sobota, 19 marca 2016

#02 Are you, are you coming to the swing?


Sześcioletnia dziewczynka siedziała na brzegu piaskownicy, zawzięcie uklepując babkę, którą udało jej się przed chwilą stworzyć. Brakowało tylko pięciu kolejnych, żeby jej majestatyczny zamek stanął w pełni swej krasy. Wyciągnęła na bok język, pogrążona w ciężkich procesach myślowych. Nie mogła dorobić kolejnych wież, bo dzieci z drugiego końca na pewno by się pogniewały, gdyby zabrała im ich część piasku.
Zrezygnowana, opuściła drobne ramionka i naciągnęła mocniej sukienkę na kolana. Była biała i miała koronkowe zdobienia, ale dziewczynce bardzo się to nie podobało. Nie lubiła sukienek i czuła ogromny żal do mamy, że zmusiła ją do założenia tego paskudztwa. Podparła głowę ręką i westchnęła zasmucona.
Koniec końców wstała. Jej jasne, niemal mleczne włosy skręcały się ku dołowi i przyjemnie powiewały, kiedy biegła do ławki, na której siedzieli rodzice.
— Zgłodniałaś, Tośka? — spytała mama, wycierając jej brudne z piasku ręce chusteczką nawilżającą, a na twarzy młodej pojawiła się bruzda niezadowolenia.
Tosia odwróciła się na chwilę za siebie i poczuła niewysłowioną tęsknotę za lataniem. Za powietrzem przepływającym od przodu i od tyłu. Za pracą nóg, która sprawia, że to latanie jest możliwe.
Zatęskniła za huśtawką. Nie spodobało jej się tylko to, że jedna z dwóch dostępnych była zajęta. I to przez chłopaka.
— Nie — odparła z pewnością w głosie. — Idę się pohuśtać! — I już biegła w kierunku huśtawek.
Postanowiła konsekwentnie zignorować jego obecność i jak gdyby nigdy nic usiadła drewnianej ławeczce, złapała za grube, metalowe łańcuchy, wycofała stopami, po czym mocno się odepchnęła i już leciała.
Lubiła, kiedy wiatr czochrał jej włosy i sprawiał, że czuła się, jakby miała skrzydła. Nie przeszkadzało jej zmęczenie nóg, bo bycie w powietrzu wynagradzało każdy ból. Jak na przykład ten, że żadna dziewczynka w przedszkolu nie chciała się z nią bawić, a także ten, że tata był dla niej bardzo surowy. I ten, kiedy czasem robiło jej się bardzo smutno i chciała się przytulić, ale w pobliżu nie było ramion gotowych ją przyjąć.
Dostrzegła kątem oka, że chłopak niemal się przestał kołysać i patrzył tylko na nią. Już go chciała zapytać, dlaczego się tak gapi, ale wtedy on zapytał:
— Lubisz się huśtać?
Tośka gwałtowanie wyhamowała, szurając swoimi ulubionymi trampkami o suchą ziemię. Bo sukienkę pozwoliła mamie na siebie włożyć, ale buty wybrała sama.
Tosia przypatrzyła się chłopakowi bardzo uważnie; był chudy, miał bujne brązowe włosy i zafascynowane niebieskie oczy. Dziewczynka zastanawiała się, czy może mu ufać; w końcu zwykle nikt nie chciał do niej zagadywać bez powodu.
— Lubię, bo co? — zapytała od razu w razie, gdyby tamten zechciał jej głupio powiedzieć.
Chłopczyk uśmiechnął się serdecznie; wówczas Tośka poczuła, że on na pewno nie ma złych zamiarów i rozluźniła się nieco, choć nadal ściskała mocno łańcuchy huśtawki.
— Ja też — odparł rozmarzony.
Usiadł wygodniej na deseczce, ale nie wprawił zabawki w ruch.
— Kiedyś będę latać, wiesz?
Tosia ściągnęła brwi, myśląc intensywnie.
— Chcesz być pilotem samolotu?
Chłopczyk pokręcił głową.
— Sam będę latał.
Tośka pomyślała sobie, że chłopczyk zmyśla, bo przecież pani w przedszkolu powiedziała, że ludzie nie mogą latać, bo nie mają skrzydeł. Sama o to zapytała, była więc pewna, że jej mały towarzysz kłamał.
— Terefere. Ciekawe jak — burknęła.
Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Na nartach! — odparł, jakby to było oczywiste.
Tosia nigdy w życiu nie miała nart w ręku; jej rodzice nigdzie nie wyjeżdżali, więc nie zaznała smaku górskich zjazdów, ale wiedziała, że służą one do używania na ziemi, a nie w powietrzu. To ją jeszcze bardziej utwierdzało w przekonaniu, że nowy kolega próbował jej tylko zaimponować.
— Ale zmyślasz — zarzuciła mu, choć nie jakimś zdenerwowanym tonem.
Chłopczyk jeszcze bardziej się podekscytował.
— Nieprawda! Mogę ci pokazać! Rodzice wczoraj zapisali mnie do klubu. Od jutra zaczynam treningi! Mam już narty i kask, i buty... Nie mam jeszcze stroju, ale trener powiedział, że na razie nie jest ma potrzebny.
Tosia zaczynała się bać, że z chłopakiem jest coś nie tak.
— Będę jak Adam Małysz!
I wtedy przypomniała sobie, jak u babci w każdą zimę leci program, w którym panowie na nartach skaczą z naprawdę wysokich górek. Ogromnych! Babcia mówi, że to bardzo niebezpiecznie i trzeba naprawdę dużo ćwiczyć, żeby nie upadać.
— Już wiem! — oznajmiła z entuzjazmem. — Nie boisz się, że nabijesz sobie guza? — Jej oczy urosły do rozmiaru spodków z filiżanek.
Pokręcił głową.
— Będę bardzo dużo trenował. Obiecałem to mamie i tacie.
Dzieci zamilkły na chwilę, usadawiając się lepiej na swoich huśtawkach.
Tosia próbowała sobie wyobrazić, jak ci skoczkowie czują się, gdy lecą na tych nartach tak długo. I jak udaje im się nie przestraszyć! Dziewczynka pomyślała sobie, że pewnie chłopczyk upadnie tyle razy, że przestanie trenować i zrobiło jej się przykro, bo gdyby mogła, sama by spróbowała, ale wiedziała, że za bardzo boi się wysokości.
— Wiesz, jak będę duży i taki sławny jak pan Adam, to ci dam bilety na konkurs! Tylko powiedz mi, jak się nazywasz, żebym mógł potem wysłać ci je listem!
— Przecież nie umiesz pisać — zauważyła mądrze.
Chłopczyk wzruszył ramionami.
— Poproszę rodziców, żeby do ciebie napisali, a twoi rodzice ci to przeczytają.
Na taki układ mogła przystać.
— Nazywam się Tosia Socha. Mieszkam Łabędziowie, przy ulicy Kochanowskiego 12. Pierwszy dom po lewej! Teraz ty mi musisz powiedzieć, jak się nazywasz, żebym wiedziała, od kogo dostałam list!
— Jestem Olek Zniszczoł. Mieszkam tutaj, w Wiśle, przy ulicy...
— Tosia, chodź tutaj prędko! — zawołała pani Socha, a Tośka natychmiast spojrzała w jej stronę. — Musimy jechać do domu, tata musi szybko wrócić do pracy.
Tosia uśmiechnęła się do chłopczyka, próbując go pocieszyć. Nie chciała wcale wracać, chociaż jeszcze przed kwadransem wszystko by za to oddała. Ale Olek był pierwszą osobą, która wcale nie bała się z nią porozmawiać, w dodatku okazał się miły i dobry. Aż żal jej było opuszczać plac zabaw.
— Przyjdziesz jeszcze? — smucił się Olek.
— Tosia, nie obijaj się, musimy wracać! — wołała dalej mama.
I mała panna Socha posmutniała.
— Wracam do domu, do Łabędziowa.
— Szkoda.
Tosia znowu próbowała się do niego uśmiechnąć, ale był bardzo, bardzo smutny.
— Będę czekać na twój list, dobrze?
Olek przytaknął i nagle jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech, na kilka sekund, zanim rodzice Tośki podeszli, żeby ją złapać za rękę i zabrać.
— Będę czekać na ciebie pod skocznią.

Ani jedno, ani drugie nie wiedziało, że żaden list nie zostanie nadany ani że nikt nie dostanie biletów. Żadne z nich nie podejrzewało jedna, że szesnaście lat później spotkają się pod skocznią, jak sobie obiecali, ale przyjemny meeting to to nie będzie.
Może to i lepiej?

Bo gdyby Tośka wiedziała wtedy, to ze Zniszczoła zostałaby tylko deska pod huśtawkę.




Tekst figuruje w moich folderach jako dodatek wielkanocny, ale jest zbyt słaby, żeby się z nam na Nie-lotnych obwieszczać, więc... zapraszam tam na dziewiątkę ze Słoweńcami i wódką w roli głównej, a tu prezentuje takie, o.
TO. NIE. MA. ZWIĄZKU. Z. FABUŁĄ.
Choćby byłby ogień, gdyby miało. :D
Mimo że obiecałam niektórym *mruga do Patrycji*, że dodatki tylko w czasie teraźniejszym, ale nie mogłam się oprzeć połączeniu trzecia osoba + przeszły. Wybaczycie?

3 komentarze:

  1. Aaaaa...! Czemu nie mówisz, że dodatek tu jest, gotowy do skomentowania, nooo...?
    Mała Tośka to taka... taka mała ja. Serio. Mojej mamusi marzyło się, że skoro ma córeczkę, to będzie ją stroić w sukienki i czesać w warkoczyki... hahaha, nope. Białe ubrania? Przez 10 minut. Potem zmieniały kolor, na jaki to zależało od okoliczności. A trampki do sukienki pasują jak najbardziej! Wygoda ponad elegancją, oto motto małej E_A i małej Tośki jak widać też.
    (Wgl, to takie aww...!gdy się przedstawia jako Tosia. Tosia brzmi tak... uroczo!).
    Tośka w dzieciństwie to totalnie ja! Nikt nie chciał się ze mną bawić w przedszkolu... :(. To niesamowite jak taki króciutki dodatek potrafi wytłumaczyć charakter Sochy te naście lat później (#psychologiamocno #minęłamsięzpowołaniem). WIEM, ŻE TO NIE MA ZWIĄZKU Z FABUŁĄ. Ale jednak tłumaczy, przynajmniej dla mnie.
    Z chłopakami łatwiej się dogadać choć na poziomie przedszkola, to było to zło wcielone.
    Latanie! Kto nie marzył o lataniu! <3
    (Huśtawki też zawsze wymiatały!)
    Listy zawsze spoko. Szkoda tylko, że nie doszło do skutku...Ile takich dziecięcych przyjaźni się rozpadło się, przez pośpiech rodziców...?
    Ogółem melancholijny ten końcówek. Taki... życiowy.
    (ostatnie zdanie sugeruje nawiązanie do fabuły nie-lotnych, ale WIEM ŻE TAK NIE JEST. A szkoda. Było by ciekawie. Retrospekcje... E_A KOOOCHA retrospekcje...!)
    No, to nie jest typowy mój tasiemiec, ale Ty i tak wiesz,jak bardzo loff dla Tosi (awww...! Tosia Socha <3) i Oleczka i Ciebie. <3
    E_A

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak już sobie odświeżam Precle (konkretnie 1 część, ale pozwoliłam sobie uogólnić), to tak przy okazji znalazłam ten dodatek do nielotnych. Surprise, surprise! Tego to ja się nie spodziewałam. Rzut okiem w przeszłość naszych tosiaczkowych kochanych. Już zaczęłam rozkminiać, jaki to będzie miało wpływ na ich relację, gdy odkryją, że mają wspólną przeszłość (ale to zabrzmiało poważnie xD), ale na szczęście na końcu zamieściłaś info, które uratowało mnie od bólu głowy spowodowanego nadmiernym myśleniem. Bo to nie ma związku z fabuła xD
    Dodatek bardzo krótki jak na twoje standardy, ale ja bierę wszystko w ciemno, bo lubię czytać twoją twórczość. Jejciu, dzieciństwo Tośki było takie…melancholijne? Nie wiem, czy to najlepsze określenie, ale takie mi przyszło do głowy. Miłość Tośki to latania jak urocza. Kto by pomyślał, że w przyszłości będzie miła styczność z dyscypliną sportową, która z lataniem ma tak dużo wspólnego? Powiem jedno, naszym życiem nie rządzi przypadek. A Zniszczoł cierpiał na swój uśmiechnięty szczękościsk już od urodzenia! Wypiję za to xD Poza tym ja pałam sympatią do wszystkich dzieci i nie tylko, które chcą być jak Adam Małysz. Bo ja też chciałam nim zostać, gdy jako 5-latka skakałam z kanapy na podłogę. Trochę smutek, że nasi bohaterowie dopiero się poznali, a już musieli się rozstać. Ale kto ich polubił od pierwszego wejrzenia, niech śmiga na nielotnych :D
    PS Piosenka z High School Musical. Jesteś potworem. Teraz cały dzień będę sobie podśpiewywać pod nosem wszystkie utwory z HSM. Bet on it. Bet on it.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo się zastanawiałam, czy nie włączyć tego jednak do fabuły. Rozmyśliłam się, bo wtedy komediowy element w całości trochę by osłabł, poza tym - nie byłoby nawet JAK tego wprowadzić. Na sto procent nie przypomnieliby sobie tego.
      Ja też chciałam być Małyszem, ale jak to mówią - "motylem byłem, ale utyłem..."
      Dodatek krótki, bo trochę mi koncepcja padła, ale bardzo się cieszę, że i tak Ci przypadł do gustu. I za tyle miłych słów wieeeeelkie dzięki. :)

      Taaaaaak, HSM! <3 BET ON IT, BET ON IT i boski Troy Bolton! Kto śmiałby zapomnieć! :D

      Usuń