sobota, 16 kwietnia 2016

#04 Autobiografia (II)

Niebo w rozdarciu



— Nie bardzo wiem, co miałeś na myśli, pisząc, że „wiele pomógł ci Robert Kranjec, który starał się nie pomagać”.
Mila spojrzała na Petera znad czarnych oprawek swoich okularów. Po jego twarzy, podobnie jak w poprzednim tygodniu, błąkał się perfidny uśmieszek, chociaż po oficjalnych zwrotach słuch zaginął. Skoczek spojrzał na nią, nie odpowiadając przez chwilę, po czym w końcu wyjaśnił:
— Chodziło mi o to, że kiedy wspinasz się na szczyt, wszyscy starają się ci doradzać, a to wbrew pozorom nie jest przyjemne. Dlatego najbardziej pomógł mi Robi, który po prostu klepał mnie po plecach, przybijał piątki i unosił kciuki do góry, kiedy wszystko robiłem dobrze. Bardzo mnie wkurzało to pseudomentorowanie, a on go nie stosował. I to było fajne.
Mila przytaknęła, ale zawiesiła na chwilę czerwony długopis nad kartką. Nie mogła pozbyć się tego męczącego pytania: kim tak naprawdę jest Peter Prevc? Gdyby był niedojrzałym palantem, za jakiego go miała, nie byłby w stanie wykrzesać z siebie podobnych mądrości. Poza tym niedojrzali ludzie najbardziej cenią sobie bycie w centrum uwagi, bo — jako emocjonalnie zależni — zabiegają o poklask i zainteresowanie innych. Zatem jeśli Prevc preferował „ciche wsparcie” i samotną koncentrację...
— To ci naprawdę pomaga? — zapytała, zanim zdążyła sama siebie zrugać za złamanie zeszłotygodniowych postanowień.
— Hmm? — Chłopak wyglądał na wyrwanego z zamyślenia. — Co takiego?
— Milczenie — sprostowała, zdecydowana ciągnąć grę, którą rozpoczęła.
Prevc uśmiechnął się, ale w tym uśmiechu nie było już ani krzty kpiny. Wyglądał, jakby uśmiechał się do własnych wspomnień.
— Tak. Hołduję zasadzie, że „milczenie jest złotem”.
Mila przytaknęła niemo, prostując się na krześle.
— Wracajmy do pracy — ucięła, chociaż czuła, że jest uważnie śledzona wzrokiem.
Przecież miałaś być jak ściana, pamiętasz?, upomniała samą siebie. Przez następny kwadrans wkładała sporo wysiłku w to, żeby skoncentrować się na powierzonej jej przez Marikę misji, to jest — redakcji biografii-przyszłego bestsellera. O dziwo, od tamtego momentu jej klient wykazywał się zaskakującą dobrą współpracą. Zero perfidnym uśmieszków. Zero kąśliwych uwag.
— A tobie? Co pomaga w koncentracji? — wypalił nagle, kiedy była w trakcie analizy kolejnej ze stron.
Zawahała się, choć udawała, że szalenie wciągnęło ją szukanie fragmentu, o którym chciała podyskutować. Stanęła przed dylematem: godność czy impuls?
Chrząknęła dla oczyszczenia atmosfery ze zbędnych złudzeń.
— Wiele rzeczy — odparła bardzo sucho i lakonicznie. — Czy możemy wrócić do drugiego rozdziału? Bardzo mi zależy na zmieszczeniu się w czasie, bo mam dziś naprawdę huk roboty.
Prevc bez słowa ni gestu sprzeciwu wykonał prośbę Elinówny.
Reszta spotkania przebiegała bez przeszkód: Mila nie miała do siebie pretensji o „naginanie” planu, a podopieczny, ku jej zaskoczeniu, ułatwiał, a nie utrudniał to zadanie. Była więc chłodna i bardzo profesjonalna, nie pozwalała sprowadzać rozmowy na manowce, choć... żadne z nich nie podejmowało takiej próby. Wreszcie czuła, że odzyskuje równowagę i, co najważniejsze, kontrolę.
Gdy nadeszła stosowna godzina, a kartek zrobiło się znacznie mniej, oboje wstali od szklanego stołu, stając naprzeciw siebie. Prevc nadal nie wykazywał oznak drwiny. Milę to... zaniepokoiło.
— Wracając do twojego pytania — Mila ośmieliła się nieznacznie podnieść kąciki swoich ust — to balkon.
Peter zmarszczył brwi.
— Pytałeś, co mi pomaga w koncentracji — pospieszyła z wyjaśnieniem. — Lubię przebywać na swoim balkonie, kiedy wiem, że będę zmuszona stanąć przed ważnym zadaniem.
— Ach. — Jego twarz też rozjaśnił uśmiech. — A kiedy nie jesteś w pobliżu domu? Co ci wtedy pomaga?
Mila jeszcze szerzej rozciągnęła usta.
— Milczenie. — Nastąpiła krótka cisza, którą Elin przerwała, skoro tylko skrępowanie wemknęło się do jej umysłu. — Dziękuję za spotkanie. — Uścisnęli sobie dłonie. — Do zobaczenia za tydzień.
Prevc odpowiedział powagą na jej powagę, po czym opuścił pokój, a Mila w nim została.
I ze złości na samą siebie złamała trzymany w dłoni długopis.

* * *

— I co? Jak ci idzie?
Peter spojrzał na podbijającego nogą piłkę Kranjca bez większego zainteresowania. Słońce chciało im sprażyć mózgi. Lato nadeszło prędko tego roku; od początku maja Słowenia walczyła z falą upałów, i z tej przyczyny treningi przypominały koszmar w saunie — momentami nie było czym oddychać. Każdy rozruch na powietrzu stanowił zagrożenie dla ich życia, ale w klimatyzowanych pomieszczeniach czuli się jeszcze gorzej.
Tym razem jednak przebywali na sztucznej murawie w ekskluzywnym ośrodku sportowym w Chorwacji. Od plaży dzielił ich niecały kilometr, poza tym mieli do dyspozycji basen, siłownię, boisko, bar... W tym miejscu temperatura przestawała mieć znaczenie.
— Z czym? — spytał, odchylając opartą o ścianę głowę do tyłu.
— Z tą twoją panią redaktor.
— Ooo, mówisz o tej blond dziuni od książki? — żywo zainteresował się Hvala, na moment tracąc koncentrację podczas odbijania piłki z innym kolegą z drużyny. Szczerzył się jak głupi do sera. — Opowiedz, bo coś milczysz od paru tygodni.
— Hej, to nie jest żadna dziunia! — żachnął się Cene, ignorując podanie od Jaki, w związku z czym oberwał Dezman. — Szacunek jej się chyba należy, nie sądzisz?
— Obrońca uciśnionych się znalazł — prychnął Domen i natychmiast zwrócił oczy ku bratu z podekscytowaniem na twarzy. — No to jak?
Peter skarcił go wzrokiem.
— To nie są tematy dla dzieci. Ty lepiej wracaj do pokoju, bo ci kakałko wystygnie.
Koledzy zarechotali, ale najmłodszy z braci Prevc nie miał szansy się odgryźć, bo kolejni kadrowicze przyłączyli się do prośby Kranjca. A Peter wzruszył tylko ramionami.
— Normalnie. Choć raczej ciężko ją „udobruchać”.
— Czyli nie zarwałeś?
Chłopak spojrzał na najstarszego Słoweńca podobnie, jak na swojego brata wcześniej.
— Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie chcę nikogo „zarywać”? — Prevc podniósł się z kucek, a cała ekipa wykonała krok w tył. — Chcę po prostu... do niej dotrzeć.
Odpowiedział mu głupawy rechot kolegów, na który sam zainteresowany wywrócił oczami.
— To nie jest zabawne — burknął Peter, zmęczony durnymi dowcipami. — Niełatwo ją złamać — zwłaszcza odkąd najwyraźniej za cel postawiła sobie, żeby zachowywać się wobec mnie jak góra lodowa. Ciekaw jestem, czy wy bylibyście tacy mądrzy na moim miejscu.
To nie tak, że Peter traktował Milę przedmiotowo; daleki był od takiego postrzegania ludzi. Ale odkąd zauważył, że Elin powściąga w jego obecności wszystkie emocje, poczuł, że stanął w obliczu wyzwania. Jakby była jedną z jego trudnych skoczni fińskich. Nurtowało go, w czym tkwi jej sekret, jak sobie z nią poradzić? Bo wiedział przecież, że wcale nie była zimna jak stal. Miewała momenty, gdy wpuszczała światło do ciemnej, ukrytej części swoich myśli. Wtedy dało się zobaczyć migoczące fragmenty prawdziwego „ja” oschłej pani redaktor. A on wcale nie zamierzał usidlić jej na jedną noc. W ogóle nie zamierzał nikogo usidlać.
Chciał rzucić światło na całość jej postaci i wreszcie zobaczyć nagość jej duszy. Bo był pewien, że widoki będą zapierały dech w piersiach.
— Chłopaki, zbierajcie się. — U wejścia na boisko zjawił się trener Goran Janus, zerkając na zegarek. — Za pół godziny wychodzimy pograć w plażówkę nad morzem. Odświeżcie się i trenujemy dalej.
Młodego Prevca prześladowała jednak ciążąca świadomość, że czas nigdy nie stawał w miejscu. A czas pracy nad jego książką powoli kurczył się niemal do zera.

* * *

Gabinet Mariki Jelar, podobnie jak całe biuro, w znacznej części był oszklony; każdy więc promień słoneczny przesączał się przez szyby prosto na biurko. Można powiedzieć, że cała redakcja stanowiła coś w rodzaju jej prywatnej twierdzy ze szkła — majestatycznej, ale jakiej przy tym kruchej. Jak na szklany pałac, posiadłość ta miała jednak solidne fundamenty. Rzecz można, że nie tak łatwo dało się przebić do środka. W istocie, betonowe, pomalowane na bladą zieleń ściany gabinetu naczelnej najlepszego słoweńskiego wydawnictwa naukowego w przeważającej części pokryte były certyfikatami i dyplomami różnej maści, wyglądającymi dumnie zza drewnianych ramek. Nie wystarczyło więc rzucić byle kamieniem, by zbić tę twierdzę; za plecami nieustępliwej Jelar czaił się cały legion dowodów świadczących o tym, że była właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
Mila miała tę niezwykłą szansę podziwiać militarne zaplecze swojej szefowej — jak za każdym razem na cotygodniowym raporcie. Wyglądało to tak, że tyranka Marika przeglądała bez przerwy papiery, robiła coś na komputerze i odbierała najróżniejsze telefony, a Elinówny obowiązkiem było nie przerywać swojego monologu. Zasadniczo nie miała bladego pojęcia, czy naczelna naprawdę posiadała podzielną uwagę czy zwyczajnie przyjmowała ją z obowiązku, ale bez marudzenia dostosowała się do jej zaleceń.
— I co słychać u mojego przyszłego bestsellera? — Oczywiście, że nie chodziło jej o skoczka. Ludzie najmniej obchodzili Jelar.
— Bardzo dobrze — odparła w pełni ukontentowania Mila, prostując się na krześle i obserwując zaskakująco prędką pracę dłoni swojej przełożonej. — Zostały nam trzy rozdziały. W przyszłym tygodniu musimy się sprężyć i przerobić aż dwa na spotkaniu ze względu na obóz Petera w Chorwacji.
Marika podniosła brew, uśmiechając się niebezpiecznie.
Petera? — powtórzyła. — Chyba wyjątkowo dobrze układa wam się współpraca, hm?
Mila poczuła nagłą potrzebę odpięcia kilku guzików swojej koszuli, ale przezornie tego nie uczyniła.
— Zwyczajnie — odparła, bardzo siląc się na obojętność. — Podchodzimy do tego profesjonalnie. Mam przeczucie, że na gruncie prywatnym nie zostalibyśmy psiapsiółeczkami — prychnęła.
Tym razem Jelar zmarszczyła brwi, na kilka sekund zaprzestając swojej pracy.
— Jakieś problemy? — Elin milczała, czując, jak pot zaczyna jej spływać po plecach. Czy to możliwe, żeby się poskarżyl?, myślała gorączkowo. — Wiesz, że niesnaski to ostatnia rzecz, którą chciałabym sobie zaprzątać głowę. Zwłaszcza w jego wypadku.
Mila przytaknęła rozumnie głową.
— Żadnych problemów. Po prostu nie wydaje się moją bratnią duszą.
Po wymianie kilku kolejnych zdań cotygodniowy raport dobiegł szczęśliwego końca. Mila mogła ze spokojem (i mokrymi plecami) wrócić za swoje biurko.
Poniekąd była z siebie dumna; minęło naprawdę sporo czasu, a ona dzielnie trzymała się swojego planu: pozostawała zimna i nieugięta. Nie to, żeby Prevc sprawiał kłopoty — od kilku tygodni był wręcz podejrzanie miły i poważny — ale nie uginała się przed własnymi słabościami. Przeklinała siebie w duchu za tamten moment, gdy postanowiła się przełamać i spytać o jego ulubiony sposób na koncentrację. Miała wrażenie, że był to mały błąd, ale wystarczający, żeby dać mu sygnał, że to, co widzi, jest jednym z aktów długotrwałego przedstawienia. Pocieszała się jednak, że lada chwila miał się zacząć letni sezon skoków (co brzmiało dla niej wręcz kuriozalnie) i przez zamieszanie z tym związane głowa młodego Prevca zajęta będzie sprawami dotyczącymi jego kariery.
Wszystkie koleżanki z pracy w kółko rozmawiały o tym, dokąd wybierają się na wakacje, a ona zbywała je tylko prozaicznym: Och, jeszcze nie wiem, ja to zawsze biorę coś last minute. Nie, nie brała niczego last minute. Na wakacjach, takich prawdziwych, pod palmą i na plaży, nie była od wielu lat. Od początku swojej pracy dokładała wszelkich starań, by wyjść na kogoś cenionego w branży. Poświęcała temu każdą wolną chwilę. A tego roku, zupełnie niespodzianie, pojawiło się w niej pragnienie wyjazdu. Zapomnienia o tej rzeczywistości i podróży w inną. Nie męczył jej zawód — nadal kochała to, co robiła — zwyczajnie pomyślała o tym, że mogłaby dzielić z kimś beztroskie chwile w krystalicznie czystym morzu i robiło jej się smutno.
Bo wcześniej jakoś nie interesowały ją koleżanki, które co rusz się zaręczały, wychodziły za mąż, a potem rodziły dzieci. Miała w planach rodzinę. Taką z domem, ogrodem z topolami i labradorem. Ale najwyraźniej rodzina nie miała w planach jej. Z przerażeniem wykoncypowała, że być może przegapiła moment, w którym miała szansę na „normalne” życie. Że już wszystko stracone. Że teraz tylko pozostało jej samotnie parzyć herbatę i czytać książki z kotem na kolanach do końca życia. Siedzieć w wyświechtanym fotelu, do późnej starości szukać luk w tekstach obcych ludzi i umrzeć, zapomniana przez wszystkich. Bezpotomnie. Beznadziejnie.
Spacer po plaży z kimś za rękę wydawał się banalny, ale przy tym nieziemsko przyjemny. I nie chodziło o to, że szukała chłopaka, którym mogłaby się pochwalić koleżankom. Nie szukała nikogo na pokaz. Chciała kogoś, kto dotrzymywałby jej kroku. Znosił dziwnostki. Kochał usterki psychiczne i fizyczne. Podał szklankę wody na starość, gdy jej kręgosłup odmówi posłuszeństwa po latach siedzenia za biurkiem. Chciała zaakceptować czyjeś wady i pokochać zalety. Kogoś, kto by ją niesamowicie irytował, a jednocześnie nie potrafił zezłościć tak, żeby się za godzinę nie rozchmurzyła.
Chciała być puzzlem, który tworzy całość wraz z resztą. Nie kawałkiem innej układanki, wrzuconym do pudełka przez przypadek podczas pospiesznego sprzątania.

Peter Prevc zjawił się punktualnie w następnym tygodniu — to Mila się spóźniła. Z niewyspania przeżywała „dzień świstaka” i myliła najprostsze rzeczy, zapomniała terminarza i nie mogła dojść do ładu ze swoimi wydrukami — o włosach i koszuli nie wspominając. Skoczek jednak nie wydawał się ani trochę tym zdenerwowany: ze zwykłym sobie uprzejmym uśmiechem uścisnął jej dłoń, po czym zaczekał, aż zajmie siedzenie i sam zrobił to po niej. Widział, że była rozkojarzona, ale mimo to nie spuszczała z oficjalnego tonu; nie myliła też zasad pisowni, zatem nie wszystkie części jej mózgu poddały się porannemu szaleństwu.
Niestety, na pewno ubieranie nie poszło zgodnie z jej planem. Peter, chcąc nie chcąc, zauważył, że miała koszulę zapiętą o jeden guzik za wysoko, w związku z czym zwykle niewinne wcięcie w dekolcie pokazywało więcej niż dotychczas. Spódnica się podwinęła, stopa wyskoczyła z obcierającej szpilki...
Niech cię szlag, Kranjec!, pomyślał z gniewem, za wszelką cenę usiłując nie kierować wszędobylskiego wzroku tam, gdzie nie powinien. Im bardziej jednak się starał, tym mniej słów Elinówny do niego docierało. W ten sposób przewegetował niemal całe spotkanie.
I nie to, żeby wcześniej nie zauważał walorów estetycznych, wypływających z przebywania z młodą redaktorką w jednym pomieszczeniu. Po prostu po „fascynującej” rozmowie ze swoim kadrowym kolegą postrzegał wszystko jako podwójnie atrakcyjne.
— Peter? Dobrze się czujesz? — Mila marszczyła brwi.
— Przepraszam, zamyśliłem się. — Nie chcesz wiedzieć, o czym, dodał w myślach. — Możesz powtórzyć?
Czym tego Prevca nafaszerowali w tej Chorwacji? Może mu ktoś wrzucił jakąś magiczną tabletkę do drinka... Dopiero wówczas Mila spojrzała w dół i zobaczyła rozwarcie swojego dekoltu. Głupio był jej to przyznać: mimo skończonych dwudziestu pięciu lat, nadal czerwieniła się w takich sytuacjach. I przy sprośnych dowcipach. I czytając erotyki. Czuła się jak średnio rozgarnięta szesnastolatka.
— Przepraszam — bąknęła, po czym wybiegła na chwilę do łazienki, żeby doprowadzić się do ładu.
Niestety, po powrocie było tylko gorzej: świadomość nie pozwalała jej nawet na niego patrzeć. Prevc uśmiechał się jednak całkiem serdecznie, choć nie mogła się pozbyć wrażenia, że przy tym jednak odrobinę nerwowo.
— Nie chciałem cię wpędzić w taką głupią sytuację — zaczął się tłumaczyć ni stąd, ni zowąd. — Jest mi potwornie głupio, a teraz ty jesteś czerwona jak...
— Nic się nie stało — przerwała mu, uparcie podziwiając dopasowane do dłoni kształty swojego czerwonego długopisu. — Po prostu mam dziś dzień na opak. Wolę nie wiedzieć, ile wypadków spowodowałam po drodze.
Nerwy, czy nie nerwy — zaśmiali się jednocześnie. A potem zapadła krępująca cisza.
Znowu to zrobiła. W zasadzie zrobił to wszechświat, który tamtego dnia zdecydowanie się przeciw niej zbuntował. On, w połączeniu z przygniatającą świadomością braku planów na wakacje i życie, doprowadził do tego, że po niespełna trzech miesiącach trzymania się w ryzach, Mila po raz kolejny sprzeniewierzyła się samej sobie.
Zgnijesz w piekle, głupia babo, zrugała samą siebie w duchu.
Za oknem dało się słyszeć rumor wywołany przez syreny alarmowe: policji, pogotowia i straży.
— Właśnie zbierają po tobie ofiary. Jak nic dziesięć osobówek i całe skrzyżowanie wyłączone z ruchu.
Nim zdołała powściągnąć usta, znowu się zaśmiała.
Tym razem jednak niezręczna cisza nie miała szansy wkraść się i zniszczyć atmosfery. Dwie rzeczy bowiem wydarzyły się naraz: Prevc dostał smsa, do którego wyszczerzył się i pokręcił głową, oraz drzwi mniejszej sali konferencyjnej otworzyły się zdecydowanie głośniej niż zwykle i stanęła w nich... sama Jelar. Szampański nastrój Mili, która natychmiast zerwała się z miejsca, minął jak ręką odjął. Każda szefowa zawsze była lekarstwem na dobre samopoczucie. Peter pospiesznie chciał schować telefon do kieszeni, ale najwyraźniej i jemu, jako obcemu w wydawnictwie, redaktor naczelna wydała się w jakiś sposób niebezpieczna, skrzyżował bowiem naprędce ręce, nerwowo znacząc kółka kciukiem na wyświetlaczu swojego telefonu.
— Panie Prevc! — zawołała radośnie Marika, wyciągając doń ręce, jakby był starym znajomym. Za jej plecami zebrał się jakiś tłum i zrobił hałas — nie taki, jak zwykle w redakcji. — Zupełnie niespodziewanie odwiedzili nas państwo z telewizji i proszą, by powiedział pan kilka słów do kamery... Można?
Jelar zagarnęła uśmiechającego się teraz na pewno nerwowo Petera, który nieśmiało przytaknął, po drodze odkładając telefon na szklany stół. Przełożona posłała Elinównie na odchodnym groźne spojrzenie przez ramię, które oznaczało tyle, że ma dokończyć resztę sama, bo ona musi się zająć BARDZO nieproszonymi gośćmi.
Skoro tylko zamknęły się za nimi drzwi, Mila opadła na swoje krzesło, wypuszczając ze świstem powietrze. Z głównej części redakcji dochodziły ją głośne rozmowy. Wtedy uświadomiła sobie, jak bardzo pragnie, żeby ten dzień, będący dopiero w połowie wędrówki do zmierzchu, wreszcie dobiegł końca. Spojrzała na stos kartek. Zostało tylko pięć stron, na których nie było jakichś rażących błędów — Prevc na pewno się nie obrazi, jeśli ona zatwierdzi je bez konsultacji — po wywiadzie dla telewizji na pewno nie będzie miał czasu na takie błahostki.
Spojrzała też na telefon. I na drzwi. I znowu na telefon.
Wiedziała, że nie powinna, że to nieetyczne, że niezgodne z zasadami ogólnoprzyjętej kultury. Dobry kwadrans zajął jej sam namysł, ale nie mogła się powstrzymać. Wszystko w niej krzyczało, żeby to zrobiła. Zdecydowanym więc ruchem sięgnęła po telefon, ciągle bacznie obserwując drzwi.
Ekran był jeszcze półprzyciemniony, więc przejechała po nich kciukiem, żeby go podświetlić. Z pośpiechu Prevc nie zdążył wyjść ze swojej skrzynki odbiorczej, ba!, nawet z ostatniej rozmowy. Osoba o nazwisku Kranjec napisała następujące słowa:

Pewnie nadal nie zarwałeś tej sztywnej dziuni z redakcji, leszczu?

Czym prędzej odrzuciła telefon na miejsce, a potem zaczęła zbierać rzeczy. Już była niemal spakowana, kiedy Peter na powrót wpadł, cały uradowany jak pierwiosnek, do sali konferencyjnej. Z niemałym zdziwieniem patrzył, jak Mila przygotowuje się — a właściwie jest już gotowa — do wyjścia. Gdy go wreszcie zaszczyciła wzrokiem, był on zimny jak stal.
— Jeśli wydaje ci się — przemówiła, z całych sił hamując wybuch gniewu — że jestem kolejną skocznią do przelecenia albo fanką, którą zmiękczy jedno spojrzenie, to może powinieneś zrewidować swoje życiowe poglądy.

I zostawiła go samego, z impetem zamykając za sobą drzwi.


Taa... Świata to ja tymi Prevcami nie zawojuję.
Gdyby kogoś zastanawiało, jak wygląda Mila - albo jak ja ją postrzegam:



Jak ktoś skopiuje gify, to będę ścigać, bo są MOJE.

Dawajcie. Jestem otwarta na ogień krytyki.
So shoot.



12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No, niestety, do bólu typowi. Wredne świnie i już.

      Usuń
  2. Przesadzasz z tą samokrytyką, mi się tam bardzo podobało :D Tylko jestem ciekawa, jak teraz to rozwiążesz... to chyba ma mieć trzy części tak? To ciekawe jak Prevc w tej ostatniej zdąży to wszystko odkręcić xD Będzie miał chłopak pole do popisu. Czasu coraz mniej, a kobieta z każdą mijającą sekundą coraz bardziej urażona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak się właśnie zastanawiam, czy by tego na cztery nie rozbić i zdaje się, że to zrobię. Tak na 99.9%.

      I dziękuję za przemiłe słowa. :)

      Usuń
  3. Uwielbiam to, jak piszesz! Pomysł na akcję wprost genialny, jestem strasznie wciągnięta w fabułę i tylko wyczekuję na kolejny rozdział. Oby pojawił się jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, bardzo mi miło i pięknie dziękuję! :)

      Usuń
  4. "Pewnie nadal nie zarwałeś tej sztywnej dziuni z redakcji, leszczu?"
    Zabiłabym gada słownikiem. A potem wyłapała jego kumpli - gada, nie słownika - i również wymierzyła im jakąś dotkliwą karę. Ale to wszystko już po tym, jakbym się wyryczała za wszystkie czasy.

    Już widzę, jak Peter w kolejnym odcinku będzie się wił w tłumaczeniach (nieśmiertelne "To nie tak jak myślisz"). Na miejscu Mili pewnie nawet bym nie chciała go słuchać, tylko jak najszybciej doprowadziła pracę nad biografią do finału, a potem obróciła się na pięcie i nie chciała więcej słyszeć o Wielkim Mistrzu Prevcu i jego kolegach z intelektem na poziomie średnio kumatego gimnazjalisty. Jednak ja to ja - niekiedy wybaczam, ale nigdy nie zapominam. Mila chyba musi dać się udobruchać (taaa, musi to na Rusi), bo ja jednak chciałabym widzieć ją i Petera-frajera w bliższych relacjach. Ale co tam moje chciejstwo ma do gadania :P

    Odcinek jest perfekcyjny jak dla mnie. Nie kłamię; gdyby coś mi nie pasowało, to bym napisała. O ile w pierwszym co nieco mi zgrzytało, tak tutaj sunie idealnie niczym Prevc w torach lodowych.

    Mila pokazuje swoją cieplejszą stronę - najpierw, gdy wbrew swoim założeniom odzywa się do Petera "po ludzku", a nie "po zawodowemu", potem gdy rozmyśla nad swoim żywotem (skąd ja to znam...:/) i wreszcie gdy się spóźnia i przeżywa swój "dzień świstaka".

    Peter też ludzki (w niezbyt pochlebnym wydaniu pt. "facet w wieku 20+), tzn. nie mający tajemnic przed swoimi kumplami i lubiący z nimi obgadywać dziewczyny, śmiejący z dennych, seksistowskich SMS-ów i uciekający wzrokiem w damskie dekolty. Cóż o nim można powiedzieć? To nie jest zły facet, tylko wpadł w złe towarzystwo? Ha ha ha.

    Dobra, nie truję dłużej. Odcinek pierwsza klasa i cieszę się, że będzie ich więcej niż pierwotnie zapowiadałaś. Wenyyyyyy! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaaardzo dziękuję za komentarz! Myślę jednak, że trochę zbyt surowo oceniłaś Petera - Robi przecież tylko się z nim droczył, zarówno wcześniej, jak i smsowo - więc to nie tak, że Kranjec podjudza słoweńską młodzież do demoralizacji. ;) Choć, oczywiście, można to tak wszystko postrzegać, każdy z nas widzi tę samą rzecz inaczej, dlatego między innymi niemożliwy jest obiektywizm. ;)

      Co do przewidywań - niczego nie będę zdradzać. Mam nadzieję, że kolejna część spodoba Ci się choć w połowie tak bardzo, jak ta. :)

      Jeszcze raz dziękuję i tyleż samo weny życzę! :D

      Usuń
  5. DLACZEGO JA JESZCZE TEGO NIE SKOMENTOWAŁAM...?
    Meh, skleroza nie boli.
    To całe "nie pomaganie" jest takie prawdziwe, że biję pokłony. Serio naprawdę kwintesencja tego, jak powinno się do tego podchodzić. Przynjamniej dla mnie, osoby, która pod presją nie potrafi zrobić nic,jeśli chodzi o sport, a jeśli oleje fakt, że bierze udział w zawodach,to jest ws tanie je wygrać #truestory.
    Mila i Pero zaczynają mieć fajne relacje (tzn, nie skaczą sobie do oczu aż tak bardzo) i zaczyna to wyglądać obiecująco. Dogadują się, no. Jakby mieli więcej czasu, to może nawet by się nieco zakumplowali, huh? Mila łamie trochę swoje zasady, pokazuje swoją bardziej ludzką stronę. A ten niepokój w kwestii serdeczności Prevca podejrzewam uzasadniony - na bank próbuje ją rospracowac, pytanie tylko w jakim celu.
    Biedny długopis! :(
    Meeeh, typowne zbyt duże nagromadzenie testosteronu na małej przestrzeni. Peter jednak trzyma fason i dobrze. Miałam rację, że próbuje rozgryźć Milę, podejrzewam, że go intryguje podobnie jak i mnie (aaach, rys psychologiczny, czy ja jej robiłam rys psychologiczny? Chyba tak). A! i młode Prevce! Takie kjut, jak zwykle! <3
    Pisanie z perspektywy faceta, nawet w 3. osobie jest ciężkie, wiem co mówię. A jak mówisz o Pero "młody Prevc" kiedy obok kręci się Demon i Cene, sprawia że mam drobnego mindfucka. Ale w sumie staruszkiem też nie jest, soł.
    Nie zniosłabym takiego szefa jak Jelar. Się wtranżala w relacje, ugh. Ale okej, chce dbać o dobry wizerunek firmy, jestem w stanie to jako tako zrozumieć. A Mila, to taka ja za jakieś 10 lat. Bez faceta, z pracą (oby!), której poświeca większość swojego czasu, rozwijając się coraz bardziej, wieczorami spędzająca czas sama z książką w ręku i od czasu do czasu kieliszkiem wina. Patrząca z lekką zazdrością na znajomych w szczęsliwych zwiazkach i gromadką dzieci (moja przyszłość, tak ją widzę, niestety. Choć nie jest taka najgorsza, w sumie).
    Niepasujący puzzel <3 (moja Katka by Cię stłukła za plagiat, bo rości sobie prawa do tego porównania, ale odnoszę wrażenie, że to jest tak trafne porównanie, że już ktoś mądrzejszy od nasmusiał je kiedyś wymyślić). W każdym razie mam sentyment do tego stwierdzenia, a jest jak już wsponiałam, bardzo obrazowe.
    Dzień świstaka... mam tak co trzeci dzień, biedna Mila :/
    Ech, podświadomość to wredna suka, Prevc. Freud miałby z tobą ubaw, oj miałby. Oj, facet jest facet, dekolt po to jest by w niego zaglądać, mówcie dziołszki co chcecie, ale taka jest prawda, mimo iż żadna kobieta sie do tego nie przyzna głośno.
    Żarciki, żarciki <3 Podoba mi się ta ich relacja coraz bardziej. (Mila była w tym dniu kierowcą takim,jaim ja jestem na co dzień :P).
    No i Jelar zepsuła :<. I jeszcze pewnie będzie robić Mili wyrzuty za zbytnie spoufalanie sie z klientem, meh.
    MILA STAPH! MILA DON'T...
    I po kija naruszasz jego prwatność, no po co ci to...? (anyway, to ciekawy wątek do rysu psychologicznego -Peter nie moz ebyć jej obojątny skoro zajrzała mu w wiadomości. Ciekawi ją i to mocno, skoro posuneła się do takiego kroku. A jednocześnie nie zależy jej najego zaufaniu, skoro zaryzykowała takie coś).
    Krnajec, spsułeś. Oczywiście to jest typowa sytuacja "to nie tak jak myślisz", Mila miała całkowite prawo to tak zrozumieć, tylko szkoda Pero,który nie ogarnia co ją ugryzło (ciekawe czy doda dwa do dwóch, że grzebała mu w smsach i co zrobi ewentualnie z tą informajcją...?). A do Pero dociera coraz bardziej, że mu na niej niejako zalezy. Tak to odbieram.
    No! Jestem ciekawa co będzie dalej, bo choć narzekasz na sztampę, to ja przewiduję, że to nie będzie aż tak prosta historia typu, że on ją przeprosi, bosobie uświadomi, że ją kocha, ona mu wybaczy, a pół roku później zostanie panią Prevc. Nope, nie wierzę w AŻ TAK proste rozwiązanie, więc czekam na kolejną częśc :)
    Buźki! E_A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łaaa, rys psychologiczny jest suuupiii. <3 Cóż, Mila nie ma żadnych podstaw, żeby ufać Prevcowi - do tej pory nie zachowywał się zbyt "wiarygodnie". Czy jej zależy? Raczej nie. Kierowała nią ludzka ciekawość. Choć... z pewnej strony można to ująć tak, że intrygowało ją, czy może potajemnie dalej się z niej nabija, a ta profeska na spotkaniach to tylko ściema. No i się przejechała jak Zabłocki na mydle.

      No, ja tylko mam nadzieję, że nie zawiodę tych wszystkich oczekiwań. :) Pięknie Ci dziękuję za kolejny cudowny komentarz, looooooff ja, ale Ty o tym wiesz. :D

      Usuń
  6. Oja, nie wierzę, że dopiero dziś odkryłam tego bloga, shame on me. Wszystkie teksty są przedobre, ale ten to już w ogóle (tak, jestem typową dziewczyną). Wiedziałam, że rzeczy 'niekomediowe' też na pewno piszesz ciekawe, ale nie myślałam, że aż tak! Trudno się oderwać od czytania (i podjadania w trakcie, to z tych emocji, wybacz Chodakowska), szczególnie w tej części, kiedy Mila wydaje się rozkręcać powoli, a tu nagle dostaje tak po głowie smsem. Swoją drogą, Robert piszący tego typu smsy to coś, co trudno sobie wyobrazić :D I MUSZĘ po prostu MUSZĘ powiedzieć, że niezmiernie mi się podoba język tekstu, że tak się wyrażę (human tuman, zna trzy określenia i szpanuje) niezłamana, poza tym fragmentem z Chorwacji, ale to inna historia, zasada decorum, wszystko utrzymane w eleganckim tonie, te 'mądre' słowa, no płynę i podziwiam umiejętności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tam, "lepiej późno niż później", cytując tytuł pewnej komedii! :P Jejku, straaaasznie mi miło, że mnie tak komplementujesz na płaszczyźnie "niekomediowej". To nie są jeszcze szczyty, gdybym traktowała to bardziej serio, to na pewno tekst wyglądałby lepiej, ale że lubię wychodzić czytelnikom naprzeciw... :D A Chodakowską oooleeej, ja tak robię (a potem marudzę, ale ok, typowa kobieca logika).
      Human? Kochamy humana! Humany cię widzą, humany cię śledza, humany cię znajdą, zabiją i zjedzą. :D Studiuję, więc #potwierdzoneinfo!
      Przyznaję się, Chorwacja rzeczywiście wyłamuje się ze schematu stylistycznego. W żadnym punkcie nie twierdzę, że jest idealnie! Daleko mi, och, jakże mi daleko... :)
      Mądre słowa? Ale pusta głowa. :)
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3

      Usuń