mu niczego wyjaśnić. Taka naturalna i ludzka reakcja. Doskonale go rozumiem w tym momencie. Pozwoliło mi to całkowicie wczuć się w sytuację bohatera. Ukłony w twoją stronę za opisanie złożoności procesu edytorskiego i wydania książki. Uświadomiłaś mi jak niewiele wiem na ten temat i może warto byłoby się trochę douczyć, co by wstydu sobie kiedyś przypadkiem nie zrobić. I tak już zupełnie na koniec - dedykacja Petera. No nie powiem, ma facet gest. Miłość bardzo <3
OdpowiedzUsuńTaki trochę nieskładny mi ten komentarz wyszedł, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz. Niecierpliwie czekam na następną część. Dużo chęci do pisania i fajnych pomysłów na inne jednoparty, wieloparty, czy też inne długaśne opowiadania :*
Hmm, może interakcja z Kranjcem rzeczywiście miałaby ręce i nogi. Cóż, co się stało, to się nie odstanie, więc i bez tego tekst przeżyje. :D
UsuńEj, ja też noszę balerinki do trampek. :P Proszę mi tu tej pomysłowości nie dyskredytować! A Demon jest szczwana bestia i to wszyscy wiedzą. :D
Jej, cieszę się, że mogłaś się wczuć w sytuację Petera. Co do procesu wydawniczego - to moja przyszła praca, więc stwierdziłam, że należy Wam się trochę info z tego zakresu. ;)
E tam, nieskładny. Ja piszę bardzo chaotyczne komentarze, bo albo nie wiem, co napisać, albo mam za dużo myśli. ;) Dziękuję bardzo! Za komentarz i za wszystko. :)
Jest świetne! Trochę nie wiem co napisać więcej, bo moja kreatywność jest poniżej przeciętnej, ale jak dla mnie jest naprawdę świetne. Z niecierpliwością czekam na część 4 :)
OdpowiedzUsuńJest świetne! Trochę nie wiem co napisać więcej, bo moja kreatywność jest poniżej przeciętnej, ale jak dla mnie jest naprawdę świetne. Z niecierpliwością czekam na część 4 :)
OdpowiedzUsuńKażdy komentarz jest tu na wagę złota. :) Dziękuję za niego i za miłe słowa! :)
UsuńNawet nie wiesz, jaką przyjemność sprawia mi czytanie Twoich tekstów, nie-lotni to nigdy niehamująca karuzela śmiechu, a w tym przypadku cały czas się uśmiecham i analizuję wszystko, co do mnie dociera. Muszę dać 11 na 10 za wspaniałe opisy, szczególnie ten na początku i z ostatniej 'cząstki', rzadko się zdarza, żeby opis był ciekawy, a te są i to wszystko robi się takie plastyczne! Co do samej historii... Nie spodziewałam się, że to przeczytanie smsa przez Milę tak wkurzy Prevca, chociaż z drugiej strony wcale mu się nie dziwię. Myślałam też, że w tym domku rzucą się na siebie, ale Elin jednak wykazała się klasą :D No i ciekawa jestem co by się stało, gdyby jednak Janus nie przeszkodził im w rozmowie, w jakim kierunku ta znajomość by poszła dalej, ale mam nadzieję, że niedługo się dowiem ;) A atmosfera w prevcowym domu jest znakomita, ta braterska miłość aż od nich wszystkich bije :D
OdpowiedzUsuńPodziwiam umiejętności pisarskie i weny życzę! I NIE DZIĘKUJĘ ZA ŻYCZENIA DLA MATURZYSTÓW!
Jest mi bardzo, bardzo, BARDZO miło. :) Cieszę się, że spodobały Ci się opisy - ja nadal uważam, że w tej chwili mogłabym wprowadzić kilka poprawek - dlatego szczególnie mnie pociesza, że ktoś je docenił! Zwłaszcza że wiem, że jesteś #TeamHuman i na pewno byle czego byś nie czytała. Ogromnie lubię Twoje komentarze, dlatego cieszę się, że i Precle zaskarbiły sobie Twoją sympatię. :D
UsuńUmiejętności nie ma co podziwiać, nadal nie dorastam do pięt najlepszym. ;) Ale się staram!
Co do matury - been there, done that. Będzie dobrze. Trzymam kciuki. :D
Ba dum tss...!
OdpowiedzUsuńPrzybywam z komentarzem :>
No to się porobiło. Mila sobie nagrabiła, oj nagrabiła. I to nielicho. Po pierwsze wkurzyła Prevca, ale to akurat jest zrozumiałe (trza było nie czytać, mówiłam!). A wkurzenie Prevca, zaowocowało wkurzeniem szefowej. I o mały włos nie skończyło się wyleceniem z pracy. (Pani Jelar, ładnie to tak kurzyć, prze jakiegoś Prevca...?). Anyway ten tekst na końcu, o gapieniu się w cycki, jest taki... Pokazuje po prostu realia pracy „klient nasz pan”. Niech się gapi, ważne żeby był zadowolony, co z tego, że tobie to uwłacza pracowniku. Nie podoba się, to won. Oczywiście nie tak dosłownie i nie tak dosadnie, w tym brzmieniu ma to nieco łagodniejszy, wręcz nieco zabawny wydźwięk, ale pokazuje to ewidentnie, że dobro redakcji ponad moralnością pracownika.
No to Mila dostała nakaz dogadania się z Prevcem i zbiera siły. Z herbatką na balkoniku w lipcowy poranek (te opisy! <3 i klamra, a wręcz klamereczka, choć mi to bardziej pod paralelizm podpada... Ta, wiem udaję, że się znam :P). A! I dobrze że ma wyrzuty sumienia. Rozluźnianie atmosfery tak na nią wpłynęło, huh? Ciekawa teoria. Prevc ją po prostu fascynuje, niemniej niż ona jego... Ciekawe dokąd ich ta fascynacja zaprowadzi, co? ^^
Prevc dokładnie to samo, o tej samej porze (pszypadeg? :>). Myśli o Mili. I jest na nią wściekły, co nie jest dziwne. Nie powinna tak robić, oj nie. Jego zdanie o niej zapikowało gwałtownie, jak źle poskładany papierowy samolocik (w dzieciństwie wszystkie moje samolociki tak robiły. A te od kuzyna latały jak zaczarowane, mam kompleksy z tego powodu, meh). Mimo to jej nie skreśla, bo zdaje sobie sprawę, że każdy ma chwile słabości, choć nie spodziewał się po niej takiego zachowania. To jednak pokazało, że jest naprawdę zwykłym człowiekiem ze swoimi słabościami, który popełnia błędy. A takie osoby wbrew pozorom wzbudzają więcej zaufania. Zwłaszcza, gdy potrafią się do tych błędów przyznać (ale o tym za chwilę).
„taka część Elinówny, którą Peter koniecznie chciał odkryć — i nie było to (tylko) ciało.” - hmmm... ^^ I know what you mean, babe :*
A wracając do przemyśleń Petera – Kranjec też go wkurzył. Bo żarty żartami, ale nieco nieświadomie, spartaczył mu rodzącą się powoli fajną relację, która mogła się potoczyć w ciekawym kierunku (tzn, nic nie jest jeszcze stracone, ale wiadomo, że Robi i tak spartaczył). I w każdym razie rzucił Prevcowi kłody pod nogi, postawił go w złym świetle. Bo kiedy pominąć fakt, że Mila NIE POWINNA TEGO SMSA ZOBACZYĆ, to skoro już go przeczytała, to... To chyba nie pomyślała o niem najlepiej. I Prevc to wie. I to go wkurza jeszcze bardziej. Wkurza się także na siebie, bo zostawił telefon (trafna uwaga, że skąd miał wiedzieć, że Mili się włączy opcja „jestem wścibską babą”...?), oraz na dziennikarzy, że zrobili zamieszanie. I na naczelną. I na operatora, że nie zeżarł tego SMSa w spamie. I na wszystkich.
No, ale jogginguje sobie, bo jogging fajny jest (ostatnio coraz bardziej przekonuję się do biegania... zwłaszcza w umiarkowanym deszczu jest fajnie <3). I układa sobie wszystko. Tak bardzo się na tym skupia, że wpada w letarg i dociera do domu. A w domu Prevcowe pandemonium :>. Ukłony dla mamy Prevc, ja nie wiem jak ona wytrzymuje takie stężenie skakajców w domu. I to takich marudnych.
„Wiem też, że niewybaczanie jest cechą ludzi nienawistnych, więc nie macie wyboru, musicie mi wybaczać moje wady, jeśli chcecie iść do nieba.” - MOGĘ GO ADOPTOWAĆ...? <3 Domeniątko <3. Ale Cene mu niewiele ustępuje w byciu kjut, więc któregoś mi możesz zapakować jako prezent na urodziny :>.
Aaa...! I znowu klamereczka. Bo Pero też się na odwagę zbiera. No dobierają się do siebie powoli. Oboje mają za uszami (choć Mila więcej, Bogiem a prawdą) i trza to jakoś poskładać wszystko do kupy.
CDN
No! Zadzwoniła. Zbierała się cały dzień, ale ważne, że w końcu się odważyła (jeeej, ja mam zawsze opory przed wykonywaniem telefonów. Wsytdzem siem po prostu). I nie będzie łatwo, oj nie będzie. Chciała to załatwić szybko i bezboleśnie „cześć, dnia tego i tego o tej i o tej godzinie, to już ostatnie spotkanie, do zobaczenia, cześć!”. Na upartego da się taką rozmowę na jednym wdechu przeprowadzić.
UsuńAle nie. Nie ma lekko, panno Elin. Bo sezon za pasem. Prevc opanowany, zimny sarkazm. (notabene ciekawe co by Janus zrobił, jakby Pero mu strzelił takim tekstem, huh?). Za to Mili znów się emocje zrywają z łańcucha i kończy rozmowę tak jak kończy. Charakterna, nie ma co. No, ale wylecieć z roboty nie chce, zresztą, orientuje się, że rozmowa odbyta przed chwilą nie miała nic wspólnego z profesjonalizmem, więc jednak wybierze się do Kranja. Informuje Petera o tym w skrócie telegraficznym (zakładam, że po wyrecytowaniu formułki, natychmiast się rozłączyła, nim Pero zdążył się odezwać :>). Krótko mówią, żadne nie daje sobie w kaszę dmuchać, oboje mają ciężkie charaktery, ale oboje też są wściekli, a jednocześnie mają wyrzuty sumienia, a więc mamy galimatias (ja bym to rozwiązała potężnym przytualsem, ale ja to ja).
Mila dociera na konkurs i zaskoczona tłumami. Bo pamiętamy, że ona skoki poznaje od kuchni, przez pryzmat książki Pero, a więc niejako jego oczami (nie ukrywam, że z chęcią poznałabym skoki od kuchni oczami takiego Prevca. Albo Kamilka, o!). No i szuka tych szatni i szuka... Ale ostatecznie to ona zostaje znaleziona przez Prevca. Prevca w wydaniu sportowym, zupełnie innego od Pero-casual. I znów inne spojrzenie i znów inne refleksje i znów inne spostrzeżenia. A Pero podchodzi do tematu na spokojnie, oboje udają, że nic się nie wydarzyło. Mila emocje trzyma na wodzy, Peter również, relacja typu „zróbmy co mamy zrobić i rozejdźmy się w pokoju względnym”.
Przynajmniej tak to wygląda z zewnątrz. Bo wewnętrznie, oboje gnębi ta sytuacja, oboje chcą ją wyjaśnić. I oboje wiedzą, że mają na to coraz mniej czasu. Czasu, który topnieje linijka za linijką omawianego tekstu. Taka wydrukowana klepsydra (upsi, to zabrzmiało źle).
„Skoczkowie to raczej niechluje.„ - oooj, tak! W domkach zawsze panuje burdel na kółkach, jak to określa moja mama (choć zazwyczaj to określenie pada pod adresem mojego pokoju, ale cusz). Trochę więcej szacunku do sprzętu, co...?
No, no, no... wspominałam już o nowych spostrzeżeniach. Ale nie spodziewałam się, że to będą TAKIE spostrzeżenia. No, no, no... Mila, oj Mila... ładnie to tak? Ładnie to takie kosmate myśli mieć... :>. (nie pytam co tam się w międzyczasie Peterowi roiło pod kopułką, oj nie pytam). W każdym razie Sasza approves :P. Oj, bardzo approves ;).
Mila śpieszy się z korektą, bo po pierwsze nie chce wstrzymywać Petera przed konkursem, po drugie czuje się na tyle nieswojo, że pragnie wiać stamtąd jak najszybciej i wyrzucić z pamięci ten epizod swojego życia pod nazwą „Lot w przeszłość”... a przynajmniej tak jej się wydaje. Bo po trzecie, to podświadomie wie, że jeśli posiedzi w tym dusznym domku jeszcze trochę, to... to nie wiadomo co tam się wydarzy ^^. If you know, what I... etc.
„— A tobie? — zapytała. — Chce się tak ciągle skakać? W gruncie rzeczy to przecież ciągle to samo: wchodzisz, siadasz, zjeżdżasz, lecisz, lądujesz, schodzisz.” - LOOOOF! Tak bardzo trafne, tak bardzo celne, tak bardzo reakcja Pero. Tak bardzo porównanie, tak bardzo... meeh. Słów mi już brak, okej? To jest kwintesencja tego, co jest w tym sporcie najpiękniejsze - ciągle robią to samo, a jednak wciąż im się chce.
Mniejsza o to, wracam do Precli, bo Mila właśnie koncertowo dąży do szybkiego zakończenia znajomości. Mimo iż Pero próbuje ją zatrzymać (mimochodem, niby że konkurs, ale jednak). Vide – zależy mu! Znaczy się, że jednak wciąż go fascynuje i nie chce tak po prostu kończyć tej znajomości. Znaczy się, Mila nie przegrała sobie u niego tak do końca. Znaczy się... Znaczy się, idą w dobrym kierunku (znaczy się, patrzenie na półkę z książkami podczas pisania komentarza to zły pomysł... #znaczykapitan).
CDN
I, jak mówiłam wcześniej, Mila go przeprasza. Sama uważa, że „Nie można przepraszać za to, kim się jest”, choć PRZECIEŻ WCALE NIE JEST TAK, JAK ONA MYŚLI. Bo przecież Pero to nie kobieciarz, taka sytuacja po prostu wynikła. A wynikła, bo wsadziła nos nie w swoje sprawy, a raczej telefon. I teraz za to przeprasza, bo jej jej naprawdę głupio. A Peter to docenia. I też się chce wytłumaczyć, bo Mili należy się wytłumaczenie, nawet jeśli uważa inaczej. A skoro Peter chce się jej tłumaczyć, chce się zrehabilitować w jej oczach, mimo iż tu ich drogi się teoretycznie rozchodzę, to znaczy, że... TO COŚ ZNACZY. Że zależy mu na jej opinii.
UsuńNo ale jest jeszcze Goran Janus. WŚCIEKŁY Goran Janus. Goran Janus, który pojawia się w najmniej odpowiednim momencie. Goran Janus, który pomaga Mili po prostu uciec. Który nie pozwala Peterowi wyjaśnić i sprawić, że to całe nieporozumienie pójdzie w niepamięć, że będą mogli powoli, ostrożnie, ale wrócić do poziomu sprzed SMSa i być może zbudować coś nowego. Pięknego. Coś, po prostu, zbudować COŚ.
Ale Janus pogania Petera, a Mila się zwija jedynie ze zdawkowym pożegnaniem. Ucieka, po prostu ucieka. Wmawia sobie, że nie chce słuchać jego wyjaśnień, nie dopuszcza do siebie myśli, że to mogłaby być jakaś pomyłka. Mimo iż wgłębi duszy wie, jestem o tym przekonana, że powinna go wysłuchać, dać mu jeszcze jedną szansę. Boi się jednak, że znowu się zawiedzie. Więc ucieka, „zamyka – nomen omen – rozdział”.
„Skoczek miał nadal w oczach panikę i, paradoksalnie, gniew. Nie wiadomo było tylko na kogo. Wyglądało na to, że w pewnym sensie także na siebie.” - JEMU ZALEŻY. BOI SIĘ, ŻE JUŻ JEJ NIE ZOBACZY I NIE WYJAŚNI I NIE POZNA I...
I nic dziwnego,że jest sfrustrowany.
Tu niby ta historia mogłaby się prawie, że skończyć. Ale nie... bo książka jeszcze nie jest wydana.
Tutaj wieeelkie podziękowania dla Ciebie za przybliżenie procesu wydawniczego. Interesowałam się tym tematem, ale teraz wiem o nim jeszcze więcej. To, że nie jest to takie hop-siup było mi wiadome, ale i tak macz loff, za ten opis.
Kłopoty zawsze jakieś muszą być, Mila biega zakręcona jak słoik ogórków, nic więc dziwnego, że dopiero na sam koniec dostrzega finalny efekt swojej pracy. A w efekcie finalnym wiele mówiącą dedykację. Jej zaskoczenie mówi mi baaardzo wiele. Bo nie spodziewała się po Peterze takiego gestu. Nie spodziewała się, że dla niego ta znajomość znaczyła tyle, by pokreślić ją na kartach swojej autobiografii, choćby tak niewielką wzmianką. Albo aż tak wielką wzmianką, jaką jet dedykacja. Bo dedykacja, to jednak jet coś wyjątkowego.
Z drugiej strony, Peter musiał się wykazać wielką odwagą i determinacją, adresując dedykację właśnie do Elin. Bo to przecież coś, co zobaczy cały kraj, a nawet więcej, gdy książka zostanie przetłumaczona. Ale, to przecież był chyba jedyny sposób by powiedzieć Mili „przepraszam”, które było nie było jej się należało. Nawet jeżeli to był tylko głupi żart kumpla. Ale Mila o tym nie wie, bo przecież nie było okazji by to wytłumaczyć. To była jedyna okazja.
A to, jak ja wykorzystają, okaże się w ostatniej części.
Nooo. Tyle. Zaś mi wyszedł elaborat, pszeprasam :<.
Meeh, i tak nie zawarłam w tym wszystkich moich przemyśleń, bo nie daje rady wszystkiego wyrazić słowami (to źle o mnie świadczy, wiem. Albo bardzo dobrze o Tobie :P). Uwagi zgłosiłam już przedpremierowo, więc mogłam sobie teraz pofilozofować i pokombinować. No i sobie poachować i poochować..
No, nie kręcaj nosem, bo jest cacy. Ja tam czekam z niecierpliwością na czwóreczkę (ciekawam jaki tytuł wymyślisz, nie mniej niż tego, co tam się teraz wydarzy) i lecę się uczyć, bo maturka za pasem. Zatem dzięki-nie-dzięki, choć za mną już największe stresy, więc maturzystom z prawdziwego zdarzenia życzę luzu w dupie, bo stres to nasz największy wróg, pamiętajcie!
Okej. Kończę to bredzenie i idę pokręcić nosem nad Saszą, bo koniec jest bliski :P.
Buźki, miłość i inne słodkości:*
E_A
!!! <3333333333333
UsuńNo, cóż, pracy redaktora nie omija system. Trzeba być miłym, bo to kasa nami rządzi, nie my nią. Smutne to i przerażające jednocześnie, ale „kijem rzeki nie zawrócisz”...
Awww, dziękuję za te pochwały za opisy, chociaż dla mnie leży w nich trochę prozodia i zastanawiałam się nad ich korektą, ale olałam. Nieeeeech się dzieje, co chce. :D Co do klamerki — w sumie, to już paralelizm, bo pojawia się również fragment niżej (łącznie trzy razy, a klamra ma tylko dwa „zamknięcia”). Lubię to Twoje literackie szpiegostwo. ;>
Żaden pszypadeg. Co do samolocików — ZNAM TEN BÓL. :///////// Wtedy zrozumiałam, że nie zrobię kariery w aerodynamice...
Na tym polega właśnie błędne koło ich sytuacji — Prevc jest zły na Kranjca, że wysłał mu takiego głupiego smsa, a z drugiej strony — ona nie powinna była go szpiegować. I chce je wybaczyć — na mocy winy Kranjca — ale jednak ONA. Rozsądek podpowiada mu, że jest głupią, wścibską babą, ale inna część ciała, że powinien wystartować. Z kolei Mila jest wściekła, że Prevc potraktował ją jak rzecz, jest jednak świadoma, że gdyby nie złamała zasad dobrego wychowania, nic by się nie stało — zwłaszcza że Peter nie uczynił wobec niej żadnego nieprzyzwoitego gestu. I chce być na niego zła, ale nie może — bo to jej wina. Ale gdyby on...
I tak w koło Macieju.
Obiecuję wysłać Ci któregoś w prezencie urodzinowym! :D
Janus na taki tekst padłby trupem. :P Jego łysina błysnęłaby po raz ostatni w blasku kranjskiego słońca... POTENSZNY PSZYTULAS TO JEZD TO. <3
Ja bym skoki poznała z chęcią z jakiejkolwiek skoczkowej kuchni. A najchętniej na tej kuchni. :P
TY WEŹ ICH NIE UŚMIERCAJ OD RAZU, OK ://////////// To ma być mniej śmieszkowe, ale nie aż tak dramatyczne!
Aż się boję, jak piszesz, że „Sasza approves”. :P
Co do procesu wydawniczego — nie ma za co dziękować. :) Jeśli wierzyć w cuda, to będzie moja przyszła praca, więc stwierdziłam, że nie umrzecie, jak się czegoś „od kuchni” dowiecie. :P
Przecież Ty wiesz, jak ja Twoje analizy i elaboraty kocham. <3 MACZ OF LOFF. <3