czwartek, 31 marca 2016

#03 Autobiografia (I)

Sobąpisanie



— Mila, mam dla ciebie robotę.
Blondynka oderwała się od porządkowania papierów na biurku i spojrzała przez ramię na szefową, która właśnie docierała do jej stanowiska pracy. W końcu się do niej odwróciła, przytulając do siebie stos dokumentów.
Marika Jelar była wysoką, wyjątkowo szczupłą szatynką, z symetrycznie prostą i sięgającą żuchwy fryzurą, z surowym wyrazem twarzy i nieprzyjemnym spojrzeniem szarych oczu. Zawsze wyjątkowo elegancka, zawsze ubrana w kolor motywu przewodniego każdego pogrzebu. Jej ostry ton głosu nie znosił sprzeciwu. Nie stanowiła rządów tyranii w swoim biurze, ale i wcale nie musiała — każdy się bał, że w razie sprzeciwu oberwie tym wielkim sygnetem z jej serdecznego palca w łeb.
W redakcji panował przyjemny gwar; dzwoniły telefony, ludzie rozmawiali oficjalnie i między sobą, część z nich roznosiła upajający aromat pobudzającej kawy z kosztownego ekspresu, który Jelar kupiła z okazji niedawnego wyróżnienia. Wydawnictwo otrzymało podczas zeszłorocznego plebiscytu całkiem prestiżowy tytuł najlepszego w kraju. Pracownicy byli w doskonałych nastrojach; zbliżała się piętnasta, więc została tylko godzina pracy, a potem zaczynał się weekend. Młodsi i niżsi rangą członkowie zespołu z pewnością jednak zabierali część pracy do domów...
Mila w głębi duszy skrzywiła się na wiadomość od szefowej; na zewnątrz pozostał jej tylko fałszywy uśmiech.
— Ooo, jaką?
Z wszystkich sił starała się nie trzasnąć naczelnej kubkiem w ten perfekcyjnie wystrzyżony czerep. Miała nadzieję, że chodzi o ostateczne spojrzenie na tom o poezji kobiet dwudziestolecia międzywojennego — chociaż powinien to robić korektor. Problem polegał na tym, że stanowisko to objął dwa tygodnie temu żółtodziób, który nie zapracował sobie jeszcze na zaufanie szefowej, więc dziesiąty dzień roboczy z rzędu Mila musiała kontrolować jego pracę, robiąc w ten sposób domowe nadgodziny.
— Dostaliśmy... Cóż, nowe i dość nietypowe zlecenie.
Nietypowe zasiało groźny niepokój w sercu młodej Elinówny.
— To znaczy? — Zacisnęła mocniej palce na brzegach obejmowanych papierów, przestępując nerwowo z nogi na nogę.
Jelar westchnęła.
— Wydamy biografię.
Mila podniosła brwi. W wydawnictwie naukowym rzadko zdarzały się takie publikacje — chyba że były to pośmiertne peany na cześć zmarłych profesorów. Peany, w których gęsto było od tytułów dzieł i odkryć.
— Ale nikogo z świata nauki.
Brwi Mili powędrowały jeszcze wyżej.
— Wydamy autobiografię Petera Prevca.
Tym razem się zmarszczyły.
— Okeeeeej... Tylko skąd taka niespodzianka?
— Chodzą słuchy, że to może być prawdziwa bomba na rynku. Plus, jego menedżer zgłosił się do nas w pierwszej kolejności. Tytuł zobowiązuje, jak sądzę.
Mila usiłowała przetrawić otrzymane informacje, ale średnio potrafiła zrozumieć ten zwrot akcji. Wydawnictwo naukowe miało ot, tak wydać historię życia jakiegoś... Kim on właściwie jest?, przemknęło jej przez głowę, gdy próbowała się nie skrzywić.
— Ale ja dopiero co skończyłam tę zbiorówkę...
Jelar posłała jej jedno z tych swoich spojrzeń, po których wszelkie wątpliwości co do istnienia mrocznej strony jej duszy znikały. Gdyby możliwa była reinkarnacja, w poprzednim życiu naczelna na pewno byłaby Neronem.
— Tekst razem z płytą podrzucę ci, zanim wyjdziesz. Skontaktuj się z nim jak najprędzej, bo za miesiąc wznawiają treningi.
Szefowa odeszła, a jedyna myśl, jaka kołatała w głowie panny Elinówny, była wyrazem absolutnej dezaprobaty, oburzenia i niedowierzania w głupotę Jelar. Wyglądało na to, że wydawnictwo naukowe miało wydać biografię sportowca. Czy kogoś tam.

Ten dzień skończył się dla Mili zwyczajnie. W domu, po szybkim prysznicu, przyjrzała się tekstowi z bliska. Nie był długi, ale na pewno nie należał do tego gatunku, który ona sama pochłonęłaby na jednym wydechu. Zorientowała się, że będzie miała o czynienia ze skoczkiem narciarskim, i to najwyraźniej wyjątkowo utytułowanym, więc czuła, że każde kolejne spotkanie odbije się poważną szkodą na jej zdrowiu psychicznym.
Bo czego jak czego, ale sportu to ona nie lubiła. Wcale. Choć na pierwszy rzut oka wydawało się, że należy do tego rozszerzającego się w ostatnich latach grona fitnessmaniaczek-amatorek — nie przypominała figurą pączka i dbała o swój wygląd. Do pracy chodziła w swojej ulubionej szarej, ołówkowej spódnicy i koszuli w drobne niebieskie pionowe paski. Obowiązkowo szpilki. Wśród znajomych uchodziła za kobietę sukcesu, do której sportowa pasja pasowałaby jak ulał. Ale nie. Jedyne, co znosiła, to jazdę na rowerze, pod warunkiem, że trasa nie wykraczała poza osiedlowy sklepik.
Spędziła pół piątkowej nocy na poprawianiu pierwszego rozdziału. Kiedy znaki trybu recenzji zaczęły mnożyć jej się w oczach, położyła się spać. Prześladowała ją jednak ta przerażająca myśl, że następnego ranka będzie musiała wybrać jego numer i umówić się na spotkanie.

* * *

Siedząc w mniejszej z dwóch sal konferencyjnych, stukała nerwowo czerwonym długopisem w szklany stół. Ręce jej się trzęsły i pociła się jak w saunie. A przecież pogoda była ledwie wiosenna.
Tego roku wiosna przychodziła dość opornie. W górach, mimo końca miesiąca kwietnia, nadal zalegał śnieg, a w miastach aura zmieniała się jak w kalejdoskopie: jednego dnia było słonecznie, a słupek rtęci sięgał nawet dwudziestu stopni, następnego padał śnieg, przykrywając całkiem grubą warstwą wszystko dookoła. Mila nie przepadała za wilgocią, zwłaszcza w połączeniu z zimnem, więc gdy pierwsze oznaki dobrze zadomowionej wiosny nadciągnęły do miasta, poczuła, że wreszcie może zacząć pracować na pełnych obrotach. A pracy było sporo; oprócz biografii dostała kilka innych zleceń, których deadlineʼy były zaskakująco krótkie. Najmniej podobała jej się perspektywa współpracy z Prevcem. Choć było o nim niesamowicie głośno w słoweńskich mediach tej zimy, ona „poznała” go dopiero z tekstu, który nadesłał. Był ciekawą postacią: sprawiał wrażenie cichego bohatera, który całkiem niedawno, bo w minionym sezonie, pokazał, że tak naprawdę jest ryczącym lwem. Mimo wszystko niechęć do sportu i jego fanów (w rozumieniu ogólnym) wywoływała u niej mimowolne skrzywienie na twarzy.
A mimo to założyła tę krótszą spódnicę ołówkową, wyższe szpilki i ulubioną niebieską koszulę. Chciała wysłać sygnał: nie utemperujesz mnie tak łatwo, Prevc. Czy jak ci tam. I nie waż się ze mną zdzierać.
Klamka w drzwiach kliknęła, więc Mila natychmiast zerwała się z miejsca, gładząc spódnicę. Do pomieszczenia wszedł wysoki, bardzo chudy chłopak, w czarnych, materiałowych spodniach, butach sportowych, szarym t-shircie z narzuconą nań ciemną koszulą w czerwoną kratę. Miał nieco zmierzwione, kawowe włosy i zielone oczy. Kulturalnie uścisnął jej dłoń i przedstawił się cicho, a Mila odwzajemniła obydwa gesty. Poprosiła go, by usiadł i razem pochylili się nad zalegającym na szklanym stole stosem kartek.
Było w nim coś cichego i nieprzeniknionego; w koncentracji słuchał jej słów, a ona czuła się przez to onieśmielona. Nadal odnosiła się do niego nieco nieufnie, ale dotarło do niej, jaką głupotę popełniła, próbując udowodnić sobie i światu coś, czego nikt od niej nie żądał.
— Więc... Panie Peterze...
Usta Prevca zacisnęły się w cienką linię, a kąciki oczu dziwnie podniosły.
Udając, że tego nie zauważyła, Mila kontynuowała:
— Panie Peterze, zgodnie z umową poprawiłam cały wstęp i pierwszy rozdział, ale zmiany będziemy zatwierdzać podczas spotkań. Nie traćmy więc czasu i przejdźmy do wprowadzenia... Pewne oczywistości, jak myślę, możemy pominąć: czyli przecinki, błędy ortograficzne i techniczne, jak złe przeniesienia wyrazu, ale już na przykład sformułowanie: „Początki wydawały się być dla mnie trudne” jest niepoprawne. Czasownik „wydawać się” nie łączy się z „być” — a przynajmniej nie w naszym języku. To naleciałość z łaciny, angielskiego, niemieckiego i wielu, wielu innych. Mogę to panu udowodnić...
Mila zerknęła kątem oka na twarz Prevca, która wydłużyła się teraz od... powstrzymywanego śmiechu. W panice pomyślała, że może ubrudziła się czymś albo rozmazała makijaż i poczuła pilną potrzebę sprawdzenia tego. Z trudem się powstrzymała, choć dyskomfort psychiczny pozostał.
— Proszę bardzo. — Otworzyła i podsunęła pod oczy Prevca odpowiednią stronę w słowniku, która objaśniała rekcję czasownika „wydawać się”. — Nie zmyślałabym. To nie redaktorskie widzimisię. Nie rozumiem natomiast tego fragmentu...
Przez następną godzinę drążyli meandry kompromisów literackich, usiłując doprowadzić pierwszy rozdział do porządku. Osiągnąć złoty środek między literackością a autorskim zamysłem. Ze słownym porozumieniem nie było u nich problemu, werbalne nie dało się wypośrodkować tak łatwo. Za każdym razem, gdy w jej wypowiedzi padało słowo „pan”, twarz chłopaka krzywiła się w próbie zamaskowania wybuchu śmiechu. Milę zaczynała irytować ta sytuacja i nie zamierzała tego zostawić w ten sposób.
— Przepraszam, czy coś pana bawi? — W jej oczach płonęła groźba śmierci.
— Skąd — zaprzeczył energicznie, choć nie bez częściowego podniesienia kącika ust. — Dlaczego...
— Bo odnoszę wrażenie, że jednak w jakiś nieintencjonalny sposób pana śmieszę. — Głos Mili był ostry i zimny jak stal.
— Absolutnie nie. — Maleńki uśmieszek jednak wciąż błąkał się po jego twarzy, na dodatek unikał z Elinówną kontaktu wzrokowego.
— Dlaczego zatem ciągle usiłuje pan powstrzymać śmiech?
— Może śmieję się do pani, nie z pani?
— Oczywiście — przytaknęła z ironicznym uśmiechem Elin. — Bo moja osoba tak pana zafascynowała, że nie może pan przestać się szczerzyć.
— A co, jeśli tak właśnie było?
Mila podniosła brwi, otwierając usta w niemym zaskoczeniu. Pokrętny wyraz zniknął z twarzy Prevca, który wyglądał teraz śmiertelnie poważnie. Nawet na sekundę nie spuszczał z niej oka, prześwidrowując się przez jej niebieskie tęczówki tam, gdzie mu nie wolno było.
— Umiem jeszcze odróżnić drwinę od fascynacji — skwitowała chłodno, naprędce składając zalegające papiery i słowniki, i wstając od stołu.
Prevc przygryzał wargę, na powrót próbując najwyraźniej powstrzymać wesołość.
Stanęli twarzą w twarz, choć Peter był znacznie wyższy od Elin.
— Gdyby poluzowała pani ten swój ciasny koczek, może zaśmiałaby się pani razem ze mną z własnej sztywności — powiedział cicho, odważnie patrząc jej w oczy.
Mila zacisnęła szczękę i tylko poczucie przyzwoitości nie pozwoliło jej zrzucić stosu trzymanych książek swojemu klientowi na jego rozczochrany łeb.
— Nie sądzę, bym w jakiejkolwiek fryzurze ośmieliła się zniżyć do pana poziomu — odparła, zwężając oczy do szparek, z równą odwagą patrząc na swojego interlokutora. — Proszę się stawić równo za tydzień. Do wyjścia prosto.
Bez słowa pożegnania wyszła z sali konferencyjnej, ostentacyjnie stukając obcasami w drodze do swojego biurka, na które z ulgą zrzuciła naręcze ksiąg i papierzysk, zza szklanej ściany obserwując kroczącego energicznie do wyjścia Prevca. Miała szczerą ochotę pójść do szefowej i poprosić o zamianę projektów, ale wiedziała, że Jelar powierzyła jej to zadanie, bo uważała, że tylko ona wykona je, jak należy.
A teraz miała zawieść ją na całej linii.
Bo tacy są sportowcy. Nadęci i zarozumiali, traktują innych z wyższością, jakby byli lepszym gatunkiem. Ale Mila nie zamierzała ułatwiać Prevcowi życia. Skoro bawiły go oficjalne zwroty, postanowiła je odpuścić, ale na pewno nie przymierzała się do żadnego spoufalania.
Postawiła sobie za cel nigdy więcej nie dopuścić żadnych emocji do głosu podczas ich spotkań. Może kiedy zderzy się ze ścianą, konstatowała w głowie, przerzucając wszystkie papiery na biurku, to otrzeźwieje. Wymacała poszukiwane etui.

Z tą myślą i spokojem duszy założyła okulary i wróciła do pracy w edytorze.




Pozostałe części nastąpią za czas nieokreślony. :)
A jakby komuś było mało Słoweńców, to przypominam, że na Nie-lotnych dziewiąty rozdział z Petardami Gorana Janusza w roli... no, prawie głównej. ;)

10 komentarzy:

  1. Wreszcie się doczekałam! :D I co Ty opowiadasz za głupoty, że nie umiesz pisać „na poważnie”??? Umiesz! Poza tym nie jest – przynajmniej na razie – bardzo wzniośle, grobowej atmosfery też nie odnotowałam, są liczne fragmenty zabawne. Temat bardzo fajny, jak najbardziej na plus. O stronie stylistycznej się nie wypowiadam, bo co ja się będę mądrzyć, skoro mam do czynienia z profesjonalistką w tej dziedzinie :P

    Przejdźmy do osoby Głównej Bohaterki.

    Mila mnie trochę drażni, w zasadzie sama nie wiem, dlaczego. Nie jest jedną z tych bohaterek, które lubi się od pierwszego zdania. Może to i dobrze, bo nie przepadam za opowiadaniami, w których bohaterki są piękne, dobre, mądre i wszyscy padają przed nimi na kolana, ale w Mili jest jednak coś irytującego. Może sposób, w jaki odnosi się do Petera? Nie chodzi o to, że mam ochotę rzucić się z pazurami na każdą osobę, która w fanficu krzywo patrzy na Słoweńskiego Orła, ha ha ha. Hmm..., chyba irytuje mnie zestawienie jej zachowania w rozmowie z szefową i z Peterem. Przy tej pierwszej Mila wydaje się małą, szarą myszką, którą da się uciszyć jednym spojrzeniem, natomiast przy Peterze chce być profesjonalna (co się chwali), ale niebezpiecznie przekracza granicę, za którą staje się arogancka i wyniosła. A ja nie lubię aroganckich ludzi :P
    Może taki był Twój zamysł, by pokazać w kolejnych odcinkach jej zmianę nastawienia do Prevca? Ale nie zmienia to faktu, że coś mnie w niej wkurza ;D

    Kwestia druga, również dotycząca Mili: jakim cudem ona, będąc Słowenką, nie wie, kim jest Peter Prevc? Wydaje mi się to wręcz niemożliwe. To tak, jakby w Polsce kilka lat temu nie wiedzieć, kim jest Adam Małysz. Mila może nie interesować się sportem, może nie wiedzieć, ile skoczył w Engelbergu, a jaki medal zdobył w Kulm, ale że zupełnie nie kojarzy nazwiska? Nie do pomyślenia. W końcu nie jest 80-letnią babiną żyjącą w leśnej kniei, tylko młodą, zapewne wykształconą, mająca kontakty z ludźmi dziewczyną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia trzecia... Tak, również Mila ;) „— Nie sądzę, bym w jakiejkolwiek fryzurze ośmieliła się zniżyć do pana poziomu.” Za to mam ochotę trzepnąć ją w łeb! To raz. A dwa: nie sądzę, by osoba w jej sytuacji powiedziała coś podobnego do – było nie było – klienta. Peter (czy też jego menedżer) wyświadczają wydawnictwu swoistą przysługę, decydując się wydać biografię właśnie tam. Szefowej wyraźnie zależy na tym zleceniu („Chodzą słuchy, że to może być prawdziwa bomba na rynku”), tymczasem jej podwładna wyskakuje z takim tekstem! I jeszcze wcześniej: scena ze słownikiem jest zabawna, ale ja na miejscu Petera poczułabym się fatalnie; jakby osoba, z którą rozmawiam, potraktowała mnie jak totalnego nieuka, na dodatek ograniczonego umysłowo, któremu nie wystarczy powiedzieć, że popełnił jakiś błąd w tekście, tylko jeszcze trzeba mu to pokazać paluchem i na przykładzie ;D
      Okej, Peter nie jest kryształowy, podśmiewał się z Mili, ale w zasadzie ona sama go sprowokowała swoim wyniosłym zachowaniem. Fatalnie zaczęli, pozostaje mieć nadzieję, że lepiej skończą ;)
      Podsumowując: gdzieś do postaci Mili wkrada Ci się Tośka, to da się wyczuć ;D

      Ale muszę zaznaczyć, że jedno mam z Milą wspólnego! „Mila nie przepadała za wilgocią, zwłaszcza w połączeniu z zimnem”. Mój tandem koszmarów! ;P

      Teraz kilka uwag bez sensu, okraszonych cytatami XD

      „Marika Jelar była wysoką, wyjątkowo szczupłą szatynką, z symetrycznie prostą i sięgającą żuchwy fryzurą, z surowym wyrazem twarzy i nieprzyjemnym spojrzeniem szarych oczu. Zawsze wyjątkowo elegancka, zawsze ubrana w kolor motywu przewodniego każdego pogrzebu. Jej ostry ton głosu nie znosił sprzeciwu.” Wiesz, z kim mi się natychmiast skojarzyła? Z Anną Wintour! ;D

      „ Do pomieszczenia wszedł wysoki, bardzo chudy chłopak, w czarnych, materiałowych spodniach, butach sportowych, szarym t-shircie z narzuconą nań ciemną koszulą w czerwoną kratę.” Próbowałam go sobie wyobrazić w takim wydaniu i... mrrr, całkiem przyjemna wizja ;P

      „Miał nieco zmierzwione, kawowe włosy i zielone oczy.” Peter ma zielone oczy? Nius dla mnie ;)

      Ogólnie początek spotkania Petera z Milą jest świetnie napisany! Nieśmiałość Petera, to, jak skoncentrowany słucha słów Mili, stopniowa zmiana buntowniczego nastawienia dziewczyny... Wszystko perfekcyjnie. A potem zza węgła głowę wystawia Tośka i klimat idzie się paść ;D
      Wiem, musiało się coś „zadziać”, ale jakoś mi to zgrzyta odrobinę.

      No nic, trochę pomarudziłam, ale ogólnie podoba mi się bardzo. Biorąc pod uwagę Twoje umiejętności, nie wyobrażałam sobie, by mogło być inaczej ;)
      Czekam niecierpliwie na kolejną część i życzę wenyyyyy:))

      Usuń
    2. Już odpisuję: pięknie dziękuję za komentarz! (Po raz trzeci, ale cśśśś).

      Te słowa na początku - bardzo mnie zawstydziły! Ale ja narzekać zamierzam w dalszym ciągu na swój warsztat "poważny", bo nie ma takiego kształtu, jakby sobie moja niemądra głowa życzyła. Z Nie-lotnymi jest odrobinkę inaczej, bo to takie moje dzieci, przy których daję upust swojej kreatywności i staram się szkolić pod nieco innym kątem. Z poważnymi rzeczami trzeba być o wiele bardziej ostrożnym.

      Niestety, z całych swoich sił i mocy tfurczych usiłuję uniknąć "tośkowania" u swoich postaci i mi się nie udaje. Jest trochę zołzowata, ale to się będzie nieco naginać w kolejnych częściach - i w tym będzie bardzo odstawać od Tośki. (Tak bym sobie przynajmniej życzyła). Co do jej nieznajomości Prevca - wierz mi, to jest możliwe. Skoro są ludzie, którzy nie znają Stocha (A SĄ), to w Słowenii też są tacy, którzy na słowo Prevc marszczą się i pytają: "Ten stary dziad spod piątki?". Poza tym znam też ludzi, którzy żyją bez TV - skąd wiesz, może i Mila go nie ma? ;)

      Reakcja Mili byłaby nieuzasadniona, gdyby nie została zaatakowana jako pierwsza - ale myślę, że żadna szanująca się istota żywa nie pozwoliłaby się obrażać w sposób, w jaki Peter to zrobił Elinównie. Tak, na pewno popyskowała i nie przemyślała tego pod kątem Mariki, ale nie do tego stopnia, żeby go wyzywać od bałwanów (TO by dopiero była Tośka!), więc reakcja gwałtowna, ale na pewno nie nieuzasadniona. Aczkolwiek - wiadomo, każdy ma prawo myśleć inaczej. :) I jeszcze - to nie tak, że ona była wyniosła. Mila zachowała się przesadnie kulturalnie, jego śmieszyło, że odzywa się do osoby w swoim wieku per "pan" i nawet nie poprosi o przejście na "ty", zwłaszcza że zapowiada się na dłuższą współpracę.

      Co do słownika to już się prędko odezwałam na Twitterze, to się nie będę rozwlekać drugi raz.

      Anna Wintour? Ja muszę przyznać, że miałam w głowie swoją promotorkę cały czas :D Co do oczy Petera: przekopałam tyle jego zdjęć, że jestem pewna, że są zielone. W zależności od oświetlenia są trochę ciemniejsze, ale poza tym - cóż, dla mnie zieleń.

      Będę walczyć z tą Tośką, ale wydarzenia sprawią, że zniknie. Musi, no heeellooooł. :D

      Dziękuję za uwagi, zapamiętane. :) Ej, a z tym warsztatem to nie szalejmy, ok? :P Ale również pięknie dziękuję. :)

      Usuń
  2. Mila. Jak pierwszy raz przeczytałam to imię, pomyślałam sobie "ooo... Charlie zrywa z Tośką, będzie MIŁA bohaterka". Bo to takie miłe imię jest. Ale... Ale jednak nie.
    Bo Mila ma niemiła szefową.To znaczy wymagającą bardzo. Do takiej bez kija nie podchodź. I zdaje się, że Mila zapracowała na swoją opinię niezastąpionej, bo dostaje MEGA-SUPER-HIPER-WAŻNE zadanie. Nietypowe. Wyjątkowe. PRESTIŻOWE. Nic dziwnego, że presja ją trochę przygniata. Ej, to jest wydawnictwo naukowe, więc nie ma obowiązku mieć jakiegokolwiek doświadczenia w pisaniu biografii jaiegoś-tam-sportowca.
    Anyway, @Miria: To że Mila nie zna Petera wcale nie jest takie dziwne. Znam całkiem sporoą grupę osób, które nie kojarzą Kamila Stocha. Z Małyszem jest trochę lepiej, ale myślę, że znalazłabym w gronie bliższych i dalszych znajomych reprezentację osób, którym będzie coś dzwonić, ale w najlepszym wypadku skojarzą go ze sportem. "..zimowym jakimś chyba". Zwłaszcza, że Mila ze sportem ma nie po drodze.
    A więc sytuacja całkiem prawdopodobna, że Mila o Peterze dowiaduje się niemalże wprost z (auto)biografii.
    (Bardziej mnie ciekawi, że Peter bezpośrednio konsultuje poprawki z redaktorką. Ale rozumiem, że jakoś trzeba ich na siebie "wpaść").
    Właśnie! Pero!
    Moment, w którym wchodzi do pokoju jest po prostu... czy wystarczy Ci stwierdzenie, że brak mi słów by opisać, co ta scena ze mną zrobiła (a pamiętaj, że piszę osiemnastkę, gdzie... well. Jest Sylwester. W Ga-Pa. To mówi samo za siebie, nie?).
    A jej "ostre" podejście do Pero? Ja tu wyczuwam, kompleks względem apodyktycznej naczelnej, bycie tz. "kobietą sukcesu" lub kobietą niezależną. A ponad to (E_A, psychomode: ON), zakładając, że to coś na kształt romansu (nie wykręcisz się, Charlie!) to postawa Mili sugeruje mi hm. Próbuje być niezależna- czyżby jakieś uprzedzenie do facetów w ogóle? Ze względu na niemiłe wcześniejsze doświadczenia? Bo była za MIŁA? (Tak, wiem, że imię ma inną genezę, daj pokombinować!). Nie da się utemperować. Zresztą z lektury wynika, że Pero jest cóż... Ideałem, sportowym bożyszczem nastolatek. I choć sama określiła go jako"cichego bohatera", to kto wie, czy nie zechce potraktować jej z góry? "Bo ja mam Orła, a ty nie, więc ja mam rację - TAM NIE BĘDZIE ŻADNEGO PRZECINKA, BO TAKO RZECZE KRÓL PERO!". Lepiej sie przygotować na to z góry, nie?
    Co nie oznacza, że Mila trochę przesadziła. Ale dziwi jej się ktoś? Ona próbuje być profesjonana, podejść do tematu poważnie, z szacunkiem podjeść do klienta, a ten z niej się podśmiewa! I to otwarcie! Jak panu tak wesoło panie Prevc, to niech pan sobie wraca na tę swoją skocznię! (uzależniłam się od zwrotu "panie Prevc", a miał być moją tajną bronią :<).
    A jedne z ostatnich słów wfragmencie potwierdzają moja domysły!
    Mila będzie trzymać emocje na wodzy, żeby go otrzeźwić, a ja mam wrażenie, że jemu się to jeszcze bardziej spodoba. Swoją drogą, Pero łądnie to tak flirtować od samego progu? Nawet jeżeli twoje skile w tym kieurnku są jak narazie... hmmm... kiepskie?
    Mile trochę przegięła. Ale tylko trochę, nie wszytscy umieją trzymać język za zębami w każdej sytuacji... Taki Stęki na przykład :P.
    No tyle ode mnie. Chyba.
    Buźki, czekam na następne party, bo wyczuwam... a nie będę spojlerować. Bo a nuż okaże się, że mam rację i Ci niespodziankę zapsuję...?
    Weny! :*
    E_A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, to będzie absolutnie nie na temat i mam nadzieję, że Charlie mi wybaczy, ale muszę^^ "(a pamiętaj, że piszę osiemnastkę, gdzie... well. Jest Sylwester. W Ga-Pa. To mówi samo za siebie, nie?)." Przepraszam, czy ta osiemnastka może pojawić się szybko? Sądzę, że 1 kwietnia, godzina 22:00 będzie w sam raz ;D

      Usuń
    2. @Miria: Charlie dała mi pozwoleństwo na odpowiedź ;).
      Osiemnastka jest napisana w 50%, druga połowa jest skrystalizowana w mojej głowie, ale termin jest raczej nierealny, bo a) chyba już go przekroczyłam :D; b) muszę dopieścić pierwszą połowę; c) nie wiem co moi bohaterowie zechcą nawywijać w drugiej połowie. Ale postaram się uczynić to jak najszybciej!
      I zachęcam do udziału w ankiecie, jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś.
      [Koniec spamu, dzięki Charlie za wyrozumiałość :*]
      E_A

      Usuń
  3. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że miałam u ciebie tu już daaaaaawno skomentować, a w końcu tego nie zrobiłam. A wiesz przecież, że ja temu opowiadaniu mocno kibicuję i jestem pewna, że wyjdzie ci z niego coś super, pomimo twoich obaw, że nie umiesz pisać na poważnie. Właściwie to ten rozdział nie był taki do końca poważny, a to za sprawą szanownego pana Prevca. Nie od dziś wiadomo, że ja Pero wielbię, we wszystkich możliwych odsłonach i wyobrażeniach. I ta jego wersja przedstawiona tu przez ciebie odpowiada mi w stu procentach. Da się jednak wyczuć, że z Milą jest inaczej, aczkolwiek mam przeczucie, że to ulegnie diametralnej zmianie. Wrzucam tu w końcu ten mój komentarz z nadzieją, że w krótce pojawi się kolejna część.
    3P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, to dla mnie takie świetne, że mi kibicujesz i że Ci się tu Pero podoba. Przyznam się, że pisząc, zawsze zastanawiam się, czy Ci Prevc podpasuje i cieszę się, że póki co tak jest. :D Cóż, u mnie chyba nigdy do końca poważnie nie będzie. Ten typ tak ma...
      Dziękuję! <3 <3 <3

      Usuń
  4. Ha, jakim cudem tu nie ma mojego komentarza? Czy ja zaczęłam czytać „Autobiografię”, jak już były 2 części? Cóż, wychodzi na to, że tak, a dałabym sobie paznokieć uciąć (jestem przywiązana do mojej ręki), że jestem z tą historią od początku.
    Może zacznę od tego, że osobiście uwielbiam biografie. Uwielbiam je czytać i z reguły pochłaniam w ekspresowym tempie. A już o biografiach sportowców nie wspomnę… Dlatego też na samą myśl o autobiografii Petera Prevca szczerze się do ekranu mojego laptopa. Osobiście uważam, że za takie rzeczy ludzie powinni się brać na samym końcu swojej kariery, bo wtedy taka książka byłaby jej uwieńczeniem i stanowiła jej podsumowanie, ale naszemu sympatycznemu Słoweńcowi jestem w stanie wybaczyć ten pośpiech. (Swoja drogą ciekawe, czy kiedyś jego autobiografia trafi w moje łapki? Bardzo bym tego chciała. Ale poproszę o wersję po ukończeniu kariery.)
    Bawi mnie to jak bardzo Mila na początku jest nastawiona negatywnie do swojego nowego zlecenia. W sumie można od razu założyć, że ta współpraca do najprostszych należeć nie będzie, więc zapowiada się ciekawie. A sama Mila wywiera według mnie pozytywne pierwsze wrażenie. Ładna, zadbana kobieta odnosząca zawodowy sukces i wiedząca czego chce od życia. Go Mila.
    Pierwsze spotkanie dziewczyny z Petrem wywołało na mojej twarzy uśmieszek, który rósł z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem. I może gdyby Mila nie byłaby tak poddenerwowana, to uśmiechnęłaby się razem ze mną. Bo ja naprawdę wierzę, że ona ma poczucie humoru, a ta sztywność to tylko zawodowa powłoka. A Peter… Peter był po prostu sobą. I za to go lubię. Że nigdy nie udaje kogoś innego. Że jest naturalny w tym co robi. I ze jest przy tym tak sympatyczną osobą.
    Naprawdę ciekawie się zapowiada ta historia i jako osobie, która przeczytała już całość dziwnie się piszę komentarz, udając że wcale tak nie było. Ale tak to jest jak się człowiek do wszystkiego zabiera od d… strony. Mam nadzieję, że zachowałam w miarę obiektywizm i nie można się dojrzeć naleciałości dalszych części na moim komentarzu.
    PS Od początku polubiłam Jelar :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooooo to niezły numer. :D Ładnie to tak od środka zaczynać?
      Bardzo podoba mi się Twoje spojrzenie na Milę i Petera. Chyba jesteś jedną z niewielu, której zachowanie Elin nie odrzuciło. A może to przez to, że znasz zakończenie? ;) Myślę, że druga część pokazałaby jej poczucie humoru. Ale gdzie tam do niej...

      Nie przejmuj się. Komentarz szalenie mi się podoba. I jesteś kolejną, która lubi Jelar! :D To mi się dopiero drugoplanowa postać udała!

      Dziękuję bardzo, bardzo, bardzo! <3

      Usuń