Sześcioletnia
dziewczynka siedziała na brzegu piaskownicy, zawzięcie uklepując
babkę, którą udało jej się przed chwilą stworzyć. Brakowało
tylko pięciu kolejnych, żeby jej majestatyczny zamek stanął w
pełni swej krasy. Wyciągnęła na bok język, pogrążona w
ciężkich procesach myślowych. Nie mogła dorobić kolejnych wież,
bo dzieci z drugiego końca na pewno by się pogniewały, gdyby
zabrała im ich część piasku.
Zrezygnowana,
opuściła drobne ramionka i naciągnęła mocniej sukienkę na
kolana. Była biała i miała koronkowe zdobienia, ale dziewczynce
bardzo się to nie podobało. Nie lubiła sukienek i czuła ogromny
żal do mamy, że zmusiła ją do założenia tego paskudztwa.
Podparła głowę ręką i westchnęła zasmucona.
Koniec
końców wstała. Jej jasne, niemal mleczne włosy skręcały się ku
dołowi i przyjemnie powiewały, kiedy biegła do ławki, na której
siedzieli rodzice.
—
Zgłodniałaś, Tośka? — spytała mama, wycierając jej brudne z
piasku ręce chusteczką nawilżającą, a na twarzy młodej pojawiła
się bruzda niezadowolenia.
Tosia
odwróciła się na chwilę za siebie i poczuła niewysłowioną
tęsknotę za lataniem. Za powietrzem przepływającym od przodu i od
tyłu. Za pracą nóg, która sprawia, że to latanie jest możliwe.
Zatęskniła
za huśtawką. Nie spodobało jej się tylko to, że jedna z dwóch
dostępnych była zajęta. I to przez chłopaka.
—
Nie — odparła z pewnością w głosie. — Idę się pohuśtać! —
I już biegła w kierunku huśtawek.
Postanowiła
konsekwentnie zignorować jego obecność i jak gdyby nigdy nic
usiadła drewnianej ławeczce, złapała za grube, metalowe łańcuchy,
wycofała stopami, po czym mocno się odepchnęła i już leciała.
Lubiła,
kiedy wiatr czochrał jej włosy i sprawiał, że czuła się, jakby
miała skrzydła. Nie przeszkadzało jej zmęczenie nóg, bo bycie w
powietrzu wynagradzało każdy ból. Jak na przykład ten, że żadna
dziewczynka w przedszkolu nie chciała się z nią bawić, a także
ten, że tata był dla niej bardzo surowy. I ten, kiedy czasem robiło
jej się bardzo smutno i chciała się przytulić, ale w pobliżu nie
było ramion gotowych ją przyjąć.
Dostrzegła
kątem oka, że chłopak niemal się przestał kołysać i patrzył
tylko na nią. Już go chciała zapytać, dlaczego się tak gapi, ale
wtedy on zapytał:
—
Lubisz się huśtać?
Tośka
gwałtowanie wyhamowała, szurając swoimi ulubionymi trampkami o
suchą ziemię. Bo sukienkę pozwoliła mamie na siebie włożyć,
ale buty wybrała sama.
Tosia
przypatrzyła się chłopakowi bardzo uważnie; był chudy, miał
bujne brązowe włosy i zafascynowane niebieskie oczy. Dziewczynka
zastanawiała się, czy może mu ufać; w końcu zwykle nikt nie
chciał do niej zagadywać bez powodu.
—
Lubię, bo co? — zapytała od razu w razie, gdyby tamten zechciał
jej głupio powiedzieć.
Chłopczyk
uśmiechnął się serdecznie; wówczas Tośka poczuła, że on na
pewno nie ma złych zamiarów i rozluźniła się nieco, choć nadal
ściskała mocno łańcuchy huśtawki.
—
Ja też — odparł rozmarzony.
Usiadł
wygodniej na deseczce, ale nie wprawił zabawki w ruch.
—
Kiedyś będę latać, wiesz?
Tosia
ściągnęła brwi, myśląc intensywnie.
—
Chcesz być pilotem samolotu?
Chłopczyk
pokręcił głową.
—
Sam będę latał.
Tośka
pomyślała sobie, że chłopczyk zmyśla, bo przecież pani w
przedszkolu powiedziała, że ludzie nie mogą latać, bo nie mają
skrzydeł. Sama o to zapytała, była więc pewna, że jej mały
towarzysz kłamał.
—
Terefere. Ciekawe jak — burknęła.
Chłopak
uśmiechnął się jeszcze szerzej.
—
Na nartach! — odparł, jakby to było oczywiste.
Tosia
nigdy w życiu nie miała nart w ręku; jej rodzice nigdzie nie
wyjeżdżali, więc nie zaznała smaku górskich zjazdów, ale
wiedziała, że służą one do używania na ziemi, a nie w
powietrzu. To ją jeszcze bardziej utwierdzało w przekonaniu, że
nowy kolega próbował jej tylko zaimponować.
—
Ale zmyślasz — zarzuciła mu, choć nie jakimś zdenerwowanym
tonem.
Chłopczyk
jeszcze bardziej się podekscytował.
—
Nieprawda! Mogę ci pokazać! Rodzice wczoraj zapisali mnie do klubu.
Od jutra zaczynam treningi! Mam już narty i kask, i buty... Nie mam
jeszcze stroju, ale trener powiedział, że na razie nie jest ma
potrzebny.
Tosia
zaczynała się bać, że z chłopakiem jest coś nie tak.
—
Będę jak Adam Małysz!
I
wtedy przypomniała sobie, jak u babci w każdą zimę leci program,
w którym panowie na nartach skaczą z naprawdę wysokich górek.
Ogromnych! Babcia mówi, że to bardzo niebezpiecznie i trzeba
naprawdę dużo ćwiczyć, żeby nie upadać.
—
Już wiem! — oznajmiła z entuzjazmem. — Nie boisz się, że
nabijesz sobie guza? — Jej oczy urosły do rozmiaru spodków z
filiżanek.
Pokręcił
głową.
—
Będę bardzo dużo trenował. Obiecałem to mamie i tacie.
Dzieci
zamilkły na chwilę, usadawiając się lepiej na swoich huśtawkach.
Tosia
próbowała sobie wyobrazić, jak ci skoczkowie czują się, gdy lecą
na tych nartach tak długo. I jak udaje im się nie przestraszyć!
Dziewczynka pomyślała sobie, że pewnie chłopczyk upadnie tyle
razy, że przestanie trenować i zrobiło jej się przykro, bo gdyby
mogła, sama by spróbowała, ale wiedziała, że za bardzo boi się
wysokości.
—
Wiesz, jak będę duży i taki sławny jak pan Adam, to ci dam bilety
na konkurs! Tylko powiedz mi, jak się nazywasz, żebym mógł potem
wysłać ci je listem!
—
Przecież nie umiesz pisać — zauważyła mądrze.
Chłopczyk
wzruszył ramionami.
—
Poproszę rodziców, żeby do ciebie napisali, a twoi rodzice ci to
przeczytają.
Na
taki układ mogła przystać.
—
Nazywam się Tosia Socha. Mieszkam Łabędziowie, przy ulicy
Kochanowskiego 12. Pierwszy dom po lewej! Teraz ty mi musisz
powiedzieć, jak się nazywasz, żebym wiedziała, od kogo dostałam
list!
—
Jestem Olek Zniszczoł. Mieszkam tutaj, w Wiśle, przy ulicy...
—
Tosia, chodź tutaj prędko! — zawołała pani Socha, a Tośka
natychmiast spojrzała w jej stronę. — Musimy jechać do domu,
tata musi szybko wrócić do pracy.
Tosia
uśmiechnęła się do chłopczyka, próbując go pocieszyć. Nie
chciała wcale wracać, chociaż jeszcze przed kwadransem wszystko by
za to oddała. Ale Olek był pierwszą osobą, która wcale nie bała
się z nią porozmawiać, w dodatku okazał się miły i dobry. Aż
żal jej było opuszczać plac zabaw.
—
Przyjdziesz jeszcze? — smucił się Olek.
—
Tosia, nie obijaj się, musimy wracać! — wołała dalej mama.
I
mała panna Socha posmutniała.
—
Wracam do domu, do Łabędziowa.
—
Szkoda.
Tosia
znowu próbowała się do niego uśmiechnąć, ale był bardzo,
bardzo smutny.
—
Będę czekać na twój list, dobrze?
Olek
przytaknął i nagle jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech, na
kilka sekund, zanim rodzice Tośki podeszli, żeby ją złapać za
rękę i zabrać.
—
Będę czekać na ciebie pod skocznią.
Ani
jedno, ani drugie nie wiedziało, że żaden list nie zostanie nadany
ani że nikt nie dostanie biletów. Żadne z nich nie podejrzewało
jedna, że szesnaście lat później spotkają się pod skocznią,
jak sobie obiecali, ale przyjemny meeting to to nie będzie.
Może
to i lepiej?
Bo
gdyby Tośka wiedziała wtedy, to ze Zniszczoła zostałaby
tylko deska pod huśtawkę.
Tekst figuruje w moich folderach jako dodatek wielkanocny, ale jest zbyt słaby, żeby się z nam na Nie-lotnych obwieszczać, więc... zapraszam tam na dziewiątkę ze Słoweńcami i wódką w roli głównej, a tu prezentuje takie, o.
TO.
NIE. MA. ZWIĄZKU. Z. FABUŁĄ.
Choćby
byłby ogień, gdyby miało. :D
Mimo
że obiecałam niektórym *mruga do Patrycji*, że dodatki tylko w
czasie teraźniejszym, ale nie mogłam się oprzeć połączeniu
trzecia osoba + przeszły. Wybaczycie?
Aaaaa...! Czemu nie mówisz, że dodatek tu jest, gotowy do skomentowania, nooo...?
OdpowiedzUsuńMała Tośka to taka... taka mała ja. Serio. Mojej mamusi marzyło się, że skoro ma córeczkę, to będzie ją stroić w sukienki i czesać w warkoczyki... hahaha, nope. Białe ubrania? Przez 10 minut. Potem zmieniały kolor, na jaki to zależało od okoliczności. A trampki do sukienki pasują jak najbardziej! Wygoda ponad elegancją, oto motto małej E_A i małej Tośki jak widać też.
(Wgl, to takie aww...!gdy się przedstawia jako Tosia. Tosia brzmi tak... uroczo!).
Tośka w dzieciństwie to totalnie ja! Nikt nie chciał się ze mną bawić w przedszkolu... :(. To niesamowite jak taki króciutki dodatek potrafi wytłumaczyć charakter Sochy te naście lat później (#psychologiamocno #minęłamsięzpowołaniem). WIEM, ŻE TO NIE MA ZWIĄZKU Z FABUŁĄ. Ale jednak tłumaczy, przynajmniej dla mnie.
Z chłopakami łatwiej się dogadać choć na poziomie przedszkola, to było to zło wcielone.
Latanie! Kto nie marzył o lataniu! <3
(Huśtawki też zawsze wymiatały!)
Listy zawsze spoko. Szkoda tylko, że nie doszło do skutku...Ile takich dziecięcych przyjaźni się rozpadło się, przez pośpiech rodziców...?
Ogółem melancholijny ten końcówek. Taki... życiowy.
(ostatnie zdanie sugeruje nawiązanie do fabuły nie-lotnych, ale WIEM ŻE TAK NIE JEST. A szkoda. Było by ciekawie. Retrospekcje... E_A KOOOCHA retrospekcje...!)
No, to nie jest typowy mój tasiemiec, ale Ty i tak wiesz,jak bardzo loff dla Tosi (awww...! Tosia Socha <3) i Oleczka i Ciebie. <3
E_A
Jak już sobie odświeżam Precle (konkretnie 1 część, ale pozwoliłam sobie uogólnić), to tak przy okazji znalazłam ten dodatek do nielotnych. Surprise, surprise! Tego to ja się nie spodziewałam. Rzut okiem w przeszłość naszych tosiaczkowych kochanych. Już zaczęłam rozkminiać, jaki to będzie miało wpływ na ich relację, gdy odkryją, że mają wspólną przeszłość (ale to zabrzmiało poważnie xD), ale na szczęście na końcu zamieściłaś info, które uratowało mnie od bólu głowy spowodowanego nadmiernym myśleniem. Bo to nie ma związku z fabuła xD
OdpowiedzUsuńDodatek bardzo krótki jak na twoje standardy, ale ja bierę wszystko w ciemno, bo lubię czytać twoją twórczość. Jejciu, dzieciństwo Tośki było takie…melancholijne? Nie wiem, czy to najlepsze określenie, ale takie mi przyszło do głowy. Miłość Tośki to latania jak urocza. Kto by pomyślał, że w przyszłości będzie miła styczność z dyscypliną sportową, która z lataniem ma tak dużo wspólnego? Powiem jedno, naszym życiem nie rządzi przypadek. A Zniszczoł cierpiał na swój uśmiechnięty szczękościsk już od urodzenia! Wypiję za to xD Poza tym ja pałam sympatią do wszystkich dzieci i nie tylko, które chcą być jak Adam Małysz. Bo ja też chciałam nim zostać, gdy jako 5-latka skakałam z kanapy na podłogę. Trochę smutek, że nasi bohaterowie dopiero się poznali, a już musieli się rozstać. Ale kto ich polubił od pierwszego wejrzenia, niech śmiga na nielotnych :D
PS Piosenka z High School Musical. Jesteś potworem. Teraz cały dzień będę sobie podśpiewywać pod nosem wszystkie utwory z HSM. Bet on it. Bet on it.
Długo się zastanawiałam, czy nie włączyć tego jednak do fabuły. Rozmyśliłam się, bo wtedy komediowy element w całości trochę by osłabł, poza tym - nie byłoby nawet JAK tego wprowadzić. Na sto procent nie przypomnieliby sobie tego.
UsuńJa też chciałam być Małyszem, ale jak to mówią - "motylem byłem, ale utyłem..."
Dodatek krótki, bo trochę mi koncepcja padła, ale bardzo się cieszę, że i tak Ci przypadł do gustu. I za tyle miłych słów wieeeeelkie dzięki. :)
Taaaaaak, HSM! <3 BET ON IT, BET ON IT i boski Troy Bolton! Kto śmiałby zapomnieć! :D